25.
Nauczyciel popatrzał na mnie, po czym odwrócił sie do Margaret i zmroził ją wzrokiem. A ja , nie mając nic innego do roboty. Zajełam miejsce w pierwszej ławce, wyjełam długopis i czekałam na kartkę. Kiedy już ja dostałam, czekałam na sygnał od tego starucha, że możemy zaczynać.
CHEMIK
-Zaczynajcie . Kogo złapie na ściąganiu, dostaje jedynkę, bez prawa do jej poprawy.
Tu popatrzał się na mnie, ja tylko przewróciłam oczami i zajełam się swoimi kartkami. Nie bylo tak źle, napisałam już połowe. A jeszcze mam pół godziny, czytałam kolejne zadanie, gdy poczułam na sobie wzrok na tarczywy, tuż prze de mną.
MARTYNA
-Może Pan, przestać się na mnie lampić. Obrazy są w muzeum na wystawie. Nie jestem, żadnym eksponatem. A wypalanie dzióry w mojej czasce. Nie pozwala mi się skupić.
CHEMIK
-Pisz,pisz dalej. Później ci coś powiem.
Zdziwił mnie ton nauczyciela, ni to miły, ni nawet zgryźliwy. On się ze mnie nabijał. A w dupie mam, jego hmorki. Jeszcze dwa zadania i koniec. Kątem oka, zobaczyłam że co rusz, ktoś podchodzi oddać testy. zostałam ja i Margaret. Już !!!! na reście skączyłam. Oddałam test i akurat jak na zbawienie , zadzwonił dzwonek. Wyszłam z sali i czekałam na ''MAGNUM"
MARGARET
-Tego starucha posrało. Co on am zadał. Tego, nie szło rozwiazać. A tobie jak poszło?
MARTYNA
-Ni jak, Zobaczymy za dziesięć minut.
Tak, tak. Zrana mieliśmy dwie chemie , pod rząd. Masakra, ale ten test, nie był wcale, taki trudny. Jak mówi Margaret.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro