12. Teatr żenady i niespodziewany zwrot akcji
Zawsze chciałem, aby dni otwarte wyglądały tak jak w mangach – każda klasa odpowiedzialna za coś innego, przygotowująca oryginalne (lub nie) atrakcje, szczególny nacisk kładąc na kawiarenki, w których kelnerkami były albo dziewczyny przebrane za służące (niczym w Kaichou wa maid-sama) albo po prostu faceci w garniturach lub śmiesznych strojach. Sam nie wiem, która z tych opcji bardziej do mnie przemawiała, ale myślę, że bez względu na wszystko byłbym zadowolony z którejkolwiek.
Tymczasem nie było żadnych kawiarenek, zabawnych kostiumów, „domów strachu" ani nic z tych rzeczy. Każda z tematycznych sal została urządzona tak, aby nauczycielowi i uczniom łatwiej było pokazać wyposażenie oraz doświadczenia (w przypadku np. klasy chemicznej). Nic bardzo rozrywkowego, nudne, szablonowe rzeczy.
Miałem wrażenie, że jedynym ciekawym wydarzeniem w tym wszystkim będzie występ szkolnego koła teatralnego i możliwość obejrzenia gry szkolnych drużyn sportowych. Właśnie dlatego namówiłem Baeka, abyśmy zgłosili się jako pomoc do dekorowania sceny, na co zgodził się po dłuższych namowach. Normalnie pewnie żaden z nas by nie przyszedł w ten dzień do szkoły, ale obejrzenie naszych usportowionych przyjaciół było moją zwycięską kartą przetargową na to, aby jednak jakoś się zaangażować.
Szczerze mówiąc, naprawdę lubiłem takie rzeczy. Lubiłem teatr i lubiłem podziwiać, jak aktorzy wychodzą na scenę, wcielając się w kompletnie kogoś innego i odgrywają wcześniej zaplanowane przez kogoś sceny. Podziwiałem ich za to umiejętność zapamiętania tekstu i nadaniu mu takiej intonacji, że trafia w serca odbiorcy. Piękna sztuka, ciesząca widzów oraz wykonawców. Sam jednak byłem zbyt nieśmiały, aby spróbować czegoś takiego, dlatego też chciałem się przyczynić do sukcesu przedstawienia nawet poprzez coś tak prostego jak umieszczenie dekoracji w odpowiednich miejscach, aby nadać scenie odpowiedni nastrój.
W szkole byłem już o dziewiątej, biorąc się do pracy i będąc niemal zmuszonym do wysłuchiwania komentarzy Baekhyuna o tym, że mógłby sobie spać i przyjść dopiero na same dni. Równie dobrze jak on wiedziałem, że nie ma mi tego za złe i gdyby nie chciał, po prostu by się nie zgadzał. Nawet jeśli po pewnym czasie miałem ochotę udusić go kurtyną przez to jego narzekanie, to i tak byłem mu wdzięczny. Nie byliśmy tu sami, ale przeważnie nie jestem skory odezwać się do kogoś, kogo nie znam, więc możliwość porozmawiania z przyjacielem była dla mnie niemalże kojąca.
Niektórzy zajmowali się znoszeniem krzeseł na salę i ustawianiem ich w równych rzędach tak, aby każdy z widzów miał dostatecznie dużo swobody i nikt nie siedział ściśnięty. Inni, w tym ja, ustawiali przedmioty i rekwizyty na scenie, wiernie oddając wygląd wnętrza pomieszczenia. Nawet parę razy wszedłem na drabinę, aby rozwiesić płótna. Pomińmy to, że nie chciało mi się z niej schodzić, więc zamiast tego wychyliłem się najdalej, jak mogłem i prawie przez to z niej spadłem, ale koniec końców się nic nie stało, a ja nie zostałem ofiarą losu. Przynajmniej nie tym razem.
Po ponad godzinie przygotowań mogliśmy podziwiać gotową do występu scenę. Podczas gdy wszyscy zbierali się do wyjścia na trwające już dni otwarte, ja nie ruszałem się z miejsca. Z „transu" wyrwał mnie dopiero głos Baekhyuna, który wyglądał, jakby już miał stawiać krok w kierunku drzwi.
— Nie idziesz?
Popatrzyłem na niego i pokręciłem głową.
— I tak nie mam co tam robić, posiedzę tu jeszcze. Poczytam coś.
Brunet kiwnął głową i bez oglądania się na mnie skierował się w stronę drzwi. Dopiero jak zostałem na sali sam, ruszyłem powoli w kierunku sceny, przybierając wyprostowaną, wręcz dumną postawę, jakbym był jakimś wysoko położonym mężczyzną, dla którego takie zachowanie jest codziennością.
Dostojnie wszedłem na podwyższenie (a przynajmniej starałem się, aby to tak wyglądało, nawet jeśli nikt nie mógł mnie zobaczyć), zachowując poważną minę. Zacząłem przechadzać się wzdłuż scenerii, każdej dekoracji poświęcając przynajmniej krótką chwilę. Zachowywałem się trochę jak sanepid, chcący wyłapać każdy najmniejszy pyłek kurzu. Przy okazji moich „oględzin" poprawiałem poustawiane przedmioty tak, aby wyglądało to lepiej, przynajmniej w moim mniemaniu tak było – w rzeczywistości prawdopodobnie nikt z wcześniej pomagających nie zauważyłby tych minimalnych zmian.
Usiadłem powoli na podstawionym krześle, poprawiając wyimaginowaną marynarkę i prostując się. Opanowałem delikatny uśmiech, co okazało się trudniejsze, niż myślałem, a następnie odkaszlnąłem.
— Ach, ta służba, wszystko trzeba za nich robić... Nawet nie umieją dobrze poustawiać rzeczy po sprzątaniu! Powinienem zatrudnić kogoś nowego? Same problemy... Nawet teraz nie widzę tu nikogo. Doprawdy... — wypowiedziałem to wszystko niskim, nienaturalnym dla mnie głosem, pod koniec kręcąc głową w geście bezsilności.
— Jak się panicz obróci, to na pewno zobaczy.
Autentycznie w jednym momencie serce podeszło mi do gardła. Gwałtownie odwróciłem się w stronę głosu, co poskutkowało tym, że krzesło, na którym siedziałem, również się przechyliło, a ja runąłem do tyłu razem z nim. Jęknąłem cicho, czując tępy ból w potylicy i ramieniu. Otworzyłem oczy dopiero po chwili, najpierw widząc jedynie mroczki i czując nieprzyjemne zawroty głowy, a mój wzrok dopiero po chwili skupił się na stojącej nade mną osobie, która wydawałoby się, jakby mówiła coś do mnie już od jakiegoś czasu.
I wierzcie lub nie, ale dla widoku zmartwionego Sehuna mógłbym upaść tak znowu.
— Nic ci nie jest? — Udało mi się zrozumieć, częściowo słysząc, a częściowo czytając z ruchu jego warg.
Przez chwilę tylko na niego patrzyłem, wyobrażając sobie, co by się stało, jakbym stracił przytomność. Wziąłby mnie na ręce i zaniósł do pielęgniarki? Wezwał pogotowie i pojechał ze mną do szpitala? Może by spanikował tak bardzo, że zrobiłby mi oddychanie usta-usta pomimo tego, że nie miałbym problemów z oddychaniem?
W końcu jednak powoli podniosłem się do siadu, masując obolałą głowę z grymasem na twarzy. Chyba dawno nie bolała mnie tak bardzo, jak w tamtej chwili. Sehun uklęknął obok i przyglądał mi się uważnie, zupełnie jakby myślał, że zaraz mu tu zemdleję i tylko czekał, aby mi pomóc. Słodziak.
— Boli mnie... głowa — wymamrotałem cicho w odpowiedzi na jego wcześniejsze pytanie.
Zupełnie jakby sam się nie domyślił. Brawo Luhan.
Sehun zaśmiał się cicho, a ja poczułem, jak policzki mi rumienieją.
— To widzę... Ale oprócz tego stało ci się coś... poważniejszego?
Zastanowiłem się chwilę, chociaż nawet to sprawiło mi lekki problem. W końcu pokręciłem głową, co było kolejnym błędem. Przymknąłem oczy, powstrzymując odruch wymiotny. Poczułem się lepiej, czując na swoim ramieniu delikatny dotyk jego dłoni.
— Nie... nie wydaje mi się. — Otworzyłem oczy i uśmiechnąłem się słabo w jego stronę, co ten zaraz odwzajemnił i odetchnął cicho z ulgi. Wierzcie lub nie, ale jego uśmiech to najlepsze lekarstwo na każdą dolegliwość, serio.
— Powinienem cię zabrać do pielęgniarki?
Znowu chciałem wykonać ruch głową, ale szybko to przemyślałem i odrzuciłem ten niezbyt rozsądny pomysł.
— Poradzę sobie, zaraz mi przejdzie.
Westchnąłem cicho i spojrzałem na niego z wyrzutem, wyciągając przed siebie rękę z wystawionym palcem wskazującym.
— Tak się nie robi! Przestraszyłeś mnie.
Sehun uniósł ręce w obronnym geście, odchylając się tak, abym nie miał szansy dźgnąć go w klatkę piersiową.
— Skąd miałem wiedzieć, że tak zareagujesz?
— Może stąd, że każda normalna osoba by to zrobiła? — parsknąłem.
— Myślisz, że wszyscy by spadli z krzesła? — Uniósł brew, nawet nie próbując ukryć rozbawienia. Fuknąłem i kopnąłem go w udo, w odpowiedzi dostając jego ciche jęknięcie. — Chyba rzeczywiście dobrze się już czujesz...
— Rzeczywiście, nie wszyscy, ale znasz mnie nie od wczoraj — uznałem, a widząc, że chce się odezwać, szybko dodałem: — Nie kłopocz się, i tak ze mną nie wygrasz.
Oh parsknął cichym śmiechem i opuścił ręce, a ja przyglądałem mu się przez chwilę, po czym przesunąłem się bliżej stołu i oparłem ostrożnie o jego podporę. Brunet poszedł w moje ślady i siedzieliśmy tak w ciszy, a nasze ramiona dzieliło tylko parę centymetrów różnicy. Najchętniej przysunąłbym się tak, abyśmy się nimi stykali, ale zdecydowanie brak mi odwagi na coś pozornie tak prostego.
— Kiedy wszedłeś? — pytałem w końcu, tym samym przerywając milczenie.
— Jak już szedłeś w kierunku sceny... Trafiłem na Baeka, kiedy cię szukałem i powiedział mi, że tu zostałeś, więc cicho zajrzałem... Chciałem się odezwać, ale wyglądałeś na tak bardzo zaangażowanego w to, co robisz, że było mi szkoda. — Zaśmiał się, a ja już drugi raz poczułem, że się rumienię.
— Mogłeś to zrobić... — wymamrotałem, spuszczając wzrok na swoje palce.
— Wcale nie szło ci tak źle. To było... dziwne... ale przynajmniej wkładałeś w to jakieś emocje — starał się mnie pocieszyć, a przynajmniej tak to wyglądało. Parsknąłem cicho.
— Wiem, że jestem słaby. Gdybym nie był, już dawno wstąpiłbym do koła teatralnego.
— Chciałoby ci się?
— Jestem leniem, ale nie aż takim. — Wywróciłem oczami. — A ty? — spytałem nagle, przez co Hun popatrzył na mnie zdezorientowany, nie bardzo rozumiejąc, o co mi chodzi. — Jakim jesteś aktorem?
Miałem wrażenie, jakby chłopak się nieco zmieszał. Potarł kark dłonią.
— Nie jestem pewny, nigdy tego nie próbowałem... Ale nieszczególnie się w tym widzę —mruknął, a ja w tym momencie zacząłem mu się przyglądać na tyle intensywnie i uważnie, że zawstydził się jeszcze bardziej. Zawstydzony Sehun to jeden z najsłodszych widoków w moim życiu, przysięgam. — Czemu tak na mnie patrzysz...?
— Po prostu się zastanawiam, jaka rola najbardziej by ci pasowała. — Wzruszyłem ramionami.
Brunet rozluźnił się i uśmiechnął delikatnie.
— I co, doszedłeś do jakichś wniosków? — Kiwnąłem głową. — A więc...?
Myślę, że mógłbyś grać księcia, natomiast ja byłbym osobą pracującą na królewskim dworze. Zakochalibyśmy się w sobie bez pamięci i musielibyśmy ukrywać swój związek przed wszystkimi wokół, a na sam koniec ucieklibyśmy i żylibyśmy szczęśliwie. Albo to ja byłbym księciem, który pobiera lekcje walk od samego mistrza, a Sehun byłby jego asystentem. Wpadlibyśmy sobie w oko i też byśmy się ukrywali, a podczas ucieczki obroniłby mnie przed... nie wiem czym, ale by to zrobił. No i gwarantowany happy end. Historia idealna.
— Godzilla.
Zapadła między nami cisza, którą po paru sekundach przerwał głośny, gwałtowny wybuch śmiechu bruneta. Zasłonił sobie usta dłonią i pochylił się do przodu, zupełnie jakby bolał go brzuch. Cóż, może tak było. Chwilę później po prostu położył się na scenie, nie mogąc złapać tchu. Aż zacząłem się bać, że zaraz się tu udusi.
Wreszcie podniósł się, ocierając łzy z kącików oczu, i spojrzał na mnie rozbawiony.
— Naprawdę? Godzilla?
Przygryzłem wargę, chcąc powstrzymać chichot.
— To pierwsze, co przyszło mi na myśl.
— Może jakiś wojownik? Policjant?
Pokręciłem głową.
— Może i tak, ale jednak wolę godzillę.
Parsknął i trącił mnie ramieniem, co zaraz mu oddałem. Potem on znowu mi, ja jemu, i zaczęło się „błędne koło", które skończyło się dopiero, kiedy obaj popchnęliśmy się nawzajem tak mocno, że omal nie upadliśmy.
— Tak właściwie to czemu mnie szukałeś? — spytałem, gdy już udało nam się uspokoić.
Hun podniósł na mnie wzrok.
— Po prostu chciałem spytać, czy przyjdziesz na nasz mecz pokazowy.
— A chcesz, żebym przyszedł? — Lekko przechyliłem głowę na bok.
— A moja odpowiedź coś zmieni?
Udałem, że się zastanawiam, po czym pokręciłem głową.
— Nie sądzę.
Przez chwilę nie odpowiadał, jedynie się we mnie wpatrując, a po chwili na jego twarz wstąpił delikatny uśmiech.
— W takim razie chcę.
Wstrzymałem oddech i musiałem wszystkimi swoimi siłami powstrzymać się od niekontrolowanego pisku i szczerzenia się jak debil. Uniosłem kąciki ust do góry, mając nadzieję, że przynajmniej tym razem na moją twarz nie wpłynął żaden niepożądany kolor, co już dzisiaj miało miejsce.
— Powiedz tylko, o której się zaczyna.
∘❣∘
Równo o 13 zająłem miejsca na sali na trybunach razem z Baekhyunem, a po chwili dołączyli do nas Jongdae i Naeun, którzy później mieli się prezentować razem ze swoimi „kołami zainteresowań". Było całkiem dużo wolnych miejsc, ale powoli się zapełniały ludźmi, częściowo przyciągniętymi samymi zajęciami, ale pewnie w znacznie większym stopniu przystojnymi reprezentantami. Ale Sehun jest już zaklepany. Chanyeol w sumie też, ale jego przypilnuje Byun.
Całą prezentację mocno trzymałem kciuki, aby wszystko poszło dobrze i aby nie pomylił się w żadnej części. Być może to głupie, w końcu to nie mecz o dostanie się do finału zawodów, a jedynie zaprezentowanie poziomu drużyny potencjalnym przyszłym graczom, ale i tak się stresowałem, prawdopodobnie jako jedyny. Myślę że gdyby nie Sese, to nie reagowałbym tak, ale nic nie mogłem na to poradzić.
Odetchnąłem z ulgą dopiero wtedy, kiedy chłopcy poszli do szatni, a prezentować poszedł się Jongdae wraz z resztą siatkarzy. Całkowicie rozluźniony oglądałem ich „pokaz" umiejętności, przy okazji rozmawiając co nieco z Baekhyunem, a pod koniec dołączyli do nas Park i Hun.
Ostatnimi osobami były cheerleaderki, przedstawiając swoje układy. Patrzyłem głównie na Naeun, szerokim łukiem omijając Jihyo, żeby tylko nie popsuć sobie humoru, który o dziwo był dzisiaj naprawdę, naprawdę dobry.
Wyszliśmy z sali prawie że na końcu i poczekaliśmy pod szatnią na czarnowłosą. I cóż, wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że zaraz za nią wyszła brunetka, na której widok miałem ochotę wyrwać komuś wszystkie włosy z głowy, a najlepiej to jej, bo swoich nie poświęcę.
— Sehun! Jak ci się podobało? — Uśmiechnęła się i od razu podeszła do mojego crusha. Miałem nieodpartą ochotę niedelikatnie ją od niego odsunąć, ale było zdecydowanie zbyt dużo świadków.
— Byłyście świetne.
Na myśl od razu mi przyszło, że nie skomplementował bezpośrednio jej, a wszystkie występujące. Szach mat głupia pindo.
— Chodź, Sehun. — Machnął ręką Chen, ponaglając go, aby przestał rozmawiać (chociaż dopiero zaczął) i ruszył się z miejsca.
— Idziecie gdzieś? — spytała od razu wyraźnie rozczarowana Jihyo. Miałem ochotę jej odwarknąć, że to nie jej sprawa, ale ubiegł mnie Sehun.
— Na pizzę.
Widziałem te chytre ogniki zapalające się w jej oczach i już widziałem, co się zaraz stanie.
— O matko, aż poczułam, jak głodna jestem... Mogę iść z wami? Od rana nic nie jadłam — jęknęła, kładąc płasko dłoń na swoim brzuchu. Widziałem, jak bardzo sztuczne to było i zerknąłem na Huna.
Nie zrobisz tego...
— Jasne, czemu nie?
...no i zrobił.
Zacisnąłem usta na widok jej uśmiechu i spojrzałem po niezbyt zadowolonej reszcie. Mógłby przynajmniej nas spytać o zdanie, a nie od razu się zgadzać. Ruszyłem przodem razem z Naeun, zostawiając resztę w tyle. Niby powinienem go pilnować, ale z drugiej strony niespecjalnie miałem ochotę patrzeć na to, jak cheerleaderka się do niego przymila. W końcu jednak podejrzliwość wygrała i zrównałem się z nimi, zaczynając zagadywać Sehuna, który odpowiadał na przemian to mi, to jej. Wyglądał na zdezorientowanego, ale sam był sobie winny, trzeba było jej tu nie zapraszać.
Pomijając to, że siedziała zdecydowanie z b y t blisko niego (a ja oczywiście po drugiej stronie, bo jakby inaczej), tak mój humor nieco się poprawił, kiedy ochoczo przystał na moją propozycję, aby po naszym rozejściu się wpadł do mojego domu.
I może ten dzień pozostałby dobrym, gdyby nie pewna wkurzająca osoba.
— Coś nie tak? — Zmarszczył brwi Sehun, odwracając się w stronę brunetki.
— Chyba zapomniałam stroju ze szkoły... — wymamrotała, przegrzebując torbę. W końcu przestała i westchnęła. — Będę musiała się po niego wrócić. Mam nadzieję, że go znajdę...
Przybiłem sobie mentalną piątkę, jako że opuszczała nas wcześniej, niż bym pomyślał, ale zaraz pozytywne myśli ze mnie uleciały.
— Może pójdę z tobą? Na pewno będzie ci raźniej — zaproponował Sehun i jak zawsze doceniałem jego chęć pomocy i grzeczną postawę w stosunku do innych, tak teraz wolałbym, aby był zimnym dupkiem.
— Naprawdę? Byłabym wdzięczna... — Uśmiechnęła się, a ja nie mogłem powstrzymać cichego prychnięcia. A ja byłbym wdzięczny, gdybyś postanowiła się wreszcie zamknąć.
— A co z naszym spotkaniem? — mruknąłem niezbyt zadowolony, w odpowiedzi otrzymując przepraszający uśmiech.
— Innym razem, obiecuję. Nadrobimy to.
— Na pewno? — Zmrużyłem podejrzliwie oczy.
— Na pewno. — Zaśmiał się.
Uśmiechnąłem się delikatnie.
— W takim razie do zobaczenia, Sese.
Poczułem, jak wyraz jego twarzy jeszcze bardziej łagodnieje na to urocze przezwisko. Potarmosił mnie po włosach.
— Napiszę wieczorem.
Odprowadziłem ich wzrokiem aż do zakrętu, za którym zniknęli. Czułem się zazdrosny, w końcu teraz miał być nasz czas, ale dzisiejszy dzień był dość... satysfakcjonujący.
Może i te dwie sytuacje – mój upadek z krzesła i jej zostawienie stroju – różniły się od siebie, ale teraz po jego oczach widziałem, że chciał być po prostu miły, podczas gdy wcześniej wyglądał na naprawdę zmartwionego.
A świadomość, że to o mnie martwi się bardziej, jest znacznie większym pocieszeniem, niż bym się tego spodziewał.
∘❣∘
Myślę, że następne dni były ciężkie dla nas wszystkich. Rozpoczął się okres sprawdzianów, a jako że robiło się coraz cieplej, treningi Chanyeola i Sehuna na powrót zaczęły się odbywać trzy razy w tygodniu, przez co nie mieliśmy zbyt dużo czasu, aby spędzić go razem. Zostało nam tyle co na przerwach. Jednocześnie widząc, jak ta mała cheerleaderka ciągle go zaczepia, miałem ochotę przemówić jej do rozumu.
— Luhan, do cholery, szybciej! — jęknął zniecierpliwiony Baekhyun, kiedy już po dzwonku staliśmy pod moją szafką, którą ja usilnie próbowałem przepatrzeć w celu znalezienia notatek z ostatnich lekcji. W ostatnim czasie przez nagromadzenie nauki zrobił się w niej straszny bałagan, który powinienem jak najszybciej ogarnąć, ale jakoś nie potrafiłem się do tego zabrać, co prowadziło do nagromadzenia materiałów.
— Idź już, zaraz do ciebie dołączę — poleciłem, nie chcąc go dłużej zatrzymywać.
Przyjaciel nie próbował oponować, po prostu natychmiast ruszył w stronę sali, podczas gdy ja dalej usiłowałem znaleźć interesujące mnie kartki. Wręcz krzyknąłem cicho z ulgi, kiedy w końcu mi się to udało. Szybko zamknąłem szafkę i biegiem puściłem się przed siebie. Nie chciałem narazić się na gniew naszego językowca, a już i tak było pięć minut po dzwonku.
Nie przewidziałem jednak, że tuż za zakrętem wpadnę na coś, a raczej na kogoś, w efekcie czego padnę jak długi na podłogę, przy okazji rozsypując notatki. Jęknąłem i szybko zacząłem je zbierać, nawet się nie podnosząc.
Ze zdziwieniem zauważyłem dłoń, która szybko podniosła ponad połowę kartek. Byłem lekko zdziwiony, jako że nie spodziewałem się jakiejkolwiek pomocy. Zanim zdążyłem to wszystko przetrawić, przed sobą zobaczyłem wystawioną dłoń, najprawdopodobniej po to, aby pomóc mi wstać. Powoli podniosłem wzrok i dostałem takiego déjà vu, że nie byłem w stanie ruszyć się ani o centymetr.
O cholera.
_______________________________
zaczynamy zabawę;)
ps przeziębiłam się i kompletnie nic mi się nie chce, dajcie mi siłę do pisania X'DD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro