V
Vi
Ostatnia noc minęła w napiętym nastroju, mimo moich prób rozluźnienia czarnowłosej, jej humor nie uległ poprawie. Co za tym idzie jestem zła na kobietę, która wyraźnie chciała pokazać Cat, kto ma prawdziwą władzę w naszym mieście.
W planach miałam dzisiaj zbadać ważna sprawę wspólnie z Mohanem, dostaliśmy informację że ktoś nadal rozprowadza Migot w dolnym mieście. Muszę się wykazać i pozwolić Cat na podbudowanie swojej pozycji przed tą całą Medardą.
- Możemy iść? - z zamyślenia wyrwał mnie Mohan, który podstawił mi kubek z ciepłą kawę.
- Dzięki za kawę. - Rzuciłam, biorąc od niego papierowy kubek.
- Coś się wydarzyło wczoraj, że Cat chodzi taka podminowana od rana? - Zapytał nadal dotrzymując mi kroku.
- Medarda. - odpowiedziałam krótko, wiedząc że nie będę musiała mu nic więcej tłumaczyć.
Mężczyzna otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć ale natychmiast je zamknął, jakby wahał się czy mnie o cokolwiek dopytywać.
- Rozumiem że chciała pokazać Caitlyn, kto rządzi z Zaun? - wydusił z siebie po kilku sekundach.
- Coś w ten deseń. - odpowiedziałam niezadowolona, wracając myślami do wydarzeń z wczoraj.
Byliśmy praktycznie na miejscu, a ja nie miałam ochoty dalej rozmawiać na ten temat, co Mohan zauważył, bo nie zadawał już więcej pytań.
Dotarliśmy pod starą fabrykę, która znajdowała się na samym skraju dolnego miasta, gdzie ponoć nadal toczy się dystrybucja migotu, który miał raz na zawsze zniknąć z ulic. Podeszliśmy ostrożnie do okna aby zobaczyć czy zastaniemy kogokolwiek w środku. Ku naszemu zdziwieniu, nikogo w środku nie było, za to dostrzegłam kilka pudeł, które od razu przykuły moją uwagę. Podjęliśmy decyzję, że ja sprawdzę zawartość tajemniczych kartonów, a Mohan poczeka przed wejściem.
- Cholera, zamknięte. - szarpałam się z klamką, niestety nieskutecznie.
- Myślisz że po co wziąłem Cię ze sobą. - zaśmiał się mężczyzna.
Domyśliłam się o co mu chodzi, ze względu na moje doświadczenie, dał mi ciche przyzwolenie żeby się tu po prostu włamać. W kieszeni kurtki miałam wytrych, którego co prawda dawno nie używałam, jednak tego się nie zapomina więc po kilku minutach mogłam wchodzić do środka.
- Tylko pamiętaj że nas tu nie było. - powiedział, wskazując na fabrykę, która według papierów powinna być opuszczona.
Spojrzałam się wymownie na niego lecz już nie komentowałam, po prostu weszłam do środka chcąc szybko załatwić sprawę. Starałam się zachować czujność, a przy okazji nie narobić hałasu, przy czym na szczęście w środku rzeczywiście nikogo na ten moment nie było.
Podeszłam do tajemniczych kartonów, po czym zajrzałam do środka. Nasze podejrzenia były niestety słuszne, przy czym nie mogłam nic ze sobą zabrać, bo jesteśmy tu nielegalnie, bez nakazu od Caitlyn. Towaru było zaskakująco dużo, kilkadziesiąt litrów, przy czym nic po za tym się w środku nie znajdowało, co trochę mnie zastanowiło. Nie miałam już więcej czasu, żeby poszukać innych dowodów, więc wróciłam do mężczyzny który czekał na mnie przy drzwiach.
- Dostaliśmy prawdziwe informacje. - powiedziałam cicho, jak tylko znalazłam się na zewnątrz.
- Zastanawia mnie jedna kwestia Vi, jakim cudem tu nikogo nie ma, jak tu jest towar? - zaczął. - Wydaje mi się to strasznie nielogiczne. - Podzielałam jego obawy, ale musimy zgłosić to Caitlyn, żeby mogła rozpocząć badać tę sprawę.
- Wracajmy, na ten moment i tak nic więcej tu nie wskóramy. - Rzuciłam do towarzysza, kierując się w stronę górnego miasta.
Caitlyn
Od samego rana biegam za jakimiś niedorzecznymi papierkami dla Ambessy, nie mam pojęcia w jakim celu, biorąc pod uwagę że mam ważniejsze rzeczy na głowie. Dałam sobie wejść na głowę, dlatego irytuje mnie to jeszcze bardziej. Maddy od ostatniego incydentu nie pojawiała się w moim towarzystwie więc mam nadzieję że dała sobie spokój. Nie mogę też ostatnio nadążyć za Vi, która co chwilę mnie rozprasza, jednak to jest moje najmniejsze zmartwienie.
Usłyszałam pukanie do drzwi. - Proszę. - Rzuciłam siadając w dużym brązowym fotelu. W drzwiach pojawiła się Vi, o której przed momentem myślałam, a za nią ukazał się Mohan.
- Mamy do Ciebie sprawę. - Powiedział mężczyzna zamykając za sobą drzwi.
- Mam nadzieję, że przychodzicie z czymś dobrym. - odpowiedziałam z przekąsem, cały czas uważnie lustrując rożowowłosą, która oparła się o krzesło po drugiej stronie biurka.
- Dotarliśmy do magazynu Migotu. - Rzuciła krótko Vi, co mnie zdziwiło, bo nie mówiła że pracują nad tak poważną sprawą. - potrzebujemy nakazu. - dodał mężczyzna stojący obok.
- Potrzebuje odpowiednio wypełnionego dokumentu, Mohan wiesz co robić. - zaczęłam. - Jak go wypełnisz, podejdź, ja załatwię pozostałe rzeczy.
- Już się za to zabieram. - odpowiedział kierując się do wyjścia razem z Vi. - Ty rozstań, mam sprawę. - spojrzałam się wymownie na dziewczynę.
Mohan jednak na nas spojrzał i widziałam ten uśmieszek na jego twarzy. Różowowłosa podeszła jednak do drzwi i za moment była już na przeciwko mojego dębowego biurka.
- W czym mogę pomóc? - Oparła się o mebel
- Czemu mi nie mówiłaś, że badacie tak poważną sprawę? - zapytałam nie spuszczając jej z oczu. Ten mundur wyglądał na niej świetnie, mimo że to zapasowy.
- Nie chciałam zawracać Ci głowy, dopóki nie będę miała pewności czy jest co badać. - odpowiedziała, również lustrując mnie wzrokiem.
- Muszę częściej zapraszać Cię do biura. - zaczęłam. - zdecydowanie za rzadko tu bywasz. - dodałam, poprawiając się na fotelu.
Vi nie odpowiedziała, za to ruszyła w moją stronę wyciągając do mnie dłoń. Nim zdążyłam się zorientować, Vi pociągnęła mnie w swoją stronę, po czym posadziła mnie na biurku.
- Chętnie będę wpadać tu częściej. - Poczułam jej usta na swojej szyi, którą dopiero doszła do siebie.
- Vi.. - zaczęłam, nie było mi jednak dane dokończyć.
- Widziałam jak rozbierasz mnie wzrokiem, Cat. - Po tych słowach na mojej twarzy pojawił się niemały rumieniec.
Dziewczyna nie czekając na moją odpowiedź zaatakowała moje usta, które zdążyły już na nią zatęsknić. Jej ręce gładziły moje ciało, co powodowało u mnie poczucie gorąca, w każdym miejscu dotkniętym przez Vi. Starałam się oddać pocałunek, lecz z tyłu głowy nadal miałam to, że jesteśmy na posterunku i ktoś w każdej chwili może wejść nieproszony.
- Vi. - oderwałam się na chwilę od ust dziewczyny, na tyle żeby złapać oddech.
- Widzę że myślami jesteś gdzie indziej Caitlyn. - nie dawała za wygraną nadal całując mój kark, schodząc coraz niżej.
Ciche westchnienia opuszczały moje usta, a ja nie mogłam się oprzeć przyjemności, która zalewała moje obolałe ciało.
- Nie.. możemy... - starałam się przerwać nasze zbliżenie, jednak bezskutecznie.
Vi w odpowiedzi na mój sprzeciw złapała mocniej moje uda, po czym znalazła się na dole.
Zamarłam.
- Chyba nie chce... - czułam jak zsuwa moje spodnie.
Złapałam ją za rękę, chcąc to przerwać, z jednej strony było świetnie i ledwo dawałam radę jej się oprzeć, a z drugiej strony pojawiała się iskierka rzeczywistości.
Dziewczyna jednak słynęła ze swojej siły, więc nawet nie poczuła mojego uścisku na swojej dłoni, tylko mocniej ścisnęła moje udo. Za spodniami na ziemię powędrowały moje bordowe figi, a ja już się poddałam.
Czułam gorący oddech dziewczyny na moim wejściu, po czym poczułam jej tak samo gorący język, który doprowadzał mnie do szaleństwa.
- Vi... czeka.. - dziewczyna do języka dołączyła palec, a ja musiałam się powstrzymać przed głośnym jękiem, który już na pewno zwróciłby uwagę wszystkich w biurze.
- Mam nadzieję, że teraz myślisz tylko o mnie. - oderwała się na chwilę, po czym wróciła do pracy swoim gorącym językiem.
- Jesteś szalonaaa. - Vi nie przestawała mnie rozciągać, tym samym dołożyła drugi palec, raz po raz co chwilę zmieniając rytm, doprowadzała mnie do rozkoszy.
Po kilku minutach, kiedy byłam już bliska spełnienia, usłyszałam pukanie do drzwi. Momentalnie zamarłam, ale różowowłosa nawet się nie przejęła, przyspieszyła swoje ruchy, nadal pracując językiem. Ledwo udało mi się stłumić gardłowy jęk, kiedy osiągnęłam spełnienie, czując jak spazmy ogarniają moje ciało.
- Spokojnie, zamknęłam drzwi. - Rzuciła z uśmiechem na twarzy Vi, a ja miałam ochotę ją udusić.
- Dam Ci jeszcze chwilę, nim wyjdę. - Rozsiadła się wygodnie w moim fotelu, patrząc jak się ubieram.
- Pomóc Ci? - dodała nadal siedząc w tym cholernym fotelu. - Możesz już wrócić do siebie. - Powiedziałam jak już doprowadziłam się do porządku.
Dziewczyna odkluczyła drzwi i je otworzyła a za nimi stał nie kto inny jak Maddie. Z jednej strony byłam bardzo zadowolona z takiego obrotu spraw, nie podobała mi się jednak mina rudowłosej.
- A Ty czego tu szukasz? - Vi rzuciła groźnie w jej stronę. Jakby spojrzenie mogło zabijać to Nolen już leżałaby martwa.
- Nie twoja sprawa. - odpowiedziała chcąc wyminąć ją w drzwiach.
- Chyba sobie żartujesz. - Vi zablokowała przejście, byłam jej wdzięczna, mimo wszystko obie są moimi podwładnymi, więc musiałam zareagować. - Dziękuję za informację i za twój czas Vi. - zaczęłam dotykając delikatnie jej ramienia. - Poradzę sobie. - skinieniem głowy wskazałam na drzwi, sugerując jej żeby sobie odpuściła.
- Nie myśl że to koniec. - na szczęście postanowiła mnie posłuchać i wyjść z mojego gabinetu, nie robiąc przy tym awantury.
Vi wychodząc, potrąciła Maddie, pokazując że wcale nie jest zadowolona z takiego obrotu spraw.
- Potulna jak baranek. - rzuciła pod nosem chyba licząc że tego nie usłyszę, nie miałam jednak zamiaru tego komentować.
- O co chodzi? - stanęłam w drzwiach licząc że szybko załatwię tę sprawę.
- Mam dla Ciebie wezwanie na komisję dyscyplinarną, od Ambessy Medardy. - skończyła mówić, a do mnie nie docierało o co jej chodzi.
Bez słowa wręczyła mi przesyłkę po czym z widocznym uśmiechem oddaliła się z okolicy mojego biura.
Kurwa...
;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro