01
Rozdział 1
Idealny. To słowo jako pierwsze przyszło mu namyśl, gdy zobaczył tego niezwykłego chłopca. Był dość niski, miał na sobie biała koszule z podwiniętymi do łokci rękawami, na która narzucony był jasno różowy sweter i kontrastujace ciemno różane rurki, strój dopełniały pastelowe vans'y. Jego włosy również były różowe, a w skórze podpatrzyłem różowe podtony. W jego dużych niebieskich oczach błyszczały iskierki radości, mały nosek był słodko zmarszczony, a waskie malinowe usta były naznaczone uśmiechem, który podarowywał każdej napotkanej na swojej drodze osobie. Wydawał się taki... szczęśliwy. Nagle droge zaszło mu czterech osiłków. Jeden z nich, który wydawał się szefem bandy zaczał wyzywać go od pedałów. Gdy słowa dotarły do uszu chłopca w jego oczach zabłyszczały łzy. Z czego grupa od razu zaczeła drwić. Ja... nie wytrzymałem. Tak, wiem, że mam się ukrywać. Gdyby ktoś się dowiedział kim naprawdę jestem, miałbym przerabane, lekko mówiac. Ale, gdy pierwsza mała łezka popłyneła po policzku chłopca, wiedziałem, że nie moge stać bezczynnie. Zobaczyłem, że najwyższy z bandy podnosił Landrynka za koszule to podbiegłem do niego wyrwałem mu chłopca z rak po czym pchnałem szefa bandy na ściane z całej siły. Różowy chłopiec pisnał z przerażenia i objał mnie od tyłu. Jednak, gdy tylko zdał sobie sprawe z tego co zrobił, zaczerwienił się mocno i pobiegł korytarzem. Niewiele myślac pognałem za nim. Niestety nie zdarzyłem go dogonić. Korytarz był pusty, ponieważ po dzwonku większość uczniów siedziało już w salach. Miałem już podarzyć ich śladem, gdy usłyszałem ciche pociagnięcie nosem, zaa dzwi, które okazały się łazienka. Weszłem do środka i moim ocza ukazał się rożowy chłopiec. Siedział na parapecie, obejmujac nogami kolana i cicho pochlipujac.
- Hej? - szępnałem na co on się wzdrygnal. Szybko otarł łzy, a gdy mnie zobaczył jego policzki znowu poczerwieniały.
- Dziękuje - odszepnał, a gdy się do niego uśmiechnałem poczerwieniał jeszcze bardziej.
- Nie musisz, naprawdę.
- Pomogłeś mi. Jako jedyny. - odpowiedział tylko, podeszłem bliżej niego.
-Moge się dosiaść? - spytałem, na co on kiwnał leciutko głowa. Gdy usiadłem obok niego nie mogłem przestać się w niego wpatrywać, przez co on się jeszcze bardziej się rumienił.
- Jak się się nazywasz?
- Gumball. - gdy mi odpowiadał uśmiechnał się do mnie leciutko.
- Ja nazywam się Marcel. - podałem mu ręke, a gdy poczułem jego malutka dłoń w swojej przez moje ciało przeszła fala ciepła. Spojrzałem na niego, jego oczy wciaż były mokre od łez. Nagle przypomniała mi się co wydarzyło się na korytarzu chwile temu.
- Nie musisz się nimi martwić. Już nigdy nawet na Ciebie nie spojrza.
Chłopiec posmutniał, cień uśmiechu zniknał z jego twarzy.
- Przyzwyczaiłem się. - odpowiedział tylko.
- Już wcześniej Ci dokuczali?
- Widzę ich po raz pierwszy. Jestem nowy w tej szkole. Ale w każdej się nademna znecali. Jestem inny, a ludzie nie lubia inności. - po jego policzku znowu pociekła łza. Starłem ja szybkim ruchem ręki. nie chciałem, żeby płakał. Przytulił sie do mnie. Po chwili jednak odskoczył odemnie i znów się zarumienił.
- Przepraszam. Ja poprostu nie daje sobie rady i to wszystko mnie przytłacza i.. - nie zdarzył dokończyć, ponieważ tym razem to ja przytuliłem jego.
- Oh - wyjaknał tylko, jednak odwzajemnił uścisk i wdrapał mi się na kolana. Kiedy trzymałem jago małe ciałko byłem naprawdę szczęśliwy.
- Co oni wszyscy do Ciebie maja? - zapytałem po chwili.
- W każdej ludzkiej szkole tak jest.
- Co to znaczy "ludzkiej"?- chłopiec wciagnał gwałtownie powietrze.
-Nic. Zupełnie nic. Poprostu przez przypadek to powiedziałem. - gdy usłyszałem jego tłumaczenia uśmiechnałem sie szeroko. Widocznie nie tylko ja mam tutaj tajemnice.
- Czemu się tak uśmiechasz? - chłopiec oddalił się lekko odemnie i spojrzał na moja twarz na której widniał szeroki uśmiech. Zmarszczył czoło w ździwieniu i wygladał naprawdę przesłodko.
- Nie tylko ty masz tajemnice- tym razem w moim uśmiechu widoczne były kły. Czemu to zrobiłem? Sam nie wiem. Znałem go od nie całej godziny, a już zdradziłem mu mój największy sekret.
- Ojej - tylko to usłyszałem od Gumballa. Po czym przytulił mnie mocno i położył głowe w zagłebieniu mojej szyji. Spodziewałem się każdej reakcji od krzyku po nagła ucieczke, ale nie tego... Widocznie wybrałem odpowiedniego powiernika sekretu.
- Ja nie też nie jestem zwyczajny. - zaczał opowiadać szeptem i gdyby nie to, że jego głowa była tuż przy moim uchu nic bym nie usłyszał.
- Byłem księciem cukierkowego królestwa. Wiem, że to śmiesznie brzmi, ale ono istnieje naprawde. Albo raczej istniało. - poczułem, że jego łzy mocza mi rabek koszuli. Nie przejmowałem się tym, chciałem usłuszeć cała historie.
- Miałem oddanych poddanych, którzy byli naprawdę przecudowni. Żyłem w pięknym pałacu i byłem szczęśliwy. A potem On... - Gumballowi zaczał załamywać się głos, a ja pogładziłem go po włosach dajac znak by opowiadał dalej mimo, że byłem już pewny końca histori. Nie tylko jego królestwo zostało zniczszone. Gdyby nie to, że przytrafiło mi się to samo nie byłoby mnie w tej szkole.
- Zniszczył wszystko. Zabił moich poddanych, a Ci którzy przeżyli zostali zniewoleni. A ja nie mogłem nic z tym zrobić... Chciałem im pomóc, ale zostałem sam i..- reszta słów znikneła w cichym szlochu. Po chwili chłopiec podniósł głowe i spojrzał na mnie. Podniosłem ręke i starłem łzy z jego policzków. Patrzyliśmy sobie w oczy, a nasze twarze znalazły się niebezpiecznie blisko siebie. W ciagu jednej krótkiej chwili usta złaczyły się w pocałunku zainicjowanym przez Gumballa. Jego ręce obejmowały lekko moja szyje, a policzki były zarumienione. To był najsłodszy pocałunek w moim życiu. Dosłownie, chłopiec smakował jak wata cukrowa, a jego usta były jedwabiście miękie. jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego. Po chwili jednak nasze twarze oddaliły się od siebie. Gumball spojrzał na mnie z przerażeniem, szybko zeskoczył z moich kolan po czym uciekł. Szukałem Go chwile po tym, jednak na przerwie znalazła mnie Marcelina i dopilnowała bym zjawił się na każdej lekcji. Przez cały czas myślałem tylko o Gumballu, o jego ustach, oczach. Tamtego dnia już Go nie spotkałem, jakby rozpłynał się w powietrzu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A więc mamy pierwszy rozdział! Ten ff może wydawać sie dość dziwny dla osób nie znajacych adventure time. Balonowy ksiaże, słodkie królestwo? Owszem te nazwy sa dość dziwne, ale nie sadze, żeby przeszkadzały wam w czytaniu. Z góry uprzedzam, że rozdział napisałam ponad miesiac temu i nie był sprawdzany, ale cóż spodobał mi sie, wiec postanowiłam go opublikować. W przygotowaniu jest już drugi rozdział, który pojawi sie jak najszybciej. Mam nadzieje, że spodoba wam sie to fanfiction i z góry dziekuje za wszystkie gwiazki oraz komentarze. Przepraszam za tak długa notatke, w nastepnych rozdziałach najprawdobodobniej nie bedzie ich wcale.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro