ROZDZIAŁ.62.
Pov. Eleonora
Od czasu gdy dowiedziałam się że mam wnuczkę i prawnuczkę, jest szczęśliwsza. Szczególnie że, odbudowałam swojego syna Erica.
Pov. Timon
Siedzieliśmy z Lu na kanapie, kiedy rozdzwonił się mój telefon. Jak zobaczyłem iż to, z firmy Matta, odrazu się zdziwiłem. O co, może chodzić? No cóż, odebrałem.
Rozmowa telefoniczna
Sekretarka
-Dzień dobry, czy dodzwoniłam się do Pana Timona...,chodzi o to że...zarząd firmy zwołuje narade kryzysową, a nie mogę dodzwonić się, do Pani Norynberg.
Timon
- A, kiedy ma odbyć się to zebranie?
Sekretarka
- Jutro o 12. Czy, mógłby Pan jakoś poinformować Panią Norynberg?
Timon
- Oczywiście, ale wątpie by się zjawiła. Obecnie znajduje się w szpitalu centralnym. Po nieprzyjemnym incydencie, jaki miał miejsce przez ostatnie trzy tygodnie. Ale ja, jako jej wspólnik i pełnomocnik, zjawię się na pewno osobiście.
Sekretarka
- Rozumiem i proszę życzyć, Pani Norynberg szybkiego powrotu do zdrowia. Do widzenia.
Timon
- Do widzenia.
No pięknie, czego oni mogą chcieć? Teraz widzę, że nie istotne jest to, iż Matt jestvw areszcie. Firma presperuje bez prezesa i dobrze.
Lu
- Kto to, bracie? Jak nie chcesz, to nie mów. A, po za tym...dlaczego "Billy" jest w szpitalu? Co się stało?
Timon
- Długa historia i nie zbyt przyjemna.
Lu
- Wiem że to, nie najlepszy moment ale...czy, pytałeś może Martyny, no wiesz...
Timon
- Jasne że pytałem...zgodziła się, gdy dojdzie do siebie.
I znowu, mój telefon się rozdzwonił. Numer nie znany...dobra odbiore.
Rozmowa telefoniczna
Timon
-Halo.
Martyna
-Czesc Timon, dzwonie od taty...Właśnie czekam na wypis, weź znajdź brata i przyjedżcie do nas.
Timon
- Super że dzwonisz...za godzinę będziemy z firmy.
Martyna
- Dobra, to czekam w domu.
Koniec rozmowy.
Pov. Tomi.
Kiedy wychodziłem z domu, mojej córki, trafiłem na Zaharego. Gdy spytał gdzie się wybieram, a ja mu odpowiedziałem że odwiedzić Martynę, chciał jechać ze mną.
Zahary
-Dlaczego nie?!
Tomi
- A, mineły już dwa dni?
Zahary
- Nooo nieee, ale nie uważasz że...
Tomi
- Nie, nie uważam. Po za tym, znamy oboje " Billy" doskonale, by wiedzieć że się zdenerwuje i będzie się fochać. Poczekaj jeszcze, ten jeden dzień.
Zahary
- Dobra, niech będzie. Ale, ja tak za nią tęsknie.
Tomi
-Wiem chłopie, każdy za nią tęskni.
Margaret
- Zahary, zajmij sie Dakotą. Ja z Kariną, idziemy do sklepu, musimy coś kupić.
Zahary
- Ale przecież wczoraj, byłyście w sklepie.
Karina
- Ale czegoś zapomnieliśmy i musimy to dokupić.
Zahary
- Boże, ja nigdy nie zrozumiem...kobiet. Dobra, jedzcie a my z Dakotą, wymyśliwy jakieś zajęcie.
Daki
- Taaaakkkkk...tato,tato!!! Tato, możemy zrobić, kolorowy transparent no powrót mamy...
Zahary
-Ale mama, tak szybko nie wyjdzie ze szpitala.
Pov. Zahary
Widziałem jak wszyscy spojrzeli, na wesołą Dakote, a później na mnie. Ja tylko ruszyłem ramionami, bo nie rozumiem ich zachowania. Tak jakby, coś ukrywali przedemną.
Dakota
-Ale...kiedyś wyjdzie i co, wszystko będziemy robili na ostatnią chwilę. Wtedy zapomnimy o tym, a tak...czy bęzie zakurzone czy nie...mamusi będzie miło że powitaliśmy ją w domu, tak miło.
Zahary
- Noooo, dobrze. Zrobimy transparent, porozwieszamy serpentyny, może jakieś trzy szejść balonów, zgoda?
Dziewczynka podskakiwała i klaskała w dłonie, z wielkim uśmiechem na ustach. Karina i Tomi wraz z " Magnum", puścili jej oczko.
Tomi
- To ja, idę. Pozdrowię od was Martynę.
Karina
- My też jedziemy, gdyby coś to dzwońcie.
Margaret
-Dzwoniłam po, Maxa i Teo oraz Erica...będą za 20 minut. Pomogą wam i będziecie mieli towarzystwo. A później, może poświętujemy w gronie rodziny i przyjaciół, że wszystko się udało.
Zahary
- Może i masz rację. Dobra lećcie, a my zrobimy ten transparent.
Pov. Martyna.
Siedzę jak na szpilkach, czekając na ten cholerny wypis, i tate który ma mnie odebrać. Przebrałabym się, ale nie bardzo mam w co, zobaczę czy, tato mi coś o zywiezie. Dwie godziny później, przyjechał Tomi i przyniósł mi ciuchy, oraz bieliznę. Ale jego zniesmazona mina, mówiła sama za siebie.
Tomi
- Nigdy więcej, uwierz mi...nigdy więcej...wiesz jak te baby się na mnie patrzały. Stary dziad, kupuje odzież kobiecą i damską bieliznę, dla młodej kobiety. Ale jak, wytłumaczyłem że...to dla córki, która leży w szpitalu, a dzisiaj wychodzi...a ja po nią jade. Odrazu zaczeły wybierać, więc trzymaj. Powinno być luźne i konfortowe, idź się przebież a ja, pójdę po twój wypis.
Zrobiłam jak powiedział, mój rodzic poszłam się przebrać. Jak zapewniał że są luźne i rzeczywiście takie są nawet,nawet. Po pół godzinie siedzieliśmy już w samochodzie, w drodze do domu. Ciekawe jak zareaguje, mój mężczyzna. No ale cóż, trzeba chwilę poczekać.
Pov. Zahary.
Już od gidziny, mocujemy się z Maxem, z zawieszeniem tego cholernego transparentu. Dlaczego, od godziny? Bo Dakota i Timon nas nadzorują.
Daki
- Troche wyżej tatku, i troche w prawo.
Timon
- Max napręż trochę do siebie i wyrównaj do góry...
Max
- Ej! Jak taki mądry jesteś, to sam to zrób...
Timon
-A i zrobię. Zahary przytrzymaj chwilę w miejscu.
Kiedy Max, zamienił się z Timonem, myślałem że teraz będzie jeszcze gorzej, ale miło się zaskoczyłem, bo gdy tylko współpracownik mojej narzeczonej, wziął drugą końcówkę transparentu i naciągnął do siebie...Dakota, zaczeła podskakiwać i klaskać w dłonie.
Daki
- Tak,tak...teraz jest w 100% idealnie.
Odetchnąłem zadowolony i zeszliśmy z naszych drabin. Gdy byliśmy już na dole, na kortarz wyszły z kuchni dziewczyny.
Karina
- No i jak chłopaki, w końcu zawiesiliście twn transparent?
Margaret
- Chyba tak, " ale"...
Zahary
- Nie ma żadnego " ale", Magnum.
Zmierzyłem przyjaciółkę, groźnym wzrokiem, na co oby dwie kobiety zaśmiały się, na mój widok.
Margaret
- Nie bój się, mięśniaku...dobrze wisi, chodzi o to że trzeba chyba pomóc Lu.
Kiedy poszliśmy do salonu, brat Timona kończył z balonami i serpentny. Nie wiem w jaki sposób, sam sobie poradził. W czasie gdy chcieliśmy usiąść, usłyszeliśmy drzwi frontowe, jak ktoś je trzaskiem zamyka. A po chwili głos teścia.
Tomi
-Jesteśmy!
Jak to jesteśmy? Z tego, co wiem wszyscy z nas są u nas.
Dakota
- MAMO!!!
CO?! Czy to prawda? Czy rzeczywiście, moja ukochana, wróciła do domu? Czy na prawde, już ją wypisali? Stałem jak idiota, sam w pustym salonie, przez moje pytania które zadaje samemu sobie. Po czym ruszyłem, w strone korytarza, gdzie wszyscy sie znajdowali. Gdy stanąłem, w progu wejścia i spojrzałem na...
C.D.N...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro