Rozdział pierwszy
-Heyley do cholery! -Usłyszałam głos mojego chłopaka. Który stał przy schodach najwyżej trzy minuty, a już mi się znudziło.
-Już idę! Ale jesteś niecierpliwy! -Odkrzyknęłam zakładając szybko luźną, białą koszulkę.
-Ja niecierpliwy?! To ty się wleczesz! -Musi postawić na swoim. Taki już jest. Może z charakteru nie jest ideałem, ale jest największym ciachem w szkole. To się liczy nie? Przyznam, że zaczyna mnie wnerwiać..
-Nawet pięć minut nie minęło! -Dodałam zbiegając po schodach.
-Mmm.. Świetnie wyglądasz. -Wiedziałam co się zaraz stanie, gdy go wymijałam klepnął mnie w tyłek. Już nie miałam siły protestować. Posłałam mu sztuczny uśmiech i zabrałam się za ubieranie butów. Zawiązałam moje czerwone trampki i się podniosłam, poprawiając jeansowe spodenki. Gdy wstałam on stał tuż przy mnie.
-Możemy już iść? -Spytał udając znudzonego. Wkurza mnie.
-Ta.. -Otwarłam sobie drzwi, a on wybiegł przede mną. Tego już nie zniosę. -Nie chcę się czepiać, ale nie ty przypadkiem powinieneś mi otwierać drzwi? Tak robią gentlemani.
-Ale ja nim nie jestem. Chciałaś bad boya, tak? -Uśmiechnął się kpiąco, co mnie jeszcze bardziej rozzłościło. Przeczytał kiedyś naszą prywatną rozmowę z koleżanką i wykorzystał to.
-Nie o to mi chodziło. Faceci nie zrozumieją kobiet. -Zamknęłam drzwi na klucz, a kiedy się odwróciłam, przyparł mnie do drzwi, chwytając za szczękę.
-Ale z ciebie maruda. Nie wystarczy ci, że masz najprzystojniejszego chłopaka w szkole? -Uśmiechnął się szarmancko i nachylił się żeby mnie pocałować, ale nie zdążył, bo dostał mocnego sierpowego z lewej strony. Tak, jestem leworęczna.
-Co ci kurwo strzeliło do głowy?! -Krzyknął tamując krew cieknącą z nosa.
-Kurwo? To teraz tak się nazywa dziewczynę?? -Zaczęłam i szybkim krokiem poszłam w kierunku centrum miasta.
-Czekaj! Przepraszam! -Podbiegł i zastawił mi drogę. -Weź no. Często nie myślę zanim coś powiem. Przepraszam.. -Patrzył na mnie z nadzieją.
-Wiesz co ci powiem? -Patrzy na mnie zdziwiony. -Spieprzaj zanim ci znowu przywalę!
-Lee* weź.. Daj mi drugą szansę.. -Upierał się.
-Nie należy ci się. -Odepchnęłam go.
-I to teraz? Zerwiesz ze mną? -Zaśmiał się jakby to było niemożliwe.
-To chyba oczywiste. ZRYWAM Z TOBĄ JOHN. -Podkreśliłam ostatnie zdanie.
-Jeszcze mnie będziesz błagać żebym do ciebie wrócił! -To już był szczyt wszystkiego.
-Mam cie dość kretynie! -Wrzasnęłam. -Nie dam się wykorzystywać! Odwal się wreszcie! -Odepchnęłam go, odwróciłam się i ruszyłam w stronę domu mojego najlepszego przyjaciela. John, dał sobie spokój, rzucając jedynie jakieś przekleństwo na pożegnanie.
Po jakiś siedmiu minutach byłam na miejscu. Zadzwoniłam domofonem. Po chwili usłyszałam miły damski głos, mówiący żebym weszła. Dodała też, że Shane jest u siebie w pokoju. Weszłam więc do budynku witając się i uśmiechając szeroko z jego mamą. Z przyzwyczajenia ruszyłam białymi schodami na piętro, a tam skręciłam w prawo i po cichu zaszłam aż do końca korytarza. Kocham go straszyć.
-Co tu się wyprawia?! -Krzyknęłam szybko otwierając drzwi do pokoju.
-Kurwa! -Wrzasnął podskakując. Leżał na łóżku w samych bokserkach, z laptopem na kolanach. Laptop o mało mu nie spadł na ziemię.
-Heyley do cholery! -Gdzieś to dzisiaj słyszałam.. Shane zamknął klapkę od laptopa i odłożył go na stolik.
-Tak? -Spytałam uroczym głosem i usiadłam obok niego.
-Yhhh.. Nic. Pozwolisz, że się ubiorę. -Dodał rumieniąc się.
-Nie ma sprawy. -Zaśmiałam się i z uśmiechem patrzyłam na blondyna. Podszedł do szafki i wyciągnął z szuflady czarne jeansy. Uroczo wyglądał w rurkach. Do tego założył także czarną koszulkę, z nadrukowanym białym logo Linkin Parku. "Machnął" głową poprawiając grzywkę. Wyglądał trochę jak emo, ale tłumaczył się zawsze, że po prostu lubi czarny kolor. Po chwili usiadł z powrotem obok mnie. Skoro już mowa o mnie, to jestem ciemną blondynką, mam czekoladowe oczy oraz jasną cerę.
-Tooo.. Co się stało, że mnie akurat teraz odwiedziłaś? Nie miałaś przypadkiem iść na spacer ze swoim chłopakiem? -Uniósł brew.
-"Byłym chłopakiem" -Poprawiłam go. Na początku nie rozumiał, a potem się uśmiechnął.
-Zerwałaś z nim? -Nie musiałam odpowiadać. Sam się domyślił. -To świetna wiadomość. Nie pasował do ciebie. -Przytulił mnie.
-Na prawdę tak myślisz? -Uśmiechnęłam się lekko.
-Oczywiście. Potrzebujesz jakiegoś czułego, a nie ładnego faceta. -Powiedział stanowczo.
-Czyli takiego jak ty? -Zaśmiałam się.
-Hmm.. A myślisz, że się nadam? -Poruszył brwiami zachowując kamienny wyraz twarzy. Widząc to wybuchnęłam śmiechem.
-Chyba nieco brak ci stanowczości. Jesteś taki nieśmiały i uległy.. -Poczochrałam jego jasne blond włosy chichocząc.
-No nie, teraz przesadziłaś! -Rzucił mnie na łóżko kładąc się nade mną. -Masz coś na swoją obronę? -Zaśmiał się.
-Ja nie mam gilgotek! -Powiedziałam triumfalnie, wiedząc, że się nie wydostanę.
-Mam lepszy sposób.. -Dodał i zaczął się do mnie nachylać.
-Czekaj, co ty.. -Zaczęłam, ale on mi przerwał całując mnie delikatnie. Niepewnie odwzajemniłam.
-Widzisz? Potrafię jak chcę.. -Zarumienił się i odsunął, pozwalając mi usiąść. Niezbyt wiedziałam co powiedzieć. Chyba byłam w lekkim szoku. -Ja.. Przepraszam.. -Spuścił głowę.
-N-nic się nie stało.. -Zaczęłam. -Ja po prostu nie wiedziałam, że.. ty.. -Zapadła cisza.
-Przepraszam cię strasznie. Już tego nie zrobię. -Jego głos był na skraju załamania. Schował twarz w dłonie.
Nie wiedząc nadal jak zareagować, przysunęłam się do niego i objęłam w pasie mocno tuląc do siebie.
-Rozumiem. -Powiedziałam przerywając ciszę. -Tylko.. Dlaczego nie zrobiłeś tego wcześniej?
-Byłaś zapatrzona w Johna jak w obrazek. Nie chciałem psuć waszego związku. -Wyjaśnił. -No i za dwa tygodnie wyjeżdżasz prawda? Wolałem to zrobić teraz niż wcale.
-Jeszcze nie wiadomo czy na pewno jadę. Uśmiechnij się, wreszcie.
-Dlaczego mam się uśmiechać? Mogłem zniszczyć naszą przyjaźń głupim..
-Świetnie całujesz. -Shane mimowolnie się uśmiechnął.
-Dzięki. -Westchnął głośno i położył się na łóżku, a ja obok niego. -Więc.. Przyjaciele na zawsze? -Spytał wystawiając mały palec prawej dłoni.
-Na zawsze. -Odpowiedziałam pewnie i zahaczyłam swój palec o jego.
-Muszę już iść, -stwierdziłam chwilę po tym.
-Spoko, nie zatrzymuję cię.
Przytuliliśmy się na pożegnanie, a ja skierowałam się do drzwi wyjściowych. Znając jego to pewnie teraz wyżywa się na poduszkach żałując, że mi to zrobił. Nadal nie wiem co o tym myśleć. Shane jest uroczy. Zawsze mi się podobał, ale jest dla mnie jak brat.
Chyba nie potrafiłabym z nim być...
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Następnego dnia, dowiedziałam się od mamy, że na pewno przeprowadzamy się do jej nowego faceta. Taa, rozwiodła się z tatą już chwilę temu. Znalazła sobie nowego chłopaka. Podobno jest menagerem jakiegoś zespołu muzycznego. Ona oczywiście nie pamięta jakiego. Wiem tyle, że ten gościu ma dużo kasy. Mama twierdzi, że ją to nie obchodzi, bo poznali się jeszcze w szkole.
Mam nadzieję, że będzie szczęśliwa. W końcu zostawiam tu szkołę, przyjaciół.. No dobra. Jednego przyjaciela. Co nie zmienia faktu, że nie będziemy się mogli tak często spotykać.
Anthony -bo tak się nazywa wybranek mamy -mieszka w ogromnym domu wraz ze swoim bratankiem Davidem. Mama mówiła, że brat Tonego zginął w wypadku, a on sam przygarnął Davida do siebie. A jakby to było zbyt mało pogmatwane, David był adoptowany. Nie widziałam jeszcze żadnego z nich.
Najgorsze w tym jest to, że jedziemy tam w piątek, to za kilka dni. Zaraz po szkole wsiadamy w samochód i jedziemy do Nowego Yorku. Szkoda, że muszę zostawić moje ukochane Niagara Falls. Przywiązałam się do tego miasta. Niestety muszę znieść prawie siedem godzin drogi, żeby wylądować w tej betonowej dżungli. Udało mi się dowiedzieć, że zamieszkamy w willi. Podobno jest to bardzo ładna okolica...
W każdym razie, już powoli pakuję swoje rzeczy.
W poniedziałek rano, typowo się ubrałam, uczesałam, itd. W szkole z niechęcią wyczekiwałam długiej przerwy, żeby powiedzieć Shaneowi o przeprowadzce. Mamy zaledwie cztery dni, żeby uczynić ten tydzień najlepszym w naszym życiu. Niagara Falls oferuje wiele ciekawych atrakcji turystycznych. Gdy się tu mieszka to jakoś nie ma czasu, żeby je wszystkie obejrzeć. Dzisiaj po szkole postanowiłam w końcu odwiedzić muzeum rekordów Guinnessa. Będzie zabawnie.
We wtorek poszliśmy do Marinelandu. To takie zoo głównie z ssakami morskimi. Kto by pomyślał że wieloryby są takie śmieszne? W każdym razie cholernie nas bolały nogi, bo daleko musieliśmy iść.
W środę jedynie poszliśmy na lody i oglądaliśmy wodospad. Ustaliliśmy że środy będą dniem do pogadania na spokojnie.
Czwartek. Ostatni dzień razem. Byliśmy na meczu, obejrzeliśmy film, zjedliśmy wielką pizzę i na ogół rodzice pozwolili zostać Shaneowi na noc.
O godzinie pierwszej w nocy nam oboje zaczęło odbijać. Przekonałam się jak bardzo Shane jest zboczony. Śmialiśmy się, pisaliśmy na 6obcy i włączyliśmy Omegle.
W końcu o piątej rano, padaliśmy z nóg, więc powoli się wyciszaliśmy. On siedział z laptopem na kolanach i nadal pisał na 6obcy, a ja położyłam głowę na jego brzuchu i przeglądałam Facebook'a na telefonie. Oczy mi się kleiły, więc rzuciłam telefon gdzieś na łóżko i zamknęłam oczy. Ku mojemu zdziwieniu, Shane zamknął laptopa i odłożył, po czym zaczął mnie głaskać czule..
W tym momencie poczułam, że chciałabym tak każdego dnia.
Dlaczego uświadomiłam sobie to tak późno??
-Dobranoc. -Szepnął po dłuższej chwili. Nie spałam jeszcze, ale już nie miałam siły mu odpowiadać. Mruknęłam coś pod nosem i poprawiłam głowę. -Będę czekał.. -Dodał jeszcze ciszej, bawiąc się kosmkiem moich włosów.
Piątkowy dzień w szkole był wyjątkowo ponury i cichy. Shane odprowadził mnie do domu i został ze mną, aż do wyjazdu. Gdy już miałam jechać, pobiegłam się ostatni raz przytulić do mojego przyjaciela. Jako, że był bardzo wysoki (niemal o głowę wyższy ode mnie), zawiesiłam się na jego szyi przytulając go mocno. On też mnie przytulił.
-Będę tęsknił..-Zaczął, a ja mu brutalnie przerwałam całując go.
-Nie bierz tego do siebie. Po prostu za dobrze całujesz. -Zachichotałam widząc jego zaszokowaną minę. -To do następnego razu. -Powiedziałam i zwinnie wydostałam się z jego uścisku. -Też będę tęsknić. -Wydusiłam bo łzy zaczęły ściskać mi gardło.
-Zanim się obejrzysz, już będziesz z powrotem. -Dodał próbując zachować kamienny wyraz twarzy.
-Nie wydaje mi się.. -Powiedziałam do siebie i wsiadłam do samochodu. Machaliśmy do siebie, aż całkowicie odjechaliśmy z pola widzenia.
Czeka mnie jeszcze jedyne sześć lub siedem godzin drogi..
*Lee- będę tu używać masę różnych skrótów imienia Heyley. Czasem nazywają ją Heylee, a czasem Heyleen, Lee, Lisia, Hejcia i co tam komu przyjdzie do głowy.
Piszcie w komentarzach czy się podoba, bo nie wiem czy warto pisać kolejne rozdziały.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro