🌼77🌼
MAX
Wbiegłem na górę na alfą, a drzwi zamknęły mi się centralnie przed nosem. Boże jak to musiało wyglądać.
- Skarbie?! Scott? Otwórz drzwi proszę, chcę cię zobaczyć...- powiedziałem i zacząłem walić w drewnianą powłokę pięścią.- Kochanie to nie tak jak wyglądało! Proszę cię! Hinata tylko się zmartwił! Wilczku...
- Spadaj na szczaw ośle.- Lydia podeszła do mnie i odepchnęła od drzwi.- Idź na dół, bo zapewne mnie nie wpuści jak będziesz obok.
- Ale ja muszę...- zacząłem natychmiast, ale beta z zamachem uderzyła mnie w potylicę.
- Na dół.- warknęła a ja posłuchałem się jej i pobiegłem do salonu.
Theo wyglądał na sennego, ale i tak podtrzymywał wręcz na stojąco zasypiającego. Starszy opierał się o jego ramię, a omega z trudem posadził go na fotelu i wparował mu na kolana, przytulając mocno. Thomas mierzył wzrokiem uważnie nowe osoby w domu, a Dylan przytulał go od tyłu.
- Nie mam siły na to siły teraz.- westchnął zmęczony blondyn.- Dylan idziemy do łóżka..- ziewnął cicho i ruszył w stronę schodów. Jak mnie mijał, zabił spojrzeniem, ale efekt popsuło to że znowu ziewnął.- Matoł.
Dylan jedynie pokiwał głową na boki i ruszyli na górę.
- To musiało wyglądać...- zaczął Connor.- Jak zdrada z obu stron.
- Gdyby nie to że znam swoją omegę też bym tak powiedział.- Kageyama również ruszył na górę, a ja westchnąłem.
- Misiu!?- rudowłosy pisnął głośno i pobiegł za alfą na górę.- Kageyama no!
-Niezłe powitanie.- mruknęła Alex i bardziej wtuliła się w Connora.-Teraz to ty zjebałeś Max.
- Ale ja nic nie zrobiłem!- krzyknąłem i usiadłem obok bet na tapczanie.
- Ale wyglądało inaczej.- Jackson zanucił i wyprostował się, obejmując jedną ręką Dereka, który się w niego wtulił.
Co tu się dzieje kurwa?
Nawet nie zobaczeł go. Rozpłakał bym się gdyby nie to że to co się stało było wyjęte z kontekstu. Moje kochanie jest na mnie źle i muszę z nim porozmawiać.
Siedziałem na tapczanie sam, bo inni już dawno się zmyli spać. Jest po 22, a ja sobie popijam kawkę w salonie i patrzę na schody. W końcu się doczekałem.
- Scott skarbie.- zerwałem się z miejsca i podbiegłem do niego.- Ja ci to wyjaśnię. To nie tak jak wyglądało, naprawdę. Po prostu wróciłem pobity, a Hinata się zmartwił. Złapałem go za rękę, bo dotchniął zbitej kości na policzku, widzisz? Może już tak nie widząc racja, ale była. Większość już się zagoiła, ale byłem pobity, jednak wygrałem z ojcem Alex, bo...- zacząłem gadać jak najęty, ale urwałem widząc jak drugi alfa patrzy na mnie jak na debila.
-Zamknij się i mnie przytul.- mruknął i odwrócił wzrok, rozkładając ręce.
Szybko wykonałem jego polecenie i mocno go przytulilem do siebie. Wręcz podnosiłem go do góry i z całej siły objąłem w pasie.
- Kochanie cię.- mruknąłem.- Tęskniłem za tobą.
- Jesteś taki debile Max.- odpowiedział i położył głowę na moim ramieniu- Ja też tęskniłem.
Odsunąłem się lekko i naparłem na jego usta. Ręce przeniosłem na jego tyłek i przejechałem językiem po jego wardze. Scott ścisnął moje ramiona i zamruczał zadowolony, kiedy złączyłem nasze języki, zaborczo ocierając mój o ten jego. W tym pocałunku pokazałem jak za nim tęskniłem. Starałem się pokazać jak go kocham. Ścisnąłem jego pośladki, na co chłopak stęknął mi w usta. Tak, zdecydowanie tęskniłem za nim.
- Max czekaj...- brązowowłosy odsunął się ode mnie i spuścił głowę.
- Co się stało?- zdziwiłem się.- Ja przepraszam za tamto, to nie powinno mieć miejsca. Ja kocham tylko ciebie, skarbie.
Alfa westchnął cicho i usiadł na fotelu. Zmartwiony kliknąłem przed nim i położyłem ręce na jego udach. Spojrzałem w jego oczy. Było w nich widać strach i duże zmartwienie.
- J-ja muszę ci coś powiedzieć. - wykrztusił i odwróci wzrok.
- Mów śmiało kochanie. Przecież nie ważne co będę przy tobie, tak?- powiedziałem miękko i pogładziłem go po nodze.
Westchnął ciężko i spojrzał w moje oczy. Chwilę się wąchał, aż w końcu ponownie spuścił wzrok.
- Jestem w ciąży.- powiedział cicho, a mnie sparaliżowało.
- Nie żartuj sobie.- zaśmaiłem się głośno.- Wybacz skarbie, ale ty nie możesz być w ciąży. Jesteś alfą, a ja nie chcę dzieci jak na razie. Gdybyś był to kazał bym ci usunąć.- powiedziałem na żarty.
Scott bez słowa wstał i ruszył na górę, a ja rozbawiony złapałem go za nadgarstek.
-Kochanie nie bądź zły...-powiedziałem i odwróciłem go do siebie przodem, spowarzniałem natychmiast, widząc jego zaszklone oczy i jak zagryza wargę.- Scott? Ty żartowałeś, tak?
Alfa wyrwak rękę z moje uścisku i cofnął się do tyłu. Pokiwał głową na boki, a ja zakrztusiłem się.
- Kurwa mać!- warknąłem i złapałem go za ramiona.- To nie jest śmieszne.
- A-ale ja nie żartuje!- krzyknął na mnie i wyrwał się.- Jak możesz tak mówić. Nie żartuje z takich rzeczy!
- Nie ma takiej opcji, ja się pod tym nie podpisuję!- krzyknąłem i z głośnym trzaśnięciem wyszedłem z domu.
- Max!- Scott zawołał mnie stosując w drzwiach.
- Daj mi spokój! Ja tego czegoś nie chcę!- warknąłem do niego.
Usłyszałem jak drzwi się delikatnie zamykają, a ja zwolniłem kroku. Oparłem się o najbliższe drzewo i walnąłem w nie pięścią. Muszę to wszytko przemyśleć. Wyciągnąłem telefon i portfel, rzuciłem na najbliższe drzewo i ściągnąłem bluzę, zostających w samym podkoszulku. Ruszyłem biegiem przez las. Naprawdę muszę ochłonąć.
🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼
Walenie zapomniała bym!
Dziękuję wam za komentarze❤️
KOCHAM WAS!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro