Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🌼42🌼

THEO

Zostałem gdzieś położony. Jest to wygodne. Później poczułem jak Jay przyciąga mnie do siebie i tuli mocno. Nadal płakałem, bo z mojej głowy nie mogły wyjść myśli tego, że mnie zabije i przeze mnie zginą inni. Jestem beznadziejny. 

-Theo perełko..- szepnął cicho tusz obok mojego ucha.- Co się dzieje? No już cicho... spokojnie... Jesteś bezpieczny. 

-Nie jestem!- wykrztusiłem w końcu i ponownie wybuchłem płaczem. 

-Jesteś. Nie pozwolę cię skrzywdzić, rozumiesz? Jesteś mój. Tylko mój i nikogo więcej, mój.- szepnął i pocałował mnie w szyje na po przeszły mnie ciarki.- Dam ci wszystko co będziesz chciał i nawet z nieba nocnego ci gwiazdę ściągnę, żeby zobaczyć twój uśmiech, wiesz? Nie płacz już Theo. 

Z moich oczu wyleciały łzy i otworzyłem je. Leżałem na jakimś łóżku w pokoju w którym jeszcze nie byłem o dziwo. Jay leżał obok i przytulał mnie do siebie z głową schowaną w mojej szyi. Powoli uniosłem rękę i zaplątałem mu we włosy. On nie chce mnie skrzywdzić? 

-Zabijesz mnie?- wykrztusiłem i po chwili wpatrywałem się w jego zdziwione oczy.

-Nie.- powiedział ostro na co się lekko od niego odsunąłem przerażony. Ten ton jakoś mi się nie podoba Jest wybity z wszelakich emocji i ocieka jakimś kwasem.- Jak w ogóle mogłeś tak pomyśleć, co? Jesteś teraz moją omegą. 

-J-ja.. ni-nie...- mój głos trząsł się niemiłosiernie i do tego jest nieźle zachrypnięty.

-Spokojnie już, no chodź tu.- rozłożył ręce szerzej i podniósł się, siadając na skraju łóżka.

Pierw patrzyłem się na niego niepewnie, ale potem moja natura wzięła górę i szybko wpakowałem się okrakiem na jego kolana i objąłem wokół klatki piersiowej. Ten zaczął mnie gładzić po plecach. 

Nie odzywaliśmy się. Cisza panująca między nami nie była w żaden sposób krępująca. Oboje chyba pragnęliśmy swojej obecności tak jak ciepła drugiego ciała. 

-Nie zabijesz moich przyjaciół?- zapytałem cicho, mówiąc to w jego ramię. 

-Nie zrobię im krzywdy. Przyrzekam.- oznajmił spokojnie i łagodnie.- Tak szczerze to jeszcze nikogo nie zabiłem i nie porwałem. Jesteś moim pierwszym. No mnie za bardzo kusiłeś i musiałem cię porwać, pierwszy raz w swoim życiu. A ja ci skradłem dziewictwo. 

Zarumieniłem się na jego słowa i mocniej wcisnąłem twarz w jego szuję na co się cicho zaśmiał i wstał. Postawił mnie na podłodze i spojrzał z góry. Jego pojrzenie paliło moje ciało jak nic innego. Wyciągnął rękę i przejechał po znaku jaki mi zostawił. Spojrzał mi w oczy i położył jedną rękę na moim policzku, a drugą na moim biodrze. Nachylił się lekko i połączył nasze usta w delikatnym pocałunku, który z chwili na chwilę robił się bardziej namiętny i odważniejszy. Ale w pewnym momencie mężczyzna odsunął się ode mnie na co jęknąłem niezadowolony. 

-Ubierz się słońce.- mruknął i zdjął z siebie koszule, którą nie wiem kiedy zarzucił na ramiona, zostając w bokserkach i podkoszulku. - W kuchni czeka na nas śniadanie. 

Pocałował mnie jeszcze na odchodne, a ja wywróciłem oczami na jego słowa, jednak posłusznie się ubrałem i ruszyłem za nim do pomieszczenia, które wymienił. Usiadłem obok niego na krześle barowym i zacząłem jeść przygotowane przez niego tosty z serem. Jedliśmy w ciszy, którą przerwało nagłe otworzenie się drzwi wejściowych.

-Jay kurwiu jesteśmy!- usłyszałem krzyk i po chwili w salonie stały dwie alfy. 

Jedna miała czerwone oczy i  włosy opadające swobodnie na jego czoło i do połowy szyi, były wyższy od drugiej, która miała rozstrzepane blond włosy i również taki sam kolor oczu jak poprzednik. Oboje są dobrej figury. 

Alfy patrzył na mnie na ja na nich. Nikt się nie odzywał. Panowała cisza jak makiem zasiał.

-Czego chcecie?- zapytał w końcu właściciel domu. 

-A czego kurwa możemy chcieć. Obiecałeś dać kluczę do domku nad jęziorem zapomniałeś idioto?- zapytał blondyn i wszedł do kuchni wyjmując z lodówki sok jabłkowy. Oparł się biodrem o blat i zeskanował nie wrogim spojrzeniem .-A to kuźwa kto? 

-Theo. Moja omega.- powiedział dumnie, a ja się zarumieniłem i spuściłem wzrok. 

-Ale ty..- zaczął ponownie blondyn. 

-Świetnie!- czerwonowłosy jednym susem znalazł się obok mnie i przytulił.- Nawet nie wiem jak się cieszę, że Jay znalazł se kogoś. Jestem Kirishima, a tamten gburek to Bakugo. Ty Theo. nie?- skinąłem głową na potwierdzenie.- Słodki jesteś. 

Ponownie się zarumieniłem, ale tym razem o same uszy. Jay objął mnie ramieniem i  przysunął do siebie. 

-Łapy precz od jest mój.- powiedział z nutką złości w głosie. 

-Spoko, rozumiem bro.- rzekł i się odsunął wchodząc do kuchni i stając na przeciw nas. Teraz dostrzegłem jego ostre zęby jak u rekina. Wow.- To jak z tym kluczem? 

-Jest na komodzie.- westchnął zrezygnowany. 

Mój wzrok latał z blondyna na czerwonowłosego i coś mi tu nie pasuje. Dlaczego Bakugo w ogóle nawet na mnie nie patrzy, a jak już to morderczyw wzrokiem jak bym mu kogoś zabił? I dlaczego za każdym razem jak patrzy na czerwonowłosego to jego wzrok łagodnieje? Dodatkowo jego zapach jest inny. Czuć go alfą, ale nie jak na przykład Scott czy Dylana. W jego zapachu jest coś innego takiego nienaturalnego jak dla mnie. 

-Gdzie one są?- Kirishima krzyknął z drugiego końca domu, a Jay westchnął zrezygnowany i poszedł do niego. 

-Dotknij a zabije.- zwrócił się do blondyna, który wywrócił oczami. 

-Bierzesz tabletki?- zapytałem, bo znałem dużo takich osób, które maskują swój zapach.- Jesteś betą, czy omegą? 

Oczy blondyna skanowały mnie uważnie. Pierw złość, zdziwienie, a potem wściekłość. Podszedł do mnie szybko i chwycił za koszulę.

-Nie wiem co wy kurwa macie dziś na temat odkrywania kim jestem, ale kurwa piśnij słówko i p tobie.- warknął groźnie, a ja uśmiechnąlem się lekko. 

-Podoba ci się Kirishima.- stwierdziłem na co on zarumienił się lekko i ścisnął mocniej koszulę w dłoni. 

-Zabiję cię..- syknął 

-Bakugo!- usłyszałem, a o chwili czerwonowłosy zamykając blondyna w swoich ramionach od tyłu pociągnął go lekko w tył i zaczął mu coś tłumaczyć, a ja w tamtym momencie zostałem podniesiony i objęty opiekuńczo ramionami.

-Pojebało cię?- zapytał Jay. 

Bakugo nie odezwał się za bardzo skupiony na słowach Kirishimy. Po chwili czerwonowłosy przeprosił i wyszli z domu. A mężczyzna nadal mnie trzymał. 

Wtuliłem się w niego ufnie mimo, że w tyle głowy nadal miałem złe myśli na ten temat. W ogóle wszystko zignorowałem i oddałem się chwili zapominając o wszystkim. 

🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro