Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.3-4

POV.ZAHARY

Szczerze to obawiam się ich spotkania, wiem jaka jest ''BILLY'' i wiem że dość długo się gniewa na kogoś kto, ją krzywdzi. Do mnie zadzwoniła przerażona w środku nocy, po trzech tygodniach nie odzywania się. A dopiero co mam myśleć o ich relacjach, ojca z córką i jak to się wogóle stało, nie chce nalegać ni cisnąć moją piękność, mam nadzieje że sama mi coś powie. Mimo iż znam ją od smarka, to nie wem o niej nic, jest strasznie skryta. Jak ją odczytać? Jak się czegoś o niej dowiedzieć? Nie chodzi o moje wścipstwo ale nie chcę by w coś się plątała. Mimo iż pomoge jej ze wszystkim, nawet z mafizami, ale ich to ona się nie boi. MOJA MAŁA SZYBKA BILLY. Kobieta mego serca, mej duszy.

KARINA
-Ziemia do Romea, ziemia do Romea!!!

MARGARET
- Zahary! ''TAX''! Trenerze!!!

DAKOTA
-TATO!!! BOLI MNIE!!!! O JEJ JAK BARDZO BOLI!!!! AAAAAAUUUUUUU!!!!!

ZAHARY
-Boże córeczko, co ciebie boli. Normalnie mama mnie ukatrupi, mieliśmy iść na lody. Jasna Anielcia!!!- ze stresowany, zdenerwowany oglądałem od stóp do głowy Dakotę od góry do dołu, z przodu i tyłu. Na co dziewczyny zaczyły się ze mnie śmiać jak jasna cholera. - To nie śmieszne, Martyna mnie zamorduje jak się stanie krzywda Dakocie, ja się zamorduje. Pomóżcie a nie rżycie, co?!

DAKOTA
-Tato...nie krzycz na mnie tylko...dobrze? Nic mi nie jest, ale ciocia Margaret do ciebie mówiła, wręcz krzyczała. Tak samo jak ''Lola'', a ty nic nie reagowłeś.

ZAHARY
-Uff...Spokojnie, kwiatuszku. Nie będę krzyczał, miałaś prawo się wystraszyć. Co tam dziewczyny?

DAKOTA
-Tato, nie mów do mnie kwiatuszku, bo nie mam listków....- jak by słyszł Martynę.

ZAHARY
-Tak, wiem. Nie masz listków, łodyżki i płatków.

DAKOTA
-Skąd wiesz, co chciałam powiedzieć.-dziewczyny popatrzały się na mnie ze zdziwieniem.- Mama mi kiedyś powiedziała, jak mam odpowiadać na takie powiedzonko. Ale jeszcze, nie była moją mamusią.

ZAHARY
-To teraz wiem, skąd znasz taką odpowiedz. Nie dawno nazwałem tak mame.
A wy, co chciałyście. Zacznij Margaret.

''MAGNUM''
-Przeproś za mnie Martyne, ale nie mogę jechać z wami. Muszę zabukować bilet, i zacząć się pakować. Oraz co najważniejsze porozmawiać z rodzicami.
Przekaż że później zadzwonie.

Kiwnołem tylko głową, na zgode. Ale gdzie nasza ''Magnum'' się wybiera?
To jej sprawa, trudno przekarze jej, co mi szkodzi.

ZAHARY
-A ty, Karino. Idziesz z nami?

KARINA
-Jasne, muszę wiedzieć czy Martyna nie zakatrupiła Tomiego. Albo na odwrót, cały czas się zastanawiam.

ZAHARY
-Zaraz jedziemy, tylko jeszcze wypijemy sheyki. Martyna pisała, że są w domu, więc kazała nam odrazu przyjechać. Zastanawiam się, co teraz będzie?

DAKOTA
- WAKACJE!!!!! - wszyscy zaczeliśmy się śmiać. Ta mała dziewusia ma odpowieć na każde pytanie, i wie przede wszystkim kiedy dodać swoje trzy grosze. - Wyjazd do Miami, z ciocią Margaret, na spotkanie mamy w firmie. Jedziesz teraz z nami prawda, Tato?

Popatrzałem na ''Magnum'', ona tylko wzruszyła ramionami i powiedziała, bym zapytał o wszystko Martyne. Ona wie od wczoraj, bo wtedy planowały tygodniowy wyjazd, więc nie mogę być o to zły. Nie rozmawialiśmy w cztery oczy jeszcze. Ale to nadrobimy, jeszcze dzisiejszej nocy. Dobra a teraz jedziemy do domu, więc zapłaciliśmy za lody i napoje, odwieźliśmy Margaret, a teraz jedziemy w strone domu Martyny i Tomiego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro