🌼17🌼
SCOTT
Przecież nic nie usłyszałem na zewnątrz. Powinien być w domu. Miałem wartę, ale przysnąłem tylko na pół godziny. Przeszukałem górę, a Theo dół, nie ma omegi.
Liam został z Jordanem, a ja razem z ciemnowłosym wystrzeliliśmy jak z procy do kliniki. Szybko dotarliśmy pod wyznaczone miejsce i okazało się, że z naszego stada tylko my przyszliśmy, a miałem cichą nadzieję, że tu będzie, bo blondyn do posłusznych nie należy, bądźmy szczerzy.
-Spóźnienie.- zanucił Max, który siedział przed kliniką z papierosem w buzi.
Jak można sobie marnować życie przez takie coś. Nie rozumiem tego.
Reszta jego watahy też była. Nie zaraz. Nie ma O'Briana.
-Zamknij mordę.- warknąłem na niego.
-Gdzie jeszcze jeden przygłup?- zapytał Theo wskazując na stado blond alfy.- Nie mam namyśli was dziewczyny.
-Miło.- Lydia skinęła roześmiana głową.- A gdzie wasza reszta?
-Większość w domu.- odpowiedziałem.
-Dylan wczoraj wieczorem przez okno spieprzył i myślał, że nie słyszę.- blondyn odpowiedział i spojrzał mi z wyzwaniem w oczy.
Stałem od niego jakieś 3 metry i tyle bliskości z nim starczyło. Nigdy nie podchodziłem bliżej niego, nawet podczas kłótni. Po prostu jak by coś mnie przed tym blokowało. Pojebane co nie?
-U nas Thomas zniknął w nocy.- mruknąłem sam nie wiem dlaczego, bo słowa same opuściły moje gardło.
To jest kurwa..
-Chore.- Alex westchnęła.- Jak całą rozmowę patrzy się komuś w oczy chłopcy to znaczy, że chce się ją zabić, lub się ją kocha.
Spojrzałem na nią zaskoczony i jedynie wywróciłem moimi oczkami ślicznymi.
-Omega wam zwiała?- zdziwiła się Lydia.- Przecież to nie jest zbyt..
-On nie uciekł.- przerwałem jej i odsunąłem się trochę w tył.- Po prostu go nie ma.
-Kogoś jeszcze nie ma?- zapytał Max i rzucił peta na ziemię.- Czy tylko jego?
-Tylko jego.- Theo odrzekł i podrapał się po karku.- Nie chcę być niemiły, czy coś, ale może trzeba iść przeszukać las i..
-Nie!- huknąłem jednocześnie z drugim przywódcą stada.
-Pojebało cię?- zapytał blondyn.
-Tam jest niebezpiecznie.- sprostowałem i posłałem mu zirytowane spojrzenie.
Co za matoł.
-Jak się tak z boku patrzy to zachowujecie się jak stare dobre małżeństwo.- Alex odezwała się po raz pierwszy i wstała z ziemi na której siedziała.- Ja spadam, bo skoro nasza mama i tatuś zabraniają nam na zabawę w berka po lesie to ja odpadam.
I ruszyła w stronę domu ich watahy.
-Ej! A który to mamuśka!?- krzyknął za nią Whittemore o dziwo poważnym tonem.
-Jasne, że ja.- Max mruknął zadowolony.
-Co ty pierdolisz?- warknąłem na niego oburzony.
Ja za panienkę czy omegę robić kurwa zamiaru nie mam! Po moim lub jego zasranym trupie!
-No bądźmy szczerzy Scotty. W łóżku to ja bym górował, bo ty na uległego z kilometra wyglądasz.
-Oo nie żyjesz koleś.- Theo powiedział spanikowany.
Chęć poderżnięcia mu gardła moimi pazurami stała się taka kusząca, że aż mnie do sodka zalało z pragnienia jego krwi na moich rękach. Jednak teraz jest coś ważniejszego na głowie od tego kretyna. Trzeba znaleźć Thomas'a, bo nie podoba mi się ta sytuacja.
Zacisnąłem jedynie pięści, co skutkowało tym, że pazury wbiły mi się w dłoń. Ból pomaga panować nad wewnętrznym wilkiem, a mój jest aż za nadto pobudzony.
-Em, Scott krwawisz.- Lydia powiedziała niepewnie na co spojrzałem na nią jednoznacznie.
-Przekładam spotkanie.- mruknąłem jeszcze na odchodne do tamtej watahy.
Odwróciłem się i kazałem Theo iść do domu pilnować reszty , po czym w biegu ściągnąłem koszulkę, buty i spodnie, o mało co się nie wyjebałem, ale to nieważne. Przemieniłem się w wilka i wbiegłem do lasu szukając zapachu omegi.
MAX
Wywróciłem oczami na zachowanie bruneta. Naprawdę nie zna się na żartach! Chociaż w sumie to nadawałby się na uległego. Nie jest władczy, kiedy się nie wkurwi. To taki bardziej baranek Shaun.
-Dobra słuchać.- westchnąłem.- Idę pomóc tamtemu idiocie, szukać omegi i jeszcze naszego kretyna. Macie siedzieć w domu. Ty też Brett.
Alfa spojrzał na mnie oburzony i prychnął pod nosem coś niezrozumiałego. Dostrzegłem jeszcze jak zatrzymał wzrok na mieszkaniu po drugiej stronie.
Znam go i wiem, że coś się kroi w jego głowie. Od kiedy prawie pobił się znowu z Derekiem to stał się bardziej czujny i rozkojarzony jednocześnie. Mam przypuszczenia i na pewno trafne, bo na myśl moją od razu przychodzi ta niebieskooka omega. Zbliża mu się ruja, którą będzie miał za jakieś 2 lub 3 tygodnie. Moja za to zbliża się wielkimi krokami, bo zostały mi jeszcze 3 dni.
Kiedy kątem oka zobaczyłem, że weszli do domu, pobiegłem do lasu po naszej stronie terytorium.
Czemu Dylan musiał zeskakiwać w te największe kuźwa chaszcze! Czuję jego zapach, ale niewyraźnie. Lazł jak najebany, bo skręcał co chwila w inną stronę! Może on coś ćpa po kryjomu i się nie dzieli jebaniec? Spotka go i se pogadam, bo przywłaszczanie se czegoś, co daje szczęście jest niesprawiedliwe moim zdaniem i zapewne reszty chłopaków też.
-Co jest do jasnej..- zacząłem, ale moje zmysły dały o sobie znać i w ostatniej chwili złapałem strzałę przed moją twarzą.- Kurwa.
Grot był ostro zakończony i zakładam, że przeszył by mi głowę na wylot. Połamałem ją w swojej dłoni i wsunąłem do przedniej kieszeni rozglądając się na boki. Nie nadepnąłem na nic, więc to nie był samozapłon. Czyli jest tu.
Moje oczy zapaliły się na czerwono i warknąłem ostrzegawczo. Nie czuję zapachu łowcy, ale czuję jego pot i bicie serca o dziwo spokojnie se grzmociło w jego piersi. Miałem już robić krok do przodu, kiedy usłyszałem wycie wilka po mojej prawej.
-Scott.- mruknąłem i zerwałem się biegiem.
Może i mnie wkurwia tymi swoim zasadami i poważnym zachowaniem, ale nie pozwolę mu zginąć z rąk jakiegoś łowcy i jego broni. Nie jestem takim skurwielem. A po za tym gdyby alfa zginął zapewne jego stado przyłączyło by się do naszego, a tego nie zniosę nerwowo.
Biegłem chyba najszybciej w swoim życiu. Serce waliło mi jak młot, słysząc skomlenie alfy. Co mu się stało, że tak panikuję!
Kiedy w końcu go znalazłem, przeraziłem się.
Strzała przeszyła go na wylot w okolicy pasa, a druga była utkwiona w jego ramieniu. Nie udolnie próbował się podnieść, ale upadał, co sprawiało mu dość spory ból słysząc jego jęki.
Słyszałem również szelest w krzakach i przeładowanie broni.
-Ja pierdole!- warknąłem głośno.
Czemu zawsze muszę robić to co należy?!
🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro