62.
Pod wpływem impulsu, wstałem podszedłem do nie, odwróciłem ją w swoją stronę. i wpiłe się w jej , jak że smakowite wargi. Całowałem namiętnie i delkatnie, dając jej do zrozumienia , by me nie przekreślała. Że ją kocham i stawiam wszystko, na jedną karte.
Zachary
- Kocham cię, nie jak brat siostrę, tylko jak mężczyzna kobietę. I pojmij to w końcu, uparta "BILLY". Nie pozwolę tobie , tak łatwo odejść, będę twoim cieniem. Pamiętasz, "miśkiem zawsze i wszędzie". Niech się dzieje co chce, niech mnie wywalą. Niech strace wszystko, czego się sam dorobiłem. Ponieważ ,nie chce stracić ciebie i Dakoty. Dla was mogę zacząć od nowa, o wszystko się starać. Proszę , Martyna daj mi tą szansę.
POV.MARTYNA
wyrwana w czasie przemowy, przez silne męskie ramiona Zacharego. Całowana przez ukochanego męzczyznę, przy wszystkich. Byłam w szoku, totalnym nie ładzie. I to, co jeszcze do mnie powiedział . Normalnie marzenie, nie jednej dzieczyny. O miłości , że dla mnie i Daki jest w stanie stracić wzystko, by tylko być z nami. I co ja mam, robić? Co, robić? Popatrzałam na Karinę, któr stała niedaleko, później na chłopaków , Margaret oraz Dakote. Która kwała na tak.
MARTYNA
-Dobrze.-powiedziałam-Zgadzam się, na jedną jedyna szanse, nie zmarnuj jej.- raptowniem , poczlam oderwanie od ziemi i to że Zachary kręci mną do okoła.
ZACHARY
-Ta szansa, mi wystarczy. A teraz, gdzie naza córeczka, powiedz mi?
Popatrzałam z nie doierzaniem na "Taxa" Szybko przyjął role tatusia. Wskazałam mu miesce, gdzie siedzi Dakota, a dziewczynka machała jak szalona.
"MAGNUM"
-No, no. To dopiero, nie zapomniane zakończenie roku. Idziemy, porzegnać się z "Lolą".
We trzy poszłyśmy do naszej, starej już wychowawczyni. "Stara" nie ze względu na wiek. Tylko już ne będzie nas uczyła. Ale spotykać się będziemy,
KARINA
-Więc , to jest urocza Dakota? O której , tyle słyszałam. Witam, azywam się Karina. Ale znajomi wołają na mnie "LOla"
DAKOTA
-A ja, jestem Daki, inaczej Dakota. Miło mi Panią poznać.
Porozmawialiśmy chwilę, Karina mówiła że Tomi, wciagnął się w wir pracy. Od kąd mnie, nie ma. A to tylko cztery dni. Mówiła jeszcze że , żadko kiedy, bywa wdomu , ciagle przesiaduje na torze. Chodzi smętny, mało z kim rozmawia. Nagle poczólam że ktoś ,obejmuje mnbie od tyłu.
ZACHARY
-I jak, moje drogie Panie?! Koniec ze szkołą, wiec trzeba uczcić , wasze sukcesy.
MARGARET
-Oczywiście, "TRENERZE" . Ale najpierw... Martyna pojedzie na tor i porozmawia z ...
ZACHARY
-Tatą. A ja zabiorę, moją słodką córeczke na lody.
KARINA Z ''MAGNUM''
-Córeczke?!
ZAHARY
-No tak córeczke. Skoro Martyna tojej mama, to ja jestem jej, tatą. Nie mała?!
DAKOTA
-Na prawde, chcesz być moim tatą?
ZAHARY
-Tak.
DAKOTA
-SUPER!!!Mam teraz, najspanialszą i najładniejszą mame, oraz cudownego i przystojnego tate.
POV.ZAHARY
Ekscutacja Dakoty byłą powalająca, ta jej radość udzielała się wszystkim. Nagle z naszego zadowolenia czar prysł. Gdy usłyszeliśmy za sobą piskliwy głos, tej jędzowatej, plastikoej Mirandy. Aż ciśnieniemi podskoczyło.
MIRANDA
-Zaharusiu, skoro już po zakończeniu roku, i uwolnieniu się od tychdzieciaków. Wybierzemy się na wspólny wypad?
No ona chyba jest śmieszna?! Czy ne widziała tego co wszyscy, że publcznie wyznałem miłość Martynie. Że sto w moich objęciach, czy ta baba ma wogóle równo pod sufitem?Nagle z moich rozmyśleń wyrwał mnie dżwięk głosu Dakoty.
DAKOTA
- Czy Pani jest ślepa, czy głupia? Nie widzi Pani, że mój tatuś jest zajęty mamusią. I nigdzie z Panią nie pojedzie? I prosiłabym by Pani nie podrywała mojego taty. Czy to jasne? Bo w innym przypadku, mamusia się zdenerwuje i sprzeda Pani gonga, w tą malowaną facjatę. Czy jak tam Pani nazywa swoje, odbicie w lustrze. a z granatami pod gałami nie wyglądała by Pani już tak ładnie.
Normalnie zatkało nas, ta mała dziewięcio letnia dzewczynka. Nagadała plastikowej pindzi, w bardzo dosadny sposób. Nie spodziewałem się tego. Mam dwie waleczne kobiety, które stoją w mojej obronie.
MIRANDA
- Jak śmiesz, smarkulo. Ty nie masz nic do gadania.
Poczułem tylko jak Martyna, wychodzi z moich ramion. Reszta była małą chilką. Podeszła do Mirandy i sprzedała jej ciosa w nos. O! Cholera, będzie śliwa.
MARTYNA
-Jeszcze raz szmato, obrazisz moją córeczkę. A nogi z dupy ci powyrywam. I odczep się, od mojego mężczyzny. Raz na zawsze. Jasne?!!!A teraz, zejdz mi z oczu. Puki panuję nad sobą.
Po tym zdarzeniu, Martyna podeszła do mnie i wpiła mi się w usta. Odrazu oddałem pocałunek, jak żebym mógł go nie odwzajemnić.
MARGARET
-No, a teraz ruszamy. Ty ''BILLY'' na tor, a my z ''Taxem''i ''Daki'' na lody. Zdzwonimy się.
MARTYNA
-Dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro