Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XI

Caitlyn 

Po krótkiej wymianie zdań, w ciszy i spokoju skończyłyśmy śniadanie. Dzisiaj mam zamiar porozmawiać z szeryfem, lecz obawiam się, że niczego się nie dowiem. Muszę działać ostrożnie, biorąc pod uwagę, że nie mogę narazić Vi na spotkanie z wymiarem sprawiedliwości, przynajmniej jeszcze nie teraz. 

- Musisz wrócić do siebie. - Zaczęłam spoglądając na nią. 

- Zdaje sobie z tego sprawę, słonko. - Odpowiedziała posyłając mi chytry uśmieszek. 

- Jednak zanim to zrobię, musimy ustalić kilka rzeczy. - Dodała, wstając po czym skierowała się w moją stronę. 

- Co masz na myśli? - Zapytałam, nadal pozostając na swoim miejscu. 

Różowowłosa była już tuż obok mnie, nawet nie zdołałam się obejrzeć.

- Po pierwsze, będziemy się widywać. - Zaczęła, spoglądając mi w oczy.

- Po drugie, na razie nie mieszaj się w tę sprawę z Silco. - Dodała, a mnie zamurowało. 

- Nie mogę się na to zgodzić. - Wtrąciłam, wiedząc że nie będę w stanie się powstrzymać. 

- To jest niebezpieczne Caitlyn. - Odpowiedziała zrezygnowanym głosem. 

- Już wiesz, że mnie nie przekonasz. - Powiedziałam. 

- Po trzecie, powinnyśmy ustalić jakiś kod. - Odpowiedziała, zmieniając temat. 

- Możesz używać mojego balkonu, będę zostawiać drzwi otwarte. - Uśmiech mimowolnie wkradł się na moje usta. 

- I ostatnia kwestia. - Zaczęła, unosząc mój podbródek bym na nią spojrzała. 

Milczałam, lecz domyślałam się o co może jej chodzić. 

- Skończ sprawę z tym debilem, bo najwyraźniej on nie uważa że jest ona skończona. - Usłyszałam to czego, po części się spodziewałam. 

- Dlaczego Ci na tym zależy? Przecież to mój problem? - Skierowałam pytanie w jej stronę, nadal utrzymując kontakt wzrokowy. 

- Cat. - Zaczęła. 

- Mówię to z troski o Ciebie, widzę że Cię to męczy. - Dodała. 

Nie odpowiedziałam, wiedząc że Vi ma rację. chociaż nie na taką odpowiedź z jej strony liczyłam. 

- W porządku. - Zaczęłam. 

- Ale, ja też mam kilka warunków. - Rzuciłam, odsuwając się od niej trochę. 

- Nie możesz się wychylać, ani brać udziału w żadnych akcjach, które mogą Cię wsypać. - Powiedziałam stanowczo. 

- Powinnaś na trochę zniknąć. - Dodałam. 

- Ostatnim warunkiem, będzie praca ze mną, jak już wszystko naprostuje. - Vi spojrzała na mnie zszokowana. 

- Oszalałaś? - Zaśmiała się, po czym skierowała się w stronę balkonu. 

- Wszystko załatwię, spokojnie. - Odpowiedziałam chcąc ją uspokoić. 

Było już dość późno a ja powinnam zbierać się do pracy, gdyż już i tak byłam spóźniona. Nie mogłam mimo tego oprzeć się pokusie by jeszcze moment spędzić z Vi, która już prawie skończyła swój posiłek. 

- Mam coś na twarzy? - Usłyszałam roześmiany głos różowowłosej, zdając sobie sprawę że się na nią gapiłam zdecydowanie za długo. 

- Muszę się zbierać. - Odpowiedziałam ignorując pytanie dziewczyny. 

- Jasne, ja również wracam już do siebie. - Rzuciła w moją stronę  zmniejszając odległość między nami. 

Nim zdążyłam się zorientować, Vi musnęła szybko mój policzek po czym zniknęła za drzwiami balkonowymi. Moje serce nie chciało się uspokoić, a przecież powinnam być już w drodze do pracy. 

Cholera. 

- Dzień dobry Caitlyn. - Minęłam się z Greysonem w wejściu. 

- Dzień dobry Szeryfie. - Odpowiedziałam, starając się ukryć niezadowolenie. 

- Oczekuję raportu, za godzinę na moim biurku. - Dodał kierując się w stronę swojego biura. 

- Oczywiście. - Mruknęłam jeszcze bardziej niezadowolona, ponieważ totalnie  o nim zapomniałam.

Szybkim krokiem skierowałam się do swojego stanowiska, po czym zabrałam się za pisanie tego nieszczęsnego raportu. 

- To będzie długi dzień. - Mruknęłam pod nosem, zabierając się do pracy. 

Vi

Po krótkim spacerze w drodze powrotnej od Caitlyn, wstąpiłam jeszcze do znajomego rachmistrza. Omówiłam z nim szczegóły zamówienia, które złożyłam kilka miesięcy temu na nowe rękawice. Niestety ze względu na koszty, bardzo długo to trwa. Całe szczęście cały proces zmierza ku końcowi, jeszcze kilka zleceń i nowy sprzęt będzie do odebrania. Następnie skierowałam się już w stronę baru Vandera, aby zdać mniej szczegółowy raport. 

W barze o tej porze panował totalny spokój i względna cisza, poprosiłam barmana o szklankę alkoholu, po czym udałam się do pomieszczenia, w którym znajdował się Vander. 

- Mogę wejść? - Zapytałam, równocześnie pukając w drzwi. 

- Zapraszam. - Odpowiedział. 

Usiadłam na fotelu znajdującym się na przeciwko niego. Na szybko poukładałam sobie w głowie co mogę mu powiedzieć, a czego raczej mówić nie powinnam. 

- Udało mi się nawiązać kontakt z tą strażniczką, na ten moment jest raczej nieufna ale jestem dobrej myśli. - Powiedziałam z uśmiechem na twarzy. 

- Zadawała Ci jakieś niewygodne pytania? - Zamarłam na moment.

- Nie. - Odpowiedziałam pewnie by nie zorientował się, że kłamię. 

- Oby tak dalej, możesz wrócić do siebie. - Dodał wskazując mi drzwi. 

Opuściłam pomieszczenie, wypuszczając z płuc powietrze, które nieświadomie wstrzymałam. 

Następne kilka godzin spędziłam w barze, starając się słuchać zaleceń Cat, nie wychylać się. Chciałam autentycznie zniknąć, żeby przypadkiem nie pokrzyżować jej planów. 

- Vi! - Usłyszałam zasapaną Powder, która wbiegła właśnie do baru. 

- Co się dzieje? - Zapytałam zmartwiona widząc stan młodszej siostry. 

- Szukają Cię, strażnicy i ludzie Silco. - Odpowiedziała przerażonym głosem. 

A więc tak się umówiliście. 

- Schowajcie się, ja na jakiś czas będę zmuszona zniknąć. - Rzuciłam kierując się w stronę tylnego wyjścia. 

- Ale Vi! - Krzyknęła przytulając mnie. 

- Spokojnie Powder, poradzę sobie, a teraz znikaj stąd. - Dodałam wychodząc na zewnątrz. 

Ledwo się wychyliłam a za drzwiami dostrzegam piątkę strażników. Nawet tutaj będzie mi ciężko się prześlizgnąć. Stałam w jednej pozycji, modląc się w myślach żeby sobie poszli. 

- Wy! - Usłyszałam znajomy głos. 

- Cała piątka ma zebrać się przed frontowym wejściem, ja zostanę tutaj. - Rozkaz padł, więc strażnicy nie mieli wyjścia. 

Wychyliłam się lekko, dostrzegłam wściekłą Caitlyn, która rozglądała się nerwowo. 

Skierowałam się w jej stronę, w ramach podziękowania postanowiłam przytulić niczego nieświadomą dziewczynę.

- Dziękuję słonko. - Szepnęłam jej do ucha. 

- Boże Vi, musisz uciekać. - Odpowiedziała zdenerwowana. 

- Nie mam gdzie się podziać. - Rzuciłam nadal ją przytulając. 

- Drzwi są otwarte, na ten moment uciekaj do mnie, potem coś wymyślimy. - Jej propozycja bardzo mnie zaskoczyła.

- Musisz się pośpieszyć. - Dodała. 

Bez zastanowienia ruszyłam w stronę apartamentu w górnym mieście, licząc na to że tam nie będą mnie szukać. 

;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro