🌼5🌼
DEREK
Usiadłem na tapczanie i położyłem nogi na stolik z westchnieniem. Ten dzień jest męczący. Jeszcze teraz ta jedna omega, śpiąca w pokoju gościnnym, a drugą omega nieprzytomna w klinice. Theo i Connor łażą na palcach w około Liam'a, jak udało mi się dowiedzieć, chwilę temu. Nie wiem, co Scott sobie myślał przygarniając je tu, albo w ogóle nie myślał. Nie znamy ich i nie wiemy skąd są, a on je pod dach nasz sprowadza. Włączyłem telewizor i latałem z kanału na kanał, ale nic ciekawego w tej telewizji nie ma zbytnio. Wyłączyłem te pudło grające i wstałem m, chcą wyjść na powietrze, ale nagle drzwi wejściowe się otworzyły, a w nich stanął nasz jak, że to inteligentny alfa, z blond włosą omegą na plecach.
- Ten tu to Derek.- Scott przedstawił mnie chłopakowi.
- Thomas. - blondyn rzekł z uśmiechem.- A teraz do Liam'a prowadź mnie koniku.
Zacisnąłem usta w wąska linię, żeby nie zaśmiać się na głos. Coś czuję, że z nim będą kłopoty tak jak z Theo. A skoro o wilku mowa, to właśnie chłopak wspomniany przeze mne stanął obok mnie, a za nim jeszcze Connor.
-Jeszcze ktoś przyjdzie, czy wszyscy już?- zapytał się Thomas.
- Jeszcze Jordan, ale go już znasz.- Scott mruknął i przeszedł z omegą na rękach, kładąc ją na fotelu i w tedy zobaczyłem jego gips.
- Zaprowadzimy cię do Liam'a, ale pierw opowiedz nam jak wy się tu znaleźliście.- mruknął brązowooki i usiadł na przeciw niego, a my po jego bokach.
-Czy ty mnie szantażujesz?- blondy omega zmarszczyła nos.- Już cię lubię.
-Mów.- odpowiedziałem na co tak zwany Thomas, spojrzał na mnie.
-A ty wyglądasz jak ten krasnolud z królewny śnieżki.- mruknął na co pozostali wybuchli śmiechem. Ja natomiast spojrzałem na niego srogo, na co podniósł ręce w górę.- Przepraszam, ale taka prawda.
-Zbaczasz z tematu.- zauważył Theo, siedzący na parciu kanapy.
-Dobra, już dobra.- westchnął i zwinął się na fotelu, wlepiając wzrok w swoje ręce.- Zaczęło się od tego, że mój ojciec i ojciec Liam'a, zginęli jak byliśmy mali, nie wiemy dokładnie jak, ale wiemy, że nie żyją. Mama Liam'a stała się optymistką i za uśmiechem ukrywała, ból po stracie męża, a moja...moja starała się ułożyć mi życie jak by planowała swoje od nowa.- westchnął.- Liam zawsze był delikatny, cichy i wrażliwy, co zdążyliście zauważyć, zapewne, mimo, że jestem omegą próbowałem go chronić z całych sił. Zawsze. Ja bym sobie poradził, a on nie. Jakieś dwa tygodnie temu nasze mamy na imprezie dwóch watah, wybrały nam alfy. Rozumiecie, wybrały nam nasze mate.- zaśmiał się cicho, ale nie był to radosny śmiech.- Zrozumiał bym gdyby to były jakieś miłe i sympatyczne alfy, ale to były napakowane i puste goryle. Nie zgodziłem się na to, Liam z resztą też, a jak zacząłem się kłócić powiedziała, że to przyniesie korzyści watasze. Zamiast patrzeć na szczęście swoich dzieci one patrzały na korzyści dla stada. Nie wytrzymałem i uciekłem, a Liam się dołączył do mnie. I tak wędrujemy sobie gdzie nas nogi poniosą. Moje jednak chodzić i prowadzić nie umieją, bo spadłem ze skarpy i oto nasza historia...Zadowoleni?
Podniosłem wzrok na chłopaków. Scott siedział zamyślony, Connor patrzył na niego ze współczuciem, a Theo przekrzywił lekko głowę patrząc na omegę.
- To cud, że w ogóle żyjecie.- odezwał się w końcu Theo.- W tych okolicach spacerują se czasami łowcy.
-Idiota ma rację.- poparłem go, za co dostałem z łokcia.- Cieszcie się, że trafiliście akurat na Scott'a.
-Ja tam nie wiem, byłem nie przytomny jak nas znalazł.- uśmiechnął się szeroko w naszą stronę.- Ale mogę już do Liam'a?
-Um tak chodź, Theo cię zaniesie.- alfa naszego stada mruknęła patrząć zamyślonym wzrokiem w podłogę.
-Jasne.- odpowiedziała beta i podchodząc do omegi podniosła go na ręcach i ruszyli na górę, gdzie znikli mi z oczu.
-Coś się tak zamyślił?- Connor szturchnął lekko Scott'a w ramię.- Wszystko w porządku?
-Tak, ale mam do was pytanie.- zerknął na mnie i na tego idiotę po jego drugiej stronie.
Oho. Znam to spojrzenie. Wpadł na pomysł i wiem, że pyta się o nasze zdanie z reguły, ale i tak to zrobi, jak byśmy nawet się nie zgodzili bo to cały Scott. Zawsze dla wszystkich, mimo że może się to dla niego skończyć źle. Czasami jego heroizm mnie wkurwia, ale co poradzić. To nasz alfa, prawdziwy alfa z głupimi pomysłami.
- Chyba wiem, co masz na myśli i się zgadzam.-zaczął Connor.
-To fajnie.- uśmiechnął się lekko.
-Mnie niestety będziesz musiał oświecić.-rzekłem, wywracając oczami.
-Chcę, żeby Thomas i Liam dołączyli do naszego stada.
THOMAS
Kiedy ta beta postawiła mnie przed drzwiami, uśmiechnęłam się do niego miło i skinąłem głową jako podziękowanie.
-Dokuśtykasz do łóżka?- zapytał ze złośliwym uśmiechem.
- Dam jakoś radę.- zapewniłem go i powoli i cichutko otworzyłem drzwi.
Jeny te stado jest naprawdę spoko. Mimo, że z większością z nich się nawet nie poznałem, ale mam wrażenie jednak przeciwne co do tego. Tutaj jest coś co daje mi dziwny spokój i poczucie bezpieczeństwa. Pewnie to ten miły i sympatyczny alfa, Scott. Ten cały Theo również wydaje się być sympatyczny, a Derek wygląda na poważnego i na takiego typowego agresora. Była jeszcze jedna beta której imienia nie znam, ale widać po nim, że jest wrażliwy. Jordan też jest spoko.
Kuśtykając na jednej nodze m, dotarłem jakoś do łóżka i tam znalazła się moja zguba. Liam spał zakopany w kołdrę. Włosy porozrzucały mu się po całej twarzytce. Wygląda na zmęczonego. Wiem, że nie jest on typem podróżnika czy odkrywcy. Nie chciałem tego dla niego, ma być szczęśliwy, bo on zasługuje na szczęście.
Położyłem się obok niego ostrożniej nie chcąc go obudzić. Zdziwiony stwierdziłem, że mój przyjaciel pachnie tą betą, która mnie tu przyniosła. Pewnie to on go tu zakwaterował, czy coś i to dlatego. Przymknąłem powieki rozmyślając.
Dlaczego życie nas tak nienawidzi? Raczej mnie, bo Liam jest najlepszym przyjacielem i nie opuścił mnie na krok, aż do tej pory. Jest najlepszym przyjacielem na świecie i muszę wykombinować coś żeby został tutaj, a ja se ruszę w dalszą podróż, bo waźniejsze jest teraz dobro mojego towarzyszą niedoli.
🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro