ROZDZIAŁ.3-4
POV.ZAHARY
Szczerze to obawiam się ich spotkania, wiem jaka jest ''BILLY'' i wiem że dość długo się gniewa na kogoś kto, ją krzywdzi. Do mnie zadzwoniła przerażona w środku nocy, po trzech tygodniach nie odzywania się. A dopiero co mam myśleć o ich relacjach, ojca z córką i jak to się wogóle stało, nie chce nalegać ni cisnąć moją piękność, mam nadzieje że sama mi coś powie. Mimo iż znam ją od smarka, to nie wem o niej nic, jest strasznie skryta. Jak ją odczytać? Jak się czegoś o niej dowiedzieć? Nie chodzi o moje wścipstwo ale nie chcę by w coś się plątała. Mimo iż pomoge jej ze wszystkim, nawet z mafizami, ale ich to ona się nie boi. MOJA MAŁA SZYBKA BILLY. Kobieta mego serca, mej duszy.
KARINA
-Ziemia do Romea, ziemia do Romea!!!
MARGARET
- Zahary! ''TAX''! Trenerze!!!
DAKOTA
-TATO!!! BOLI MNIE!!!! O JEJ JAK BARDZO BOLI!!!! AAAAAAUUUUUUU!!!!!
ZAHARY
-Boże córeczko, co ciebie boli. Normalnie mama mnie ukatrupi, mieliśmy iść na lody. Jasna Anielcia!!!- ze stresowany, zdenerwowany oglądałem od stóp do głowy Dakotę od góry do dołu, z przodu i tyłu. Na co dziewczyny zaczyły się ze mnie śmiać jak jasna cholera. - To nie śmieszne, Martyna mnie zamorduje jak się stanie krzywda Dakocie, ja się zamorduje. Pomóżcie a nie rżycie, co?!
DAKOTA
-Tato...nie krzycz na mnie tylko...dobrze? Nic mi nie jest, ale ciocia Margaret do ciebie mówiła, wręcz krzyczała. Tak samo jak ''Lola'', a ty nic nie reagowłeś.
ZAHARY
-Uff...Spokojnie, kwiatuszku. Nie będę krzyczał, miałaś prawo się wystraszyć. Co tam dziewczyny?
DAKOTA
-Tato, nie mów do mnie kwiatuszku, bo nie mam listków....- jak by słyszł Martynę.
ZAHARY
-Tak, wiem. Nie masz listków, łodyżki i płatków.
DAKOTA
-Skąd wiesz, co chciałam powiedzieć.-dziewczyny popatrzały się na mnie ze zdziwieniem.- Mama mi kiedyś powiedziała, jak mam odpowiadać na takie powiedzonko. Ale jeszcze, nie była moją mamusią.
ZAHARY
-To teraz wiem, skąd znasz taką odpowiedz. Nie dawno nazwałem tak mame.
A wy, co chciałyście. Zacznij Margaret.
''MAGNUM''
-Przeproś za mnie Martyne, ale nie mogę jechać z wami. Muszę zabukować bilet, i zacząć się pakować. Oraz co najważniejsze porozmawiać z rodzicami.
Przekaż że później zadzwonie.
Kiwnołem tylko głową, na zgode. Ale gdzie nasza ''Magnum'' się wybiera?
To jej sprawa, trudno przekarze jej, co mi szkodzi.
ZAHARY
-A ty, Karino. Idziesz z nami?
KARINA
-Jasne, muszę wiedzieć czy Martyna nie zakatrupiła Tomiego. Albo na odwrót, cały czas się zastanawiam.
ZAHARY
-Zaraz jedziemy, tylko jeszcze wypijemy sheyki. Martyna pisała, że są w domu, więc kazała nam odrazu przyjechać. Zastanawiam się, co teraz będzie?
DAKOTA
- WAKACJE!!!!! - wszyscy zaczeliśmy się śmiać. Ta mała dziewusia ma odpowieć na każde pytanie, i wie przede wszystkim kiedy dodać swoje trzy grosze. - Wyjazd do Miami, z ciocią Margaret, na spotkanie mamy w firmie. Jedziesz teraz z nami prawda, Tato?
Popatrzałem na ''Magnum'', ona tylko wzruszyła ramionami i powiedziała, bym zapytał o wszystko Martyne. Ona wie od wczoraj, bo wtedy planowały tygodniowy wyjazd, więc nie mogę być o to zły. Nie rozmawialiśmy w cztery oczy jeszcze. Ale to nadrobimy, jeszcze dzisiejszej nocy. Dobra a teraz jedziemy do domu, więc zapłaciliśmy za lody i napoje, odwieźliśmy Margaret, a teraz jedziemy w strone domu Martyny i Tomiego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro