Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Po prostu się zrelaksuj

POV Narratora

Oczy wszystkich skupione były na Tony'm i Stephenie. Wszyscy, którzy siedzieli przy stole na najwyższym piętrze Avenger Tower gapili się na nich. Panowała wręcz grobowa cisza w całym pokoju.

Tony wybiegł z pokoju, jego twarz była czerwona z zażenowania i łzy wściekłości cisnęły mu się do oczu.

Stephen stał tam ze wzieszoną głową i spojrzeniem skupionym na dywanie. Westchnął, stworzył portal używając swojego pierścienia po czym do niego wszedł. Portal zamknął się zaraz za nim.

Zatrzymał się na środku pustego holu; było cicho ale niedługo potem szybkie kroki zwalczyły panującą tam ciszę. Stephen rozłożył ramiona i Tony wbiegł prosto w objęcia. Stephen otulił go ramionami a Levi objęła ich oboje.

"Zostaw mnie Stephen!" warknął Tony w złości probujac wyrwać się z uścisku.

"Tony uspokój się" powiedział łagodnie Stephen

"Stephen przestań! Puść mnie!" uderzał Stepehna w klatkę piersiową. "Nie chce być blisko ciebie! Nie dotykaj mnie! Puść mnie!" serce Tony'ego biło szybko.

"Tony. Po prostu posłuchaj mojego głosu. Uspokój się" Stephen mówił łagodnie kładąc rękę na karku Tony'ego przyciągajac go bliżej. "Już jest dobrze"

Zażenowanie i złość kipiała w Tony'm. Złość i strach przepełniał jego serce. "Puść mnie! Puść mnie. Puść...mnie" Tony sie poddał. Cała energia wyparowała z niego, pozwolił łzom spływać po jego policzkach. Przycisnął twarz do klatki piersiowej Stephena. Zaczął cicho szlochac zaciskając pięści na koszuli Stephena.

"Shhh. Już dobrze Tony. Już dobrze." Stephen oparł brode na głowie Tony'ego. Gładził łagodnie jego włosy. "Mam cię"

Dźwięk szlochu Tony'ego zaczął ustępować odgłosowi bicia serca Stephena, które dzwoniło mu w uszach. Czuł ze zatapia się w cieple bijącym od czarodzieja. Jego oczy wciąż pozostawały zamknięte pozwalając sobie zatracić się w Stephenie.

W ramionach Stephena było ciepło i miękko. Tony czuł się tu bezpiecznie i chciał nigdy nie odchodzić.

Zimna bryza owiała ciepłe ciało Tony'ego słodkie zapachy wypełniły powietrze. Otworzył oczy, jego wzrok był skierowany w dół, pod ich stopami znajdowała się trawa. Bujała się pięknie, łagodnie, lekko wraz z wiatrem. Spojrzał na Stephena, który patrzył się w przestrzeń przed nim. Tony odwrócił się, za nim znajdował się  ogromny dywan z kwiatów. Był piękny i ciągnął sie za choryzont. Piękny zachód słońca zachodziło za nim jakby gotowe do snu.

"Pamietasz to miejsce, Tony?" spytał Stephen łagodnym tonem, teraz siedział na trawie. Wyciągnął nogi przed siebie i oparł dłonie na podłożu przeciagając się. Poklepał trawę koło siebie na co Tony od razu usiadł.

"Pamiętam" powiedział Tony patrząc w słońce.

Siedzieli tam w ciszy i spokoju, ciągle Patrząc na zachód słońca.

Kolory były cieple i kuszące. Widok zapieral dech w piersi.

Stephen odwrócił wzrok, teraz zatrzymując się na swoich stopach. "Tony posłuchaj..." westchnał "Nie powinieneś czuć się skrępowany albo zażenowany kiedy jesteś sobą albo pokazując kim jesteś. Przepraszam że zdemaskowałem ciebie, nas, w taki sposób. Po prostu wygladałeś na spiętego i zagubionego więc chciałem ci pomóc." powiedział Stephen patrząc w dół. "I wiem że robisz się spokojniejszy kiedy cie przytulam albo lekko całuje i pomyślałem ze będzie to pomocne w tamtym momencie" przyciągnął kolana do brody i owinał je rękoma. Swoja głowę położył na kolanach. "Przepraszam Tony, powinienem był tylko siedziec na krześle"

"Stephen nie" Tony położył swoja rękę na plecach Stephena a druga spoczywala na jego kolanie "Nie przepraszaj. Masz racje nie powinniśmy przejmować się co inni mówią lub myślą. Jedyna rzecz która sie liczy jest to, że ty i ja jesteśmy szczęśliwi" mówił łagodnie Tony

Stephen wzniósł na niego wzrok, pociagając lekko nosem. Wytarł łzy spływajace mu po policzkach drżacymi dłońmi. Tony uśmiechnął się do niego lekko się rumieniac. Spojrzał na kwiatek rosnacy pomiędzy nimi. "Wiesz, w sumie cieszę się ze to zrobiłes. Teraz nie musiszmy juz nic udawać albo ukrywać się przed innymi." Tony zerwał kwiatka i włożył Stephenowi za ucho. Uśmiechnął się do niego i złożył pocałunek na jego czole. "Dziękuje ci"

"Kocham cie Tony"

"Ja też cie kocham Czarodzieju"

Siedzieli tam i patrzyli na zachodzące słońce, aż do momentu kiedy całkowicie zniknęło za horyzontem.

//0//0

Tony i Stephen wracali spowrotem do Sanktuarium, kiedy przelechali kolo domu Petera.  

"Tony czy możemy się zatrzymać? Proooooooosze"

Stephen chwycił Tony'ego za ramie. Ten tylko przewrócił oczami i uśmiechnął sie.

"Dobrze" Tony włączył kierunkowskaz i zatrzymał się.

"Tak" Stephen wyskoczył z auta i przeskoczył krawężnik. Był taki szczesliwy ze mógł znowu zobaczyc Petera.

Tony zamknął swoje auto i podążył zaraz za Stephenem. Nie mógł się powstrzymac, żeby nie zacząć chichotac, kiedy patrzył na Stephena podskakujacego z takim oczekiwaniem. Wyglądał jak małe dziecko które zaraz ma wyjść do parku.

Stephen zapukał do drzwi

"Idę" Stephen uśmiechnął się z ekscytacja kiedy rozpoznał glos. To był Peter.

Pospieszne kroki słychać było na zewnątrz. Pędziły na dol po schodach, potem rozległ się głośny upadek i jęk, ale mimo to drzwi nagle sie otworzyły. Peter stał tam w starym białym T-shircie, jakiś szerokich niebieskich spodniach od piżamy i na dodatek boso. Przez to że biegł, teraz stał i próbował złapać oddech. "Dr. Strange!" Skoczył na niego obejmując go.

"Mi rownież miło ciebie widzieć" uśmiechnął się Stephen i objął Petera

Peter wtulil się bardziej w Stephena wsadzajc nos w zgięcie jego szyi i uśmiechnał się. Oh on był taki ciepły. Powoli otworzył oczu i dostrzegł Tony'ego stojącego obok. "Cześć p.Stark" uśmiechnął się.

"Cześć dzieciaku" Tony zmierzwił karmelowe włosy Petera.

Stephen wszedł do domu z Peterem na rękach. Tony wszedł za nimi zamykajac drzwi.

"Peter kto to?" głos cioci May dobiegał ze schodów. "Oh" powiedziała kiedy zeszła na dół.

"Ciociu May popatrz!" Peter wyskoczul z ramion Stephena " Zobacz kto przyszedł" był taki podekscytowany.

"Cześć Tony. Stephen" usmiechnela się do obydwóch.

"Cześć" pomachal Tony na co Stephen uśmiechnął się i rowniez pomachal.

"Mówiłem ci ze wrócą! Mówiłem ci! Mówiłem! Mówiłem!" powtarzał w kółko skacząc po całym pokoju.

"Boże, co to dziecko brało? Kawę?"

"Dwanaście kanapek mlecznych*" powiedział Peter skacząc Stephenowi na plecy

"Oof" sapnał Stephen, zdziwiony nagłym ruchem, na szczęście łapiąc Petera. Zaśmiał się.

Podobało mu sie to tak samo jak Peterowi.

"Gdzie jest Levi doktorze Strange?"

"W Sanktuarium. Ktoś musiał je pilnować." Stephen zaczął chodzic po domu z Peterem na plecach. Mogli się poczuć jak za dawnych czasów. "Patrz na to" Stephen stworzyl portal za pomoca swojego pierscienia i wskoczył do niego.

"Whoa!" Peter był w szoku kiedy zaczęli spadać z nieba kolo Wieży Eiffla. Potem otworzył się drugi portal ukazujac nocne życie Tokyo. "Wow" potem następny pokazujący plaże na Hawajach. Na końcu pojawił się ostatni teleportujac ich do miejsca startowego. "Dr. Strange to było niesamowite" Peter zaskoczył z pleców Stephena.

Nagle rozległo sie kaszlniecie za ich plecami. Odwrócili się. Tony i ciocia May się na nich gapili. "Um Stephen nie musimy jeszcze bardziej ekscytowac Petera"

"Dobra. Dobra" Stephen wyprostowal plecy.

Kiedy Peter i Stephen latali po świecie, ciocia May i Tony ucieli sobie krótka pogawedke o Peterze.

"No wiec robi się juz późno i musimy juz wracać do Sanktuarium Strange" Tony puścił oczko do Stephena.

On uśmiechnął się tylko. "Oh no tak"

"Czekajcie, wy juz musicie wychodzić? Dopiero co tu przyszliscie."jeknał Peter.

"O czym tu mówisz? Idziesz z nami" powiedzial Stephen

Jego oczy się poszerzyły a serce przestało bic.

"Czekajcie, na prawdę?" spojrzał na Tony'ego, który tylko przytaknął. Potem spojrzał na ciocię May która trzymała torbę w ręce.

"Spakowalam tutaj twoja elektryczna szczoteczke" powiedziała do niego.

"To jest najlepszy dzień mo-Czekajcie" przerwał. "Drugi najlepszy. Pierwszy był ten kiedy poznałem Neda" kaszlnąl. "Nieważne... jego życia" podskoczył

Pocałował ciocię May na dowidzenia i ruszył za Stephenem i Tony'm. Wszedł do samochodu od razu wychylajac głowę za szyberdach wznosząc ręce w powietrze.

"Woo-Hoo" to jedyne można było usłyszeć podczas drogi powrotnej do Sanktuarium.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*w oryginale były użyte "Twinkies", czyli takie batoniki z gąbczastego ciasta z kremem w środku ale nie wiedziałam czy wszyscy to znają wiec zamienilam na cos co na pewno wszyscy znają.

"audycja zawiera lokowanie produktu"

Ps. Mam przetłumaczone 3 kolejne rozdziały i po nich jestem zmuszona odejsc na chwile poniewaz zblizaja sie egzaminy a przydaloby sie zaczac do nich uczyc. Uslyszymy sie po 13 kwietnia
Kocham was
Cumberbiczi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro