Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rodzina sobie pomaga

POV Narratora

Kiedy drzwi do Sanktuarium otworzyły się bardzo podekscytowany Peter, nadal ubrany w piżamę, niosący swoja torbę wszedł do środka.

"Wow" rzucił trzymany przedmiot na ziemie. "To jest niesamowite!" Nie mógł się nadziwić jak duże i piękne było Sanktuarium. Nagle rozległ się łopoczący dźwięk, bardzo szybko łopoczący. Wtem niespodziewanie Peter został zaatakowany przytulasem od jego ulubionego płaszcza. "Levi!" obrócił się w kółko kiedy Levi położył się na jego ramionach.

Tony i Stephen weszli do pokoju łapiąc wzrokiem Petera, który nagle przestał tańczyć z Levi.

"Um, cześć" powiedział zażenowany Peter z Levi uwieszonym jego szyi.

Stephen zaczął sie śmiać, a Tony, z drugiej strony, nie był bardzo zdziwiony.

"Dzieciaku, na prawdę nie powinieneś ruszać rzeczy które nie są twoje" powiedział kładąc kluczyki od auta na małym stoliczku obok drzwi, kolo którego akurat przechodził.

Stephen był zagubiony, otworzył portal dla Tony'ego, żeby ten mógł przejsc. Wziął mężczyznę za ramiona."Jakbys mógł nam wybaczyć na moment" zabrał Tony'ego przez portal do biblioteki.

"Chcesz żebym czytał mi dobranockę czy co?" powiedział zezłoszczony Tony

"Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?" spytał Stephen

"Bo i tak juz o tym wiedziałeś" powiedział Tony. "May chciała żebyśmy mu wszystko powiedzieli"

"Tony..."

"Ona ma tętniaka w-"

"Tak, wiem. Ale Tony-"

"Stephen probuje ci powiedzieć, ze-"

"Tony przestań, Peter-"

"Co Stephen?! Co jest aż tak ważne, ze musisz mi przerywać, kiedy mowie ze May umiera-" Stephen zakrył jego usta dłonią. Obydwoje spojrzeli w stronę gdzie jeden z paneli właśnie skrzypnął. Stephen zabrał dłonie z twarzy Tony'ego. Stark spojrzał na Strange'a, który pocierał przestrzeń pomiędzy oczami. "Usłyszał"

"Tak" westchnał. Nagle Levi wlecial z impetem do biblioteki. "Peter czekaj!" krzyknął Stephen, wylatujac z pomieszczenia z Levi owinietym wokół ramion. Spostrzegł, ze jedno z okien było otwarte i wiatr wiejący z zewnątrz ruszał zasłonami. Tony pojawił się zaraz za Stephenem.

"Pójdę za nim" powiedział. Jego strój pokrył szybko jego ciało i wyleciał za okno.

//0//0

Niebo było ciemne a światła Nowego Jorku świeciły jasno. Dzięki nim można było zobaczyć cień przelatujacy pomiędzy budynkami. Nasz Spider-Man śmigał desperacko przez miasto. Łzy cisnely mu się do oczu i formowały się w kącikach. Niepokój i strach były jedynymi emocjami krążącymi po jego głowie.

"Dzieciaku" glos Tony'ego rozległ sie za nim.

"Nie p.Stark" płakał Peter."Ja muszę się z nia zobaczyć" powiedział, przelatując w taki sposób żeby uniknąć lecącego obok Iron Mana.

"Peter posłuchaj. Musimy wrócić do Sanktuarium, zeby porozmawiac o-" pajeczyna pokryła jego hełm."Argh! Stephen zablokował mi widoczność" powiedział zatrzymujac się na środku drogi, odgarniajac pajeczyne z hełmu. Rozejrzal się wokół szukajac swojego celu. Wreszcie dostrzegł go, mała sylwetka niemal docierała do jakiś czerwonych migajacych świateł kolo jego starego domu. Tony użył przyspieszenia zęby dostać się do niego. "Otwórz teraz"

"Gdzie on jest?" glos Stephena dobiegał z glosnika w hełmie Tony'ego

"Po prostu otwórz" powtórzył

"Muszę znac jego dokladna lokalizacje"

"Otwórz teraz!" Tony użył przyspieszenia i znalazł się kolo Petera. Duży iskrzący się portal otworzył się przed nimi, wiec oboje do wpadli do niego z impetem.

"Nie!" Peter wylądował lekko na drewnianej podłodze Sanktuarium i próbował wskoczyć ponownie do portalu, ale Stephen zamknął go wczesniej. Tony wleciał w ścianę z hukiem.Peter wyskoczył w kierunku okna ale Levi go zatrzymał. "Levi nie!" krzyknął strzelajac pajęczyna w stronę płaszcza przybijajac go do ziemi. Sięgnął do okna, ale odgłos szkla otoczył go z każdej strony.

"Peter przestań" glos Stephena był miękki. Peter odwrócił się i zobaczył latającego Stephena tworzacego magiczne tarcze w dłoniach.

"Proszę, Dr.Strange" Peter miał łzy w oczach. "Muszę się z nią zobaczyć"powiedział. Stephen pozostał w ciszy patrząc w dol. Bol przeszyl serce Petera. Jego oczy momentalnie się rozszerzyły. "Nie..."

"Przepraszam Peter" powiedział łagodnie Stephen.

"Nie. Nie!" Peter skoczył na niego przytrzymujac się kolnierza Levi. "To nie prawda. Te syreny..." popatrzył na Stephena następnie na podloge nadal nie wierząc. "Nie. Nie!" kręcił głową. "Możesz to naprawić Dr. Strange. Napraw to, prosze. Cofnij sie w czasie i napraw to" chwycił rękę Stephena i zaczął pomachal nią. "Ocal ja...napraw to" jego glos sie łamał i z każdym słowem stawał się cichszy. "Prosze..." powiedział cicho chowajac twarz w klatkę piersiowa Stephena.Łzy Petera moczyly jego tunikę. Chłopak był jedna wielka kulką płaczu i szlochu.

"Już dobrze...juz dobrze"mówił Stephen łagodnym głosem obejmując Petera ramieniem. Tony przypatrywał się z dołu na ta dwójkę. Westchnal i spojrzał na powstałą dziurę spowodowana jego upadkiem.

Pogrzeb May odbył się kilka dni później. Jej grób znajdował się obok grobu jej męża. Prawda o więzi łączącej Stephena i Tony'ego z Peterem ujrzala światło dzienne.

Peter położył na grobie bukiet kwiatów i wycofał się do Stephena, który oczywiście pojawił się na pogrzebie. Przygladali się wspólnie nagrobkowi . Tony stal trochę dalej i przypatrywal się im opierajac się o drzewo.

"Jestem pewny ze jest szczęśliwa" powiedział Stephen

"Jest z wójkiem Benem, oczywiscie ze jest szczęśliwa. Mówiła ciągle o nim. Jakim cudownym człowiekiem był i jak bardzo za nim tęskniła i..." Peter nie był w stanie dokończyć, to wszystko zbyt bardzo łamalo mu serce. Położył twarz na ramieniu Stephena. Ten tylko potarl czule jego plecy.

"Chodź Peter" powiedział odchodząc od grobu.

//0//0

Peter gapil się na obraz za oknem, kiedy razem ze Stephenem i Tony'm jechali spowrotem do Sanktuarium.

"Jarvis zatrzymaj się na Forest Hills" poinstruował Tony

Peter podniósł lekko głowę. Troche to zajęło ale wreszcie tam dotarli. Byli przed starym domem Petera. Tony otworzył okno od strony chłopaka. "Peter, chcesz wejść do środka?" spytał.

Syreny karetki z tego przerażającego dnia dzwonily Peterowi w uszach. Spojrzał na chwile na budynek. "Nie, dziękuje" powiedział odwracajac wzrok  i spogladajac na swoje udo.

Stephen spojrzał na Tony'ego, ten westchnął i zamknął okno. "Jarvis, do Sanktuarium" auto zaczęło momentalnie jechać.

Pewnego razu w Sanktuarium, Peter poszedł na gore do pokoju który został mu dany. Nie spędzał zbyt dużo czasu poza nim, tak jak kiedyś kiedy wpadał w odwiedziny zanim się tu sprowadzil. Zawsze dużo mówił dotykajac i oglądając wszystko. Zadawał Stephenowi strasznie dużo pytań. Teraz siedział tylko w swoim pokoju i gapil się tępo w sufit. Zawsze był zbyt zmęczony żeby robić cokolwiek. "Nie teraz Levi" wypowiedział zdanie, ktore powtarzał od przeszło kilku dni za każdym razem kiedy Levi przylatuje do jego pokoju. Levi opuszczał go zanim w ogóle uzyskał odpowiedź. Co jakiś czas kiedy zdecydował się wyjść z pokoju schodził do kuchni, żeby cos zjeść, ale większość razy kończyło się na wypytywaniu Stephena czy ten mógłby mu wyczyścić pamięć.

Stephen za każdym razem odmawiał.

"Tony, Poważnie musimy cos z tym zrobić. On prawie w ogóle nie je, nie sypia. To nie jest zdrowe." powiedział Stephen chodząc w ta i spowrotem kiedy Tony pracował nad jakimś małym gadzetem.

"Uh-huh.." powiedział Tony, przyglądając się bliżej gadzetowi, który pochłaniał cala jego uwage. Przykręcał cos do niego.

"Czy ty w ogóle mnie słuchasz? Peter chodzi załamany od kilku dni a twoja odpowiedz to tylko 'uh-huh'?" spytał

"Czy zamartwianie się tym uczyni go mniej załamanym?" odpowiedział pytaniem spoglądając na Stephena, który stal w ciszy. "Widzisz? Otóż nie. Teraz pozwól mi pracować." wrócił do przykrecania. Stephen opuścił go.

///0///0

Peter leżał obudzony w łóżku. To była szósta nieprzespana noc z rzędu. Było ciemno i cicho, kiedy nagle usłyszał sgrzyt otwieranych drzwi. "Nie teraz Levi". Rozległ się głuchy odgłos, wiec spojrzał się w kierunku z którego dobiegał. Na ziemi leżało małe srebrne pudełko. Wstał i podszedł do niego, po czym podniósł je. Na wieczku znajdowała się karteczka

Przestań popadać w depresję. Martwi mnie to a ja potrzebuje snu

~Tony

Przewrócił oczami i spojrzał ponownie na podelko. Kiedy nacisnął guzik znajdujący się na nim, skrzynka zaczęła się trząść. Upuścił ja na podłogę i odsunął się na pewna odległość. Pudełko zmieniło się w mały projektor z którego wyświetlały się wspomnienia z dzieciństwa z ciocią May. Stali w tylnym ogrodzie ich domu. Peter miał zaledwie cztery lata. Pogoda była ciepła i słoneczna, w ogródku rozstawiony  był Slip N' Slide*. Pamiętał ten dzień. Uśmiechnięty usiadł na krańcu swojego łóżka i oglądał dalej.

Pojawiła się następna projekcja, potem następna i następna. Na te bezcenne wspomnienia uśmiech wkradł się na twarz Petera, a co jakiś czas wybuchał śmiechem. Jego serce zaczęło ponownie bic wesoło. Na końcu pojawiła się krótką wiadomość.

Kochamy cie dzieciaku

~Tony i Stephen

Po zakończeniu pokazu Peter podniósł pudełko i położył je na stoliku nocnym. Spojrzał na otwarte drzwi wiedząc ze czerwony płaszcz czeka przed nimi.

"Chodź Levi" powiedział. Płaszcz wleciał do pokoju i owinal się wokół chłopca, który zaczął się śmiać. "Ja tez za toba tesknilem kolego" powiedział kladac się na łóżko z Levi spoczywajacym na jego ramionach oraz na ramie łóżka. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*to jest taka mata która polewa się woda lub woda z mydłem i się po tym slizga.


Kocham was
Cumberbiczi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro