Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.62.

Pov. Eleonora
Od czasu gdy dowiedziałam się że mam wnuczkę i prawnuczkę, jest szczęśliwsza. Szczególnie że, odbudowałam swojego syna Erica.

Pov. Timon

Siedzieliśmy z Lu na kanapie, kiedy rozdzwonił się mój telefon. Jak zobaczyłem iż to, z firmy Matta, odrazu się zdziwiłem. O co, może chodzić? No cóż, odebrałem.

Rozmowa telefoniczna

Sekretarka
-Dzień dobry, czy dodzwoniłam się do Pana Timona...,chodzi o to że...zarząd firmy zwołuje narade kryzysową, a nie mogę dodzwonić się, do Pani Norynberg.

Timon
- A, kiedy ma odbyć się to zebranie?

Sekretarka
- Jutro o 12. Czy, mógłby Pan jakoś poinformować Panią Norynberg?

Timon
- Oczywiście, ale wątpie by się zjawiła. Obecnie znajduje się w szpitalu centralnym. Po nieprzyjemnym incydencie, jaki miał miejsce przez ostatnie trzy tygodnie. Ale ja, jako jej wspólnik i pełnomocnik, zjawię się na pewno osobiście.

Sekretarka
- Rozumiem i proszę życzyć, Pani Norynberg szybkiego powrotu do zdrowia. Do widzenia.

Timon
- Do widzenia.

No pięknie, czego oni mogą chcieć? Teraz widzę, że nie istotne jest to, iż Matt jestvw areszcie. Firma presperuje bez prezesa i dobrze.

Lu
- Kto to, bracie? Jak nie chcesz, to nie mów. A, po za tym...dlaczego "Billy" jest w szpitalu? Co się stało?

Timon
- Długa historia i nie zbyt przyjemna.

Lu
- Wiem że to, nie najlepszy moment ale...czy, pytałeś może Martyny, no wiesz...

Timon
- Jasne że pytałem...zgodziła się, gdy dojdzie do siebie.

I znowu, mój telefon się rozdzwonił. Numer nie znany...dobra odbiore.

Rozmowa telefoniczna

Timon
-Halo.

Martyna
-Czesc Timon, dzwonie od taty...Właśnie czekam na wypis, weź znajdź brata i przyjedżcie do nas.

Timon
- Super że dzwonisz...za godzinę będziemy z firmy.

Martyna
- Dobra, to czekam w domu.

Koniec rozmowy.

Pov. Tomi.

Kiedy wychodziłem z domu, mojej córki, trafiłem na Zaharego. Gdy spytał gdzie się wybieram, a ja mu odpowiedziałem że odwiedzić Martynę, chciał jechać ze mną.

Zahary
-Dlaczego nie?!

Tomi
- A, mineły już dwa dni?

Zahary
- Nooo nieee, ale nie uważasz że...

Tomi
- Nie, nie uważam. Po za tym, znamy oboje " Billy" doskonale, by wiedzieć że się zdenerwuje i będzie się fochać. Poczekaj jeszcze, ten jeden dzień.

Zahary
- Dobra, niech będzie. Ale, ja tak za nią tęsknie.

Tomi
-Wiem chłopie, każdy za nią tęskni.

Margaret
- Zahary, zajmij sie Dakotą. Ja z Kariną, idziemy do sklepu, musimy coś kupić.

Zahary
- Ale przecież wczoraj, byłyście w sklepie.

Karina
- Ale czegoś zapomnieliśmy i musimy to dokupić.

Zahary
- Boże, ja nigdy nie zrozumiem...kobiet. Dobra, jedzcie a my z Dakotą, wymyśliwy jakieś zajęcie.

Daki
- Taaaakkkkk...tato,tato!!! Tato, możemy zrobić, kolorowy transparent no powrót mamy...

Zahary
-Ale mama, tak szybko nie wyjdzie ze szpitala.

Pov. Zahary

Widziałem jak wszyscy spojrzeli, na wesołą Dakote, a później na mnie. Ja tylko ruszyłem ramionami, bo nie rozumiem ich zachowania. Tak jakby, coś ukrywali przedemną.

Dakota
-Ale...kiedyś wyjdzie i co, wszystko będziemy robili na ostatnią chwilę. Wtedy zapomnimy o tym, a tak...czy bęzie zakurzone czy nie...mamusi będzie miło że powitaliśmy ją w domu, tak miło.

Zahary
- Noooo, dobrze. Zrobimy transparent, porozwieszamy serpentyny, może jakieś trzy szejść balonów, zgoda?

Dziewczynka podskakiwała i klaskała w dłonie, z wielkim uśmiechem na ustach. Karina i Tomi wraz z " Magnum", puścili jej oczko.

Tomi
- To ja, idę. Pozdrowię od was Martynę.

Karina
- My też jedziemy, gdyby coś to dzwońcie.

Margaret
-Dzwoniłam po, Maxa i Teo oraz Erica...będą za 20 minut. Pomogą wam i będziecie mieli towarzystwo. A później, może poświętujemy w gronie rodziny i przyjaciół, że wszystko się udało.

Zahary
- Może i masz rację. Dobra lećcie, a my zrobimy ten transparent.

Pov. Martyna.

Siedzę jak na szpilkach, czekając na ten cholerny wypis, i tate który ma mnie odebrać. Przebrałabym się, ale nie bardzo mam w co, zobaczę czy, tato mi coś o zywiezie. Dwie godziny później, przyjechał Tomi i przyniósł mi ciuchy, oraz bieliznę. Ale jego zniesmazona mina, mówiła sama za siebie.

Tomi
- Nigdy więcej, uwierz mi...nigdy więcej...wiesz jak te baby się na mnie patrzały. Stary dziad, kupuje odzież kobiecą i damską bieliznę, dla młodej kobiety. Ale jak, wytłumaczyłem że...to dla córki, która leży w szpitalu, a dzisiaj wychodzi...a ja po nią jade. Odrazu zaczeły wybierać, więc trzymaj. Powinno być luźne i konfortowe, idź się przebież a ja, pójdę po twój wypis.

Zrobiłam jak powiedział, mój rodzic poszłam się przebrać. Jak zapewniał że są luźne i rzeczywiście takie są nawet,nawet. Po pół godzinie siedzieliśmy już w samochodzie, w drodze do domu. Ciekawe jak zareaguje, mój mężczyzna. No ale cóż, trzeba chwilę poczekać.

Pov. Zahary.

Już od gidziny, mocujemy się z Maxem, z zawieszeniem tego cholernego transparentu. Dlaczego, od godziny? Bo Dakota i Timon nas nadzorują.

Daki
- Troche wyżej tatku, i troche w prawo.

Timon
- Max napręż trochę do siebie i wyrównaj do góry...

Max
- Ej! Jak taki mądry jesteś, to sam to zrób...

Timon
-A i zrobię. Zahary przytrzymaj chwilę w miejscu.

Kiedy Max, zamienił się z Timonem, myślałem że teraz będzie jeszcze gorzej, ale miło się zaskoczyłem, bo gdy tylko współpracownik mojej narzeczonej, wziął drugą końcówkę transparentu i naciągnął do siebie...Dakota, zaczeła podskakiwać i klaskać w dłonie.

Daki
- Tak,tak...teraz jest w 100% idealnie.

Odetchnąłem zadowolony i zeszliśmy z naszych drabin. Gdy byliśmy już na dole, na kortarz wyszły z kuchni dziewczyny.

Karina
- No i jak chłopaki, w końcu zawiesiliście twn transparent?

Margaret
- Chyba tak, " ale"...

Zahary
- Nie ma żadnego " ale", Magnum.

Zmierzyłem przyjaciółkę, groźnym wzrokiem, na co oby dwie kobiety zaśmiały się, na mój widok.

Margaret
- Nie bój się, mięśniaku...dobrze wisi, chodzi o to że trzeba chyba pomóc Lu.

Kiedy poszliśmy do salonu, brat Timona kończył z balonami i serpentny. Nie wiem w jaki sposób, sam sobie poradził. W czasie gdy chcieliśmy usiąść, usłyszeliśmy drzwi frontowe, jak ktoś je trzaskiem zamyka. A po chwili głos teścia.

Tomi
-Jesteśmy!

Jak to jesteśmy? Z tego, co wiem wszyscy z nas są u nas.

Dakota
- MAMO!!!

CO?! Czy to prawda? Czy rzeczywiście, moja ukochana, wróciła do domu? Czy na prawde, już ją wypisali? Stałem jak idiota, sam w pustym salonie, przez moje pytania które zadaje samemu sobie. Po czym ruszyłem, w strone korytarza, gdzie wszyscy sie znajdowali. Gdy stanąłem, w progu wejścia i spojrzałem na...

C.D.N...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro