Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🌼16🌼

THOMAS

Przestraszyłem się do tego stopnia, że zamiast postawić nogę do tyłu na ziemi znalazł się mój tyłek. Ałć?

Alfa patrzył na mnie nadal czerwonymi oczyma, ale po chwili zmieniły się one w piękne brązowe oczka. Nie mogłem oderwać od nich wzroku jakby mnie zahipnotyzowały. 

-Przepraszam nie chciałem cię wystraszyć.- usłyszałem jego metaliczny głos, a po moim kręgosłupie przeszył przyjemne ciarki.- Nie spodziewałem się tu kogoś i tek trochę se przysnąłem. Jestem Dylan.- przedstawił się i podał mi rękę, wstając z pnia 

-Nic nie szkodzi.- odpowiedziałem i przyjąłem jego dłoń natychmiast.- Thomas.- stanąłem na wprost chłopaka i przechyliłem głowę w bok.- Jesteś z tego drugiego stada?

-Jeżeli masz na myśli te tam gdzie jest: Lydia, Max, Brett, Jackson, Alex i ja to tak.- mruknął zamyślony.- A ty jesteś tą wolną omegą.- szepnął cicho.

-Co?- zmarszczyłem brwi.

-Nic ważnego.- uśmiechnął się słodko.- Skąd się tu wziąłeś?

-Uciekłem przed łowcą.- wzruszyłem ramionami i zwróciłem wzrok w stronę księżyca. 

-Łowcą?- powtórzył przerażony i kątem oka widziałem jak ogląda się na boki przez co zachichotałem. 

DYLAN

Jaki on ma śliczny śmiech. Mogę go nagrać i słuchać godzinami, co z tego, że to brzmi jak bym był jakimś pedofilem. Ale kurde no. Ciało ma, buźkę też, zapach najpiękniejszy i do tego ten chichot. Boże. Brać go do piwnicy i nie wypuszczać. 

Moja alfa wręcz rwała się do omegi , stojącej po mojej stronie. Znam już powód jej niespokojności. Mała słodka omega. 

Jednak słowa o łowcy wywołały u mnie niepokój. Rozejrzałem się przez to na boki, a on się ze mnie  śmieje. 

-Zgubiłem go.- powiedział słodko i w końcu na mnie spojrzał.- Ładnie tu.

-Prawda?- uśmiechnąłem się lekko.

Nie chciałem pokazywać tego nikomu. To miało być moje miejsce, ale dla blondyna zrobię wyjątek, bo tak. 

-Czemu tutaj siedzisz tak późno w nocy?- zapytał i znowu zwrócił wzrok w krajobraz. 

-Zwiałem, bo po co się kisić w domu?- mruknąłem i usiadłem na krawędzi pnia.- Siadasz?

- Z chęcią.- posłał mi wdzięczny uśmiech i wpakował się obok mnie.- Czyli alfa stada nie pozwala wam wychodzić z domu? To trochę straszne.

-Nie do końca tak.- zaśmiałem się.- Chodzi o to, że łowca na nas poluję i dobrze zna teren. Wy zresztą też nie możecie wychodzić. 

Blondyn słysząc moje słowa wytrzeszczył oczki i chyba coś analizował, bo leciutko zmarszczył brwi. 

Sama jebana słodycz proszę państwa. 

-Dlatego Scott siedział przy oknie.- mruknął cicho pod nosem na co zaśmiałem się. 

Widocznie wartowanie Scott'owi nie wychodzi skoro śpi. 

-U was wartuje.- stwierdziłem.- U nas pozamykał drzwi i okna.

-To jak się wydostałeś?- zmarszczył brwi i przechylił głowę w boki i o boziu no. 

JAK MOŻNA STWORZYĆ TAK PIĘKNĄ ISTOTKĘ! 

-Przez okienko w łazience w swoim pokoju.- odpowiedziałem.- Spadłem przy okazji z dachu, ale to inną drogą.

-Spadłeś z dachu?- powtórzył po mnie i zachichotał słodko.

-Każdemu może się zażyć no.- fuknąłem pod nosem.- Takie życie.

-Ja kilka dni temu spadłem z kilku metrowego klifu.- wyznał.- Połamałem se nogę.

-Oł. Nie wiedziałem.- zmartwiłem się, co najwidoczniej wyczuł bo dodał po chwili ciszy.

-Jordan mi ją opatrzył, ale zaczął mnie tej gips wkurzać więc go zdjąłem.

- A  myślałem, że to ja mam głupie pomysły.- rzekłem z przekąsem co wywołało u nas śmiech. 

Blondyn stuknął mnie w ramię, czego się nie spodziewałem i spadłem z pnia drzewa prosto na cztery litery. Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.

Thomas zakrył sobie buzię rękoma, chcąc ukryć szeroki uśmiech i cichy chichot. Szybko podszedł do mnie z roześmianymi oczami. Usiadł se na kolanach na przeciw mnie. Rękoma zaczął strzelać z moich nóg zeschnięte liście i ziemię, które chyba latać potrafią, bo nie wiem jak się one tam znalazły.

Bliskość tej omegi była czymś cudownej dla mojej wewnętrznej alfy. Pachniał tak pięknie i niesamowicie. Do tego teraz jego czekoladowe oczy, których kolor dostrzegłem teraz gdy tak pięknie błyszczały z roześmiana. Ręce, które dotykały moich nóg były tak ciepłe, przez co po moim ciele rozlała się fala ekscytacji, nad którą nie panowałem. To już jest działanie organizmu!

- Przepraszam.- powiedział roześmiany i spojrzał na mnie.

Blondyn był tak blisko. Jego oczy patrzyły w moje. Twarz była za blisko. Dosłownie kilka centymetrów.

- Nic nie szkodzi.- zapewniłem.

- Wiem, tak wypada po prostu.- odrzekł z zadziornym małym uśmiechem.

- Miłe.- mruknąłem z przekąsem i pociągnąłem go za ramiona, wywalając obok siebie.

I w ten sposób z nowo poznaną omegą do której moja alfa jest ciągnięta jak magnez, dogaduję się jak z przyjęciem przed laty. Leżeliśmy brudni na ziemi, co chwila śmiejąc się, kiedy na siebie zerkaliśmy.

Blondyn w pewnym momencie przytulił się do mnie i objął moją klatkę piersiową oraz przerzucił nogę przez moje biodra. Zesztywniałem, bo moja alfa pobudziła się do życia i nie tylko ona. Mam nadzieję, że mój kolega na dole nie pobudzi się do życia i będzie leżał. Zetknąłem na jego twarz i odetchnąłem z ulgą.

Spał se smacznie na mnie. W środku lasu, gdzie grasuje łowca. A rano mamy spotkanie. Znając życie zaśpię, ale tak bywa. Kiedy ktoś o tak pięknym zapachu przytula się bez ciebie to chyba jasne, że byś szybko ruszyć się nie chciał.

Objąłem Thomasa ramieniem i przytuliłem do siebie, chcąc dać więcej ciepła i zanurzyłem nos w jego włosach.

Cudowny.

DEREK

Obudził mnie rano dźwięk budzika. Westchnąłem wkurwiony i zmusiłem się do powstania z mojego kochanego łóżeczka.

Wykonałem typowe czynności łazienkowe i zeszłym na dół. Okazało się, że większość już była. Siedzieli w kuchni i jedli śniadanie. Usiadłem na krześle i zabrałem Connorowi kanapkę, którą miał wkładać już sobie do ust.

- No ejj!- jęknął w moją stronę i złapał za kolejną kromkę chleba z obrażoną miną.- Palant.

Chciałem już to skomentować, ale Liam wbiegł do kuchni jak torpeda. Rozejrzał się po nas wszystkich spanikowany.

- Thomasa nie ma.- rzekł przerażony.

Scott natychmiast zerwał się z miejsca i pobiegł na górę. Theo rozejrzał się po dole, a ja Jordan podszedł do omegi, chcąc zapewne ją uspokoić.

Spojrzeliśmy po sobie z Connorem i wzruszyliśmy ramionami. Zająłem się swoją kanapką, którą ukradłem, a czarnowłosy zajął się konsumowaniem swojej, którą przed chwilą skończył robić.

Usłyszałem jeszcze trzaśnięcie drzwiami i głośne kroki na zewnątrz. Zetknąłem na zegarek. Jedenasta godzina dobiła w tej sekundzie.

🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro