🌼67🌼
THOMAS
-Co tu się dzieje dzisiaj?- zapytałem cicho, opierając się o ramię Dylana, a wręcz na nim leżąc.
Lydia i Jordan wyglądali jak by w ogóle nie spali całą noc, a jest wieczór, dziś wyjątkowo pochmurny i jest ciemno, a jest już 19, o tej to dopiero słońce było w zenicie. No może trochę przesadzam, ale wiecie ludzie o co mi chodzi. Jackson i Derek siedzą obok siebie i co chwila wymieniają niepewne spojrzenia. Liam spał na kolanach Bretta tuląc się do niego. Alex w ogóle nie było w domu, a Connor pisał coś zawzięcie na telefonie. Theo siedział pod nogami Jaya, który przeczesywał jego włosy.
-To nie ja!- usłyszałem krzyk Maxa i spojrzałem w tamtą stronę zaciekawiony.
-Jak nie ty to kurwa kto!?- huknął Scott i wszedł do salonu z rękami w górze.- To wszystko ty! I mi kuźwa nie kłam!
-Ale to nie ja!- odkrzyknął i stanął przed nim.-Nie wiem kto to zrobił!
-Przestaniecie się drzeć.- Brett syknął i przytulił zdezorientowanego Liama do siebie opiekuńczo.
-O co wy się kłócicie tym razem?- westchnął Dylan i potarł ręką moje ramię.
-Kto zjadł mój jogurt?- zapytał się zrezygnowany alfa i spojrzał na nas.
-Nie powinneś tutaj być!- Lydia obudziła się po chwili.- Powinieneś leżeć i odpoczywać! Po co żeś tutaj przylazł co?!
-He?- mruknął i machnął ręką.- Już się lepiej czuję. Było minęło.
-Było minęło?!- huknęła i walnęła ręką w czoło.-Trzymajcie mnie wszyscy święci i ich demony rodowe... Żygasz, mdlejesz, masz ból brzucha, a wyniki to masz w chuj zajebiste na odwrót chyba i widać po was, że chcice też masz! To nie jest nic!- opadła na fotel i zasłoniła sobie oczy.-To nie jest normalne.
-Moja mama się w takim czymś specjalizuje.- Liam ziewnął i przeciągnął ręce.
To prawda. Ciocia miała bzika na różnych dolegliwościach alf i na wszystko miała odpowiedz. Nie ważne jak trudne było pytanie i jak skomplikowane, ona była pewna swoich wyników i nie bała się odpowiedzialności za swoje wyniki i mówiła to z dumą. Podziwiałem ją za to.
Zapanowała cisza, tylko Liam ziewał co chwila i ponownie układał się do spania. Już wiem, co to oznacza. Liam miał jedną ruję, a przed nią spał całe dnie i chyba właśnie niedługo jej dostanie, ale wolę się nie wtrącać, pogadam z nim później.
-Liam?- zapytał cicho Brett.- Co ty mówisz?
-No moja mama zawsze mi kazała się czegoś takiego uczyć...- ziewnął i zamknął oczy.- Kazała mi sie tego uczyć i z tego co mówiła Lydia, może to mieć związek z Maxem i jego ugryzieniem, choroba śmiertelna czy coś takiego?- zmarszczył lekko brwi i okrył się ramionami zdrętwiałem Bretta.
Dylan się cały spiął jak inni zresztą. Ja wytrzeszczyłem oczy i poruszyłem się niepewnie.
-Liam do cholry jasnej!- krzyknął nagle Max i podszedł do omegi.- Co ty mówisz!? Słuchasz mnie?
-Yhym?- mruknął i otworzył jedno oko.- Daj mi spać.
-Wstawaj ale to już.- mruknął i podniósł do za ramiona .- Co ty mówisz?
Nikt się nie ważył odezwać. Liam ledwo kontaktował, ze światem i tak jest od południa, wiem, że w te dni przed gorączką ciężko jest mu i w tedy właśnie zachowuje się jak po narkotykach. Max pościł jego ręcę, a ten zachwiał się lekko, ale stanął. Spojrzał na niego zdziwiony i zamrugał powoli oczyma.
-Moja mama może wam pomóc w takiej sytuacji jak ta, ale jest mały problem. Zakładam, że nie chcę mnie widzieć.- mruknął i wzruszył ramionami.- Nienawidzi mnie za to, że uciekłem.- ponownie usiadł na kolanach alfy i wsadził nos w jego szyję.- Dobranoc.
-Co?- Derek mruknął zdezorientowany, a później wszyscy spojrzeli na mnie.
-Ciocia lubiła badać alfy i ich choroby, była fanatyczką i ona na pewno znalazła by rozwiązanie.- odpowiedziałem niepewnie.- Ale trudno będzie się dostać do naszego byłego stada, bo jest w...
-Zaprowadzisz nas tam.- Max rzucił i zaczął chodzić w miejscu.
-Jak to jest związane z tobą Max, to najlepiej by było jak byś się trzymał z dala od Scotta.- Liam wstał powoli i przetarł oczy.- Tu nie można spać. Brett chodź na górę.- wystawił do niego ręce jak małe dziecko i czekał aż alfa go do siebie przygarnie, co uczynił po chwili.
-Położę go i przyjdę.- rzucił krótko i pomasował jego plecy, ruszając schodami na górę.
-Zgubiłem się.- Dylan jęknął na ja wywróciłem oczami i zerknąłem na niego. Strach, niepewnoeśc i obawa biła od niego mocno.
-Mam wrażenie, że Liam jest nieświadomy tego co mówi.- Jackosn rzekł z przekąsem.-Chory jest?
-Nie, poprostu ma tak czasami.- odpowiedziałem wymijająco i zerknąłem na Maxa, ale po Scottie nie było śladu, ale kiedy usłyszałem charakterystyczny dźwięk wymiotowania skrzywiłem się lekko.
-Jutro rano..- zaczął alfa i westchnął lekko.-Lydia, Thomas, Dylan i Scott... Jay masz prawko?- zapytał, a mężczyzna skinął głową.-I Jay pojedziecie do matki Liama.
Zapowietrzyłem się i zrobiło mi się słabo. Oparłem się o ramię szatyna mocniej i wziąłem głęboki wdech. Powoli wypuściłem powietrze z płuc. Najchętniej to bym w ogóle nie jechał, ale widząc ból w oczach Maxa nie mogłem odmówić. Musiałem to zrobić, bo trzeba się dowiedzieć co jest Scottowi. Nie mogę ich zostawić, bo jak by Liam pojechał, dostał by gorączkę w połowie drogi i na tym by się skończyło.
-Będzie trzeba przywitać mamusie.- mruknąłem sam do siebie pod nosem.
🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro