Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🌼9🌼

MAX

-Kurwa!- wrzasnąłem na cały dom i złapałem się za poparzoną dłoń.- Ja pierdole..- syknąłem tym razem pod nosem i włożyłem prawą rękę pod zimną wodę.

I tak się kończy to jak chcę sobie ugotować jajka o 10 rano. Ja i kuchnia to tak jak Alex i sukienki. Nic z tego nie współgra razem w parze. Nie wiem jak to zrobiłem, ale wylałem sobie wrzącą wodę na dłoń. Wiem, że jestem alfą i zregeneruję się za kilka minut, no ale kurwa boli.

Nie minęła chwila, a Lydia już stała obok mnie z poważną miną. Zerknęła później na mokrą podłogę i garnek leżący pod szafką. Szczęście, że wyjąłem jajka wcześniej i teraz bezpiecznie se leżą na blacie w misce.

-Czemu jedyne, co umiesz zrobić w kuchni baz zniszczenie czegoś, czy skrzywdzenia się to naleśniki?- pokiwała głową na boki i spojrzała na moją dłoń z niezadowoleniem.- Nawet przez ściany cię słyszałam panie alfo.

Wywróciłem oczami na jej słowa i zakręciłem wodę. Ruszyłem w stronę schowka znajdującego się na korytarzu, wyjąłem mopa i poczłapałem do kuchni z powrotem, zaczynając sprzątać po sobie. Lekarka nasza w tym samym czasie podniosła garnek i wrzuciła do zlewu.

-Widziałem wczoraj pod wieczór Scott'a z omegą.- wypaliłem nagle.- Wiesz coś na ten temat?

-Ym.- rudowłosa zawiesiła się na chwilę.- Nie wiem, czy mogę...

-Możesz. Przecież nie powiem tym debilom.- rzekłem, widząc jej niepewność.

-McCall znalazł wczoraj dwie młode omegi i przyprowadził je do kliniki.- westchnęła i wskoczyła na blat.- Jordan zajął się jedną nieprzytomną, a Scott wziął Liam'a do siebie do domu.

-Czyli chcesz mi powiedzieć, że w jego stadzie są teraz dwie omegi?- zaprzestałem swoich ruchów.

-Coś w tym stylu.- mruknęła.- Ja spadam, bo jestem spóźniona. Jordan i ja jedziemy dzisiaj uzupełnić leki, bo po ostatniej bójce Theo i Jackson'a trochę nam mało zostało.

Lydia zniknęła, a ja szybko ogarnąłem kuchnie i zjadłem swoje jajka. Rana zagoiła się błyskawicznie. Aktualnie leże na kanapie i wpatruje się w sufit analizując wszystko. W stadzie tego buca znajdują się dwie młode omegi. Wynika z tego, że dwójka z jego stada je sobie przygarnie i będzie nieciekawie, kiedy ich stado wzrośnie w siłę. Nie podoba mi się to. Jakim prawem te omegi w ogóle krążyły po naszych terenach? Nie wiem skąd są, a Lydia nawet jak by wiedziała nie powie mi, bo to mała gnida, a sam obiecałem, że nic nie powiem. Brett jednak miał rację co do omeg. Widział na pewno jedną z nich.

-Żyjesz ty w ogóle?- usłyszałem obok siebie, więc spojrzałem na Dylan'a, który rozwalił się na fotelu jak jakiś słoń.- Bo wiesz ja do rządzenia bardzo chętnie.

-Frajer.- warknąłem i usiadłem.- Gdzie reszta?

-Lydia pojechała jakieś pół godziny temu. Alex wywiało z domu. Jackson śpi zapewne po noce, a Brett zajął kibel.- odpowiedział.- Jak się zbiorą idziemy se pograć w nogę?

-Czemu nie.- wzruszyłem ramionami.- Tylko ty szukasz piłki.

-Jest gdzieś w garażu.- odbruknął, wstając.- Idę ją poszukać. Daj mi dwie godziny.

Zaśmiałem się i pokiwałem głową na boki. Nasz garaż to graciarnia naszych sprzętów do ćwiczeń i różnych pamiątek z dzieciństwa. Z tego co pamiętam ostatnio jak Alex tam weszła, to wyszła po trzech godzinach twierdząc, że zgubiła się w tym labiryncie i kazała go nam posprzątać go, bo to niby nasza wina, że jest tak zajebany. Chociaż w sumie to prawda.

Kiedy Dylan zniknął jak na zawołanie do salonu wszedł Brett. Jeny oni to mają poczucie czasu. Alfa miała jeden ręcznik przewieszony na biodrach, a drugi zarzucony na szuję.

-Uwaga! Darmowy striptiz!- krzyknąłem i zaklaskałem kiedy dla żartu pokręcił biodrami.- Gramy w nogę?

-Pewnie.- odrzekł.- Obudzę Roszpunkę i się ubiorę.

-Pierw Dylan będzie musiał znaleźć piłkę.- rzuciłem chłopakowi na odchodne.

-To jeszcze se film zdążę obejrzeć!- odkrzyknął mi.

I Brett miał rację. Ja, Jackson i on siedzieliśmy w na kanapie od godziny czekając na O'Briena, aż se włączyliśmy jakiś dziwny film, chyba "Perfekcja", czy jak to tam szło. Nie czaję z tego nic, ale kit z tym.

-Może go coś tak zeżarło?- powiedział w pewnym momencie blond włosy.

-Przynajmniej spokój będzie.- odrzekłem.- Albo zasypało.

-Biedna piłka.- wtrącił się Brett na co zaśmialiśmy się.

Film już dobiegał końca i nagle wbiegł do salon blady Dylan. Spojrzeliśmy na niego ze zdziwieniem. Ale na szczęście miał piłkę

-Ludzie! Tam mnie coś zaatakowało!- rzekł spanikowany.- Nie wiem co to było! Ale kurwa! Aż mnie ciary przelazły! Nie wracam tam za żadne skarby świata i chuj!

-Liczy się to, że masz piłkę ośle.- Jackson podszedł do niego i zabrał mu piłkę.- Idziemy grać?

-Zajebiści przyjaciele.- huknął na nas brązowooki, ale podreptał za nami w stronę przejścia.

W krótkim czasie znaleźliśmy się na naszym boisku i zaczęliśmy się lekko rozciągać, bo ta gra nigdy nie kończy się bez kontuzji. Ostatnio chyba to Brett miał przestawione żebra. Alex jeszcze się doczepiła, siadając na ławce i patrząc na nas z wyczekiwaniem. Zaczął się mecz, równo o godzinie czternastej. Pierwsza połowa rozgrywek ja i Jackson kontra Dylan i Brett. Ten ostatni jak zawsze musiał ściągnąć koszulkę. To jest chyba już jego nawyk na takie coś.

-Czekajcie!- krzyknął w pewnym momencie Dylan, zatrzymaliśmy się i spojrzeliśmy na niego.- Muszę do kibla.

-Chyba se kpisz.- prychnąłem pod nosem.

-Właśnie nie!- odkrzyknął biegnąc w stronę domu.

Wywróciłem oczami i kopnąłem piłkę, którą akurat miałem ja, w stronę brami. Szmata zamiast wpaść w bramkę, odbiła się i poleciała w drugą stronę, odbijając się od ławki obok Alex, która strzeliła w moim kierunku wzrokiem, po czym przeleciała jak torpeda na drugą stronę. Na część terytorium McCalla.

-Kurwa.- mruknąłem.- Brett wasza piła idziesz!

Nie to żebym bał się tam iść po prostu mi się nie chce.

-Szmaciarz!- krzyknął na mnie, ale ruszył w stronę w którą poleciała nasza zabawka.

BRETT

Wkurw mały jebany. Na pewno zrobił to specjalnie! Mruknąłem na niego pod nosem jeszcze kilka grzecznych i kulturalnych słówek i ruszyłem szukać zguby.

Ostatnim razem jak mnie po piłkę wysłali trafiłem na Derek'a. O mało, co byśmy się nie pobili, ale Lydia i Jordan wkroczyli do akcji. Szedłem tak szukając tej piłki, aż nagle poczułem pięknu zapach.

Kwiaty lotosu i piękna orzeźwiająca morska bryza z nutkom czegoś przez co moje serce przyśpieszyło swój rytm, a instynkt alfy się włączył. Nie wiem, kogo to zapach, ale się dowiem za chwilę, bo jest coraz mocniejszy.

🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro