15. Rozcięta warga i postanowienie Luhana
Poszliśmy spać dopiero koło czwartej nad ranem, więc wstając przed dwunastą autentycznie myślałem, że się nie podniosę (i pewnie bym tego nie zrobił, gdyby nie pomoc moich niezawodnych przyjaciół, którzy siłą wyciągnęli mnie z tego łóżka, bo uznali, że są głodni).
Do domu wracałem busem po czternastej. Nieco się rozbudziłem, ale i tak czułem, że powieki mi lecą w dół. Niby spałem około siedmiu godzin, ale to zdecydowanie nie była zadowalająca mnie ilość po tak „pracowitej" nocy.
I naprawdę miałem zamiar wejść do swojego pokoju i po prostu położyć się na łóżku, aby przespać jeszcze trochę albo przynajmniej odpocząć, ale wraz z przekroczeniem progu pokoju i zobaczeniem czegoś, czego się nie spodziewałem, ten pomysł szybko wyparował mi z głowy.
Na materacu znajdował się sporych rozmiarów wiklinowy koszyk, zawiązany w przeźroczystą folię i zwieńczony czerwoną wstążką, a przez nią widać było wręcz górę słodyczy. Tuż obok pakunku siedział natomiast całkiem duży, biały miś z łatką w kształcie serca na lewej piersi.
Wpatrywałem się w to przez chwilę, niezdolny do wykonania nawet kroku, po czym w końcu powoli zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do łóżka, siadając na jego brzegu. Oczy miałem jak dwie piłeczki i usta lekko otwarte w wyrazie zdziwienia, kiedy sięgnąłem po kosz, szybko orientując się, że jest wypełniony różnymi smakołykami – zdołałem nawet zauważyć moje ulubione czekoladki! Kąciki ust mimowolnie uniosły mi się w górę przez patrzenie na to, co na wierzchu, a przecież pod spodem też coś się skrywa. Chyba powinienem zacząć przejmować się, że będę gruby, ale to jakoś nie zaprzątało moich myśli. W razie czego jakoś to zrzucę. Chyba.
Pociągnąłem za jeden z końców zawiązanej w kokardę wstążki, a po chwili już mogłem rozchylić folię, aby dostać się do tych wszystkich słodyczy. Zanim jednak zacząłem sprawdzać, co paczuszka w sobie jeszcze skrywała, wziąłem do ręki małą, złożoną na pół białą karteczkę.
„Mam nadzieję, że trafiłem w twój gust i się uśmiechnąłeś. Nie szczędź sobie słodkości, Lu".
Dołączona jeszcze była wczorajsza data – 14 marca. Zmarszczyłem brwi, ale już po chwili moją twarz rozjaśnił wyraz zrozumienia. White Day, dzień, kiedy chłopaki dają dziewczynom podarki. Pomimo że byłem płci męskiej, zrobiło mi się ciepło na sercu, że ktoś zadał sobie trud, aby to wszystko kupić, zapakować i tu przywieźć.
Przygryzłem wargę, a w mojej głowie pojawiła się myśl, którą od razu odpędziłem. Przecież to niemożliwe, żeby to ON mi to przyniósł. Więc kto...
I wtedy zrozumiałem. Wszystko stało się wręcz oczywiste. Mimowolnie uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, rozczulony. Yifan. To musiała być jego sprawka. Pewnie w ten sposób chciał podziękować za dawane mu przeze mnie lekcje koreańskiego (chociaż jego pomoc z angielskim była znacznie większa). Chociaż z drugiej strony... Skąd wziąłby mój adres? Podawałem mu jedynie okolicę, w której mieszkam. Szybko nabrałem ochotę na popukanie siebie samego w głowę. Przecież on chodzi do klasy z moją przyjaciółką, to nie mogło być trudne. I całą noc zachowywała się tak, jakby nie miała o niczym pojęcia. Sprytnie, Naeun.
Westchnąłem. Powinienem mu podziękować w poniedziałek, jak tylko go zobaczę. Ale do tego jest jeszcze czas, a tymczasem postanowiłem zrobić sobie challenge o nazwie „jak dużo słodyczy jesteś w stanie zjeść na raz", najlepiej podczas oglądania jakiegoś filmu. Plan idealny.
S E H U N
Zwykle lubiłem wf – mogłem się tam porządnie zmęczyć, wyżyć w przypadku rozsadzających mnie od środka emocji albo po prostu się odprężyć i pogadać z kolegami. Dzisiaj jednak już od początku byłem cały spięty, kiedy okazało się, że nasz nauczyciel jest nieobecny, a my zostaliśmy przydzieleni na zastępstwo do grupy, która ma zajęcia na drugiej hali.
Dwie godziny z Wu Yifanem w tym samym pomieszczeniu to zdecydowanie zbyt długo, abym był w stanie to znieść.
Chociaż nie, może przesadzam. W końcu mogliśmy się po prostu ignorować i żaden z nas nie wchodziłby drugiemu w drogę. To nie byłoby jeszcze takie złe. Gorzej, że nauczyciel postanowił, abyśmy zagrali w piłkę nożną, a podczas losowania drużyn wpadliśmy do tej samej, tym sposobem zostając zmuszonymi do pracy zespołowej. I o ile nie wiem, co on o tym sądził (a miałem wrażenie, że niespecjalnie mnie lubi, zresztą z wzajemnością), tak ja nie miałem zamiaru z nim współpracować. Po prostu nie i koniec.
Ustawiłem się na swojej zwyczajowej pozycji i gra się zaczęła – nawet nie było tak źle, udało mi się nie zwracać na niego uwagi i zająć się tym, w czym jestem dobry – bieganiem po boisku i strzelaniem do bramki. W momencie kiedy zostało dziesięć minut lekcji, a obie drużyny remisowały, trener zawyrokował, że przegrani będą musieli zrobić czterdzieści pompek i przebiec całą hale dwa razy.
Chciałem dobiec do bramki i strzelić ostatni raz, ale szybko zostałem wręcz otoczony przez przeciwników, którzy skutecznie uniemożliwiali mi zdobycie punktu. Zacisnąłem usta i rozejrzałem się po boisku w poszukiwaniu wolnego zawodnika. Jedyną osobą, której mogłem bez obaw podać, był na moje nieszczęście Kris. Chwilę walczyłem z myślami. Nie chciałem wykonywać dodatkowych ćwiczeń, ale szybko doszedłem do wniosku, że podanie do niego jest zdecydowanie ponad moją godność, o ile tak to mogę nazwać. Koniec końców kopnąłem piłkę w stronę jednego z mniej krytych chłopaków z mojej klasy, ale zanim zdążył ją odebrać, druga drużyna ją przejęła. Mecz szybko zakończył się gwizdkiem nauczyciela i karą, którą musieliśmy odbębnić.
Skończyłem chwilę przed dzwonkiem i jak tylko rozbrzmiał, udałem się do szatni, aby wziąć porządny prysznic. Kompletnie nie miałem humoru, więc po prostu się przebrałem i wyszedłem stamtąd, kierując się w stronę sal. I udało by mi się to, gdyby nie czyjaś ręka na moim przedramieniu.
Odwróciłem się i stanąłem twarzą w twarz z korepetytorem od siedmiu boleści.
— Doskonale wiedziałeś, że jestem niekryty. Dlaczego do mnie nie podałeś?
— Skąd pewność, że wiedziałem?
Parsknął.
— Nie udawaj głupiego.
Zacisnąłem usta.
— Uznałem, że Junghyeon ma szansę ją odebrać, a był bliżej bramki niż ty.
— Obaj doskonale wiemy, że to nie o to chodziło — mruknął, ściszając głos. Chłopaki wychodzili z szatni i przystawali, widząc nas na środku korytarza. Yifan ciągle nie puścił mojej ręki. — Nie wiem, co ty do mnie masz, ale miło by było, gdybyś w czasie gry schował dumę do kieszeni i zachowywał się, jak należy. — Uśmiechnął się sztucznie, a ja poczułem, jak skacze mi ciśnienie. — Jeśli podczas meczy też podejmujesz tak głupie decyzje, to współczuję drużynie takiego gracza.
Zacisnąłem usta i wyszarpnąłem rękę z jego uścisku, w następnej chwili popychając go tak, że był zmuszony cofnąć się o krok. Słyszałem szmery rozmów wokół nas, ale nic mnie one nie obchodziły.
— To jak gram na lekcjach, a jak na treningach i meczach, to dwie zupełnie inne rzeczy. Jeśli nie wiesz, to lepiej się nie wypowiadaj — fuknąłem.
Chłopak uniósł ręce w geście poddania się.
— W porządku, skoro tak mówisz. Graj tak, jak chcesz, ale niech to nie odbija się na reszcie, bo nie każdy ma ochotę wykonywać dodatkowe ćwiczenia.
— Aż tak ci one zaszkodziły? — Wywróciłem oczami. — To tylko trochę więcej wysiłku, nie przesadzaj.
— Nie mówię tego w swoim imieniu, tylko we wszystkich — wycedził, najwyraźniej też się już irytując. — Ogarnij się, Oh. — Szturchnął mnie w ramię tak, że tym razem ja musiałem się odsunąć. Niemal od razu zbliżył się na taką odległość, że miałem ochotę znowu go od siebie odepchnąć, ale jedynie spiąłem się nieco. — Zawsze taki byłeś?
Zmierzyłem go chłodnym wzrokiem.
— A co ci do tego?
Pokręcił głową i cofnął się o krok.
— Po prostu już chyba zaczynam rozumieć, czemu przestaliście ze sobą gadać — mruknął na tyle cicho, że tylko ja byłem w stanie go usłyszeć podczas zgiełku przerwy.
Nie trudno było mi zgadnąć, o kim mówi. W jednej chwili dosłownie się we mnie zagotowało. Nie zwracając uwagi na ludzi wokół, popchnąłem go mocniej niż wcześniej i wymierzyłem cios, pięścią uderzając go w szczękę tak, że głowa mu się odchyliła. Jak przez mgłę słyszałem przestraszone, zduszone piski, zbyt zaaferowany całą tą sytuacją. O dziwo, Yifan szybko wziął się w garść. Z furią wymalowaną na twarzy obrał za cel bok mojej głowy. Ledwo co udało mi się zablokować jego rękę swoją, jednak i tak pod wpływem hamowanego uderzenia skrzywiłem się i poczułem tępy ból w czaszce. Popchnął mnie, w efekcie czego zatoczyłem się i upadłem. Zacisnąłem usta i kopnąłem go w piszczel najbardziej precyzyjnie, jak mogłem w takiej pozycji. Z trudem podniosłem się i odzyskałem równowagę. Poczułem, jak czyjeś ręce – prawdopodobnie Chanyeola – łapią mnie za barki i próbują odciągnąć, ale tylko je odtrąciłem, w następnej chwili chwytając Yifana za poły koszulki. Byłem bliski „rzucenia" go o ścianę, jednak skutecznie przerwał mi to czyjś głos.
— Sehun, puść go!
Powoli odwróciłem głowę w kierunku lekko spanikowanego głosu i niemal od razu zabrałem ręce z rówieśnika, cofając się o krok i nie spuszczając wzroku z chłopaka.
Luhan.
Podbiegł do nas, od razu dopadając do nieco szybciej oddychającego Chińczyka. Dopiero teraz zauważyłem, że z najwyraźniej lekko rozciętej wargi leci mu krew.
— Kris, nic ci nie jest? Hej, niech go ktoś zabierze do pielęgniarki! — polecił, nie czekając na odpowiedź swojego korepetytora.
— Mogę pójść sam — mruknął i odsunął się, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Odwrócił się na pięcie i przeszedł przez tłum ludzi zebranych przy nas, a za nim podążył jeden z chłopaków z jego klasy. Odprowadzałem ich spojrzeniem do momentu, kiedy nie poczułem szarpnięcia za rękę.
— Zwariowaliście?! Co ty mu zrobiłeś? — wręcz krzyknął wyraźnie podenerwowany blondyn.
— Nic takiego się nie stało, szybko się zagoi — mruknąłem, ale czułem, że to go ani trochę nie uspokoi. Wręcz przeciwnie, wyglądał na jeszcze bardziej zirytowanego.
— I to ma być twoje wytłumaczenie? Dlaczego się biliście?
— Sprowokował mnie — warknąłem.
— Niby czym?
Odwróciłem wzrok, na to już nie odpowiadając. Zapadła między nami dość długa cisza, nawet szepty zdały się słabnąć.
— Nie wiem, co się z tobą ostatnio stało — powiedział cicho, niemal rozczarowanym głosem. W momencie kiedy na niego spojrzałem, on już odchodził.
Byłem tak wstrząśnięty jego słowami, że nie potrafiłem wydusić z siebie nawet słowa albo chociażby za nim pójść. Po prostu stałem i wpatrywałem się w jego plecy. Nie obejrzał się do tyłu ani razu, a mnie zabolało to bardziej niż bym się spodziewał. Dlaczego ze wszystkich innych moich znajomych z tej szkoły musiał to zobaczyć akurat on?
— Sehun... — Usłyszałem obok siebie głos Chanyeola i poczułem dłoń na ramieniu, którą odtrąciłem już drugi raz tego dnia.
— Zostaw mnie — syknąłem i podniosłem plecak z ziemi, przechodząc przez ciągle zaaferowanych całą tą sprawą uczniów.
Od razu skierowałem się do drzwi wyjściowych, chociaż w planie miałem jeszcze trzy lekcje. Przeważnie tak po prostu nie zdarzało mi się opuszczać zajęć, ale dzisiaj miałem to wszystko gdzieś. Chciałem powłóczyć się po mieście, słuchając głośnej muzyki na słuchawkach, i zapomnieć chociaż na jakiś czas o tym, co się przed chwilą wydarzyło.
Albo od razu cofnąć czas – tak najlepiej do walentynek. Tylko tym razem bym go pocałował, zamiast złamać ten cholerny patyczek.
L U H A N
— Że niby Sehun pobił Yifana? — spytał z niedowierzeniem Baekhyun, otwierając szeroko oczy i patrząc na mnie z góry.
Znajdowaliśmy się właśnie na całkowicie opustoszałym korytarzu – nic dziwnego, skoro akurat trwała lekcja. Normalnie powinniśmy siedzieć w sali, ale po tym co zobaczyłem, wiedziałem, że i tak nie skupiłbym się na słowach nauczyciela, a Byun jako dobry przyjaciel postanowił zerwać się razem ze mną i odpuścić tę godzinę.
Posłałem mu spojrzenie, które jednoznacznie mówiło, aby się uciszył. Niby siedzieliśmy w miejscu, gdzie praktycznie nie było sal, ale zawsze istniała możliwość, że akurat będzie szedł jakiś nauczyciel, który akurat ma okienko, a żaden z nas nie chciał dać się przyłapać.
— I co z nim? — dopytywał dalej, ściszając ton głosu.
— A skąd mam wiedzieć? Pewnie dalej jest u higienistki — mruknąłem, patrząc na swoje kolana. — Ma rozciętą wargę, ale chyba poza tym nic mu nie zrobił.
Brunet westchnął i usiadł obok mnie, nie przestając kręcić głową.
— To... naprawdę dziwne.
— Nigdy nie myślałem, że Sehun mógłby kogoś uderzyć — mruknąłem cicho.
Naprawdę w życiu nie przyszło mi to do głowy. Nawet po tym co widziałem, ta wizja wydawała mi się nierzeczywista. Oh był uosobieniem spokoju, więc czemu miałby to zrobić?
— Może go sprowokował? — zasugerował delikatnie.
— To samo powiedział mi, ale nawet jeśli, to to go nie usprawiedliwia.
Kiwnął głową, zgadzając się ze mną.
— Myślę, że raczej za sobą nie przepadają.
Parsknąłem cichym śmiechem na to oczywiste stwierdzenie. Poczułem, jak napięcie trochę ze mnie ulatuje.
Oczywiście, że za sobą nie przepadają. Widziałem to już wtedy w bibliotece. A raczej nie tyle widziałem, co czułem – tę gęstą atmosferę wiszącą w powietrzu pomiędzy nimi. Nie miałem pojęcia, czym ona jest spowodowana, ale byłem pewny, że musiała istnieć.
— I co teraz? — spytał nagle, wyrywając mnie z rozmyślań. Popatrzyłem na niego nieprzytomnym wzrokiem. — Zmienił ci się do niego stosunek czy ciągle ci się podoba?
Przygryzłem wargę.
— Patrząc logicznie, chyba powinienem być na niego wkurzony i całkowicie przestać z nim gadać. — Chociaż nawet teraz nie rozmawiamy, pomyślałem z goryczą. — Tymczasem jestem tylko rozczarowany i dalej mnie ściska na myśl o nim. To chyba źle, prawda?
Baekhyun wpatrywał się we mnie, a na jego twarzy powoli wykwitł szeroki uśmiech.
— Nie, to ani trochę nie jest złe.
Zarumieniłem się lekko i spuściłem wzrok.
— Tyle że... Nie wiem, czy będę umiał z nim teraz normalnie rozmawiać. Zmienił się, Baekhyun — westchnąłem. — Teraz na pewno potrzebuję przerwy, ale... Nie lepiej byłoby po prostu odpuścić? — mruknąłem jeszcze ciszej.
— Nie obchodzi cię on?
— Oczywiście, że obchodzi. — Poderwałem głowę do góry. Nawet nie musiałem się zastanawiać nad tą odpowiedzią. — Po prostu nie wiem, czy to ma jeszcze jakiś sens. Nie chcę się już dłużej męczyć, wiesz? Nieodwzajemnione uczucia bolą.
Zapadła pomiędzy nami cisza, którą w końcu przerwał mój przyjaciel.
— To mi się strasznie kojarzy z taką jedną mangą, o której mi opowiadałeś... Była o dziewczynie, która po paru latach spotkała swoją młodzieńczą miłość w liceum, tyle że zachowywał się jak kompletnie inna osoba, nawet nazwisko zmienił. Pomimo to nie przeszło jej zauroczenie. A kiedy nie zwracał na nią uwagi, pojawił się inny chłopak, a ona zaczęła mieć sercowe rozterki. Mniej więcej tak to było. — Kiwnął głową, wyraźnie zadowolony z siebie, ale ciągle z wyrazem zastanowienia na twarzy. — Jak to się nazywało...
— Ao Haru Ride. Futaba, Mabuchi i Touma — podsunąłem, jako że nazwa niemal automatycznie zaświtała mi w głowie.
Byun klasnął w dłonie i uśmiechnął się szeroko.
— Dokładnie to! No popatrz. Ty jako Futaba, Sehun jako Mabuchi i Kris jako Touma. Tyle że on chyba nie gra na żadnym instrumencie. — Spojrzał pytająco, na co potrząsnąłem głową.
— Nie gra — przyznałem. — Ale oni mieli inną relację niż my.
— Na początku była bardzo podobna. W końcu Touma był dla niej miły i poświęcał jej czas. Lubili się — zauważył. — A kto wie, co przyniesie ci przyszłość?
Chciałem zaprzeczyć, ale coś mnie przed tym powstrzymywało – w głębi serca wiedziałem, że poniekąd ma rację. Nie byłem w stanie tego przewidzieć. Jakby się bardziej nad tym zastanowić, moja i jej historia rzeczywiście były nieco podobne.
— Może i poniekąd masz rację... Ale od tego momentu nasze losy się już raczej nie pokryją. — Uśmiechnąłem się delikatnie, może nieco smutno, i zerknąłem na zegarek w telefonie, w następnej chwili wstając.
— Już idziesz na stołówkę? — spytał Baekhyun, także się podnosząc i biorąc swój plecak. Pokręciłem głową.
— Nie jestem głodny. Pójdę do biblioteki pouczyć się trochę na matematykę. Zobaczymy się za dwadzieścia minut.
Nie czekając na jego odpowiedź, ruszyłem korytarzem. Nie dane mi było ujść nawet kilka kroków, kiedy poczułem chwyt na barku.
— Pójść z tobą? — Nie odwracałem się, ale słysząc po jego zatroskanym głosie, musiał mieć równie przejęty wyraz twarzy.
Wziąłem głęboki oddech i popatrzyłem na niego przez ramię.
— Chcę pobyć sam.
Zrozumiał aluzję i już mnie nie zatrzymywał.
J O N G D A E
Uniosłem brew, kiedy do naszego stolika dosiadł się Baekhyun, wręcz z impetem zajmując miejsce obok Chanyeola.
— Gdzie Sehun? — spytał od razu, zauważając jego brak.
— Po wuefie wyszedł ze szkoły — poinformował Park. — A gdzie Luhan?
— W bibliotece. Powiedział, że nie jest głodny. — Spojrzał na Naeun. — Co z Krisem?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
— Przyszedł w połowie lekcji, ale wyglądał całkiem nieźle. Chyba nie przywalił mu zbyt mocno, chociaż nie wyglądał na szczególnie wesołego.
— Dziwisz mu się? Nikt by nie był — parsknąłem, za co zostałem trącony łokciem przez cheerleaderkę.
Baekhyun wziął głęboki oddech i zaczął nam relacjonować ostatnią godzinę, energicznie przy tym gestykulując i o mało co nie wybijając Chanyeolowi oka (za co szybko przeprosił). Pod koniec aż musiał odetchnąć, bo tak się zaaferował całą tą sprawą, że prawie nie robił przerw na oddech pomiędzy kolejnymi słowami.
— Trzeba coś z tym zrobić, bo ta dwójka jest zbyt ślepa, żeby cokolwiek zauważyć — uznałem, odłamując kawałek swojej bułki.
— Masz jakiś pomysł? — spytała czarnowłosa.
— Musimy ich skłonić do rozmowy, to najlepsze wyjście.
— No co ty nie powiesz. Na pewno nikt z nas wcześniej o tym nie pomyślał — zadrwiła, na co uśmiechnąłem się szeroko.
— Sama spytałaś. — Zaśmiałem się i odchyliłem na krześle, bujając na jego tylnych nogach. — Nie potrzeba nam nic skomplikowanego. Informujcie nas na bieżąco, co u nich. Musimy znaleźć jakiś wieczór, kiedy obaj będą wolni, i wyciągnąć ich z domu. Tym może się już zająć nasza dwójka. — Wskazałem na siebie i dziewczynę. — Damy sobie z tym radę, nie, Naeun? — Popatrzyłem na nią, a ona uśmiechnęła się delikatnie, niemal wyzywająco.
— Wątpisz we mnie?
— Gdzieżbym śmiał! — Złapałem się teatralnym gestem za serce i omal nie wywróciłem do tyłu, ale udało mi się w porę złapać stół i uniknąć upadku (ale nie salwy śmiechu u swoich przyjaciół).
Nasz mini „plan" nie był trudny, ale miałem nadzieję, że kiedy już się za niego weźmiemy, to pójdzie po naszej myśli. Wszyscy chcieliśmy, aby wszystko wróciło do normy i szczerze mówiąc, sam byłem już tym naprawdę zmęczony.
Przy okazji miałem nadzieję, że nie tylko oni się do siebie zbliżą, ale że ja i Naeun także będziemy mieli okazję pobyć trochę dłużej we dwójkę. W końcu zawsze można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, prawda?
Kim Jongdae, ty geniuszu.
_____________________________
zbliżamy się do końca tego ficzka~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro