Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26.

Niepewnie postąpiłem kilka kroków, stając obok niej. Nawet na mnie nie spojrzała, wręcz przeciwnie. Bardziej schowała twarz we włosach.
- Przepraszam - szepnąłem.
- Wiem.
Ukucnąłem nad grobem, i rozpłakałem się. Rozpłakałem się jak małe dziecko, którym Darcy nigdy nie będzie. Moje ramiona trzęsły się z rozpaczy. Jak mogłem pozwolić odejść dwóm tak ważnym osobom, jak Lia i Darcy? Jak mogłem być tak beznadziejnym człowiekiem?
Uspokoiłem się dopiero po kilku minutach. Pociągnąłem nosem i wyciągnąłem zapalniczkę z kieszeni. Chwyciłem delikatnie pierwszy znicz i odpaliłem świeczkę. To samo zrobiłem z pozostałymi dwoma. Wytarłem mokre policzki, i wstałem, znowu spoglądając na Lię. Widziałem, że było jej zimno, szczękała zębami, i drgała niespokojnie. Bez ani chwili zawahania zdjąłem kurtkę i okryłem jej ramiona. Dzień był kurewsko zimny.
- Nie, Harry. Rozchorujesz się - odtrąciła moją kurtkę.
- Inaczej ty się rozchorujesz- powiedziałem i uparcie wciskałem jej materiał.
- Mam inny pomysł.
Popatrzyłem na nią, a ona nieśmiało poprawiła kosmyk włosów.
- Jeśli chcesz, to możesz mnie przytulić. Ale zostaw sobie kurtkę.
- Nie marzę o niczym innym - ubrałem kurtkę i podszedłem, oplatając ją od tyłu ramionami. Czułem, że jej spięte ciało z każdą chwilą się rozluźnia. Miałem cały swój świat w rękach, i byłem w tamtym momencie najszęśliwszym człowiekiem.
Oparłem podbródek o jej ramię.
- Byłabyś wspaniałą matką.
- Czemu tak myślisz? - niepewnie odwróciła się przodem do mnie, spuszczając głowę. Podniosłem ją, ciągnąc lekko za je podbródek, a następnie założyłem jej kosmyk włosów za ucho. Jej usta rozchyliły się zachęcająco, ale głównie skupiłem się na jej oczach, które utrzymywały ze mną kontakt wzrokowy.
- Obserwowałem cię, jak opiekujesz się Amy - Amy była naszą kuzynką od strony Lii. Na jej usta wkradł się lekki uśmiech.
- Ty też byłbyś dobrym ojcem.
- Powiedziałabyś mi o dziecku? - spytałem niepewnie.
- Oczywiście - uniosła brwi. - Od razu po porodzie. Nie mogłam dopuścić, żeby mała nie znała swojego ojca.
- A skąd pewność, że byłaby to dziewczynka?
- Uznałam, że jesteś za mało męski na spłodzenie chłopca - uśmiechnęła się. Odwzajemniłem uśmiech, czując nieopisaną radość. Znowu zobaczyłem jej uśmiech.
- Kiedy wyjeżdżasz? - spytała nagle.
- Zostaję tu na stałe - oświadczyłem, a ona uniosła brwi z zaskoczenia.
- Naprawdę?
- Tak - zbliżyłem swoją twarzą do jej.- Nie chcę cię już nigdy opuścić.
Wciągnęła głęboko powietrze, dalej patrząc mi w oczy. Prawie niewyczuwalnie musnąłem jej usta swoimi, nie chcąc jej przestraszyć. Zdziwiło mnie, gdy oplotła dłońmi moją szyję i mocniej przywarła do mnie ustami. Przekazałem jej wszystkie moje uczucia, tylko przez ten pocałunek. Tęsknotę i ból, rozpacz, ale przede wszystkim - wielką miłość.
Oderwaliśmy się pod dobrych kilku minutach, dysząc ciężko.
- Przepraszam, jestem takim dupkiem. Kocham cię, Lia.
Przygryzła wargę.
- Nie wiem, czy jestem w stanie odpowiedzieć to samo.
- Czemu? - przeraziłem się. - Nie kochasz mnie już?
- Nie o to chodzi - zaprzeczyła gwałtownie. - Po prostu boję się... boję się, że jak odpowiem, to znowu zostanę zraniona.
Oparłem swoje czoło o jej.
- Rozumiem, i udowodnię ci, że nie masz racji. Będzie lepiej, Lia.
- Harry - westchnęła, a ja znowu ją pocałowałem.
- Powinniśmy się zbierać - przyznała, ostatni raz patrząc na miejsce, gdzie leżała nasza córka. Moja i Lii, nasza. Przytaknąłem i objąłem ją ramieniem. Chciałem, żeby czuła się bezpiecznie i pewnie w moim towarzystwie.
Odzyskam ją.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro