Rozdział 5
Nikt nie może mieć zawsze wszystkiego co by chciał. Jedni wielkiego samochodu, wyjazdu do miasta do którego zawsze chcieli pojechać, jeszcze inni chcą po prostu jednego; osoby ktora ją zrozumie, wysłucha, pokocha taką jaka jest. Ja zawsze byłam tą inną osobą. Mam 18 lat a jeszcze nigdy kogoś takiego nie spotkałam. To smutne. Jedni poznają tą osobę w wieku 15-16 lat, a inni nigdy. Przez całe życie są sami. Ja nie chce być sama. Nie lubię samotności. Boję się, że zostanę samotną ciotką z mnóstwem kotów w domu. Pomijając to, że nie mam rodzieństwa. Kuzyni zaś zostali na innym kontynencie. Wszyscy będą mnie tak nazywać. Jakie wszyscy, przecież ja nie mam nikogo. Jestem sama na tym świecie, ani rodziny, przyjaciela ani nawet chłopaka. Sama będę się tak pewnie nazywać. Zdziwaczeję do końca. Ale ja nie chcę tak skończyć, może jednak znajdę tą osobę? Nie wiem czas pokaże...
Z tymi myślami biłam się jadąc moim motorem w nieznane. Pewnie się zgubię. Ale co tam raz się żyje. Dzięki temu poznałam Percy'go bardzo śmieszną i fajną osobę dzięki, której trafiłam do domu. Najwyżej do niego zadzwonię aby mi pomógł wrócić. A narazie póki jest jasno będę pędzić przed siebie w nieznane...
Nie zasługuję na chłopaka, nawet na przyjaciół. Jestem za bardzo złą osobą. Nie chcę aby ktoś przezemnie cierpiał. Ale jeśli ktoś się do mnie zbliży to nieuniknione. Dlaczego? Nie wiem zawszę zrobię coś, że ktoś przezemnie cierpi. Ja tego nie chcę.
Dojechałam do ślicznej zatoczki, z błyszczącym jeziorkiem otoczonym lasem. Zatrzymałam się, i weszłam na pomościk zostawiając motór przed nim. Siedząc tak chwilę i oglądając widoki usłyszałam głos przez, który się wzdrygnęłam.
-Też tu przyjeżdżasz?- zapytał męski głos. Odwrocilam się i ujrzałam bardzo przystojnego blondyna z niebieskimi oczami. Obok mojego motoru stał jego sprzęt.
-Jestem tu po raz pierwszy.-odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Domyśliłem się bo nigdy Cię tu nie widziałem.- powiedział.-Jestem Ashton.- podał mi rękę.
-Shadow.- złapałam go za rękę odwzajemniając uścisk. Puścił moją rękę i usiadł obok mnie.
-Jesteś stąd?- zapytał nagle chłopak.
-Nie wiem nawet gdzie jesteśmy.- odpowiedziałam. Ashton lekko się zaśmiał.
-To jak tu dotarłaś?- zapytał przez śmiech.
-Wsiadłam na motór i pojechałam przed siebie.- powiedziałam.-A Ty jesteś stąd?
-Ja z okolic.-odpowiedział.
-Ściemnia się muszę już wracać.-powiedziałam.
-Mogę pomóc ci wrócić jak chcesz.- zaproponował.
-Jeśli mógłbyś.-odpowiedziałam.
-Jasne, gdzie mieszkasz?- zapytał.
-W Sydney.- odpowiedziałam.
-Ja też wiesz, że to jakieś 30km stąd?-zapytał wyraźnie rozbawiona.-Cud, że tu trafiłaś.
-Nie spodziewałam się, że zrobię tyle kilometrów.- powiedziałam zdziwiona.-Możemy już jechać?
-Tak.-odpowiedział chłopak wsiadajac na motór. Zrobiłam to samo i włączyłam silnik ruszając za chłopakiem w drogę powrotną. Mówiąc tak kitowo i tandetnie "ruszyliśmy w stronę zachodzącego słońca". Po jakiś 30 min wjechaliśmy do Sydney. Wtedy wyprzedziłam chłopaka kierując się w stronę mam nadzieję mojego domu. Po chwili znaleźliśmy się przed nim. Schowałam motor do garażu i podeszłam do Ashtona czekającego przed moimi drzwiami.
-Dzięki, że pomogłeś mi wrócić.-powiedziałam.-Możemy jeszcze kiedyś pojechać na przejażdżkę.
-Pewnie.-uśmiechnął się słodko.-Dasz mi swój numer? Szukam jakiejś karteczki na, której napisałam mu mój numer. Przytuliłam go na pożegnanie i weszłam do środka. Przy nim czułam się dziwnie bezpiecznie.
Ogarnij się, nie zasługujesz na miłość.
Ten głosik w mojej głowie pobudził mnie do rzeczywistości. Ruszyłam do swojego pokoju bo nie byłam głodna. Dobra byłam ale nie mam nic w lodówce. Jutro muszę iść na zakupy. Weszłam do mojego królestwa i padłam na łóżko. Byłam wykonczona całym dniem. Poznałam dzisiaj dwuch bardzo fajnych chłopaków. Napewno będę chciała się z nimi jeszcze spotkać. I to w niedalekiej przyszłości. A tymi myślami odpłynęłam do krainy Morfeusza.
Dosyć dawno nie dodawałam rozdziałów więc ten jest dłuższy. Mam nadzieję, że się spodoba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro