Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🌼83🌼

DYLAN

Ruszyłem za nimi do kuchni i usiadłem na krześle. Thomas szybko zrobił jakieś kanapki i wygląda pociągając wyginając się.  Max za to patrzył tylko w stół, albo na swoje ręce.

Sam jestem przerażony. Ale to jest kurwa jego wina! Mógł się ogarnąć, albo coś w tym stylu. Mam nadzieję, że nic nie jest tak poważnego, żeby mógł się podłamywać... Dobra co ja myślę! Znaleźliśmy go jak reanimował Scotta cały we łzach. Lydia z Jordanem szybko go zabrali, ale Max ruszył za nimi i dopiero teraz Liam go przyciągnął. Mam dziwne wrażenie, że coś i tak jest nie tak. 

Max żuł tą kanapkę chyba z 10 minut, ale nagle do kuchni wparowała Lydia. Miała szeroki uśmiech.

- Max... Scott... On cię....- nie dokończyła bo blondyna już nie było w kuchni.

- Obudził się!?- Theo wparował do kuchni jak poparzony.- No jasne że się obudził!

- Tak..- powiedziała na wdechu rudowłosa, a ja objąłem blondyneczkę moją, bo wtulił się we mnie mocno, z radosnym piskiem.- Nawet nie wiecie jak nas nastraszył ..

- Co się stało?- zapytał Liam uradowany.

- Z braku krwi, mózg wyłączył niektóre funkcje, żeby jakoś spowolnić wyłączenie serca....

- Biadolisz! Mów od rzeczy!- Derek powiedział podirytowany.

- Na początku nic nie pamiętał, ale z każdą chwilą jegomość spojrzenia wracały i wrócił do normy, chociaż czasami ma takie lekkie zwarcia, jak roboty.- wytłumaczyła z prychnięciem.

- Czyli teraz jest dobrze tak?- Connor zapytał spokojnie.

- Tak. Scott czuję się lepiej, ale szczeniaczek...- zaczęła niepewnie, a ja wstrzymałem oddech jak każdy w okół.

SCOTT

Zacząłem cicho płakać, kiedy wyszedł Jordan, chcąc mi dać chwilę dla siebie. To nie może być prawda. Nie może... Ja ja mogłem do tego dopuścić?

- Scott!?- usłyszałem jak ktoś wolą moje imię i lekko się drgnąłem, spojrzałem na drzwi które otworzyły się i zamknąłem z hukiem na czyjeś twarzy.- Kurwa...

Zaśmiałem się przez łzy i zobaczyłem jak Max wchodzi do pokoju i zamyka za dobrą drzwi tym razem powoli. Mail zakręcony nos.

- Kochanie...- powiedział miękko i podszedł do mnie, przysunął sobie krzesło i usiadł, chcąc złapać mnie za rękę, ale ją zabrałem.- Scotty...aniołku mój, proszę wybacz mi.

- T-ty...nawet nie wiesz za co.- szepnąłem patrząc mu w oczy, a z moich znowu popłynęły łzy.- N-nie wiesz ...

- Wiem skarbie. Wiem...- powiedział spokojnie i również załamanym tonem.- Źle zareagowałem. Powiedziałem że to nie moje dziecko. Nie nie chcę go...- mruknąłem jak by na siebie zły.- Ale to nie prawda. Zachowałem się jak pizda, wiem. Nie myślę tak. Kocham cię i je... Naprawdę. Byłem przerażony i zły na siebie, nie wiem nawet za co. Kochanie proszę... Nie chcę was stracić...

Patrzyłem na niego jak na idiotę. Zabuzował we mnie gniew.

- Teraz...- syknąłem i westchnąłem nie równo.- Powiedziałeś że mam się tego pozbyć! Mówiłeś że jak tego nie zrobię nie chcesz mnie widzieć! I teraz niby cię olśniło!

- Scotty posłuchaj...- powiedział spokojnie

- Nie! To ty posłuchaj! Wiesz jak ja się poczułem! Wiesz jak było mi trudno w ogóle się przełamać i powiedzieć ci że jestem...- urwałem nagle, a oczy mi się zaszkliły jeszcze bardziej.- Nie wiesz kurwa nic! Zostawiłeś mnie jak najbardziej cię potrzebowałem! Po prostu mnie opuściłeś...-zacząłem płakać jak małe dziecko.

- Kochanie... Księżniczko, aniołku, wybacz mi.- mimo moich sprzeciwów przytulił mnie.- Wiem jestem chujem. Wiem jestem najgorszy. Nie powiem przepraszam, bo to nie ma sensu, skoro to tylko słowa a ja ci nie wyrażę tego jak bardzo żałuję. Ale błagam wybacz mi. Nie mogę bez ciebie żyć. Jak z tobą wracałem, umarłeś mi na rękach, byłem jak w amoku. Nie potrafiłem przestać cię ratować...- dalej nie słuchałem.

Przestałem się szarpać. Złapałem jego koszulkę w pięści, a głowę położyłem na jego ramieniu, wdychając jego zapach. Tak bardzo go kocham. Moje serce bije tylko dla niego, mimo tych słowa jakie mi powiedział, nie potrafię inaczej. Nie potrafię być z dala od niego, chociaż taki miałem plan z początku. Kocham go za mocno.

- Nigdy więcej, nigdy tak nie zrobię. Kocham was. - położył jedną dłoń na moim brzuchu, a ja się wzdrygnąłem.- Błagam wybacz mi. Chcę być obok, całe życie.

- I tu jest trudniej...- wyszeptałem bardziej się w niego wtulając.- Zrobili mi USG i...maluszek jest zagrożony. Bardzo... Jordan powiedział że nawet małe uderzenie... Czy najmniejszy stres... Przez to mogę poronić.

- Skarbie...- pocałowałem moje czoło.- Nie dopuszczę do tego. Nigdy. Nie pozwolę. Nadrobię to to powiedziałem. Nie opuszczę was. Nigdy.

Odsunąłem się i położyłem czoło na te jego z błąkającym się uśmiechnęła na ustach. Spojrzałem mu w oczy. Delikatnie złączyłem nasze wargi. Ciepło rozniosło się po moim ciele. Tak za tym tęskniłem. Jego ręce z moich pleców przesunęły się w dół lądując na moich biodrach. Szybko przeciągnął mnie na swoje kolana. Objąłem jego szyję bardzo szczelnie i przytuliłem.

- Już będzie dobrze...- zacząłem ostrożnie i odsunął mnie od siebie, wziął jedną moją dłoń i przyjrzał się delikatnej bliźnie jaka została. Bo jak byłem w tedy w tym domku. Ja jak i mój wilk mieliśmy dość. Więc moje ciało nawet samoistnie przestało się regenerować i w taki sposób mam pierwsze w życiu blizny. Max zaczął pierw składać pocałunki na jednej ręce, wzdłuż razy, a potem na drugiej, a na koniec pocałowałem mnie w czoło.- Nigdy więcej nie pozwolę ci tak zrobić.

- Nigdy więcej się tak nie zachowuj.- powiedziałem poważnie.

- Nie będę. Nie chcę cię stracić. Nigdy.- przytuliłem mnie mocniej.- Kocham ci się tak mocno.

- Ja ciebie też idioto.- szepnąłem czując zmęczenie i po prostu zasnąłem, wiedząc że jestem w najbezpieczniejszym miejscu we wszechświecie. W jego ramionach. Na rękach osoby przez którą to wszystko się zaczęło, ale też tej osoby bez której moje życie straciło by sens.

🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼
Zamiast maratonu codziennie rozdział? Czy chwila przerwy i jednodniowy maraton?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro