🌼25🌼
SCOTT
-Spierdalaj!- wydarłem się na blondyna i zepchnąłem z małego łóżka na ziemię.- Nie odzywaj się do mnie!
-Scott ja ci tylko prawdę powiedziałem.- powiedział słodko i uśmiechnął się wstając.
Myślałem, że ruja Max'a potrwa dłużej niż te dwa dni, ale lepiej dla mojego tyłka. W ciągu tych kilkunastu godzin przetestowaliśmy kilkanaście pozycji na podłodze, ścianie łóżku na rękach blondyna i nawet na tej starej szafce. Muszę się przyznać, że to było coś niesamowitego. Nigdy bym nie przypuszczał, że to będzie takie przyjemne i świetne. Moja alfa też jest jakoś dziwnie zadowolona i ucieszona z bliskość blondyna. Chociaż nadal mam do niego urazę za to, że mnie ujebał w szyję i to bez mojego pozwolenia, a co najważniejsze jestem alfą do cholery! Potraktował mnie jak omegę, a to zabolało dość mocno moją dumę, ale on to chyba ma gdzieś.
-Oj Scott'y.- westchnął, widząc moją minę i położył się obok mnie, twarzą w moją stronę. -Jeszcze masz mi to za złe?
-Oznaczyłeś mnie.- mruknąłem i odsłoniłem koszulkę i pokazałem odbite ślady zębów. Teraz mój zapach zmieszał się z jego i jakoś mi to nie przeszkadza.
-Poniosłem się chwili. Nawet nie wiesz jak pięknie wyglądałeś kiedy..- walnąłem mu mało lekko w ramię, na co się zaśmiał.- No już dobra. To była chwila w której moja alfa przejęła władzę,a ty zawsze pachniałeś tak pięknie,a teraz jeszcze masz trochę mój. I to takie boskie.
-Czy ty powiedziałeś, że na mnie lecisz?- powiedziałem i uśmiechnąłem się chamsko.-Ale i tak jestem zły.
- Widzę w twoich oczach.- przejechał ręką po moim policzku na co przymknąłem oczy zadowolony.- Wiesz, że jesteś mój?
-W jakim sensie?- dopytałem, bo u niego to może mieć każde znaczenie.
- W każdym jakie znasz.- mruknął i pocałował mnie lekko.- Moja mała, słodka alfa.
-Nie jestem słodki.- prychnąłem na niego, ale mimo wszystko na moich ustach krążył uśmiech.
Nigdy nie przypuszczałem, że będę miał alfę przy swoim boku, aż do samego końca. Myślałem na omegą, bądź nawet betą, ale nie o alfie, a szczególnie tym nadufanym bucu. Jednak los chciał inaczej, bo widzę jak skończyłem.
-Wcale.- wywrócił oczami na moje słowa i ponownie pocałował tylko tym razem w nos.- Wiesz, że musimy wracać?
-Wiem.- westchnąłem i przymknąłem oczy.- Ale ładnie tu jest.
-Prawda?- zgodził się ze mną.- Może się tu przeniesiemy? Wybudujemy jakieś przejście na górę i domy. Jest dużo miejsca, każdy będzie mógł mieć nawet swój własny domek.
Zaśmiałem się cicho, widząc jak się nakręcił na tą wizję i chyba się z nim zgodzę. Są owoce i woda, przestrzeń też jest, a zwierzęta na pewno również tylko ten kretyn nie może ich znaleźć. Wyjście można zrobić i będzie super. Domy drewniane i jakieś połączenie z netem i prąd się skołuję. Dobry plan na przyszłość.
-Jak myślisz, że zareagują?- zapytałem po chwili myślenia i spojrzałem na chłopaka, który się nad czymś mocno zastanawiał.
-Chodzi ci o reakcje o to, że jesteś moją alfą.- objął mnie w tali i przyciągnął do siebie i wtulił jak w pluszowego misia. Miłe uczucie. Objąłem go opiekuńczo ramionami i również do siebie przytuliłem.- Jak będą mieli z tym problem to dostaną w mordę, ale nie powinni mieć żadnego. To my rządzimy, a nie oni. Mają się słuchać.
-Wiem przecież.- westchnąłem i przymknąłem oczy.- Moi się nie słuchają.
-A moi pyskują.- odrzekł.-Jesteś cały, trzeba wracać.
- Wiem.- mruknąłem w jego włosy.
Jego zapach mnie uspokaja. Jest taki kojący i miły. Moja alfa wyłożyła się wygodnie i mruczy jak walnięta. Serio co z nią nie tak? Od zawsze dziwnie się zachowywała, ale teraz przy tym debilu to wręcz siebie pobiła.
Po chwili leżenia Max podniósł się z łóżka i spojrzał na mnie radosnym wzrokiem i uśmiechając się szeroko, wyciągnął rękę w moją stronę.
-Czas się zbierać moja dupko.- powiedział szyderczo na co wywróciłem oczami.
Zignorowałem jego słowa i przyjąłem chętnie jego rękę wystawioną w moją stronę.
JACKSON
Jakie to są osły jebnięte na umyśle no! Jak można nie zauważyć tak prostych rzeczy!
Siedzę se przy stole w kuchni i nadal nie rozumiem tych bezmózgich imbecyli. Popijam se nawet miętową herbatkę na uspokojenie.
Przecież to takie logiczne co się dzieje z naszymi alfa mi jedną z nich jest tym o czym mówił Liam. Ale która? Oboje są dziwni i nie mogę się zdecydować, ale to na potem. Bo są jeszcze trzy sprawy.
Jedna to Theo który najwidoczniej chciał za bardzo złapać tego łowcę i sam został przez niego złapany, co mnie bardziej przeraża niż utrata alfy, bo w końcu on jak by jest, czy był naszej pojebanej rodzinki, nie? Mimo, że się " nie lubimy" to i tak sobie pomagamy nie? Taka typowa kochająca się rodzinka.
Druga natomiast to taka, co Dylan i Brett odpierdalają. O'Brien to jeszcze normalnie z tą omegą pogada, ale ślini się czasami i to dość jednoznaczne nie? I jeszcze te ich parowa zachowania od pierwszego poznania. Pożal się boże. Natomiast Talbot to zachowuję się najemnik w obecności tej drugiej biednej omegi. Zrzera go wzrokiem i jeszcze na dodatek Liam chyba się go boi. Niezłe się podobierali.
A po trzecie to chyba mnie najbardziej doprowadziło do szoku. Mianowicie ja se idę normalnie korytarzem na górze i tu nagle przez uchylone drzwi słyszę zirytowany głos Alex, więc oczywiste jest to, że zajrzałem. Okazało się że ona z Connorem rozmawia. To było dziwne, ale kiedy się kurwa pocałowali byłem w jeszcze większym szoku no! Natychmiast się z tamtą wycofałem i znalazłem się w kuchni.
Jest już wieczór, a nie ma dwóch zakochany par. Derek siedzi u siebie, a raczej u nas i dobrze. Nie mam ochoty wiedzieć jego zakazanej mordy, chociaż jak jest wkurwiony to wygląda słodko. Za to Jordan, Lydia i zakazana patka ptaszków miziaczków siedzi w salonie i ogląda jakiś film. I chyba wiem z kim oni tak piszą na telefonach.
Martwi mnie jednak brak omegi i durnych alf. Spojrzałem za okno. Słońce zachodziło, a oni wyszli w południe. Może do miasta pojechali, ale przecież dali by znać, nie?
Westchnąłem i wziąłem kubek w swoje dłonie i wszedłem do salonu. Jednak nie dane było mi usiąść, bo ktoś zadzwonił do dzwonka na co zmarszczyłem brwi jak reszta osób w tym pomieszczeniu i poszedłem zobaczyć kto to.
🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro