Rozdział 2
Obudził mnie głos stuardessy mówiący, że zaraz lądujemy.
Wyszłam z samolotu i skierowalam się po bagaż. Włanczając telefon nie zauważyłam człowieka idącego naprzeciwko mnie. Wpadłem na niego i przewrociłam się. Człowiek, na którego wpadłam okazał się wysokim brunetem i czekoladowych oczach, mniej więcej w moim wieku, przez białą koszulkę widać było umięśnione tors, jednym słowem był bardzo przystojny.
-Przepraszam nie zauważyłem cię.-powiedział brunet uśmiechając się i podając mi rękę żebym mogła wstać.
-Nic nie szkodzi, powinnam patrzeć gdzie idę.-odpowiedziałam również lekko się uśmiechając.
-Przyleciałaś do Sydney czy wylatujesz?-zapytał nieśmiało.
-Przyleciałam a ty?-odpowiedziałam.
-Mieszkam tu od dawna, może dasz się zaprosić na przeprosinową kawę skoro los postanowił już, że się spotkamy?
-Jasne, wierzysz w takie coś?-zapytałam robiawiona podając mu karteczkę, na której wcześniej napisałem numer.
-To, że w to wierzę nie ma znaczenia czy to istnieje czy nie, ale mniejsza chcesz abym oprowadził Cię po mieście?-zapytał szczęrząc się.
-Nie wiem czy powinnam ufać obcemu człowiekowi, którego poznałam przed chwilą na lotnisku.-odparłam nieco rozbawiona, zastanawiając się nad słowami chłopaka.
-Dałaś mi swój numer a więc to już coś a poza tym będziez mogła mnie pytać o co chcesz-powiedział wzruszając ramionami.
-Dobra, ale tylko dlatego, że nie wiem nawet gdzie będę mieszkała.-powiedziałam.-Chodźmy-odparłam zanim chłopak zdążył coś powiedzieć. Ruszyłam w stronę drzwi, chłopak szedł za mną. Nawet nie musiałem się obracać po prostu wiedziałam, że za mną idzie. Obróciłam się nagle gdy coś sobie przypomniałem.
-Masz samochód?-zapytałam.
-Tak, choć za mną.-odpowiedział miło się uśmiechając. Posłusznie ruszyłam za nim. A co jeśli on jest jakimś psycholem i chce mnie wywieźć do lasu i zakopać żywcem? W sumie co mi tam i tak nie wiem gdzie będę mieszkać ale wydaje się miły. Myślałam podchodząc do samochodu. Chłopak podszedł i otworzył mi drzwi.
Miło
-Dokąd jedziemy?-zapytałam bruneta, który właśnie usiadł obok.
-Wiesz na jakiej ulicy mieszkasz?-odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Wallstret chyba-odpowiedziałam niepewnie.
-To jedziemy do ciebie.-powiedział pewnie.
-Jak wogule masz na imię?-zapytałam.
-Percy ty?-odpowiedział zerkając na mnie.
-Shadow-odpowiedziałam nieśmiało.
-Jak cień?-zdziwił się-Taka ładna dziewczyna?-dokończył a ja się zarumieniłam.
-Powiem tak mam na imię cień i nie powiem jak każde dziewczyna, bo nią nie jestem po prostu dzięki.-powiedziałam nadal lekko czerwona.
-Nie ma za co.-odpowiedział śmiejąc się. Też się zaśmiałam pod nosem.
Ma całkiem ładny śmiech.
Wiem, że dawno nie dodawałam dawno rozdziałów ale nie wiedziałam o czym pisać i nie miałem czasu. Przepraszam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro