Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.48

Pov. John

    Jeszcze tylko tydzień, i zaczynamy. Mattowi odbija całkowicie, chodzi i grozi każdemu z osobna, by włos z głowy nie spadł mojej chrześnicy. Obawiam się że, przez tego idiotę, nasz plan legnie w gruzach. Muszę pogadać z Marcusem, by pomógł mi od sunąć tego dzieciaka od tej akcji. 

Marcus

- Mogę, chcę pogadać...

John

- Właśnie, o tobie myślałem. Musisz mi pomóc.

Marcus

- W czym bracie, wal śmiało.

John

- Musisz mi pomóc, wymyślić jak od sunąć Matta, od tej akcji. Temu chłopakowi całkowicie odwala. Chodzi i zastrasza mi ludzi. Boje się, że przez niego, nasza akcja może się nie powieść.

Marcus

- Zauważyłem to, ten dzieciak...ma jakiegoś hopla na punkcie Martyny. Ale, jest jeden problem...ja nie wiem jak, tobie pomóc bracie.

John

- No, cóż. Będę musiał z nim porozmawiać. A, co ciebie, do mnie sprowadza. O, czym chciałeś pogadać?

Marcus

- Dzwoniłem do...ojca. Powiedziałem mu, że ma tutaj przyjechać, i sam zakończyć tą wojnę. Skoro...

John

- Coś ty zrobił?! Marcus...po jaką cholerę, dzwoniłeś po starego? Wiesz, co to, teraz będzie? Wiesz doskonale, do czego jest zdolny. Ja pierdole!!!

Marcus

- I, na cholerę się wściekasz? Powiedź, my to zaczęliśmy? Nie. Przez niego, Renata nie żyje ona była naszą siostrą.

John

- Został nam Erick, ale On, odwrócił się od nas, przez ciebie. Moją chrześnicę, tez chcesz uśmiercić? Jesteś, taki sam jak on. Teraz, będzie trzeba pilnować tego...

Ojciec

- Kogo synu, chcesz pilnować?

John

- Nikogo, ojcze. Miło ciebie widzieć. A, tak w ogóle, to co Ciebie tutaj sprowadza?

Ojciec

- Jak to co? Przestań głupio pytać, Johnie. Nie potraficie, załatwić jednej głupiej sprawy. A, od pewnych źródeł wiem, że wykiwała was...gówniara. 

John

- Ale, ojcze...

Ojciec

- NIE!!! Dość. Nie dość że, moja córka mnie wykiwała. To jeszcze, macie problem z tym bękartem. Zbierz zebranie, za trzy dni, robimy im nalot, na chatę. Nie, interesuje mnie to, z kim współpracują. Zabierzemy wszystkich.

  Tak jak przypuszczałem, jak zjawił się ''stary'', teraz będzie dym.

Pov. Martyna

   Tylko, dwa dni było potrzebne, aby załatwić wszystkie sprawy. Teraz, wsiadamy do samochodów. Luck jedzie za Marckiem, teraz albo nigdy. Marck, patrzał na mnie a ja, dałam mu znak głową. Zwolnił trochę, bym mogła wyskoczyć. Nie daleko za miastem, na jakimś bezdrożu.

Margaret

- Martyna, co się dzieje? Co, ty robisz!

Martyna

- Na miejscu, wszystkiego się dowiesz. Nie płacz córeczko, pamiętaj. Mama Cię kocha. ''Magnum'', wybacz mi i pilnuj mi córki.

  I, wyskoczyłam, wtedy Marck przyspieszył a zaraz za nim Luck. Teraz kolejna część planu.

Pov. Margaret

   NIE WIERZE!... KURWA!...Ja po prostu, w to nie wierzę. Przecież Zahary...O Boże...

Margaret

-ZAWRACAJ!!!! GŁUCHY JESTEŚ!!!! MARCK!

Marck

- Nie mogę, obiecałem. Tak, będzie lepiej, uwierz mi...na miejscu, dowiesz się wszystkiego. Teraz proszę, uspokój małą.

  Popatrzałam na Dakotę, która płakała. Przytuliłam ją od razu do siebie, i zaczęłam ją uspokajać. Zatłukę tą, głupią babę. Co, Ona sobie myśli. Po sześciu godzinach, do jechaliśmy jakimiś krętymi drogami, do jakiegoś dworku, który był...bardzo dobrze chroniony.

Marck

- Margaret, trzymaj. Z tego listu, dowiesz się wszystkiego. Nie mniej, do niej żalu. Ona robi, to wszystko dla was. Jeszcze nigdy, nie widziałam, takiej osoby. 

  Wzięłam białą kopertę, zaadresowaną do mnie. Kątem oka, widziałam że ''Daki'', dostała taką samą. Dziewczynka, popatrzała na mnie, po czym zapytała się mnie, czy jak wysiądziemy i się ulokujemy. To czy przeczytam jej, list od mamy. Zapewniłam ją, że tak. Wysiadłyśmy z pojazdu, zabrałyśmy ze sobą bagaże. Zaraz koło nas, stali Luck z rodziną. Całą szóstka, podążaliśmy za Marckiem.  Gdy byliśmy już na miejscu. Za jęliśmy trzy pokoje. Ja byłam z Dakotą, Luck z żoną i córką, a Conor sam. Gdy, byliśmy już w swoim pokoju, córka mojej przyjaciółki, popatrzała na list i na mnie. Więc podeszłam do niej i zaczęłam czytać na głos.

Najukochańsza i wymarzona córeczko

              Pamiętasz, gdy kiedyś powiedziałam tobie, że zawsze będę, rozmawiała z tobą jak z osobą dorosłą. Więc teraz, to robię. Dzieje się, bardo dużo złych rzeczy, źli ludzie z naszej rodziny, chcą wykorzystać  Ciebie i ciocie Margaret, by wymusić na mnie, podpisanie pewnego papieru własności. Powiem wprost, chcą na własność tor. Ale wiesz dobrze, iż to skarb, dobytek rodzinny. A skarby, pilnuje się przed innymi. Więc, postanowiłam iż ty i ciocia były bezpieczne. Z dala od tego wszystkiego i złych ludzi. Nie martw się, zobaczymy się nie bawem, kiedy to wszystko się skończy. Słuchaj się cioci Margaret, i pilnujcie się na wzajem. Kocham Ciebie, bardzo mocno, jesteś moim skarbem.

                                                                                                                                                                             Mama.

  Popatrzałam na Dakotę, na jej zaciętą i dumną minę, na jej zdenerwowaną posturę. I, nie mogłam, wyjść z podziwu, nie płakała, nie krzyczała. Ale, to co zrobiła później aż mnie zszokowało. Wstała i patrząc na mnie, powiedziała.

Dakota

- Mama mnie kocha, jestem jej skarbem, muszę być silna i dbać o ciebie ciociu. A, kiedy mamusia po zabija tych wszystkich, złych ludzi wróci do nas, cała i zdrowa. Będziemy mogli, żyć jak dawniej, w spokoju. Jestem dumna z mojej mamusi, bo poświęca swoje bezpieczeństwo, dla wszystkich których kocha. W przyszłości, chcę być taka jak ona. Teraz, musimy siedzieć w spokoju i cierpliwie czekać. Ciociu nie płacz, będzie dobrze, zobaczysz. Mama im wszystkim, da solidne lanie.

   Normalnie, nie wiem co mam powiedzieć. To dziecko, jest nad wyraz inteligentne. Nawet nie wiem, skąd ona zna takie słowa.

Margaret

-Wiem skarbie, wiem. Też jestem, z mamusi dumna.- ''Nie daj się Martyna, bądź silną kobietą, wytrzymaj''.

Dakota

-Pójdę do Julii dobrze, a ty...na spokojnie przy czytaj, swój list ciociu dobrze. Będę, zaraz za ścianą, w razie czego krzycz, a zaraz będę. 

   Jak powiedziała tak zrobiła, więc mi...nie pozostało nic innego jak...zapoznanie się z treścią tego, co chcę przekazać mi Martyna. 

Moja siostro                     ''No pięknie i jak mam, na spokojnie czytać dalej, skoro już mam gulę w gardle''.

                 Może i nie, z jednej matki, ale to prawda. Od najmłodszych lat, jesteś dla mnie jak siostra. Wiedź że, musiałam tak postąpić ,a nie inaczej. Nie pozwolę skrzywdzić ciebie, ani nikogo innego. Marck, powiedział mi, iż Marckus dzwonił po ojca, więc nie mogę do puścić do rzezi. Ten człowiek, poświęcił własną córkę i nawet, nie zapłakał po niej. Zbyt wiele osób, jest w to zaangażowane, dużo osób może zginąć, nie potrzebnie. Dlatego wymyśliłam plan, nie mogłam dać im się pochwycić na ich zasadach. Zagram w ich grę, na zasadach moich. Proszę cię jedynie...nie mniej do mnie pretensji ani żalu. Wybacz mi Margaret, dbaj o Dakote. Ja wrócę, obiecuję. A oni, zapłacą za wszystko.

                                                                                                                        Martyna.

 Siedziałam zaryczana jak bóbr, ta dziewczyna, to najlepsza przyjaciółka, siostra jaką miałam. Skoro Dakota jest silna, ja muszę być taka sama.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro