🌼23🌼
BRETT
Wkurwiony chodziłem po lesie na mojej wyznaczonej części i nie mogłem się na niczym skupić. Ta mała omega zakręciła mi w głowie. Mimo, że nie wymieniłem z nim ani jednego słowa, uwielbiam ten cichy i niepewny dźwięk. Jeszcze te niebieskie oczka... boże. Zagadał bym do niego, ale ostatnio jak próbowałem omal z Derekiem się nie pobiłem. Jakoś wykombinuję jak tu z Liamem pogadać sam na sam już moja w tym głowa.
Kombinowanie planu zajęło mi całą noc, ale w końcu na coś wpadłem i mam nadzieję, że to wypali. Skierowałem swoje kroki z powrotem w stronę naszego nowego lokum. Boże znowu się nie wyśpię.
- Jest już równo 5.- usłyszałem i spojrzałem na Jordana. On też ma już wory pod oczami.- Gdzie Theo?
- Pewnie przyszedł wcześniej i poszedł spać. - powiedziałem kąśliwie, ale po części poważnie.
Ciemnowłosy jest specyficzny i czasami go lubię, ale przesadził z tym przytulaniem się do tej omegi i to na całego. Jednak na te 5% mnie przeraża, ale się do tego kurwa nikomu nie przyznam.
- On tak nie robi.- powiedział zaniepokojonym głosem.- A może mu się coś stało?
- Nie panikuj na zapas.- wywróciłem oczami i ruszyłem w stronę domu.- To nigdy nie pomaga.
- Wiem.- mruknął chłopak i wyrównał ze mną kroku.
Bez zdednych słów dotarliśmy do miejsca naszego nowego zamieszkania. Jednak, kiedy przekroczyłem próg budynku, poczułem jakaś dziwną aurę. Jak by to było miejsce w którym mieszkałem całe swoje życie. Zmarszczyłem brwi i ruszyłem do salonu. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy ujrzałem tam resztę mojego stada i zaniepokojone stado Scott'a.
- Dobrze, że już jesteście.- powiedział Derek gdy nas zobaczył, ale jego zapend zmalał, kiedy nas zobaczył.- Gdzie jest Theo?
- Nie przyszedł wcześniej do domu?- zdziwiłem się i wymieniłem porozumiewawcze spojrzenie z Jordanem.
- Nie. Miał być na patrolu.- powiedział poważnie.
- I był.- odpowiedział beta.
- Idę się rozejrzeć, a wy pogadajcie.- odpowiedział czarnowłosy i wręcz wybiegł z mieszkania.
W tedy zeskanowane wszystkich w pomieszczeniu wzrokiem. Lydia gorączkowo na czymś myślała, Alex siedziała obok niej lekko jak by skrępowana i szczelnie owinięta kocem. Jackson stał oparty jak zawszę o ścinę i patrzył na Connora zszokowany, a on siedział z siebie wielce zadowolony. Natomiast Dylan siedział obok rudej i rozmawiał cicho z Thomas'em, siedzącym pod jego nogami. Tylko Liam se cicho i grzecznie siedział na fotelu i zerkał w moją stronę zainteresowany, a kiedy zorientował się, że na niego patrzę lekko się zarumienił.
-Więc...- zaczął Jordan.- O co chodzi?
-Nie czujecie wy tego serio? - zapytała Lydia nie dowierzając.
-Ale czego?- zapytał zdezorientowany Connor.- Po to mnie budziliście?
-I tak nie spałeś.- mruknął głośno Jackson z wielkim uśmiechem i puścił oczko Alex.
O co biega tym razem. Dobra dowiem się tego później. Teraz są ważniejsze rzeczy.
-Tej przynależności do tego miejsca.- odpowiedział Dylan.- Na serio to jest dziwne.
-Jak by coś kazało nam tu zostać.- powiedziała niepewnie Lydia.
-Poczucie przywiązania.- wypalił nagle Liam,a my spojrzeliśmy na niego zaskoczeni.- Um to..
-Mów dalej, przecież cię nie zjemy.- poleciła ruda z miłym uśmiechem.
-Moja mama opowiadała mi kiedyś, że bardzo dawno temu, kiedy jeszcze ludzie walczyli z wilkołakami, był pewien rodzaj wilka, który łączył wszystkie jego cechy. Kiedy był on omegą, każdy chciał z nim być.- zaczął niepewni i wbił wzrok w swoje dłonie, mówiąc dość cicho.- Kiedy jednak był betą to krążyły wręcz legendy po całych królestwach o jego mężności i niesamowitych wyczynach, a kiedy był alfą, stawał się kimś w rodzaju mentora i jego stado stawało się z nim związane w jakimś stopniu z duszą i..i..- poniósł wzrok jak by wypełniony radością na resztę.- Jak by umarł cierpieli razem z nim, a jak był szczęśliwy i znajdował partnera to oni czuli spokój, przynależność i poczucie bezpieczeństwa.- dokończył.
-Czyli, co z tego wynika?- zapytała znudzonym głosem Alex.
-Wynika z tego, że nadal nic nie wiemy, bo to tylko bajki dla dzieci.- powiedział wchodząc do salon Derek. Co on kurwa oknem wlazł, że nic nie było słychać. - Zapach Theo w pewnym momencie się urywa. Jak by zniknął.
-No to kolejny zaginiony do kolekcji.- westchnąłem smętnie i zamknąłem oczy zmęczony.
Poszukam go jutro lub dzisiaj wieczorem z Dylanem jak się ogarnę, bo zasypiam na stojąco w tym momencie.
THEO
-Wstajemy śliczny -usłyszałem czyiś głos obok mojego ucha i później trzask drzwi i odgłos oddalających się kroków
Chciałem się ruszyć, ale nic z tego. Moje ręce były związane na moją głową i nie mogłem ruszyć nawet nadgarstkami, a nogi również były unieruchomione. Gdzie ja kurwa jestem. Ostatnie co pamiętam to szelest i strzałkę, a później obraz mi się zlał w czarną plamę i pustka. Powoli otworzyłem oczy i natychmiast moje oczy dostały wytrzeszcza.
Rozejrzałem się w okół siebie spanikowany. Znajdowałem się w jakimś średniej wielkości pomieszczeniu. Połoga jak i ściany były z czerwonej cegły, nawet tu okna nie ma! Tylko mała lampeczka wisi na środku sufitu. Na przeciw mnie znajdują się drzwi, wyglądające na dość mocne, a obok nich stało se drewniane krzesełko i nic więcej. W tedy spojrzałem na swoje nogi i ręce. Były związane jakimś kurwa grubym łańcuchem i przyczepione miałem nogi do ziemi, a ręce musiałem trzymać wyprostowane nad moją głową, bo łańcuch był przyczepiony do sufitu. Chociaż mogę się obracać w okół własnej osi, co zrobiłem kilkukrotnie.
-Widzę, że już się rozbudziłeś.- usłyszałem jak drzwi się zamykają i jak ktoś idzie w moją stronę.
Szybko odwróciłem się twarzą do mojego porywacza i zaschło mi w gardle. Dlaczego ci piękni muszą być zawsze źli?
- Czego ode mnie chcesz?- warknąłem, trzeba zachować pozory nie?
-To chyba wiadome co chcę o ciebie, śliczny.- powiedział i uśmiechnął się łobuziarsko w moją stronę.
-Nie mów tak do mnie.- mruknąłem oburzony.- A po za tym nie rozumiem cię. Nic nie zrobiłem.
- Zrobiłeś i to dużo perełko.- mruknął.- Wrócę tu za godzinę, a ty nie próbuj żadnych sztuczek, bo źle na tym skończysz. Chcę tylko informacji na temat twojego stada mała słodziutka omego.
Zjebałem i się chyba wjebałem!
🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro