Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII

Vi 

Ledwo udało mi się dotrzeć do kryjówki, zważając na moje wcześniej odniesione obrażenia. Oczywiście starałam się zebrać w sobie i nie dać po sobie poznać, że aż tak dałam się pobić. Chwiejnym krokiem przekroczyłam próg mojego baru, który już chociaż częściowo został sprzątnięty po ostatnich wydarzeniach. W lokalu nie było aż tak pusto jak przypuszczałam że będzie. Zbliżyłam się do baru, z zamiarem wypicia czegoś na znieczulenie ale też zagłuszenie tych cholernie nie podobnych do mnie emocji. 

- To co zwykle. - Rzuciłam w stronę barmana, opierając się o blat. 

- Dam znać reszcie, że już jesteś. - Odpowiedział, po czym zabrał się za przygotowywanie mojego napoju. 

Rozejrzałam się dookoła lecz nigdzie nie mogłam dostrzec znajomych twarzy, których tak bardzo teraz potrzebuje. Bez zastanowienia zgarnęłam z blatu szklankę zawierającą moje tymczasowe wybawienie. 

- Jeszcze raz. To samo. - Skierowałam zimne spojrzenie na mężczyznę za barem. 

Nie czekając długo, wypiłam kolejną porcję alkoholu, mając nadzieję że to stłamsi niechciane, od tak dawna niepojawiające się u mnie uczucia. 

- Vi! Nic Ci nie jest! - Usłyszałam głos przerażonej Powder, która rzuciła mi się na szyję, o mało co nie powodując mojego upadku, gdyż byłam już lekko wstawiona co z drugiej strony na szczęście trochę przyćmiło ból, który odczuwałam przy każdym ruchu, a co dopiero ataku mojej młodszej siostry. 

- Tak, ale spokojnie, bo nie czuje się za dobrze. - Odpowiedziałam starając się odsunąć ją od siebie. 

A z Cat mi nie przeszkadzało.. 

- Przepraszam. - Rzuciła przestraszona po czym odskoczyła ode mnie jak poparzona. 

- Twój alkohol. - Barman zwrócił na siebie uwagę, podając mi pełną szklankę. 

Spojrzałam na przyjaciół, którzy posłali mi niezrozumiałe spojrzenia, lecz mimo tego wypiłam wszystko za jednym razem, uważając że tylko to w tym momencie mi pomoże. 

- Słuchajcie, cieszę się że was widzę ale jestem bardzo zmęczona więc muszę was przeprosić. - Dodałam po czym powolnym, lekko chwiejnym krokiem udałam się do swojej komnaty, gdzie mogłam pobyć sama z własnymi myślami. 

Weszłam do środka i od razu położyłam się na łóżku. Na sobie wciąż miałam część garderoby, którą pożyczyła mi strażniczka. Powinnam oczyścić ranę i dopiero iść spać, lecz nie miałam już na to siły. 

Oczywiście sen nie przychodził, a noc już praktycznie się kończyła. W głowie wciąż miałam obrazy z poprzedniej nocy, kiedy to Caitlyn postanowiła mnie zaskoczyć tak wiele razy jednego wieczoru. 

- Bo nie mogę wyrzucić Cię z głowy. - Słowa Cat, niczym mantra odbijały się w mojej głowie nadal nie dając mi usnąć. 

Caitlyn 

- Czy to wszystko co masz mi do powiedzenia, Panienko Kiramman? - Zapytał niezadowolony z mojego raportu Grayson. 

- Tak Szeryfie, nie mam w tej kwestii już nic do dodania. - Skierowałam swoje spojrzenie na czubki własnych butów. 

- Czyli zaprzeczasz, że pomogłaś Violet z Zaun? - Spojrzał na mnie podejrzliwie, raz jeszcze przeglądając raport, który nie zawierał niektórych szczegółów, dla dobra niektórych osób. 

- Nie miałam okazji poznać tej dziewczyny, lecz udało mi się uzyskać informacje odnośnie jej pozycji w Zaun i okazała się równie ważnie co Vander, który był głównym celem mojej ostatniej operacji. - Odpowiedziałam, starając trzymać się wcześniej ustalonej przez siebie wersji wydarzeń. 

- Odmaszerować Kiramman. - Rzucił, a ja momentalnie skierowałam się do wyjścia z jego gabinetu. 

Udałam się do własnego biura, by opanować swoje emocje i zaplanować dalsze kroki. Na biurku czekała na mnie moja ulubiona kawa, zapewne przygotowana przez Magnusa, by trochę poprawić mój humor, który od ostatnich wydarzeń w moim apartamencie był paskudny. Byłam niesamowicie rozgoryczona faktem, że Vi tak po prostu zniknęła bez słowa. Mimo to, nie zamierzałam tak łatwo odpuszczać. Muszę przynajmniej sprawdzić czy wszystko z nią w porządku. 

Po całym dniu spędzonym nad sporządzaniem raportów, moje ramiona odmawiały mi posłuszeństwa i jedyne na co miałam w tym momencie ochotę to gorąca kąpiel przy lampce dobrego wytrawnego wina. Mimo zmęczenia w mojej głowie non stop pojawiała się wizja dźgniętej Vi, która powinna znajdować się teraz pod opieką lekarza. 

- Cholera. - Rzuciłam cicho, założyłam na swoje lekko niebieskie włosy kaptur i skierowałam się w stronę Zaun. 

Bardzo dobrze zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam tego robić lecz ta męcząca mnie przez cały dzisiejszy dzień myśl o rannej Vi, nie dawała mi wytchnienia. Po szybkiej przebieżce znalazłam się niedaleko baru Vandera, w którym przebywało jeszcze kilka osób. 

- Dajcie jej dzisiaj wszyscy spokój, musi odpocząć. - Usłyszałam głos należący do właściciela i od razu się wycofałam, wiedząc że dzisiaj już nic tutaj nie zdziałam. 

- Co ja sobie myślałam. - Szepnęłam sobie pod nosem zła za te pochopnie podjętą decyzję. 

Udałam się w drogę powrotną do swojego apartamentu, gdy nagle z za rogu wyłonił się Greyson w towarzystwie jeszcze dwóch innych strażników. Na szczęście zdołałam schować się we wnęce, bo gdyby on mnie teraz tutaj spotkał moja przedstawiona rano wersja wydarzeń ległaby w gruzach. 

- Zaraz będziemy Szeryfie. - Powiedział niższy ze strażników. 

- Co ten cholerny Silco sobie tym razem wymyślił?! - Odpowiedział widocznie niezadowolony Grayson. 

Tym razem? 

Niewiele myśląc postanowiłam podążyć za nimi, by dowiedzieć się co się dzieje w dolnym mieście i dlaczego Szeryf w to ingeruje bez powiadomienia własnego zastępcy. Mężczyźni weszli do środka obskurnego budynku, a ja zaczęłam rozglądać się za dobrym punktem widokowym. Udało mi się wejść na górę skąd dostrzegłam Szeryfa i jakiegoś mężczyznę z bliznami, którego wcześniej nie widziałam. 

- Planuje rozpocząć masową produkcję. - Zaczął mężczyzna z bliznami. 

- Potrzebuje twoich ludzi, żeby zlikwidowali pewien gang, który mi się przeciwstawia, ponieważ obawiam się o bezpieczeństwo moich produktów. - Dodał z uśmiechem na ustach. 

- Oszalałeś Silco?! Nie mogę tak tutaj integrować! - Odpowiedział zdenerwowany Grayson, rozglądając się nerwowo jakby czuł że ktoś go obserwuje. 

- To ta zgraja Vandera, coś na nich znajdziemy i będziecie mogli ich bez problemu sprzątnąć. - Powiedział odwracając się do Szeryfa plecami. 

Grayson już nic nie odpowiedział tylko szybkim krokiem odwrócił się i ruszył w drogę powrotną.

Co się tutaj wyprawia? 

Wiedziałam, że nie mogę nikomu ufać jeżeli nawet sam Szeryf jest w to zaplątany. Nie mogę im jednak na to pozwolić.. 

Miłego dnia ;) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro