🌼42🌼
THEO
Zostałem gdzieś położony. Jest to wygodne. Później poczułem jak Jay przyciąga mnie do siebie i tuli mocno. Nadal płakałem, bo z mojej głowy nie mogły wyjść myśli tego, że mnie zabije i przeze mnie zginą inni. Jestem beznadziejny.
-Theo perełko..- szepnął cicho tusz obok mojego ucha.- Co się dzieje? No już cicho... spokojnie... Jesteś bezpieczny.
-Nie jestem!- wykrztusiłem w końcu i ponownie wybuchłem płaczem.
-Jesteś. Nie pozwolę cię skrzywdzić, rozumiesz? Jesteś mój. Tylko mój i nikogo więcej, mój.- szepnął i pocałował mnie w szyje na po przeszły mnie ciarki.- Dam ci wszystko co będziesz chciał i nawet z nieba nocnego ci gwiazdę ściągnę, żeby zobaczyć twój uśmiech, wiesz? Nie płacz już Theo.
Z moich oczu wyleciały łzy i otworzyłem je. Leżałem na jakimś łóżku w pokoju w którym jeszcze nie byłem o dziwo. Jay leżał obok i przytulał mnie do siebie z głową schowaną w mojej szyi. Powoli uniosłem rękę i zaplątałem mu we włosy. On nie chce mnie skrzywdzić?
-Zabijesz mnie?- wykrztusiłem i po chwili wpatrywałem się w jego zdziwione oczy.
-Nie.- powiedział ostro na co się lekko od niego odsunąłem przerażony. Ten ton jakoś mi się nie podoba Jest wybity z wszelakich emocji i ocieka jakimś kwasem.- Jak w ogóle mogłeś tak pomyśleć, co? Jesteś teraz moją omegą.
-J-ja.. ni-nie...- mój głos trząsł się niemiłosiernie i do tego jest nieźle zachrypnięty.
-Spokojnie już, no chodź tu.- rozłożył ręce szerzej i podniósł się, siadając na skraju łóżka.
Pierw patrzyłem się na niego niepewnie, ale potem moja natura wzięła górę i szybko wpakowałem się okrakiem na jego kolana i objąłem wokół klatki piersiowej. Ten zaczął mnie gładzić po plecach.
Nie odzywaliśmy się. Cisza panująca między nami nie była w żaden sposób krępująca. Oboje chyba pragnęliśmy swojej obecności tak jak ciepła drugiego ciała.
-Nie zabijesz moich przyjaciół?- zapytałem cicho, mówiąc to w jego ramię.
-Nie zrobię im krzywdy. Przyrzekam.- oznajmił spokojnie i łagodnie.- Tak szczerze to jeszcze nikogo nie zabiłem i nie porwałem. Jesteś moim pierwszym. No mnie za bardzo kusiłeś i musiałem cię porwać, pierwszy raz w swoim życiu. A ja ci skradłem dziewictwo.
Zarumieniłem się na jego słowa i mocniej wcisnąłem twarz w jego szuję na co się cicho zaśmiał i wstał. Postawił mnie na podłodze i spojrzał z góry. Jego pojrzenie paliło moje ciało jak nic innego. Wyciągnął rękę i przejechał po znaku jaki mi zostawił. Spojrzał mi w oczy i położył jedną rękę na moim policzku, a drugą na moim biodrze. Nachylił się lekko i połączył nasze usta w delikatnym pocałunku, który z chwili na chwilę robił się bardziej namiętny i odważniejszy. Ale w pewnym momencie mężczyzna odsunął się ode mnie na co jęknąłem niezadowolony.
-Ubierz się słońce.- mruknął i zdjął z siebie koszule, którą nie wiem kiedy zarzucił na ramiona, zostając w bokserkach i podkoszulku. - W kuchni czeka na nas śniadanie.
Pocałował mnie jeszcze na odchodne, a ja wywróciłem oczami na jego słowa, jednak posłusznie się ubrałem i ruszyłem za nim do pomieszczenia, które wymienił. Usiadłem obok niego na krześle barowym i zacząłem jeść przygotowane przez niego tosty z serem. Jedliśmy w ciszy, którą przerwało nagłe otworzenie się drzwi wejściowych.
-Jay kurwiu jesteśmy!- usłyszałem krzyk i po chwili w salonie stały dwie alfy.
Jedna miała czerwone oczy i włosy opadające swobodnie na jego czoło i do połowy szyi, były wyższy od drugiej, która miała rozstrzepane blond włosy i również taki sam kolor oczu jak poprzednik. Oboje są dobrej figury.
Alfy patrzył na mnie na ja na nich. Nikt się nie odzywał. Panowała cisza jak makiem zasiał.
-Czego chcecie?- zapytał w końcu właściciel domu.
-A czego kurwa możemy chcieć. Obiecałeś dać kluczę do domku nad jęziorem zapomniałeś idioto?- zapytał blondyn i wszedł do kuchni wyjmując z lodówki sok jabłkowy. Oparł się biodrem o blat i zeskanował nie wrogim spojrzeniem .-A to kuźwa kto?
-Theo. Moja omega.- powiedział dumnie, a ja się zarumieniłem i spuściłem wzrok.
-Ale ty..- zaczął ponownie blondyn.
-Świetnie!- czerwonowłosy jednym susem znalazł się obok mnie i przytulił.- Nawet nie wiem jak się cieszę, że Jay znalazł se kogoś. Jestem Kirishima, a tamten gburek to Bakugo. Ty Theo. nie?- skinąłem głową na potwierdzenie.- Słodki jesteś.
Ponownie się zarumieniłem, ale tym razem o same uszy. Jay objął mnie ramieniem i przysunął do siebie.
-Łapy precz od jest mój.- powiedział z nutką złości w głosie.
-Spoko, rozumiem bro.- rzekł i się odsunął wchodząc do kuchni i stając na przeciw nas. Teraz dostrzegłem jego ostre zęby jak u rekina. Wow.- To jak z tym kluczem?
-Jest na komodzie.- westchnął zrezygnowany.
Mój wzrok latał z blondyna na czerwonowłosego i coś mi tu nie pasuje. Dlaczego Bakugo w ogóle nawet na mnie nie patrzy, a jak już to morderczyw wzrokiem jak bym mu kogoś zabił? I dlaczego za każdym razem jak patrzy na czerwonowłosego to jego wzrok łagodnieje? Dodatkowo jego zapach jest inny. Czuć go alfą, ale nie jak na przykład Scott czy Dylana. W jego zapachu jest coś innego takiego nienaturalnego jak dla mnie.
-Gdzie one są?- Kirishima krzyknął z drugiego końca domu, a Jay westchnął zrezygnowany i poszedł do niego.
-Dotknij a zabije.- zwrócił się do blondyna, który wywrócił oczami.
-Bierzesz tabletki?- zapytałem, bo znałem dużo takich osób, które maskują swój zapach.- Jesteś betą, czy omegą?
Oczy blondyna skanowały mnie uważnie. Pierw złość, zdziwienie, a potem wściekłość. Podszedł do mnie szybko i chwycił za koszulę.
-Nie wiem co wy kurwa macie dziś na temat odkrywania kim jestem, ale kurwa piśnij słówko i p tobie.- warknął groźnie, a ja uśmiechnąlem się lekko.
-Podoba ci się Kirishima.- stwierdziłem na co on zarumienił się lekko i ścisnął mocniej koszulę w dłoni.
-Zabiję cię..- syknął
-Bakugo!- usłyszałem, a o chwili czerwonowłosy zamykając blondyna w swoich ramionach od tyłu pociągnął go lekko w tył i zaczął mu coś tłumaczyć, a ja w tamtym momencie zostałem podniesiony i objęty opiekuńczo ramionami.
-Pojebało cię?- zapytał Jay.
Bakugo nie odezwał się za bardzo skupiony na słowach Kirishimy. Po chwili czerwonowłosy przeprosił i wyszli z domu. A mężczyzna nadal mnie trzymał.
Wtuliłem się w niego ufnie mimo, że w tyle głowy nadal miałem złe myśli na ten temat. W ogóle wszystko zignorowałem i oddałem się chwili zapominając o wszystkim.
🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro