Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Latające jabłko i nieproszony gość


Ścisnąłem nieco tego kurczaka w dłoni, a następnie wziąłem zamach, rzucając prosto w chłopaka, który zafundował mi sporych rozmiarów (a przynajmniej tak przypuszczałem) plamę na koszulce. Uśmiechnąłem się z satysfakcją, widząc jego zdegustowaną minę i mięso opadające z jego koszulki, które jeszcze kilka minut temu miałem zamiar skonsumować. No ale czego się nie robi dla honoru?

Odwróciłem się w stronę przyjaciół, którzy siedzieli jak skamieniali, najwyraźniej bojąc się ruszyć w obawie przed oberwaniem czyjąś kolacją, jednak, jak już się zdążyłem przekonać, raczej nie jest to żadne wyjście.

Parsknąłem śmiechem w tym samym czasie co Baekhyun z Sehunem, kiedy Chanyeol oberwał w ramię brzoskwinią. Zdezorientowanie na jego twarzy mnie rozbawiło, a jednocześnie zrobiło mi się go nieco szkoda, bo wyglądał jak wielkie, przestraszone dziecko, kiedy tak szeroko otworzył oczy i zamarł w szoku.

Park nie pozostał dłużny. Wziął część tego, co miał na talerzu, i cisnął gdzieś w bok, w bliżej nieokreślonym kierunku, wyraźnie nie dbając o to, kto zostanie jego ofiarą. Baekhyun bawił się z nas wszystkich chyba najlepiej, ogarniając bacznym okiem sytuację i rzucając tym, co akurat mu się trafiło pod ręką, a on sam był czysty... a przynajmniej jeszcze. W końcu nie chwali się dnia przed zachodem słońca, prawda? Stan jego ubrań mógł jeszcze ulec zmianie.

Jedyną nieuczestnicząca w tej „zabawie" osobą przy naszym stoliku był siedzący i przyglądający się wszystkiemu Oh, który jak do tej pory nie został potraktowany żadnym produktem.

— Ciągle zamierzasz tak siedzieć? — zagadałem.

Chłopak jakby ocknął się z transu i spojrzał na mnie, wzruszając ramionami.

— Nie widzę większego sensu w uczestnictwie w tym...

— Wiesz, to, ze ty w kogoś nie rzucasz, nie oznacza, że oni nie rzucą w ciebie... Coś już o tym wiem — wtrącił Chanyeol, biorąc zamach, a kulka ryżu zmieniła położenie z jego dłoni na włosy osoby parę stolików dalej.

Sehun parsknął pod nosem.

— No co ty nie powiesz, geniuszu.

Wywróciłem jedynie oczami i popatrzyłem na swoją w połowie pustą tacę. Muszę teraz roztropniej wybierać swoje cele i rozdzielać porcje, bo niedługo może mi się skończyć amunicja.. Wyszkolę się tu na zawodowego żołnierza. Chyba powinienem rozważyć opcję treningów.

...

Nie, może jednak nie.

Od tego momentu lepiej wybierałem następne osoby, tym razem mniej przypadkowe, a raczej takie, co kiedyś zalazły mi za skórę albo za którymi po prostu nie przepadałem. Nigdy bym nie pomyślał, że moja zemsta będzie polegać na rzucaniu w nich jedzeniem, ale póki działa i nie zdają sobie sprawy, że to ja, to jest dobrze.

W pewnym momencie poczułem lekkie szturchnięcie w ramię. Zerknąłem w bok prosto w czekoladowe tęczówki bruneta i miałem wrażenie, że dostałem porządne uderzenie w brzuch, bo, cholera, za bardzo się nachylił.

Jednak kiedy spuściłem wzrok na koszulkę, zauważyłem, że to wcale nie było wrażenie, bo na podłodze leżała pomarańcza, która prawdopodobnie chwilę wcześniej mnie trafiła... Auć?

— Myślę, że powinniśmy się powoli zbierać. Jak przyjdą nauczyciele, to nie będzie zbyt kolorowo.

— Myślisz, że ukarają cały rocznik? — Uniosłem brew, niezbyt przekonany co do takiej wizji.

— Myślę, że będą kazać nam to wszystko sprzątać albo wyznaczą dodatkowe zadania, a wolałbym tego uniknąć.

Przez chwilę rozważałem jego słowa, a potem zerknąłem na swój talerz, na którym znajdowały się jedynie resztki z mojej dzisiejszej kolacji. Raczej nie zrobię z tego już nic pożytecznego, chociaż dla chcącego nic trudnego, prawda? No ale może jednak czas sobie już odpuścić i zgodzić się z Sehunem, bo mądrze prawił, a ja naprawdę nie chcę sprzątać na szkolnej wycieczce. Nawet w domu mi się nie chce, a co dopiero tutaj.

— Myślisz, że uda nam się stąd wyjść bez uszczerbku? — spytałem, rozglądając się po wyglądającej jak pobojowisko stołówce (którym, nawiasem mówiąc, była).

— Tobie to i tak nie zrobi różnicy — zauważył, patrząc na mnie z rozbawieniem, a ja prychnięciem przyznałem mu rację.

Przez chwilę jeszcze rozglądałem się po pomieszczeniu, a potem nachyliłem się do Baekhyuna, natomiast Oh do Chanyeola, aby przekazać im, że my już idziemy. Chłopaki też nie namyślali się długo – jak my, to i oni.

Takim oto sposobem wylądowałem na podłodze, uznając, że lepszym wyjściem będzie doczołganie się po podłodze niż wystawienie się na atak ze strony rozbawionej młodzieży. Nie miałem pojęcia, czy pozostali wybrali tę opcję co ja, ale w każdym razie przodowałem. Normalnie jak prawdziwy lider prowadzę swoją grupę, nie ma co.

Aż do wejścia miałem spokój od niespodziewanych pocisków. Około dwóch metrów od drzwi już się podniosłem, ale nie zdążyłem postawić nawet jednego kroku naprzód, kiedy poczułem mocne uderzenie prosto w skroń, które sprawiło, że zacząłem widzieć mroczki w oczach i nawet się nie zorientowałem, kiedy zatoczyłem się na ścianę. Odruchowo zamknąłem oczy, starając się przegonić ból, a następnie otworzyłem je i zacząłem szybko mrugać, aby pozbyć się czarnych punkcików.

Zorientowałem się, że ktoś coś do mnie mówi, dopiero jak poczułem szturchnięcie w ramię. Odwróciłem się w tamtą stronę i muszę przyznać, że byłem dość mocno zaskoczony, a wręcz przerażony, nie widząc żadnego ze swoich przyjaciół tylko nauczycielkę matematyki. Po szybkim otaksowaniu sali wzrokiem zorientowałem się, że część osób już się zmyła, ale nie wszystkim się to udało. Możliwe, że zrobiłem wokół siebie zamieszanie i co po niektórzy nie zorientowali się, że nadchodzi opiekun. Nie jestem egocentrykiem, ale nie widzę żadnego logiczniejszego wytłumaczenia tej sytuacji.

Ponownie zerkając w gniewne oczy kobiety, zdałem sobie sprawę, że chyba jednak za długo dochodziłem do siebie, a teraz za to zapłacę. Wszyscy zapłacimy.

Bo jak być przegrywem to już na całego.

∘❣∘

Skończyło się na tym, że zostaliśmy zmuszeni do posprzątania tego pobojowiska. Nawet nie dali nam czasu na przebranie się w jakieś czyste ubrania (chociaż nie wiem, czy to miałoby jakikolwiek sens). Jak tylko przynieśli środki czystości, wziąłem się do roboty, robiąc wszystko nieco wolniej niż zazwyczaj przez ciągle lekko pobolewającą po uderzeniu głowę. Jak się okazało, tym razem nie była to pomarańcza, ale jabłko. Owoce mnie chyba nie lubią.

— Nie wierzę, że innym się upiekło, a my musimy tu siedzieć — zagadała czarnowłosa dziewczyna, wydymając nieco dolną wargę. Na początku nie bardzo wiedziałem, do kogo się zwraca, więc rzuciłem okiem na nasze najbliższe otoczenie, aby mieć pewność, że nie zrobię z siebie idioty.

Upewniwszy się, że to właśnie do mnie kierowała swoje słowa, zmarszczyłem nieco brwi, jednak zaraz je rozluźniłem, gdyż mogłoby się to wydawać nieco dziwną reakcją. Znałem ją, a przynajmniej z widzenia. W końcu wszyscy znają cheerleaderki.

— Son Naeun — przedstawiła się, chociaż nie musiała – i tak wiedziałem, kim jest.

— Xi Luhan. — Uśmiechnąłem się delikatnie.

Po prostu staliśmy i wpatrywaliśmy się w siebie, przez co zrobiło się nieco niezręcznie, a przynajmniej ja to tak odczuwałem. W momencie jak odwróciłem wzrok, ponownie się odezwała.

— Tak przy okazji to...

Nie zdążyła dokończyć, bo po stołówce rozległ się głośny pisk. Obydwoje odwróciliśmy się w tamtym kierunku, widząc wchodząca na stół dziewczynę, wpatrującą się z szeroko otwartymi oczami w coś, co najwyraźniej widziała na podłodze. Nie bardzo wiedziałem, o co chodzi, aż do chwili, kiedy kolejna osoba zrobiła to, co jej poprzedniczka.

Po usłyszeniu głośnego „Szczur!" z jej ust, szybko pojąłem, zresztą zapewne podobnie jak reszta tu obecnych, skąd ta gwałtowna reakcja. Osobiście niespecjalnie bałem się gryzoni, ale sądząc po pobladłych twarzach części uczniów, oni niekoniecznie. Nawet Naeun trochę się cofnęła, pomimo że znajdowaliśmy się parę stolików dalej.

Wywróciłem oczami, widząc szerzącą się panikę, gdy następne nastolatki wskakiwały na stoliki. Popatrzyłem na Sehuna, który jednak nawet po paru sekundach wpatrywania nie odwrócił się w moją stronę. Prychnąłem cicho pod nosem, odwracając wzrok. Zero wyczucia.

— Dobra, nie ma co panikować, wystarczy go złapać — odezwał się w końcu chłopak o czarnych, nieco przyklapniętych włosach.

— I niby jak chcesz to zrobić? — Uniósł brew Baekhyun, patrząc zaciekawiony na nastolatka.

Ten jedynie westchnął i wyjął swój smartfon, wystukując coś na klawiaturze i przeglądając. Przyglądałem się mu zaciekawiony. Nigdy nie zamieniłem z nim nawet słowa, ale nie sposób go nie znać. Kim Jongdae, jedna z najbardziej lubianych przez swój temperament osób w całej szkole, a przynajmniej na naszym roczniku. Członek szkolnej drużyny siatkówki. Wysportowany, ale niezbyt wysoki śmieszek. Nawet ja pałałem do niego sympatią, chociaż moja znajomość jego osoby była porównywalna do mojej znajomości historii.

— Wystarczy zastawić pułapkę. Od czego jest internet? — Uśmiechnął się. — Zbierzemy resztki jedzenia w jedno miejsce, najlepiej owoce. Przynajmniej tak tu piszą... No i pewnie trochę sera, w końcu to gryzoń. — Wzruszył ramionami.

— Piszą też, że ser jest szkodliwy i należy go podawać w małych ilościach — zauważył zaglądający mu przez ramię Chanyeol.

— Spokojnie, nie otrujemy go. — Wywrócił oczami. — Niech ktoś ułoży kupkę z tych resztek w jednym miejscu, a do tego niech prowadzi ścieżka z pojedynczych obierków. Może go to naprowadzi. Ja pójdę poszukać jakiegoś pudła.

— Idę z tobą — odezwał się Sehun, na co Jongdae skinął głową i dość szybko zniknęli w kuchni, która nie była dla nas na ogół dostępna, ale byliśmy tu sami, a w dodatku to sytuacja awaryjna.

Popatrzyłem po reszcie osób. Większość stało bezczynnie, najwyraźniej czekając, aż ktokolwiek zrobi pierwszy ruch w wykonaniu planu czarnowłosego. Westchnąłem i wziąłem się za zbieranie tego, co uznałem za stosowane użyć. Nie było tego bardzo dużo, bo większość zdążyliśmy już wyrzucić, ale miałem nadzieję, że wystarczająco. Szybko w moje ślady poszli Chanyeol z Baekhyunem, a potem reszta tych, którzy nie stali na stolikach i nie trzęśli się ze strachu.

— Nie przeszkadza ci to? — Zmarszczyła brwi Naeun, przyglądając się moim poczynaniom.

Wzruszyłem ramionami, biorąc resztki jedzenia w dłonie i zanosząc gdzieś bliżej szczura, aby łatwiej na to trafił. Cheerleaderka podążyła za mną niczym cień.

— Niby czemu miałoby? I tak mam rękawiczki.

— Chodzi mi o szczura — westchnęła, zakładając ręce na piersi. — Te gryzonie mogą przenosić groźne choroby. Nie wiemy, czy nie ma wścieklizny.

— Nie zachowuje się, jakby miał. Zresztą... Nie musimy do niego podchodzić. Domyślam się, że raczej chłopaki, którzy poszli po pudełko, to zrobią.

Naeun przez chwilę najwyraźniej biła się z myślami, a potem westchnęła i zaczęła zbierać razem ze mną i innymi. Kiedy stosik obierków, resztek owoców i żółtego sera został już skończony, mogliśmy się wziąć za zebranie pokarmu „szlaku", licząc na to, że to właśnie nim podąży zwierzę, dzięki czemu łatwiej nam będzie przewidzieć tor jego ruchu, a to tym samym ułatwi nam zadanie.

Osobami, które go „pilnowały", abyśmy mieli świadomość, gdzie się znajduje, byli dwaj uczniowie z równoległej klasy, którzy nie spuszczali z niego wzroku nawet na chwilę.

Prawdę mówiąc, nie miałem pojęcia, dlaczego po prostu kogoś nie zawołaliśmy, ale nie radziliśmy sobie najgorzej, więc chyba nie było sensu biec po opiekunów. Mamy plan, a to już coś, mam rację?

Po skończonej robocie usiadłem na najbliższym krześle, opierając podbródek na ręce, a ją łokciem o stolik. Rozglądałem się po stołówce, śledząc ruchy innych. W sumie to tak trochę jak z mangi, ale wersja w prawdziwym życiu. Grupka nastolatków zamkniętych w jednym miejscu i zmuszonych do pracy zauważa, że mają wśród siebie intruza, który uniemożliwia im skończenie roboty i wyjście z pomieszczenia. Muszą działać razem, aby go wyeliminować – inaczej zostaną tu już na zawsze.

Z zamyślenia i obmyślania dalszego rozwoju wydarzeń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi i głos Jongdae.

— Mamy to! — oznajmił na tyle głośno, aby każdy go usłyszał, wychodząc z Sehunem z pomieszczenia dla pracowników. Czarnowłosy trzymał w rękach pudełko, a Oh silikonową stolnicę.

Chanyeol pokazał im ułożoną z resztek jedzenia niewielką górkę, a oni ustawili się w niewielkiej od niej odległości. Następnie osoby wyznaczone do „sprowadzenia" gryzonia w tamto miejsce zaczęły sypać okruchy owoców niedaleko od szczura, czekając cierpliwie, aż ten się zorientuje i zacznie konsumować. Powoli kierowali się z nim w stronę chłopaków, a im bliżej byli, tym coraz bardziej się stresowałem, że coś pójdzie nie tak.

Kiedy szczur zajął się dobieraniem do obierków, Jongdae nie czekał nawet chwili – szybko do niego doskoczył i nakrył pudłem, a Sehun był zaraz za nim, wsadzając pod karton stolnicę, zapewne aby mieć go jak stąd wynieść. Nie pomyliłem się. Zaraz do nich dołączyła kolejna osoba, która pomogła Oh w trzymaniu materiału, natomiast Kim trzymał karton na wypadek, gdyby nasz nieproszony gość miał w planach ucieczkę.

Wszystko poszło zgodnie z planem, a przynajmniej tak wywnioskowałem po powrocie chłopaków i zwycięskich uśmiechach na ich twarzach. Nie trzeba było wiele, abyśmy zaczęli klaskać z podziwu dla samych siebie, natomiast czarnowłosy siatkarz kłaniał się przed nami, robiąc zabawne miny i śmiejąc pod nosem.

— Szkodnik wyeliminowany? — spytałem, podchodząc do mojego chłopca z mangi, co było kompletnie zbędne, zważywszy na to, że doskonale wiedziałem, co zaraz usłyszę.

Zanim Hun zdążył mi cokolwiek odpowiedzieć, głos zabrał Jongdae.

— Wypuściliśmy go w krzaki niedaleko ośrodka, więc nie powinien już wrócić... W sumie dość dziwne, że w ogóle się tu znalazł, ale mniejsza z tym. — Machnął ręką i nieco baczniej mi się przyjrzał, uśmiechając szerzej niż jeszcze kilka minut temu. — Ach, to ty. Dzięki za uratowanie mojej dziewczyny.

W pierwszej chwili jedynie patrzyłem na niego, nie bardzo wiedząc, o co chodzi. Zanim zdążyłem spytać, co ma na myśli, uprzedziła mnie Naeun.

— Gdyby nie ty to to jabłko by we mnie uderzyło. Stałam idealnie na torze jego lotu, a wtedy się pojawiłeś — pospieszyła z wyjaśnieniami, a następnie popatrzyła na czarnowłosego, mrużąc powieki. — I wcale nie jestem twoją dziewczyną.

— Kwestia czasu — skwitował, wywracając oczami, a następnie zwrócił się do mnie, wyciągając rękę. — Zdaje mi się, że nigdy nie rozmawialiśmy... Kim Jongdae, dla znajomych Chen.

— Xi Luhan. — Uścisnąłem jego dłoń, czując się nieco dziwnie w zaistniałej sytuacji. — Gdyby nie przypadek to byś oberwała — dodałem jeszcze, zerkając na dziewczynę.

Ta parsknęła śmiechem, podobnie jak jej „chłopak" i moi przyjaciele. Uśmiechnąłem się lekko.

— Już cię lubię — uznał Jongdae, kiwając głową z tym typowym dla siebie wyszczerzem przyklejonym do twarzy.

Od tego momentu praktycznie codziennie z nimi rozmawialiśmy, poznając tę dwójkę, a pod koniec wyjazdu mogłem śmiało stwierdzić, że do naszej paczki dołączyły kolejne osoby.

A pomyśleć, że wszystko zaczęło się od głupiego jabłka i niespodziewanej szczurzej wizyty... Czyli „Jak zdobyć przyjaciół" – podręcznik autorstwa Xi Luhana. Zejdzie jak świeże bułeczki, mówię wam. 

____________________________

na początku tej notki z góry chcę przeprosić, że dodaję tak późno. rozdział byłby wcześniej (chciałam dodać jeszcze przed rokiem szkolnym, cri), ale wypadło mi sporo prywatnych spraw, więc starałam się jak mogłam X---D

szkoła się zaczęła, mój plan lekcji woła o pomstę do nieba, ale pomimo to postaram się nie aktualizować jeszcze rzadziej niż teraz. w sumie to jak tam po pierwszym tygodniu? ;---) 

podziękowania dla Sleepy_Ashes za śpiewanie mi "majteczki w kropeczki" po chińsku podczas pisania rozdziału, kc XDDD


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro