Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Niespodziewane spotkanie i dwie szanse

L U H A N

Ostatnia rozmowa z Baekhyunem dała mi takiego kopa, że cały weekend spędziłem na czytaniu Ao Haru Ride, od początku do końca, przy okazji analizując to względem różnych sytuacji z mojego życia. Nie, to definitywnie nie było to. To znaczy... utwierdziłem się w przekonaniu, że jest w tym jakaś prawda, ale dalej nie widziałem aż tylu podobieństw – szczególnie odnośnie zakończenia. W dodatku, w odróżnieniu od Futaby, dalej byłem samotnym wilkiem, a to całkiem znaczące, mam rację?

W każdym razie od czasu bójki Krisa i Sehuna (a minęły pełne dwa tygodnie) nie rozmawiałem z moim przyjacielem, a w szkole omijałem go, jak tylko mogłem. Szczerze mówiąc, nie byłem pewny, czy dalej powinienem tak go nazywać, ale pomimo tego, że żaden z nas najwyraźniej nie chciał zaczynać rozmowy i trzymaliśmy się od siebie na dystans, nie potrafiłem. Chcąc nie chcąc, dalej był dla mnie ważny, przez co czułem się z tym wszystkim jeszcze gorzej, a jednocześnie nic z tym faktem nie robiłem. Pomimo wszystko Chińczyk także stał się mi bliski, więc nie mogłem tak po prostu przymknąć na to oka.

Życie toczyło się dalej – ciągle brałem lekcje angielskiego u Krisa, chociaż rzadziej. Tak jak wcześniej spędzaliśmy czas w bibliotece trzy razy w ciągu tygodnia, tak od czasu bójki mieliśmy zaledwie trzy spotkania. Za to widywaliśmy się w weekendy. Czułem się przy nim tak swobodnie, że wszystkie moje zmartwienia znikały jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki, a te kilka wspólnie spędzonych godzin były dla mnie chwilami relaksu.

— Xi Luhan!

Aż podskoczyłem na dźwięk głosu mojej przyjaciółki, która przerwała mi czytanie mangi podczas przerwy. Dosiadła się do mnie, a ja chcąc nie chcąc musiałem przerwać wykonywaną czynność. Odłożyłem tomik, ówcześnie zaznaczając stronę, i popatrzyłem na nią.

— Wyglądasz na dość... podekscytowaną — zauważyłem. Nie dało się nie zwrócić uwagi na jej szeroki uśmiech i delikatne wypieki na twarzy. — Coś się stało?

— Moooże... — przeciągnęła, robiąc przy tym zagadkową minę i podsycając moją ciekawość.

— Son Naeun!

— No już cicho bądź, dobrze wiesz, że ci powiem. — Wywróciła oczami i zrobiła dramatyczną pauzę, ale tym razem postanowiłem chwilę poczekać. — Umówiłam się! — wybuchła w końcu, a ja aż otworzyłem usta w geście zdziwienia.

— Wow, serio? Chyba powinienem pogratulować Jongdae, w końcu mu się udało — stwierdziłem, na co zostałem uderzony delikatnie w ramię. Spojrzałem na dziewczynę urażonym wzrokiem, masując pulsującą rękę.

— Nie z nim, oszalałeś? — Przysiągłbym, że podczas mówienia tego delikatnie się zarumieniła. — Umówiłam się na spotkanie z moim znajomym z gimnazjum. Zresztą, nie ma sensu tego tłumaczyć, i tak go nie znasz — stwierdziła i złapała mnie za rękę. — Mam do ciebie ogromną prośbę.

Uniosłem brew.

— Co takiego mógłbym dla ciebie zrobić?

— Muszę kupić jakiś ciuch. Sukienkę, spódniczkę... Cokolwiek. A ty pomożesz mi wybrać — oznajmiła pewnie tonem nieznoszącym sprzeciwu.

— Nie możesz ubrać czegoś, co masz w szafie?

Czarnowłosa popatrzyła na mnie, jakbym właśnie powiedział największą głupotę na świecie, a ja autentycznie się tak poczułem. Nigdy nie lekceważcie siły spojrzenia.

— Ach, faceci nigdy nic nie rozumieją. — Wydęła policzki. — Ten chłopak grał w szkolnej drużynie koszykówki. Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo popularny był?

— Eee... Pewnie, no nie wiem, bardzo?

— Otóż to. Zresztą i tak miałam iść niedługo na zakupy, więc równie dobrze mogę połączyć te dwie rzeczy. To jak, pomożesz mi?

— A mam jakiekolwiek wyjście? — westchnąłem, a cheerleaderka uśmiechnęła się szeroko.

— Cieszę się, że się rozumiemy. To jak, sobota o osiemnastej w tym parku co zawsze? — Już miałem ją spytać, dlaczego nie woli spotkać się od razu w centrum handlowym, ale zanim zdążyłem, ta już wstała. — Tylko się nie spóźnij! — przekazała mi jeszcze i zniknęła pomiędzy tłumem ludzi, spieszących się do swoich sal na lekcje.

Westchnąłem cicho i wziąłem swój tomik do ręki, na dźwięk dzwonka marudząc, że przez moją przyjaciółkę nawet nie zdążyłem dokończyć rozdziału.


N A E U N

Na jednej z przerw wypatrzyłam tę niesforną czarną czuprynę i od razu usiadłam obok chłopaka.

— Wypełniłam swoją część. A ty pytałeś już Sehuna? — spytałam od razu.

Jongdae popatrzył na mnie, uśmiechając się zupełnie tak, jakby miał mi do powiedzenia coś zupełnie innego niż to, co chciałabym usłyszeć.

— Pytałem, ale odmówił. I to po moich namowach, a doskonale wiesz, że potrafię być baaardzo sugestywny.

— Mówisz? — mruknęłam bez większego przekonania, a na jego twarzy uformował się wyraz prawdziwej urazy, przez co musiałam powstrzymać się od parsknięcia śmiechem.

— W każdym razie — kontynuował bez zwrócenia mi uwagi — nie musisz się o to martwić. Jeszcze zdążę go przekonać. A jak nie... Cóż, znajdę inny sposób, żeby go tam zabrać. — Wzruszył ramionami.

— Czyli zaciągniesz go tam bez względu na jego protesty i upór?

— Dokładnie tak.

— Świetnie. Cudowny plan B. Brawo, Kim Jongdae — wymamrotałam pod nosem sama do siebie bez entuzjazmu, na który mogłyby wskazywać moje słowa. Chłopak jedynie posłał mi głupkowaty uśmiech. — Cóż, najważniejsze, żeby podziałało — westchnęłam już głośniej.

— Mówię przecież, żebyś się tym nie przyjmowała. Sehun jest uparty, ale w końcu się złamie.

— No tak. W końcu wszyscy ulegają twojemu urokowi — zadrwiłam.

— Nie wszyscy. Ty dalej nie dałaś mi się nigdzie wyciągnąć — zauważył, a ja nie potrafiłam powstrzymać się przed delikatnym uśmiechem. Wstałam i poprawiłam bluzkę.

— Cóż, powiedzmy, że jestem wyjątkowym przypadkiem.

Po tych słowach odwróciłam się na pięcie i poszłam dalej korytarzem, nie odwracając się za siebie pomimo pokusy zobaczenia szerokiego uśmiechu, który z całą pewnością uformował się na jego twarzy.


L U H A N

Nie wiem, dlaczego dałem się Naeun na to namówić. Wizja chodzenia z nią po sklepach nie wydawała się zbyt zachęcająca w porównaniu do leżenia pod ciepłym kocykiem i czytania mang. No bo błagam, na zakupach tylko się zmęczę i pożalę nad tym, że nie mam pieniędzy na te wszystkie ciuchy, które mi się podobają, a w swoim pokoju wypiję hektolitry herbaty, potem co najwyżej wylewając ją w formie łez przez te wszystkie zwroty akcji. No sami sobie odpowiedzcie, która perspektywa jest lepsza?

Pomimo to nie miałem serca jej wystawić, zresztą... Trochę rozrywki z przyjaciółką dobrze mi zrobi. Chciałem wyciągnąć z nami Baekhyuna, ale zmieszał się i po paru sekundach jąkania w końcu wykrzyknął, że nie może, bo jedzie z tatą do wujka łowić ryby, a zaraz po tym uciekł gdzieś w głąb korytarza, pomimo że lekcja miała się zaraz rozpocząć. Pomińmy fakt, że mój przyjaciel wiedział o rybach jedno wielkie nic i z tego co wiedziałem, to nie mieli nawet wędki, a w dodatku kto normalny idzie łowić w sobotę wieczór? No ale okej, nie wnikam. Może jakieś nowe hobby. W końcu trzeba próbować nowych rzeczy.

Cheerleaderka kazała mi się ubrać 'ładnie', nie podając mi przy tym powodu. Nie miałem pojęcia, czy po prostu zależy jej na tym, abym o siebie dbał, czy to była delikatna sugestia, że powinienem zmienić styl. W każdym razie nie zrobiłem sobie zbyt wiele z jej słów, ale nie sądziłem, aby było źle. Czarne spodnie, biały podkoszulek i czarno-czerwona koszula w kratę z kapturem. Chyba powinno być w porządku... Nie miałem ani ochoty, ani czasu się przebierać, więc po prostu wziąłem jakieś pieniądze (w końcu jeśli nie kupię ubrań to może chociaż się najem) i telefon, chwilę później wychodząc z domu.

Tak jak zwykle pojechałem autobusem, żeby było szybciej i aby się mniej zmęczył. Szczerze mówiąc, myślałem, że tak czy siak się spóźnię, ale dochodząc na miejsce szybko zorientowałem się, że mojej przyjaciółki jeszcze nie było. Westchnąłem i usiadłem pod jednym z drzew, jako że dosłownie wszystkie ławki były zajęte. No naprawdę, czy ludzie nie mają co robić w weekendowy wieczór tylko zajmować miejsca w parkach?

Zająłem się dalszym czytaniem rozdziału w oczekiwaniu na Naeun. Nieszczególnie mi to przeszkadzało, bo przynajmniej miałem zajęcie, ale wkrótce zacząłem się niecierpliwić. Gdybym wiedział, że tak to się skończy, to nie spieszyłbym się. Już miałem wybrać numer do przyjaciółki, kiedy usłyszałem zbliżające się kroki. Odetchnąłem i wstałem, otrzepując spodnie z trawy. Odwróciłem się w stronę dźwięku, przybierając najbardziej nadąsaną minę, na jaką było mnie w tym momencie stać.

— Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, ile na ciebie czekałem i ile...

Przerwałem, uświadamiając sobie, że osoba, na którą patrzę i która właśnie przyszła, to wcale nie czarnowłosa, tylko wysoki chłopak o kasztanowych włosach i równie zaskoczonym wyrazie twarzy jak mój.

— Że czekałeś... na mnie? — spytał zdezorientowany Sehun, a po jego minie szybko wywnioskowałem, że czuł się tak samo niezręcznie.

Przełknąłem ślinę, w panice zastanawiając się, co powinienem zrobić. Nie byłem przygotowany na zobaczenie go tego wieczoru, a tymczasem stał zaledwie dwa metry ode mnie. I chociaż się do siebie nie odzywaliśmy i unikałem go jak ognia, to nie mogłem powstrzymać się od myśli, że wyglądał naprawdę dobrze, zresztą jak zawsze.

— Na Naeun — wymamrotałem. — Myślałem, że ona tu idzie...

— A ja myślałem, że spotkam tu Jongdae.

Zapadła między nami niezręczna cisza. Spuściłem głowę na swoje dłonie, bawiąc się palcami. Zastanawiałem się, co powinienem powiedzieć. Może w ogóle nic nie mówić i czekać na jego ruch? Albo po prostu zadzwonić do cheerleaderki i przekazać, że będę na nią czekał w galerii? Wszystko, byle się stąd wyrwać i przerwać ten moment. Nie tak wyobrażałem sobie nasze ponowne pojednanie się. To znaczy, w moich myślach wyglądało to tak, że patrzymy na siebie z Sehunem z oddali i zaczynamy biec w tym samym momencie, a będąc blisko rzucamy się sobie w ramiona. On mówi, że już nie będzie się zachowywał jak dupek, a ja odpowiadam, że mu wybaczam i że strasznie za nim tęskniłem, a na koniec całujemy się w akompaniamencie rozweselonego śpiewu aniołów.

Z tych rozmyślań wyrwał mnie dopiero widok ręki przede mną. Podniosłem wzrok, pytająco spoglądając na Sehuna, czekającego na moją odpowiedź na jego gest.

— Chodźmy gdzieś — odezwał się w końcu.

— Ale Na... — zacząłem i niemal natychmiast przerwałem, a w mojej głowie ta cała sytuacja łączyła się powoli w logiczną całość.

Obaj przyszliśmy tu na spotkanie z przyjaciółmi z naszej paczki. Ta dwójka też się przecież ze sobą przyjaźniła. Wybrali ten sam wieczór, to samo miejsce spotkania i oboje nie przyszli. Nie wierzę.

— Zaplanowali to? — spytałem lekko oszołomiony, niezbyt mogąc w to uwierzyć.

Sehun wzruszył ramionami.

— Brzmi dość logicznie. Pójdziesz za mną czy nie? Chyba powinniśmy porozmawiać.

Jeszcze przez chwilę się wahałem, ale kiwnąłem powoli głową. Muszę przyznać, że poczułem lekki zawód, kiedy opuścił rękę i po prostu się odwrócił, ale nie zamierzałem narzekać. Ruszyłem za nim powolnym krokiem.

Nie bardzo wiedziałem, gdzie się kierował, ale postanowiłem mu zaufać. W końcu nie zabije mnie w jakimś zaułku, mogę mu ufać, prawda? Może i się zmienił, ale nie sądzę, że aż tak drastycznie.

Popatrzyłem na niego niezrozumiale dopiero kiedy zatrzymaliśmy się przed drzwiami do budynku, na którym wisiał świecący się na różne kolory szyld „Game area". Sehun wpatrywał się we mnie wyczekująco, a ja pomimo nikłego światła zdołałem dostrzec w jego oczach te dobrze mi znane iskierki, na widok których ścisnął mi się żołądek.

— Co tu robimy? — zadałem pierwsze pytanie, które przyszło mi na myśl, chcąc przerwać tę przedłużającą się, nieznośną ciszę.

Oh parsknął pod nosem i przewrócił oczami.

— A co się robi w salonie gier? — Zerknął na mnie i odchrząknął, widząc mój karcący wzrok. — Po prostu... wyglądasz na spiętego. A co rozluźnia lepiej niż zabawa? — Posłał mi nieśmiały uśmiech.

Przez jedną chwilę się wahałem, zanim w końcu skinąłem głową. Widziałem, jak jego ramiona opuszcza niezauważone przeze mnie napięcie, kiedy pchnął drzwi i wszedł do pogrążonego w mroku hallu, gdzie dało się słyszeć hałasy z pomieszczenia położonego bardziej w głębi budynku.

Zakupiliśmy żetony na maszyny i weszliśmy do środka. Z każdej strony dochodziły do nas dźwięki pochodzące z innych urządzeń. Mój wzrok spoczął na tym z kierownicą. Nie pytając mojego towarzysza o zdanie, po prostu podszedłem do maszyny i usadowiłem się na obitym skórą siedzeniu, kątem oka widząc, że Sehun zajmuje miejsce obok.

— Chcesz się ścigać? — Uniósł brew, na co posłałem mu uśmiech.

— Chyba nie boisz się przegranej, co?

— Ja? Nigdy — parsknął i niemal równocześnie wrzuciliśmy monety.

Nie mogłem powstrzymać śmiechu, kiedy co i rusz obaj wpadaliśmy albo na samochody obok, albo na różne nieruchome obiekty, albo na samych siebie. Koniec końców to ja pierwszy przekroczyłem linię mety, co musiałem okrzyknąć głośnym „Ha!".

Sehun po tej sromotnej porażce uznał, że teraz on powinien wybrać grę i skończyło się na tym, że próbowaliśmy w wyznaczonym czasie wrzucić do kosza jak najwięcej piłek, tym samym powiększając liczbę punktów. Po tej rundzie nasz wynik się wyrównał, a ja mrużyłem oczy na wyzywające spojrzenia Huna, które ten mi posyłał.

Daliśmy się wciągnąć w wir gier i zabawy, dobrze wykorzystując ten czas, śmiejąc się non stop i przeszkadzając sobie wzajemnie dla własnej korzyści. Pod koniec, przy cymbergaju, chyba już trochę nas poniosło, kiedy przez przypadek – to naprawdę nie było specjalnie! – uderzyłem w krążek tak, że podskoczył i uderzył kasztanowłosego w pierś, następnie upadając na podłogę. Może to nie było aż tak zabawne, ale byliśmy tak naładowani pozytywną energią, że obaj skręcaliśmy się z napadu śmiechu, trzymając za brzuchy i omal nie lądując na podłodze.

Wyszliśmy stamtąd po mniej więcej dwóch godzinach z szerokimi uśmiechami na twarzach.

— Zdążyłem zgłodnieć... To jak będzie, dasz się jeszcze wyciągnąć do kawiarni? Ja stawiam.

— W takim wypadku chyba nie wypada odmówić — skwitowałem niby obojętnie, zaraz po tym parskając krótkim śmiechem.

Udałem się za Hunem, wdając się z nim w pogawędkę o ostatnim wielkim hicie, który wszedł do kina. Żaden z nas go nie oglądał, więc omawialiśmy tylko grających tam aktorów i opinie krążące po internecie. Nawet nie zorientowałem się, kiedy dotarliśmy do mojej ulubionej kawiarni – tej, do której go zabrałem przy naszej wycieczce po Seulu. Wszedłem do środka, zajmując jeden ze stolików przy oknie i starając się nie dać po sobie poznać, że ten wybór mnie poruszył. Byłem przekonany, że wyższy zrobił to z premedytacją i nie mogłem nawet przed samym sobą skłamać, że mi się to nie podobało.

Złożyliśmy zamówienia i zapadła między nami cisza, która była znacznie mniej niekomfortowa, niżbym pomyślał jeszcze kilka dni temu.

— Tęskniłem za spędzaniem z tobą czasu. — Przerwał ją w końcu Hun chwilę po tym, jak przyniesiono nasze ciasta i herbaty.

Łyżeczka z kawałkiem sernika zawisła w połowie drogi do moich ust, a serce nieco mi przyspieszyło na dźwięk tych słów.

— Ja też — przyznałem cicho, pakując sobie ciasto do ust. Tylko spokojnie Luhan, tylko spokojnie...

— Przepraszam — odezwał się, a ja podniosłem na niego wzrok, zauważając, że wpatruje się we mnie, a jego lekko zaciśnięte usta wskazały na lekkie podenerwowanie. — Przepraszam za to, że uderzyłem Yifana. Byłem wściekły.

— To jego powinieneś przepraszać, nie mnie. A uczucia nie są żadnym uzasadnieniem. — Pokręciłem powoli głową, przygryzając wargę.

— Wiem, że nie powinienem się tym usprawiedliwiać, ale... Nie lubię go, okej? Zresztą z wzajemnością. — Odwrócił wzrok, zaciskając na stole dłoń w pięść. — Byłem zły o to, że spędzasz z nim tyle czasu i czułem, że to jeden z powodów, dla których nasze relacje się oziębiły.

— To ty pierwszy znalazłeś sobie nowych znajomych — zauważyłem. Skrzywił się, ale nie zaprzeczył.

— Przyznaję, że spieprzyłem. I zdałem sobie z tego sprawę dopiero wtedy, kiedy zauważyłem, jak bardzo jego głupie słowa i zaczepki mają na mnie wpływ. I wtedy, kiedy to o niego zacząłeś się martwić w pierwszej kolejności. Byłem po prostu zazdrosny, Luhan — powiedział cicho i wreszcie na mnie spojrzał, a na widok szczerej skruchy w jego spojrzeniu ścisnęło mi się serce. — Chciałbym odzyskać to, co zaprzepaściłem. Chciałbym odnowić z tobą relacje i chciałbym, żeby znowu było tak jak dawniej. Nie mogę znieść tego, że jeszcze półtorej miesiąca temu byliśmy świetną paczką, a teraz nie umiemy nawet normalnie porozmawiać albo usiąść razem podczas lunchu, a podczas mijania się na korytarzu udajemy, że się nie widzimy.

Rozumiałem go. Doskonale go rozumiałem. Sam miałem tej sytuacji po dziurki w nosie i czułem się, jakbym właśnie wypuścił z płuc długo wstrzymywany oddech. Taki... lekki, odprężony. Ten wieczór jeszcze dobitniej mi uświadomił, jak strasznie za nim tęskniłem. Za jego uśmiechem, za barwą jego głosu, za jego obecnością przy mnie. Odetchnąłem cicho, rozluźniając zaciśniętą na udzie dłoń, podczas gdy Sehun ciągle wpatrywał się we mnie tymi swoimi ciemnymi oczami, w które wpatrywałem się tyle razy.

— Więc jak będzie? Zgoda? — spytał nieśmiało, niepewnie unosząc kąciki ust w górę, chociaż wyraźnie widziałem, jak bardzo to pytanie go stresowało.

Przez chwilę się nie odzywałem, zanim w końcu na moją twarz wpłynął taki sam, niepewny uśmiech.

— Myślę, że poważnie rozpatrzę tę propozycję, jeśli zamówisz mi jeszcze jeden kawałek sernika.

I przysięgam, śmiech Sehuna w tamtej chwili to najpiękniejszy dźwięk, jaki mogłem usłyszeć.


N A E U N

— No i widzisz? Wszystko poszło zgodnie z planem, tak jak mówiłem — odezwał się dumny z siebie Jongdae, kiedy razem przyglądaliśmy się z ukrycia, jak Sehun z Luhanem wspólnie odchodzą.

— Sehun się spóźnił. Już myślałam, że nie przyjdzie.

— Ale przyszedł. — Nie dawał za wygraną, a ja tylko przewróciłam oczami, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu ulgi. Teraz mogło być już tylko lepiej, prawda? Przynajmniej w to chciałam wierzyć.

Westchnęłam i przeciągnęłam się, następnie spoglądając na Chena.

— To jak, idziesz?

— Gdzie? — Zmarszczył brwi.

— Na zakupy. Może i kłamałam z randką, ale naprawdę przydałyby mi się jakieś nowe ciuchy. Potrzebuję kogoś do niesienia siatek... I może małej rady — dodałam po chwili ciszy, chcąc się z nim nieco podroczyć.

Siatkarz uśmiechnął się powoli i skłonił teatralnie.

— Kim Jongdae do twoich usług!

∘❣∘

Nigdy nie przyznałabym tego na głos, ale Chen okazał się bardzo dobrym towarzyszem. Obiektywnie doradzał mi, co powinnam wziąć, a co jednak odrzucić, a także sam wyszukiwał mi różne ubrania i przyznam, że większość trafiała w mój gust.

— Jongdae! Co myślisz o tej koszulce? — zawołałam go, przyglądając się czarnemu podkoszulkowi na ramiączkach.

Chłopak zerknął i uniósł brew.

— To męska.

— No co ty nie powiesz — parsknęłam. — Pomyślałam o tobie, nie o sobie. Idź przymierz. — Rzuciłam mu ją.

— A wpadłaś na to, bo...?

— Bo ciągle szukamy czegoś dla mnie, a tobie też przydałoby się coś na odświeżenie. Nie marudź tylko idź.

Chłopak wywrócił oczami i udał się do przebieralni, a ja zaraz za nim. Uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy z niej wyszedł, ubrany w markowy ciuch.

— Pasuje ci. Weź go — poradziłam i już miałam odejść, kiedy zatrzymał mnie jego głos.

— Co mam zrobić, żebyś się ze mną umówiła?

Odwróciłam się do niego zaskoczona, spodziewając się zobaczyć figlarny uśmiech. Zamiast tego wzrokiem natrafiłam na całkiem poważny, oczekujący wyraz twarzy. Odetchnęłam cicho i uśmiechnęłam się lekko.

— Zostań Lee Taeminem. Koszulkę już masz. – Wskazałam ruchem głowy na tę sklepową, którą miał na sobie. — Nosił podobną w teledysku do „Move".

Jongdae zerknął na siebie i parsknął, unosząc brew z iskierką w oku.

— Czyli co, powinienem teraz zatańczyć?

Zanim zdążyłam zaprotestować, Chen zaczął intonować muzykę, a następnie słowa do refrenu, w następnej chwili kręcąc biodrami tak jak mój idol. Cóż, przynajmniej starał się, żeby to tak wyglądało. Parsknęłam śmiechem i zakryłam usta dłonią, chcąc ukryć szeroki uśmiech wstępujący mi na twarz i delikatny rumieniec formujący mi się na policzkach. Może i nie był Taeminem, ale zawsze miałam go za dobrego tancerza.

— Uspokój się, tu są ludzie — upomniałam go, powstrzymując śmiech. O dziwo przestał, posyłając w moją stronę szeroki, zadowolony z siebie uśmiech, i zaraz znikając za zasłonką.

Pokręciłam głową i wyszłam, postanawiając poczekać na niego przed sklepem. Podczas naszych odwiedzin kolejnych sklepów musiałam wysłuchiwać jego prób śpiewania innych piosenek Taemina, a szczególnie często wracał do jednej, zmieniając wers z „I just wanna be a soldier" na „I just wanna be your soldier" i okropnie przy tym fałszując, przez co nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.

Może i brunet nie był Taeminem, ale był jednym z moich najlepszych przyjaciół, na którego zawsze mogę liczyć i który za każdym razem umie mnie rozśmieszyć.

Jeśli Luhan da drugą szansę Sehunowi, może ja powinnam dać pierwszą Jongdae?

___________________________

uwierzcie, jestem tak samo w szoku jak wy, że dodaję ten rozdział

zaczynam tęsknić za pisaniem, więc mam nadzieję, że uda mi się w końcu skończyć to fanfiction, szczególnie że następny rozdział prawdopodobnie będzie ostatnim!!

miłej majówki skarby 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro