🌼64🌼
SCOTT
Rano zerwałem się z łóżka jak poparzony, budząc przy tym Maxa, który poderwał się do góry zdezorientowany i spadł z łóżka. Coś czuję, że go wystraszyłem, ale nieważne. Dopadłem do muszli klozetowej i zacząłem wymiotować.
Nienawidzę tego uczucia. Czuję się w tedy tak źle, boli mnie gardło i jedzie z buzi. Drugi alfa pojawił się chwile potem i zaczął masować moje plecy jak by to miało mi jakoś pomóc! Ale dobra nieważne, chcę być pomocny, niech czuję się ważny. Masz swoje 5 minut Max!
-Która godzina?- zapytałem zachrypłym głosem i zacząłem myć zęby i płukać buzię. Ochyda.
-Chwila po 8 kochanie.- powiedział zatroskanym głosem i objął mnie od tyłu całując w szyję.-Chodź się połóż, a ja co zrobię herbatę, później zwiniemy tamtą dwójkę i skoczymy do kliniki na badania, zgoda?
Potulnie skinąłem głową na jego słowa i dałem się zaprowadzić do łóżka. Otulił mnie pierzyną i pocałował w czubek głowy, mówiąc że zaraz do mnie wraca.
Zamknąłem oczy zastanawiając co się ze mną dzieje, ale nie mogę znaleźć żadnego rozwiązania.
-Kurwa.- warknąłem pod nosem i zwinąłem się w kulkę, czując ogromny ból w podbrzuszu. Rozchodził się po całym moim ciele na dole i pulsował. Byłem ciekawy jak czuję się dziewczyna z okresem, ale mi już starczy.- Ja pierdole.
Z oczu poleciały mi łzy, kiedy je otworzyłem i ponownie zamknąłem. Przecież nic takiego nie zrobiłem, żeby bolało! A w skurwysyna boli! Zacząłem klnąć w myślach, zaciskając pięści na podkoszulce.
-Nie uwierzysz Scotty.- Max wszedł do pokoju.- Jackosn i Derek w salonie...Kurwa mać!
Chyba potłukł szklankę.
Powoli otworzyłem oczy i zobaczyłem jak się pochyla i coś mówi niewyraźnie. Jakoś żadne dźwięki mi teraz do uszu nie dochodziły. Przez ból też ledwo co widziałem. Myślałem, że wilkołaki nie doznają takiego bólu, ale jednak się myliłem. Nich to się skończy. Czuję jak by mój brzych płoną żywym ogniem, a jednocześnie przechodziły mnie od tamtego miejsca zimne dreszcze.
Poczułem jak blondyn bierze mnie na ręce, a później już kompletnie odpłynąłem.
MAX
Kurwa! Kurwa! Ja pierdole! Co robić!?
Jebnąłem nogą w drzwi od sypialni Lydii, bo z tego co wiem śpi z Jordanem tutaj. Kopnąłem jeszcze raz, a potem kolejny, aż w końcu łaskawy mi ktoś otworzył.
-Co się tak..- zaczęła cicho Lydia niezadowolona, ale ja jej przerwałęm.
-Bierz swojego chłoptasia i idziemy do kliniki Scott odpłynął. - warknąłem przerażony i mocniej przyciągnąłem do siebie chłopaka, który teraz bezwładnie leżał mi na rękach, jedna co chwila drżał jak by było mu zimno.
Rudowłosa szybko pokiwała głową, rzuciła w Jordana butem, a ten już na nogach był na co tylko prychnął zirytowany i po chwili byliśmy na dole. Spotkałem na drodze zdziwionego Liama z lekko zdziwioną miną.
-Pilnuj ich.- rzuciłem i pobiegliśmy do wyznaczonego wcześniej miejsca. Kazali mi go położyć na tej noszy i z obu rąk pobrali mu krew i chłopak zniknął za jakimiś innymi drzwiami. Wszystko działo się dość szybko, a ja cały czas trzymałem jego rękę i głaskałem po policzku. Miał ból wypisany na twarzy. Moje biedactwo kochane.
-Co się dzieje?- zapytałem cicho.
-Będziemy wiedzieć za jakąś godzinę najdłużej.- westchnęłam rudowłosa mierząć mu gorączkę.- 38,5.- mruknęła sama do siebie.
Robili mu później jakieś badania i wszystko miał podwyższone. Nie rozumiem ich biadolenia naukowego i jedne co zrozumiałem to "niedobrze", " coś jest nie tak" i jedno zdanie naprawdę mnie przeraziło" jak tak będzie to musimy mu porobić badania na choroby zakaźne"
-Scott słonko.- przyłożyłem jego dłoń do swoich ust.- Kochanie nie strasz mnie tak, nie strasz mnie w ogóle.
-Max...- Lydia odezwała się niepewnie, a ja zerknąłem na nią kątek oka i skinąłem głową.- Mamy wyniki i...
-Mów prosto z most.- powiedziałem cicho i poważnie.
-Wygląda to źle. Jego organizm walczy z czymś od środka i to naprawdę jest przerażające. Nigdy nie widziałam takich statystyk.- powiedziała oniemiała i przytuliła się do Jordana, który objął ją ramieniem zatroskany.
-Scotty, kochanie, otwórz oczka.- wyszeptałem przerażony jej słowami.
Nie mogę dać po sobie poznać, że nie wiem co robić. Jestem alfą stada do cholery, ale przerażenie ze mnie wręcz wylatuję. Kochanie tylko mnie nie zostawiaj.
Przysunąłem sobie krzesło i usiadłem, nadal nie puszczając jego dłoni. Nie opuszczę go teraz.
-Możecie iść.- rzekłem patrząc na nich smutno.- Będę z nim siedział, a jak będzie coś się działo, zadzwonię.
Skineli głowami, a ja przeklnąłęm się w myślach, bo mój telefon leży na tapczanie. Jordan podszedł do mnie i podał swoją komórkę. Posłałem mu słaby uśmiech, po czym para wyszła.
Jestem w chuj przerażony!
LIAM
Co się dzisiaj dzieje? Schodzę rano po schodach i widzę Jacksona i Dereka na tapczanie leżących. Ciemnowłosy spokojnie i wygodnie leżał na białowłosym i wtulał się w jego pierś, a druga beta obejmował go w tali. Wyglądali razem dość słodko. Nigdy nie sądziłem, że zobaczę ich w takiej pozycji, ale cóż. Wszystko jest możliwe. Oryłem ich kocem i poszedłem sobie zrobić herbaty.
-Mam wrażenie, że coś jest nie tak.- mruknąłem sam do siebie i ruszyłem na górę, ale przed schodami spotkałem Maxa, który aż się trząsł, mając Scotta na rękach. Zaraz on jest nieprzytomny?!
-Pilnuj ich.- rzuciła do mnie alfa, a ja zmarszczyłem brwi, obserwując ja za nim Lydia i Jordan wybiegają i trzaskając drzwiami.
Co to było? Osłupiał wspiąłem się po schodach do pokoju w którym spałem dzisiaj. Może najlepiej będzie jak później się podpytam co się stało i nie będę się wtrącać, bo jeszcze oberwę po uszach, bo Max nie wyglądał na chętnego do rozmowy.
Niepewnie wszedłem do pokoju chłopaków, bo spałem w nim sam z Brettem... w jednym łóżku... o mój boże. Chyba teraz to do mnie dotarło. Spałem ze swoim alfą w jednym łóżku i w sumie jestem jego omegą i mam do tego prawo, ale nadal jestem... no nie wiem jak to opisać. W brzuchu mi się skręca jak tylko o tym pomyślę. Tak przyjemnie oczywiście, a nie na wymioty.
-Nie uciekaj mi z rana kotek.- usłyszałem głos alfy, kiedy udało mi się wejść po cichu do pokoju.
Podskoczyłem zaskoczony i odwróciłem się do niego przodem. Wstaje z łóżka i jest bez koszulki. Brett jest bez koszulki. Bez koszulki. Mój mózg chyba sobie wszystko przetwarza.
-Przepraszam, że się obudziłem.- powiedziałem ze skruchą w głosie i odstawiłem kubek na najbliższą półkę.
-Obudziłem się, bo cię nie było obok Liam.- powiedział spokojnie i ujął moją twarz w dłonie i pocałował, a ja oddałem się tej pieszczocie natychmiast.
🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼
ZA WSPANIAŁĄ OKŁADKĘ DZIĘKUJĘ Samotnapantera
KOCHAM CIĘ ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro