Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🌼27🌼

LIAM

Martwię się jak nigdy dotąd. Nawet o Thomasa się tak nie martwiłem jak o Theo, Scott'a i Max'a. Alfa przyszłego naszego stada chciała dość nam dom i nową rodzinę co i tak już zrobiła, ale teraz zniknęła, co mnie bardzo i to bardzo przeraża. Jak żadne widzę strasznie rzeczy z nim w roli głównej, ale wolę o tym nikomu nie mówić, żeby ich nie martwić. Żyje teraz nadzieją, że się odnajdą i będzie wszystko kolorowa i tęczowo jak w pokoju Thomasa.

Jęknąłem w duszy już kolejny raz. Idziemy już chyba jakieś  5 godzinę i dopiero 10 minut temu zawróciliśmy. Mam dość. Kiedy znalazłem ślad po porwaniu Theo, Dylan od razu przejął inicjatywę i zaczął rozkazywać. Obgadali chyba z 30 różnych wersji, a jedna była tak piękna że pewnie mogła by się spełnić w innym wymiarze, bo według niej Theo porwały krasnoludki i robią na nim eksperymenty. 

Poszliśmy w drogi. Ja i Brett, bo Thomas z Dylanem stali się jacyś nierozłączni i mój własny przyjaciel wpakował mnie w to, że muszę iść z alfą, który mnie za razem przeraża i fascynuję. Nie rozumiem tego już w cale. Jednak mój wilk był z tego bardzo zadowolony. My kierowaliśmy się na wschód, a oni na północ. 

Nie zamieniłem z chłopakiem ani słowa. Tylko szedłem i uważałem, żeby się nie wywalić i nie zrobić z siebie kretyna. Bo o czym ja miał bym z nim gadać? O pogodzie? Żeby wyjść już na tępaka całkowicie? Odpuszczę se. On z resztą też nie kwapił się do rozmowy ze mną. Zauważyłem tylko jak patrzy na mnie co chwila dziwnym jak dla mnie wzrokiem. 

Aż tak paskudny jestem? 

-Uważaj.- usłyszałem i zostałem złapany za rękę przez Bretta i pociągnięty w jego stronę. 

Spiąłem się natychmiast, a moje ciało zostało zawładnięte przez dwie emocje. Zdezorientowanie  i przerażenie. Mój mózg krzyczał jedynie: ALFA ZA BLISKO! ALARM!, A serce: JAK ON ŁADNIE PACHNIE! I DO TEGO JAKIE CIACHO! Moje ciało natomiast: JEGO DOTYK PARZY! STRAŻ! STRAŻ!

I co ja mam robić. On mnie dosłownie trzyma jak bym nic nie ważył. Moja twarz jest tak blisko jego, że czuję jego oddech na mojej buzi. Jego oczy jak burza patrzy w mojej z troską jakiej u niego wcześniej nie dostrzegłem ani razu. Myślałem, że on uczyć nie ma przez chwilę.

- Wszystko dobrze?- zapytał cicho.

Ja otworzyłem usta żeby coś powiedzieć, ale nic się z nich nie wydobyło. Jedynie moje policzki zapłonęły ogniem i polowałem energicznie głową. Alfa widząc moją minę odstawił mnie po woli na ziemię.

- Wszedłeś na górkę, a lądowanie nie było by zbyt przyjemne.- skinąłem głową na bok.

Mój wzrok odwrócił się od alfy i muszę przyznać mu rację. Wszedłem na wzniesienie i jak bym postawił chodź jeden krok wpadł bym w pokrzywy wymieszane z octem i bluszczem. Można rzec że uratował mi życie.

- Dziękuję.- powiedziałem cicho i moje buty naprawdę stały się ciekawe. Trochę boję się na niego spojrzeć. 

-Ej.- mruknął i złapał mnie za podbródek przez co mój wzrok został skrzyżowany z jego.- Nie musisz się mnie bać. Może wyglądam jak kryminalista, ale...- i dalsze jego słowa nie miały dla mnie znaczenia. 

Poczułem się jak w bajce. Jego dłoń na mojej twarzy, powodowała przyjemne ciepło na mojej skórze. Czułem jak w okół nas zaczął latać seledynowy poblask jak by właśnie odczarował mnie z zaklęcia. Jak by był moim księciem na białym koniu. Wszystko zatrzymało się w miejscu i liczył się tylko on w moim spojrzeniu. Śpiew ptaków wzmocnił się w moich uszach i nogi  stał się jak z waty. Jak jakiś czar. 

On najwidoczniej czół to samo, bo jego oczy błysły lekko na czerwono, co popsuło magiczny klimat jaki powstał w okół nas, a ja jako iż jestem cykor odskoczyłem od niego jak poparzony. Ten przez chwilę nie kontaktował co się stało,  ale potem uśmiechnął się delikatnie w moją stronę i skinął głową w drogę powrotną, a ja natychmiast zacząłem iść. Dogonił mnie i zrównał tępo z moim, które jest takie jak bym dostał paliwa rakietowego. 

Moje serce biło szybko, w głownie był zamęt, policzki mnie piekły, a mój wilk łasił się jak by był przed gorączką. Zerknąłem na niego kątem oka i on w tym samym momencie spojrzał na mnie. Natychmiast odwróciłem wzrok, wbijając go w ziemię. 

- Pomocy!- usłyszałem spanikowany krzyk Thomasa.- Serio! Pomocy! Pali się! Ludzie, no! 

Spojrzałem z Brettem natychmiast po sobie zaskoczeni. Alfa złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę głosu. Trochę mnie ciągnął, bo biegł, a nogi to ja mam na pewno krótsze od jego. Jednak w końcu "dobiegliśmy" na miejsce i aż mną wstrząsnęło. 

Dylan klęczał na ziemi, a jego lewa noga była w jak by pułapce na niedźwiedzie, którą próbował otworzyć własnymi rękoma, a obok niego panikował mój przyjaciel. Blondyn był bledszy i bardziej przerażony od szatyna, który siłował się z zatrzaskiem. 

Brett natychmiast do niego doskoczył i mu zaczął pomagać. Ja natomiast podszedłem do Thomasa i złapałem za ręce, dając tym znak, że ma na mnie spojrzeć. 

-Co się stało?- chciałem, żeby mój głos brzmiał spokojnie, jednak i tal lekko zadrżał. 

-Szliśmy, dogryzaliśmy sobie i gadaliśmy. Było naprawdę fajnie. Miła atmosfera i tak dalej, ale nagle Dylan warkną. Myślałem z początku, że to na mnie, ale później on klęknął i O MÓJ BOŻE! Klęczał, a jego noga była w tym czymś i gdybym ja nie chciał iść przez te krzaki było by w porządku, ale nie. Jak zwykle mi coś do głowy strzelił i..- zaczął paplać,  a ja już westchnąłem w duchu. 

-Thomas nie obraź się, ale przycisz się, bo rozpraszasz, blondyneczko.- Dylan jęknął. 

Oboje spojrzeliśmy w tamtą stronę. Alfy właśnie zdołały otworzyć pułapkę i szatyn zabrał nogę. Właśnie moje śniadanie podeszło mi do gardła. Takie widoki to nie dla mnie. 

- Spadamy.- Brett zdecydował, a na ton jego głosu drygnąłem. 

Szybko nawet nie piskając cała nasza czwórka zaczęła się kierować w stronę naszego i ich tymczasowego domu. Brett pomagał Dylanowi iść, a my za nimi po cichutku szliśmy. 

Wiedziałem, że to tak się skończy. Zawsze coś się dzieje jak Thomas ma pomysły i tu już nie chodzi o ten wypadek, bo to nauczka dla nich obu. 

Teraz z głowy nie mogę sobie wybić tych oczu pełnych troski, skanujących moją twarz. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro