ROZDZIAŁ.14
KOBIETA (LAURA)
-Dzień dobry. Wybaczy Pani że przeszkadzamy, ale chcieliśmy powitać nowych sąsiadów. Ja nazywam się Laura, to mój małżonek Lukas, nasz dziewiętnasto letni syn Conor, i dziewięcio letnia córka Julia. Mieszkamy po drugiej stronie ulicy, zaraz na przeciwko.
CONOR
-Hej laska, co słychać?
LUKAS
-Conor! Przedzaliśmy cię z mamą, o tym byś był uprzejmy.
CONOR
-Ej, a co ja poradze. Że za sąsiadke mamy, tak niezłą dupe, że aż mi staje.
Popatrzałam jak jego ojciec z zażenowania przeciera dłonią twarz, matka przymkneła oczy z bezsilności, a młodsza siostra puka palcem w czoło i kręci głową. Co mnie rozśmieszyło, że aż się roześmiałam. Tak się zaczełam śmiać, że Zahary z Magnum wylecieli z kuchni i staneli koło mnie. A małżeństwo wpatrywało się we mnie, w niezrozumiałym szoku.
ZAHARY
-Kochanie, co się stało? Co ciebie, tak rozbawiło? O! Witam a państwo to.
MARTYNA
-Państwo to...hahaha...sąsiedzi...hahaha...z na przeciwka...hahaha.
MAGNUM
-Martyśka, opanuj się. Co z tobą?
CONOR
-No ja pieprze...kolejna niezła dupa.
Margaret zrozumiała, dlaczego się śmieje. A Zahary, zacisnoł szczęke by nie wybuchnąć. Musiałam się opanować, by nie wystraszyć sąsiadów.
MARGARET
-Państwo wybaczą, mojej przyjaciółce. Ale ona zawsze tak reaguje na...
MARTYNA
- Przepraszam, ale zawsze tak mam, i tak reaguje na idiotów. Proszę nie zwracać na syna zachowanie uwagę, spotkałam już gorsze przypadki.- odruchowo podeszłam do dziewiecio latki i zakryłam jej uszy. By nie słyszała tego, co mam do powiedzenia.- Wiesz Conor...- zwróciłam się bezposrednio do o rok starszego ode mnie chlopaka-...ja zdaję sobie świetnie sprawe z tego, iż mam zajebistą dupe. Codziennie, po dziesięć razy słyszę to, od swojego mężczyzny, który stoi w drzwiach. Więc z mojej strony, nie masz na co liczyć, że ci obciągne. Czy zamoczysz fiuta, w mojej kobiecości. Jedyne co możesz odemnie dostać to..." GONGA Z SIERPOWEGO" - powiedzieliśmy w trójke.- Więc wybacz że to powiem, ale nie polece, na twoje dziecinne, idiotyczne podloty. I przemyśl swoje zachowanie, bo tylko tym upokażasz swoich rodziców, ktorzy się za ciebie wstydzą. A siostra ma cię za warjata. Państwo wybaczą, ale musiałam to powiedzieć, bo taka już jestem. Może wejdą państwo, napijemy się kawy i cherbaty. A tobie, co podać so picia,panienko?
JULIA
- Poprosiłabym, herbatę brzoskwiniową, z listkiem mięty i plasterkiem cytryny.
MARTYNA
-Oczywiście, młoda damo. Proszę, niech państwo wejdą.
CONOR
-To j...ja już pójdę. -i tak jak się pojawił, tak się zmył.
LUKAS
-Bardzo przepraszamy, za...
ZAHARY
-Nic się nie stało. Rozumiem jak państwo się czują. Ale przy nas, nie muszą państwo czuć się zażenowani. Pochodzimy z takiego miejsca, gdzie i wiele gorsze rzeczy się słyszało. A, państwa syn, jest jeszcze młody. I na widok młodych atrakcyjnych dziewczyn, dostaje chopla. Wiem coś o tym, bo sam go mam. Tylko że ja, mam to szczęście iż ta boska niewiasta mnie zechciała.
Raptowniem wszyscy się roześmialiśmy i automatycznie, atmosfera sie poprawiła.
ZAHARY
- Ja jestem Zahary, to Margaret przyjaciółka mojej narzeczonej, Martyny.
Nagle usłyszeliśmy tupot, małych stup, zbiegających ze schodów. I krzyki, co odrazu wprawiło mnie w lęk.
DAKOTA
-Mamusiu! Mamo! Tato! Tatusiu! Ciooccciia!!!- chlip i płacz. Więc wyszłam z kuchni by wyjść na spotkanie naszej corki.- Mamo! Wystraszyłam się.
Obiełam małą, wziełam podniosłam na ręce przytulając ją po czym, skierowała m się z Dakotą do kuchni.
MARTYNA
-A to, jest nasza córeczka. Dakota.
DAKOTA
-Dla przyjaciół "DAKI".- nasza mała, popatrzała na dziewczynkę, a w oczach miała iskierki.- Dzień dobry. Cześć jak tobie na imię? A kim ty jesteś? Czy chcesz, się ze mną zaprzyjaźnić?
JULIA
- Phy... Czy ja, chcę sie z tobą zaprzyjaźnić? - Jezu, aż serce mi staneło, gdy córka sąsiadów, tak chłodno i nie miło potraktowała, moją małą "Daki". Zobaczyłam rozczarowanie w jej oczach-...Jasne że tak. Chcę się z Tobą zaprzyjaźnić. Było by super, a nazywam się Julia. Mieszkam po drugiej stronie ulicy, jesteśmy sąsiadkami.- spadł mi ciężar z serca, i zauważyłam, ulgę na twarzy Laury.
MARTYNA
-" Daki", może zabieżesz Julię do ogrodu i pobawicie się?
DAKOTA
-Czy, państwo pozwolą bym pobawiła się, z państwa córką w naszym ogrodzie?
LAURA
-Oczywiście słoneczko że, możecie iść.
MARGARET
-Martyna, Pani Lauro. Ja wyjdę z dziewczynkami do ogrodu.
ZAHARY
-Mam lepszy pomysł. Przeniesiemy się tam wszyscy. I tam wypijemy kawe na spokojnie.
I tak zrobiliśmy. Zabraliśmy swoje kawy i przeszliśmy do ogrodu. Zaczęliśmy rozmowę, tak nas pochłoneła, że przegadaliśmy aż trzy godziny. Dowiedzieliśmy się że Laura jest nauczycielką, w tutejszej szkole i uczy Matmy. A Lukas jest inżynierem budowlanym.
JULIA
--Prze...pani! Prze...pani! Czy Daki może chodzić ze mną do szkoły? Proszę, prosze, prose, prosze.
MARTYNA
-A, do której chodzisz?
LAURA
-Martyno. Julia chodzi do tej co ja uczę. Do " Shool Belloww", tuż nie daleko.
ZAHARY
- Naprawde, Pani w tej szkole uczy? To świat jest mały. Ja również będę tam uczył, tylko ze Wychowania Fizyczynego. A, Dakota bedzie tam chodziła, bez obaw Julciu.
Po tej wiadomości dziewczynki, zaczęły skakać i piszczeć ze szczęścia. A my dorośli, dopiero zwróciliśmy uwagę, jak zrobiło się późno. Wiec zbieraliśmy się do domu i pożegnaliśmy, z nowo poznanymi sąsiadami. Dakota przytuliła na dowidzenia Julię i poleciała się szykować. Natomiast ja, poszłam do kuchni i zaczełam robić kolację, dla córki i dla nas.
MARGARET
- Pomożemy Tobie, kobieto. - pokiwałam przecząco głową, i wygnałam przyjaciółkę do łazienki, w jej pokoju.
MARTYNA
-Nie chce, by kto kolwiek pałentał mi się w kichni. Zahary, ciebie też to do tyczy. Idź się wykąp kochanie, albo zobacz co u Daki.
ZAHARY
-Dobrze, już dobrze.
Po piętnastu minutach, kolacja była gotowa. Dla Dakoty, zwykła kasza-manna z sokiem żuranowinowym, którą kochała. A dla nas kanapki z serem, szynką i szcypiorkiem oraz pomidorem. Do tego dla Margaret cherbata z pigwą i miodem, dla Zaharego imbirową, a dla mnie melise. Po kolacji Dakota wyściskała wszystkich i życzyła dobrej nocy, po czym poszła do siebie położyć się spać. Margaret zrobi£a to samo i po chwilu jej nie było. Wstałam od wyspy kuchennej, pozbierałam naczynia, wsadzając di zmywarki. Włączyłam ją i zaczełam wycierać, ścierką blat przy którym jedliśmy. Gdy tylko moja reka ze ścierką dotkneła blatu, poczułam dłonie "Taxa", na moich plecach, w delikatnych pieszczotach. Mając na myśli pieszczoty, mówię tu i głaskaniu placów z góry na dół do krzyża. Pochylił się w moją stronę, aż poczułam jego ciepły oddech na szyji. Odrazu przez całe moje ciało, przeszły mi ciarki. Oparłam się o klatke piersiową Zaharego, i poczułam ciepło, bezpieczeństwo i podniecenie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro