🌼70🌼
THOMAS
Siedziałem obok okna i patrzyłem przez nie przerażony. W co ja się wplątałem! Jezuniu! Jak moja matka mnie zobaczy to mnie ze skóry obedrze. Nie będzie dla mnie ratunku! Żegnaj świecie! Może ja już lepiej wymyśle treść testament?
-Thomas co ty robisz?- zapytał rozbawiony Dylan, który siedział obok mnie i przyglądał mi się rozbawiony.
- Wymyślam moją ostatnią wole i życzenia gdzie chcę być pochowany.- odpowiedziałem poważnie, a on wywrócił oczami.
-Przecież nikt cię nie zabije.- posłał mi lekki uśmiech i potarł nogą moje kolano.
-I tu się mylisz!- pisnąłem, na co Lydia z miejsca pasażera na mnie zerknęła.- Zdrowaś Mario matko boska....- zacząłem i złożyłem ręce jak do modlitwy, a Dylan zatkał mi usta dłonią.- Hyhyam
-Odwala mu.- rzekł i przytulił mnie do siebie, nadal zakrywając mi buzie.- Ile jeszcze Jay?
-Jakieś pół godziny.- mruknął kierowca, skupiony na drodze.
Ogólnie sprawa wygląda tak. Lydia bawi się w nawigację i już 2 razy pomyliliśmy się, bo ona wie lepiej i coś nie poszło po jej myśli, a miny to miała tekie śmieszne, że żałuję, bo telefon mam w domu, przez pospiech nie wziąłem. Jay tylko wzdychał cicho i jechał dalej. Jak to było " I płynie się dalej, płynie się dalej...". Theo siedzi obok Dylana ze słuchawkami w uszach, i chyba udaje trupa z podkulonymi nogami, a jak już mowa o trupach to w bagażniku jedzie Scott. Zrobił taką awanturę, ale ja z Dylanem może specjalnie może nie pomyliliśmy tabletki przeciw bólowe na takie nassene i dość mocne i tak o to skończył w bagażniku. On się nie męczy, a my nie słuchamy już jego zawodzenia na temat jak mu źle bez Maxa i jak go coś boli. Same plusy! Jak się obudzi będziemy wąchać kwiatki od spodu, ale raz się żyję!
-Gdzie mieszka twoja ciocia?- dziewczyna zwróciła się do mnie.
-Obok " Garnka złota na drugim końcu tęczy".- mruknąłem, odsuwając rękę alfy od mojej twarzy, a oni spojrzeli na mnie jak na debila.- Taka dziwna nazwa sklepu...- dodałem niepewnie.- Za jej dome stoi wielki dąb, wyróżnia się z pośród innych. A po za tym, będziemy musieli zaparkować po drugiej stronie, bo od drogi są patrole, głównie alfy. Od lasu nikt nie pilnuje, więc będzie łatwiej. Ciocia ma zawsz drzwi balkonowe otwarte.... czuję się jak bym wymyślał napad na bank.- rzekłem niezadowolony.
Dylan zaśmiał się cicho i pocałował mnie we włosy. Przyjemne ciepło rozniosło się po moim ciele, a na usta wkradł zadowolony uśmiech. Złapałem jedną ręką jego i splątałem nasze palce, zerkając kątem oka jaką to spowoduje reakcje. Alfa uśmiechnął się czule i spojrzał w moje oczy, a ja spaliłem buraka. To zawstydzające!
-Jesteście słodcy.- Lydia zaświergotała głośno.- Sama słodycz i cukierki.
-Zjadłbym cukierka....- z przekąsem spojrzałem na Dylana, a ten jak by wiedział, ze to powiem z kieszeni bluzy wyjął jakieś słodycze.- Jej! Kocham cię!
Szybko zabrałem mu jedzenie i zacząłem zajadać z szerokim uśmiechem. Jay zaśmiał się głośno, a Lydia mu w tym towarzyszyła. O co im chodzi, co? Kątem oka zobaczyłem łobuziarski uśmiech szatyna i jego lekkie rumieńce. Wywróciłem lekko oczami, oni są tacy dziecinni. Pffff.
Do końca podróży był spokój, nielicząc lekkiej kłótni Theo i Jaya to czas minął idealnie. Nawet nie wiem o co im chodziło, bo to nie miało sensu, ale oni są starsi i chyba wiedzą lepiej niż ja, że zdanie "lubi być wiązanym" jest powodem do pokłócenia się.
Mężczyzna zaparkował tam gdzie mu kazałem, czyli oczywiście krzakach. Znam te tereny jak własną kieszeń, więc szybko go rozpoznałem. Do domu cioci mamy jakiś kilometr, a po drodze musimy ominąć, sklep, mój domu i wiele innych kamer ulicznych, zwanych inaczej starszymi paniami w oknach.
-Wiecie, że teraz musimy zachowywać się jak duchy? Jest godzina 18, a teraz właśnie najwięcej krąży alfy i bet, w miasteczku ogólnie, więc musimy uważać i...- zacząłem, ale Jay mi przerwał.
-To może wypada ocucić powód dla którego tu jesteśmy.- wskazał ręką na samochód.
Lydia szybko razem z Dylanem tam podeszli i otworzyli bagażnik. Rudowłosa szybko złapała alfę za ramiona, ale to nie zadziałało. Szatyn za to miał inny pomysł. Naślinił sobie palca i włożył mu go do ucha. Przekręciłem głowę zdziwiony, ale reakcja bruneta była natychmiastowa. Cicho pisnął i wypadł z bagażnika na ziemię, przeklinając. Zasłoniłem sobie dłonią usta żeby się nie zaśmiać, bo we włosach Scotta znalazło się kilka patyków i nawet mały biały kwiatek. Teraz to na pewno jest połączony z przyrodą.
-Co wy odpierdalacie?- mruknął i potarł łokieć naburmuszony, po czym wstał. Lydia z rozbawieniem, zaczęła wyciągać mu rośliny z głowy.- Gdzie my kurwa jesteśmy?
-Na miejscu.- Theo odrzekł i spojrzał w stronę światła.- Mamy udawać tajnych agentów i się tam dostać niezauważeni tak?
-A dasz radę.- Jay powiedział z kpiną i spojrzał na niego.
-Ja dam ty też nie będziesz miał z tym problemu prawda kurwiu?- powiedział najeżony i syknął po chwili wściekły, kiedy ciemny blondyn się zaśmiał pod nosem.- Zamknij pysk.
-Oj perełko, nie bądź zły.- podszedł do niego i pocałował w czoło delikatnie, po czym objął w pasie.
Spojrzałem na Dylana który patrzył na mnie i puścił oczko, szybko przeniosłem wzrok na Scotta który patrzył na nich ze smutkiem, ale potem pokiwał głową na boki, lekko przechylając głowę, kiedy Lydia pociągnęła go za włosy. Pewnie patyk się zaplątał.
-A ty słoneczko dasz radę?- szatyn podszedł do mnie naśladując głos Jaya.
-Dam, chyba... a jak na kogoś wpadnę? Pewnie mnie już nie lubią, bo i tak mało osób mnie tu ubiło. Trzymałem się tylko z Liamem. Jak na kogoś wpadnę, natychmiast zrobi się zamieszanie.- spanikowałem, a Dylan objął mnie w pasie opiekuńczo.
-Będę z tobą i nikt cię nie zauważy, a jak nawet to Theo zrobi za przynętę.- mruknął cicho do mnie.
-Hę?!- usłyszałem głos omegi.- Jak to za przynętę?
-No żeby przejść ktoś będzie musiał się poświęcić, tak jest w każdym filmie.- odpowiedział niewzruszony.- A ty jesteś ładny i se poradzisz, a jak nie to spuścisz komuś łomot.
-Świetnie.- odsunął od siebie mężczyznę, który wyglądał na niezadowolonego.- Coś jeszcze ominąłem?
-Tak Lydia jest w ciąży, a Max ma ADHA.- alfa powiedział z przekąsem. Zaśmiałem się cicho i przytuliłem delikatnie.
-Dobra zbieramy się.- Scott rzekł poważnie, a ja westchnąłem przerażony.
Dylan błagam nie zostawiaj mnie.
🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro