10. Pierwsze treningi i słodki prezencik
Wraz z nadejściem Nowego Roku, a w tym nowego semestru w szkole, Sehun dołączył do szkolnej reprezentacji piłki nożnej.
Wszyscy wiedzieliśmy, że przymierzał się do tego już od dłuższego czasu, często po lekcjach spotykając się z Chanyeolem i niekiedy jeszcze z Jongdae, aby trochę poćwiczyć i przyzwyczaić się do tego sportu na nowo. Dlatego też kiedy po zaprezentowaniu swoich umiejętności trener go przyjął, myślałem, że się na niego rzucę z tego szczęścia...
No dobra, zrobiłem to.
Ja, Xi Luhan, skoczyłem swojemu crushowi na szyję. A on mnie przytulił.
Kocham życie.
Ale wracając – Sehun zaczął uczęszczać na ćwiczenia dwa razy w tygodniu, przez co mieliśmy mniej czasu na wspólne wyjścia, ale nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo – mogliśmy z Baekiem przesiadywać na trybunach i ich oglądać, jeśli akurat mieli zajęcia na zewnętrznym boisku, albo przyglądać się im przez szybę w drzwiach od sali gimnastycznej, jeśli było za zimno, aby gonić za piłką na dworze. Można by powiedzieć, że wspieraliśmy naszych chłopaków, z tym że Chanyeol i Baekhyun się do tego nie przyznawali, a Oh jeszcze nie był mój. Jeszcze.
Styczeń mi się dłużył, ale kiedy w końcu przyszedł luty, miałem wrażenie, jakby w ogóle go nie było. Pochłonęło mnie oczekiwanie na ten jeden, ważny dzień.
A kiedy w końcu nadszedł, myślałem, że nie wstanę rano ze stresu.
Walentynki.
Mieliśmy zaplanowany wypad całą szóstką, niby przyjacielski, ale prawie każdy miał w tym jakiś ukryty cel – no może poza Sehunem i Naeun, chociaż kto wie, może cheerleaderka zrobi Chenowi jakąś małą niespodziankę? Dalej nie miałem pojęcia, czy coś do niego czuje, ale skrycie liczyłem na to, że tak. W końcu wtedy zamiast na normalne spotkania będziemy mogli chodzić na potrójne randki! Trzeba myśleć przyszłościowo, więc mam nadzieję, że ona też w końcu zacznie.
Z tych wszystkich emocji czułem, jak zaczyna boleć mnie brzuch, co nie pozwoliło mi zbyt długo spać. Wstałem jeszcze wcześniej niż zwykle, a w szkole paplałem Baekhyunowi, jak bardzo się stresuję.
Byliśmy umówieni dopiero na dziewiętnastą. Do tej pory nie za bardzo miałem co robić, dlatego po prostu kręciłem się niespokojnie po domu tak długo, aż nie wpadłem na pomysł, żeby po prostu pójść do Baekhyuna (a tak serio to mama mnie wyrzuciła, bo zaczynałem ją irytować).
Mój przyjaciel też powoli tracił do mnie cierpliwość, kiedy całą drogę do parku paplałem mu bez ładu i składu. Zwykle się tak nie stresowałem, ale chyba ta atmosfera dzisiejszego dnia tak na mnie wpłynęła.
I może gdybym wiedział, co Baekhyun z Chanyeolem wymyślili, stresowałbym się jeszcze bardziej, bo naprawdę, naprawdę miałem czym. Po prostu wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem. Biedny, nieświadomy Lu.
A teraz stałem i patrzyłem na to, co rozgrywało się przed moimi oczami.
— To wygląda... — przerwała Naeun, najwyraźniej także nie wierząc w to, co widzi.
Może się to wydawać absurdalne, skoro wszyscy doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że Baek bardzo chciał uczestniczyć w tegorocznym mini festynie z okazji święta zakochanych, ale nie sądziłem, że to będzie aż tak mocno zaakcentowane.
Ciemność rozświetlały zawieszone na gałęziach drzew lampki, dzięki czemu wyraźniej można było zobaczyć porozkładane niewielkie stoiska z jakimiś pluszakami, słodyczami w serduszka i innymi typowymi dla tego dnia kształtami. Znalazły się nawet stoiska z jakimiś grami dla par albo po prostu pojedynczych osób. To mogłoby wyglądać nawet normalnie, gdyby nie te wszystkie tulące się do siebie pary.
— ... super — dokończył za nią Baekhyun, z zadowoleniem się uśmiechając i rozglądając po atrakcjach. — Rany, słyszałem, że może być fajnie, ale to wygląda lepiej niż myślałem.
— To tylko mały festyn, Baekkie. — Zaśmiał się Chanyeol.
Byun wzruszył ramionami.
— Nawet jeśli. Właśnie dlatego jest lepiej. Tak... przytulniej — uznał i odwrócił się w naszą stronę, złączając i zacierając ręce, jednak kiedy miał się odezwać, niespodziewanie rozszerzył nieco oczy i ledwo zdążyłem uskoczyć, kiedy przebiegł między mną a Chenem.
Zmarszczyłem brwi i odwróciłem się w tamtym kierunku, parskając śmiechem na to, co zauważyłem. Mój najlepszy przyjaciel pobiegł tak szybko do zwykłego, małego pieska. W sumie nawet mnie to nie dziwiło – był miłośnikiem wszystkiego, co puchate i słodkie (zresztą podobnie do mnie, ale czasem nawet bardziej). Widok jego ucieszonej twarzy musiał rozczulić Chanyeola, który, jak zauważyłem, przyglądał się mu z uśmiechem i widocznym uczuciem w oczach. Aż mnie ścisnęło i zerknąłem na Sehuna, który także wpatrywał się w bruneta, jednak on był rozbawiony.
— Lepiej chodźmy, to mu może trochę zająć... — zauważyłem, a inni po chwili się ze mną zgodzili. No, wszyscy poza Chanyeolem, który zdecydował się zostać z Byunem, ale to nikogo nie powinno dziwić.
Pozostali zgodzili się ze mną i po prostu ruszyliśmy przed siebie, rozglądając się po stoiskach, aż w pewnym momencie Jongdae się zatrzymał, a jego wzrok przykuło coś szczególnego.
Ta zabawa zawsze mi się bardziej kojarzyła z Halloween, więc byłem nieco zaskoczony, widząc ją tutaj, ale przystałem na propozycje siatkarza – w końcu w łowieniu jabłek nie ma nic romantycznego... tak myślę.
Podeszliśmy do mężczyzny, który zajmował się tą atrakcją, a on tylko wstawił nowe jabłka do dwóch mis z wodą i wytłumaczył pokrótce i tak znane nam już zasady – nie można używać rąk ani niczym się wspomagać, jabłka łapiemy za pomocą ust i przekładamy je do koszyczka obok.
Na początku myśleliśmy, żeby wybrać się losowo albo każdy z każdym, ale zrezygnowaliśmy z tego pomysłu, robiąc z tego grę „drużynową". Nie zakładaliśmy się o nic, ale jak to ja z Sehunem – chcieliśmy wygrać za wszelką cenę. Dlatego kiedy pierwsze osoby, ja i Naeun, ustawiliśmy się naprzeciwko siebie, wymieniliśmy między sobą zacięte spojrzenia, a na głośne „start" mężczyzny zaczęliśmy nasze pseudo zawody.
Wręcz z przyjemnością zanurzyłem część twarzy w wodzie, próbując pochwycić owoc i co jakiś czas unosząc nieco głowę, aby złapać oddech. Praktycznie każdy wyślizgiwał mi się z zębów, co było tak frustrujące, że miałem ochotę po prostu to kopnąć. W końcu jednak pochwyciłem jedno z czterech jabłek i ostrożnie przeniosłem je do koszyka, odsuwając się i robiąc miejsce dla Sehuna, który przejął po mnie pałeczkę. Przy okazji z niezadowoleniem zauważyłem, że Chen zdążył się do tego dobrać już wcześniej, co musiało znaczyć, że czarnowłosa mnie wyprzedziła.
I na nasze nieszczęście, Kim też skończył wcześniej, podczas gdy mój partner (w grze i w niedalekiej przyszłości, mówię wam to) nie mógł sobie poradzić. Bo zaraz pomyślę, że dostaliśmy jakieś wadliwe owoce.
Odetchnąłem z ulgą, kiedy wreszcie się odsunął. Przejąłem pałeczkę, nie odpuszczając ani na chwilę, co poskutkowało tym, że odłożyłem jabłko tylko chwilę później od Naeun. Nasi (przyszli) faceci toczyli ze sobą ostateczną bitwę, podczas gdy my ich dopingowaliśmy i poganialiśmy. Czułem się trochę jak na jakichś profesjonalnych zawodach, a nie na zwykłej zabawie.
I właśnie dlatego kiedy Sehun się podniósł, trzymając zębami okrągły owoc, i odstawił go do koszyka kilka sekund przed Jongdae, pisnąłem jak głupi i po prostu rzuciłem się mu na szyję, a czując wokół talii delikatny nacisk jego rąk, miałem wrażenie, że popłaczę się ze szczęścia. To była tylko chwila, a i tak sprawiła, że mój humor był jeszcze lepszy niż dotychczas.
Odsunąłem się szybko od Sehuna i popatrzyłem na niego z równie szerokim uśmiechem co ten jego. Przybiliśmy sobie piątkę, następnie niemal automatycznie zerkając na naszych poległych przeciwników z wyrazem triumfu na twarzy. Widziałem, że Chen przymierza się do zabrania głosu, jednak nieświadomie przeszkodziła mu w tym Naeun.
— Czy to Chanyeol z Baekhyunem? — Zmarszczyła brwi.
Niczym na zawołanie odwróciliśmy się w kierunku, w którym patrzyła. Przez chwilę ich wypatrywałem, aż w końcu natrafiłem wzrokiem na dwie postaci, jedną o głowę wyższą od drugiej, stojące parę metrów przed ławą, na której były ustawione puste butelki. Chanyeol rzucał obręczami w ich kierunku, próbując zawiesić plastikowe okręgi na szyjkach, jednak słabo mu to szło. Niższy nie wydawał się tym ani trochę przejmować, w odróżnieniu od swojego towarzysza –przyglądał się temu z uśmiechem i sam spróbował swoich sił w trudniejszej niż na to wygląda grze.
W końcu skończyły się mu obręcze – tylko cztery z dziesięciu trafiły na butelki, co niestety nie gwarantowało wygranej. Park wyglądał na naprawdę zdruzgotanego, podczas gdy Baek uwiesił się mu na szyi i cmoknął w policzek, na co wyższy nieco się rozpromienił. To serio strasznie słodkie.
Jongdae z Naeun ruszyli w tamtą stronę, a my poszliśmy w ich ślady. Chłopak nawet się nie zastanawiał, wyciągając pieniądze z portfela i kładąc monety przed mężczyzną, który odebrał je i podał mu obręcze. Widziałem w jego wzroku zaciętość. Był nawet bardziej zdeterminowany, aby wygrać, niż przed chwilą podczas rozgrywki z nami.
Cała nasza piątka stała z boku, przyglądając się, jak Kim Jongdae mruży oczy, parę razy ćwiczy nadgarstek i próbuje wymierzyć idealną odległość i siłę, której powinien użyć. Wyglądał, jakby zmagał się z jakimś wyjątkowo trudnym równaniem matematycznym, a nie ze zwykłym rzucaniem do celu, które było znacznie łatwiejsze.
I o ile dla widza z zewnątrz ta cała szopka, którą odstawiał, mogła wyglądać zabawnie i bezcelowo, tak udało mu się i już pierwsza obręcz została idealnie wyrzucona tak, że zawiesiła się na szyjce jednej z butelek. Możecie sobie tylko wyobrazić, jak szeroki był jego uśmiech i jak odprężony nagle zaczął być. Zupełnie jakby zdjęto z niego cały ciężar, jaki ze sobą nosił. No, może nie do końca cały, bo to dopiero jeden z dziesięciu, a do wygranej pluszaka zostało mu jeszcze sześć.
Przyglądałem się jego trafieniom i porażkom, wręcz nieświadomie przygryzając wargę w zdenerwowaniu. Naprawdę liczyłem na to, że mu się to uda. Dlatego kiedy został mu ostatni okrąg i sześć na dziesięć udanych, miałem wrażenie, że złamię sobie kciuki. Może to brzmi zabawnie, w końcu to tylko zabawa, a nie ważny mecz, ale widząc przygryzającą wargę Naeun i jej pełen nadziei i jednocześnie spokoju wzrok, to było jedynym, o czym mogłem myśleć.
Chen nawet na nas nie zerkał, zresztą mu się nie dziwię. W sumie rzadko kiedy to robił – jak przychodziliśmy na jego mecze, przeważnie nie zerkał na trybuny, obserwując tylko swoją i przeciwną drużynę. Wolał być całkowicie skupiony, a tak to prawdopodobnie coś by go rozproszyło.
I dopóki kółko nie zaczepiło się o szklaną butelkę i już tam zostało, nie zdawałem sobie sprawy, że aż zacząłem wstrzymywać oddech. Radosny krzyk Chena uświadomił mi, co się właśnie wydarzyło, a kiedy odbierał całkiem dużego, różowego miśka z szerokim uśmiechem, sam nie potrafiłem się nie cieszyć. Od razu podszedł do cheerleaderki, podając jej go, ale zanim przyjęła miśka, przytuliła czarnowłosego. Miałem wrażenie, że Kim dawno nie był tak zrelaksowany i zadowolony jak właśnie w tamtym momencie.
Wpatrywałem się w tę scenkę wręcz z rozmarzeniem, nie zwracając uwagi na nic innego. Otrząsnąłem się dopiero, kiedy poczułem szturchnięcie w bok. Popatrzyłem w tamtym kierunku, wzrokiem natrafiając na uśmiechniętą twarz mojego obiektu westchnień.
— Myślisz, że też powinienem spróbować?
Przechyliłem głowę na bok, a mój lewy kącik ust uniósł się nieco ku górze.
— A chcesz?
— Bardzo.
— No to na co jeszcze czekasz? — parsknąłem rozbawiony i patrzyłem, jak podchodzi do mężczyzny i kładzie wyznaczoną sumę na blacie przed nim, a następnie odbiera obręcze.
Podszedłem nieco bliżej, powoli i ostrożnie, aby mu nie przeszkadzać, podczas gdy próbował się skupić. Może nie będę zbyt obiektywny, ale wyglądał przy tym znacznie lepiej od Chena.
Po pięciu rzutach odebrałem od niego okręg i sam wycelowałem, chybiając. Zmarszczyłem brwi i spróbowałem drugi raz, znowu niecelnie.
— Zostały jeszcze tylko trzy i wszystkimi musimy trafić... Jeśli chcesz, żebym wygrał, to lepiej już nic nie rób. — Zaśmiał się i tym razem to on rzucił, trafiając. — Widzisz? Mi się udaje.
— Czy ty sugerujesz, że jestem w tym beznadziejny?
Hun uniósł ręce w geście poddania się.
— Tego nie powiedziałem.
— A teraz nie zaprzeczasz.
Parsknął śmiechem, kręcąc głową.
— Nie jesteś — zapewnił, a mi od razu zrobiło się lepiej. — Może spróbujemy teraz rzucić wspólnie, co? A potem ty sam. Może jeśli cię nakieruję, uda ci się zdobyć punkt.
Łatwo można się domyślić, że nawet nie próbowałem oponować – przysunąłem się bliżej i chwyciłem za kółko mniej więcej tam, gdzie on, przez co czułem, jak nasze dłonie się ze sobą stykają. Starałem się uspokoić coraz szybciej bijące serce i skupić na jego instrukcjach oraz wycelowaniu, ale to było cięższe, niż mogłoby się wydawać. Ale nawet jeśli, to gdy w końcu wypuściliśmy obręcz, zaczepiła się o szyjkę butelki i już tam została. Uśmiechnąłem się szeroko.
— Udało nam się!
— To teraz próbuj sam — zachęcił.
Wziąłem ostatni okrąg do ręki i zmrużyłem oczy, chcąc jak najlepiej odmierzyć odległość. Odetchnąłem głęboko i wypuściłem go z ręki, uważnie śledząc tor jego ruchu. I miałem wrażenie, że krzyknę na widok kręcącego się plastiku, mijającego butelkę o parę milimetrów. Nie trafiłem.
Z mojej twarzy od razu zszedł uśmiech i zastąpił go wyraz rezygnacji. Ostatni rzut do zwycięstwa i to akurat ja musiałem go zepsuć.
— Chyba byłem nieco zbyt pewny siebie...
Poczułem czyjś delikatny dotyk na głowie i zerknąłem na mierzwiącego mi włosy Sehuna.
— Nie przejmuj się tym. Byłeś naprawdę blisko.
Jego kojące spojrzenie sprawiło, że nieco się rozluźniłem, ale po chwili zabrał rękę i się ode mnie odsunął. Cóż, wszystko co fajne szybko się kończy.
Dołączyłem za nim do reszty, idąc między kolejnymi stoiskami, przy niektórych się zatrzymując, a obok innych zwyczajnie przechodząc, jeśli nie było tam niczego ciekawego. W pewnym momencie Oh poprosił, abyśmy chwilę poczekali, a sam oddalił się do jednego stoiska i zaczął coś przeglądać. Wreszcie wybrał coś małego, zapłacił i wrócił do nas z wyrazem zadowolenia na twarzy. Od razu do mnie podszedł, a ja tylko wpatrywałem się w niego zaciekawiony.
— Zamknij oczy i wyciągnij rękę.
Już otwierałem usta, żeby spytać po co, ale uznałem, że to bezcelowe, bo i tak to zrobię. Posłusznie postąpiłem według tego, o co mnie prosił, a po chwili poczułem na swojej dłoni coś zrobionego z przyjemnego w dotyku materiału. Kiedy tylko mi pozwolił, natychmiast spojrzałem na tę niespodziankę i nie mogłem powstrzymać się przed wykrzywieniem ust w szerokim uśmiechu na widok breloczka z rilakkumą.
— To taka rekompensata za przegraną. — Zaśmiał się.
Przygryzłem wargę.
— Jest śliczny... Dziękuję. — Uśmiechnąłem się delikatnie, dość onieśmielony podarkiem. Sehun.. dał mi coś w walentynki.
I podczas gdy ja czułem się niepewnie i nie bardzo wiedziałem, jak powinienem się zachować (a bardzo, bardzo chciałem go przytulić), całkowicie zrelaksowany brunet ponownie zmierzwił moje włosy z wyrazem beztroski na twarzy.
Nie zdążyłem się zdecydować, kiedy poszli dalej, więc po prostu schowałem misia do kieszeni bluzy, nie wypuszczając go z dłoni, aby przypadkiem nigdzie nie wypadł, i zrównałem się z nimi krokiem, przy okazji wymieniając kilka spojrzeń z Baekhyunem, Naeun, Chanyeolem i nawet z Jongdae. Miałem wrażenie, że przeżywają to prawie tak samo mocno jak ja i to było naprawdę przekochane z ich strony.
Robiło się coraz zimniej i później, a my stawaliśmy się coraz głodniejsi, więc wreszcie zdecydowaliśmy się udać do pobliskiej kawiarenki na jakieś ciastko i gorącą czekoladę.
Zanim jednak to nastąpiło, Baekhyun oczywiście musiał wtrącić swoje trzy grosze.
— Mam coś jeszcze — zakomunikował, w następnej chwili kierując się z dala od tego całego zbiorowiska, a my jedynie wymieniliśmy się spojrzeniami i poszliśmy za nim.
Zatrzymał się, kiedy byliśmy już nieco dalej od tego festynu, i zmierzył nas wzrokiem, w którym zobaczyłem pewien podejrzany błysk.
— Zebraliśmy się tu, aby uhonorować ten dzień czymś, czego nie mogło zabraknąć... — przeciągnął, wyciągając zza pleców prostokątne pudełeczko.
Przez otaczającą nas ciemność, którą rozpraszały jedynie światła ulicznych latarni, przez pierwsze parę sekund nie byłem w stanie stwierdzić, co takiego trzyma, a kiedy już się domyśliłem, to nie bardzo do mnie dochodziło.
O.mój.boże...
— ... pepero game!
W jednej chwili miałem ochotę pisnąć, zacząć oponować i uciec jak najdalej, ale tylko zarumieniłem się i nie ruszyłem z miejsca, słysząc obok siebie rozbawione prychnięcie Jongdae i śmiech Sehuna. Jest dzisiaj dziwnie rozluźniony, zupełnie jak nie on.
Baekhyun uznał, że najlepiej niech każdy spróbuje z tym, z kim chce, a na końcu wyłonimy zwycięzcę, który zgarnie najwięcej kawałków. Z Baekhyunem i Chanyeolem już kiedyś w to graliśmy, więc do tego podszedłem w miarę na spokojnie, podobnie jak z Jongdae i Naeun.
Jednak najgorsze w tym było to, że nie potrafiłem się wyzbyć stresu przed zagraniem w to razem z Sehunem. Starałem się o tym nie myśleć, szczególnie przyglądając się, jak Chan, Chen i Hun usilnie próbują nie zbliżyć się do siebie za bardzo, co wyglądało wręcz komicznie. Jednym z najbardziej rozczulających widoków była kolej siatkarza i cheerleaderki, kiedy to oboje niespiesznie nadgryzali, a na policzkach czarnowłosej formował się coraz wyraźniejszy rumieniec. A kiedy zauważyłem, że ich wargi prawie że się dotknęły, a dziewczyna odskoczyła, miałem ochotę pisnąć i skarcić ją za to, że się odsunęła.
Zbliżając się do już trzymającego paluszek Sehuna, poczułem mocny skręt w żołądku i chęć wycofania się. Bałem się. Bałem się, że zrobię coś głupiego albo że zmrozi mnie do tego stopnia, że nie ruszę się nawet trochę, a on uzna to za dziwne.
Pomimo to stanąłem naprzeciwko niego i uśmiechnąłem się nieco nerwowo. Odetchnąłem cicho i złapałem koniec oblany czekoladą. Spojrzałem prosto w oczy wyższego i zamknąłem te swoje. Chciałbym mu się przyglądać, ale w tej sytuacji tak będzie znacznie bezpieczniej. Ugryzłem trochę, tym samym zbliżając się do niego. Nie słyszałem nic poza szumem w uszach i zbyt szybkim biciem mojego serca.
Uchyliłem nieco powieki, kiedy poczułem na sobie jego oddech, co oznaczało, że musieliśmy być już naprawdę, naprawdę blisko. Możliwe, że popełniłem błąd, ale w chwili, w której nasze spojrzenia się spotkały, dosłownie cały świat się zatrzymał, a ja miałem wrażenie, jakbyśmy byli na nim tylko ja i on.
I kiedy zbliżył się jeszcze bardziej, a ja niemal mogłem musnąć wargami jego wargi, przez jedną, krótką chwilę miałem wrażenie, że zamierza mnie pocałować.
Jednak to był chyba tylko efekt mojej wyobraźni, bo już po chwili ułamał pepero i odsunął się ode mnie, a ja wypuściłem nieświadomie wstrzymywany oddech i przełknąłem swoją część. Czułem, jak moje policzki płoną, a mój wzrok ciągle błądzi w okolicach mojego obiektu westchnień, ale starałem się zachowywać przynajmniej względnie normalnie.
Nawet nie zdziwiło mnie, że Baekhyun został zwycięzcą naszej zabawy – raczej nie był typem osoby, która wstydziłaby się tego typu rzeczy, prędzej to on onieśmielał innych, znacznie się do nich zbliżając w krótkim czasie trwania gry. Po tym w końcu mogliśmy udać się do wcześniej planowanej kawiarni, aby zjeść coś bardziej sycącego niż zwykłe pepero i odpocząć.
Zamówiłem to, co przeważnie, i konsumowałem, słuchając dyskusji „mężczyzn" o ostatnich rozgrywkach drużyn koszykarskich z Seulu i Busan. Temat iście interesujący, jeśli jesteście takimi fanami sportu jak ta trójka, ale mi, Baekowi i Naeun nieszczególnie przypadł do gustu, więc zajęliśmy się obgadywaniem szkolnych par i tym, co mogą dzisiaj robić.
Ze wszystkimi rozmawiałem normalnie, może trochę mniejszą uwagę zwracając na Huna, ale ciągle czułem się zawstydzony sytuacją sprzed kilkudziesięciu minut, więc wolałem się nie narażać na stawanie się pomidorkiem.
Potem już przyszedł czas na rozejście się do siebie. Pożegnaliśmy się z Naeun i Jongdae, a potem z Baekhyunem i Chanyeolem, którzy zamierzali spędzić jeszcze trochę czasu razem i jechali do niższego.
— Sehun... Mógłbyś wysiąść razem ze mną? — poprosiłem nieco nieśmiało. — Potem poczekam z tobą na następny autobus — zapewniłem go, aby go przekonać, żeby to zrobił. Zależało mi, aby dać mu prezent dzisiaj, a nie w inny dzień. Koniecznie dzisiaj.
— Nie ma sprawy. — Wzruszył ramionami, a ja odetchnąłem z ulgą.
Wysiedliśmy na moim przystanku i od razu ruszyłem do siebie nieco szybszym krokiem. Znowu czułem lekkie podenerwowanie na myśl o daniu mu tego, ale byłem zdeterminowany, aby to zrobić.
Zaprosiłem go do siebie na górę i poszedłem przodem. Wziąłem torbę z upominkiem idealnie w momencie, kiedy przekroczył próg mojego pokoju. Jego wzrok od razu padł na pakunek, a oczy rozszerzyły się w wyrazie zdziwienia, co było tak słodkie, że nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Podszedłem bliżej i westchnąłem.
— To dość nietypowe, ale... Chciałbym ci coś dać. Jest okazja, przyjaźnimy się, więc... Czemu by nie? — Zaśmiałem się, chcąc ukryć podenerwowanie, i wyciągnąłem w jego stronę torebkę.
Wyższy wziął ją ode mnie i od razu zajrzał do środka, a na jego twarzy uformował się tak piękny uśmiech, że poczułem, jak moje serce się topi.
Wyjął różowego pluszaka alpakę z napisem na piersi „Hug me" i przyjrzał mu się... rozbawiony? Rozczulony? Nie mam pojęcia, jakie uczucia mu towarzyszyły, ale na pewno pozytywne.
I cholera, nawet nie wiecie, jak bardzo zdziwiony byłem, kiedy podszedł i objął mnie w talii, przyciągając do siebie i mocno przytulając. Tak mnie to zszokowało, że przez chwilę stałem jak skamieniały, zanim niepewnie ułożyłem ręce wokół jego szyi i odwzajemniłem uścisk. W moim brzuchu rozszalały się motyle, a ja miałem wrażenie, jakbym za chwilę miał zemdleć. Zresztą już nie pierwszy raz dzisiaj.
Czułem niedosyt i niezadowolenie, gdy się odsunął, ale jego kolejne słowa na nowo osłodziły moje serce.
— To... strasznie słodkie. To pewnie zabrzmi niemęsko, ale podoba mi się ten prezent. To już druga maskotka, którą mi dajesz... — Zaśmiał się nieco speszony, a w mojej głowie natychmiast uformował się obrazek misia rilakkumy, którego dostał ode mnie na mikołajki.
— Wtedy powiedziałeś praktycznie to samo — zauważyłem nieco rozbawiony, w duchu czując, jak moja dusza unosi się na anielskich skrzydełkach i wiruje w tańcu szczęścia.
Chłopak przyznał mi rację skinieniem głowy i zapatrzył się na maskotkę.
— W sumie to nie muszę jechać następnym. Nigdzie mi się nie spieszy, a chętnie spędzę z tobą jeszcze trochę czasu.
Czy mogę zaliczyć ten dzień do najpiękniejszych w moim życiu?
___________________________
rozdział trochę dłuższy ze względu na to, że w najbliższym czasie nie będę mieć czasu prawdopodobnie na nic przez wzgląd na naukę, za co od razu przepraszam, bo nie wiem, kiedy w takiej sytuacji pojawi się rozdział, a do moich ferii jeszcze dość daleko.....
dlatego mam nadzieję, że taki słodki akcencik wam to zrekompensuje ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro