Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVI

Vi 


Minęła dobra godzina, a chłopaków nadal nie było, co zaczęło mnie lekko niepokoić. 

- Powder, jak dawno oni wyszli? - Spojrzałam w kierunku siedzącej nieopodal młodszej siostry. 

- Jakieś dwie godziny przed twoim przyjściem. - Odpowiedziała, nadal majstrując przy swojej zabawce. 

- Mówili gdzie idą? - Kolejne pytanie wywołało lekkie zmieszanie mojej siostry. 

- Wydaje mi się, że wspomnieli coś o Silco? - Odpowiedziała niepewnie, drapiąc się po głowie. 

O nie. 

Zerwałam się z miejsca uświadamiając sobie, że w tym momencie marnuje czas, ponieważ oni się nie pojawią. 

- Powder, muszę coś załatwić. - Zaczęłam grzebać w skrzyni, w której zostawiłam mój scyzoryk. 

- Idę z Tobą. - Odpowiedziała, podnosząc się z miejsca. 

- Nie ma opcji, zostajesz tutaj. - Spojrzałam na nią z powagą wymalowaną na twarzy. 

- Ale Vi, ja jestem gotowa. - Dodała, nadal upierając się przy swoim. 

- Nie wiesz co mówisz, zostajesz. Koniec dyskusji. - Zakończyłam naszą rozmowę zamykając skrzynię. 

Upewniłam się, że mam wszystko co może być mi potrzebne, po czym skierowałam się w stronę wyjścia. 

***

Nim dotarłam na miejsce, musiałam ominąć jeszcze z sześć patroli strażników. Na szczęście w żadnym z nich nie dostrzegłam Caitlyn, gdyż ta zapewne nie jest zadowolona z decyzji, które podjęłam. Udało mi się przemknąć będąc niezauważoną do budynku, w którym Silco przetrzymuje ludzi. Jak na moje nieszczęście rana, która nie zdążyła jeszcze w zupełności się zasklepić, zaczęła się otwierać przez co czułam lekki lecz coraz bardziej doskwierający mi ból. Przykleiłam się do ściany, jak tylko usłyszałam głosy w pokoju obok. 

- Wiadomo gdzie jest ta przeklęta dziewucha? - Padło pytanie, a ja miałam pewność, że chodzi im o mnie. 

- Nikt jeszcze nie sypnął, ale spokojnie to jest kwestia czasu. - Zaśmiał się drugi, a mnie przeszły dreszcze na samą myśl. 

Ruszyłam się z miejsca, non stop rozglądając się wokół siebie, gdyż nie mogłam sobie pozwolić na porażkę, nie w tym momencie, nie w tym miejscu. 

- Mówiłem wam już, że nie wiem gdzie jest Vi! - Usłyszałam wyraźnie zmęczony głos Maylo. 

- Powiesz nam gdzie ukrywa się ta twoja różowa przyjaciółka, albo będziesz zbierał palce z podłogi. - Poczułam dreszcze, na samą myśl co mogą mu zaraz zrobić. 

Zdecydowałam się, że wyjdę z ukrycia, aby niepotrzebnie nie narażać przyjaciela. 

- Witam Panowie. - Na mojej twarzy zagościł krzywy uśmiech.

- Ja się nią zajmę, ty powiadom szefa, że już ją mamy i ten cały list gończy się nie sprawdził. 

- Tylko po kolei, zapraszam. - Pomachałam dłonią w kierunku dyskutujących między sobą zbirów. 
- Ale ona działa mi na nerwy. - Odezwał się jeden, po czym wyprowadził cios kijem bejsbolowym, który miał pod ręką.

- Na pewno sobie poradzisz? - Jego kolega skierował się w stronę wyjścia. 

- Oczywiście, że tak. - Odpowiedział nie spodziewając się ataku poniżej pasa. 

Mój but wylądował na kolanie oprawcy, po czym dołożyłam mu jeszcze w odsłoniętą kostkę tak, żeby nie mógł się już poruszać. Na koniec dołożyłam jeszcze kopniaka w brzuch i cios w potylicę, by ten więcej się nie angażował. 

- To ten z głowy. - Spojrzałam na związanego i pobitego Maylo. 

- Trochę Ci zeszło. - Rzucił w moją stronę. 

- Jak to się mówi, lepiej późno niż wcale. - Scyzorykiem przecięłam linę, która krępowała chłopaka. 

- Dziękuje. - Złapał się za obolałe nadgarstki. 

- Gdzie reszta? - Zapytałam chowając scyzoryk za pas. 

- Zaprowadzę nas ale powoli, ponieważ przeciwników jest tutaj całkiem sporo. - Ruszyłam za Maylo w głąb budynku. 

Cat

- Zastępco, za 50 minut chcę widzieć raport u mnie na biurku. - Słowa tego cholernego Graysona od samego rana dudnią mi w głowie. 

- W porządku Caitlyn? - Monah zamknął za sobą drzwi i usiadł na przeciwko. 

- Mała nawałnica z rana, spowodowana wizytą szeryfa pod moimi drzwiami. - Odrzuciłam nadal skupiając się na ostatnich detalach sporządzanego raportu. 

- Czyżby twój były maczał w tym palce? - Pytanie opuściło usta strażnika, a ja miałam ochotę rzucić tym cholernym dokumentem o ścianę. 

- A żebyś wiedział. - Spojrzałam na niego, zamykając teczkę z raportem dla szeryfa. 

- Mam dla Ciebie kilka informacji. - Zaczął.

- Słucham. - Skupiłam się na tym co ma mi do powiedzenia. 

- List gończy za tą różowowłosą dziewczyną został wycofany w tajemniczych okolicznościach. - Powiedział na jednym wydechu. 

- Kontynuuj. - Skinęłam na niego głową. 

- Przypuszczam, że stało się to na wyraźny rozkaz szeryfa po otrzymaniu gołębia z pewną informacją. - Dodał. 

- Wiemy co to była za wieść? - Zapytałam łapiąc się instynktownie za skronie, ponieważ na samą myśl bolała mnie głowa. 

- Owszem, lecz nie chcesz mi o czymś powiedzieć zastępco? - Spojrzał na mnie przenikliwie. 

Masz mnie. 

- To co powiem, może spowodować moje aresztowanie. - Szepnęłam patrząc na niego błagalnie. 

- Cat! Od kiedy my się znamy? - Zapytał wyraźnie wzburzonym głosem. 

- W cholerę za długo. - Odpowiedziałam śmiechem, co trochę mnie rozluźniło. 

- Wszystko co zostanie powiedziane, zostaje w tym pomieszczeniu. 

- Dziewczyna poszukiwana listem gończym, na jakiś czas będzie mieszkać u mnie. - Powiedziałam szybko licząc, że Mohan nie zrozumie ani słowa. 

- Tak jak mówiłem, ta koszula ostatnio nie była wystarczająca bym nie zauważył tych wszystkich śladów Cat. - Jego odpowiedź sprawiła, że momentalnie zrobiłam się cała czerwona. 

- Mohan! - Upomniałam go, aby nie wspominał tego wieczoru już nigdy więcej. 

- Następnym razem zdecyduj się może, na coś bardziej kryjącego. - Uśmiech nie schodził mu z twarzy.

- Przechodząc do rzeczy. - Dodał. 

- Udało mi się dotrzeć do tego gołębia przed Graysonem. - Poprawił się na krześle. 

- Został on poinformowany, że mają dziewczynę i policzą się w inny sposób. - Niespokojnie spojrzał za siebie, jakby bał się że znowu ktoś nas podsłuchuje. 

- Cholerny szeryf, pogrywa sobie z nami wszystkimi. - Wstałam z miejsca. 

- Wspomniałaś, że dziewczyna została u Ciebie, więc jakim cudem ją mają? - Zapytał, czym przechylił szalę, a napisany raport wylądował w koszu. 

- Dziś postanowiła zadziałać na własną rękę. - Odpowiedziałam czując coraz większą złość na różowowłosą. 

- Powinniśmy jej pomóc? - Mohan spojrzał na mnie. 

- Zajmę się tym, tylko proszę zdobądź dowód na zdradę szeryfa. - Odpowiedziałam ubierając na siebie płaszcz i kierując się w stronę zbrojowni. 


;)  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro