Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🌼15🌼

JORDAN

Nie wiem co do mnie gadał Derek, zorientowałem się tylko, że mam pociągnąć z całej siły  Scott'a na bok kiedy powie trzy. Po to zrobił mi jakiś pięciominutowy wykład jak działa to ustrojstwo? Nie rozumiem tego człowieka. 

Kiedy upadłem z alfą na trawę, zostałem przez niego przyciśnięty. Nie wygląda, ale waży sporo! Scott szybko się podniósł po czym pomógł mi wstać i spojrzał na bety obok. Derek otrzepywał spodnie, a Connor nadal leżał na ziemi i wyglądał na zdezorientowanego. 

-Wszystko dobrze?- zapytał brązowowłosy. 

-Odjazdowo.- prychnął Derek na niego.- Co wy w ogóle robiliście w tych zasadzkach na miśki i co oni tu robią?- warknął na trzy alfy, które podeszły do nas.

-Pomagają.- blondyn rzekł z przekąsem i spojrzał na naszego alfę.- Mamy problem McCall. 

-Wiem.- przytaknął.- Ten problem nas gonił i..

-Znalazł.- przerwał mu Talbot.- Obserwował to wszystko. 

-Czyli jest źle.- podsumował Connor i podniósł się z ziemi.- Bardzo źle.

-Musimy zrobić zebranie stad.- Dylan wtrącił.

-O'Brien ma rację.- poparłem go.

-Jutro rano w klinice.-Scott powiedział stanowczo.- Przed 10 mają być wszyscy, ustalimy w tedy plan działania. 

-Bo ty tu rządzisz niby?- Max warknął na drugą alfę. 

-Teraz nie czas na wasze kłótnie.- wtrąciłem sie szybko, bo wiedziałem jak to się skończy, bo Scott miał zamiar już buzię otwierać. 

Alfy spojrzał po sobie i prychnęli w tym samym momencie. Jak dzieci. Nikt się już nie odezwa i rozeszliśmy się dość szybko. Oni poszli do niebie, a my na swoje tereny. 

Nie podoba mi się za bardzo to, że oni mają być w MOJEJ i Lydi klinice, ale kłócić się nie zamierzam z nimi. Będę miał ich wszystkich na oku podczas tego zebrania. 

Scott opowiedział nam wszystko co się stało, kilka godzi temu Wyczuł krew i poszedł w tamto miejsce, ale nie przewidział tego, że łowca może być tak blisko i jeszcze Connor się napatoczył. Walczył by z nim, ale wiedział, że oberwie mocniej, bo pułapki zauważył i nie wiedział też jak uzbrojony jest wróg, a na domiar złego napatoczył się Connor. 

Mój niepokój wzrasta z każdą godziną. Jak dotąd byliśmy bezpieczni w tym miejscu. Nikt nas nie znalazł i nie polował. Co mi się podoba, ale teraz? Ten facet, jak stwierdził nasz alfa, jest niebezpieczny i zna dobrze teren. 

Liama i Thomasa przeniosłem razem z Theo do ich pokoi, bo spali se smacznie na kanapie. Nie chcieliśmy ich budzić. Jutro ich zabiorę na tą zbiórkę i sam ich obudzę jeżeli będzie trzeba, bo muszą być mimo, że nie są jeszcze oficjalnie w naszym stadzie, ale mieszkają tu i są z nami w jednym domu. 

Bezpieczeństwo stada przede wszystkim. 

THOMAS 

Obudziłem się, a raczej zerwałem ze snu dzięki koszmarowi. Nienawidzę kiedy śni mi się moja matka, kiedy mnie odnajduję i zabiera od nowych przyjaciół i Liama. To jedyne czego teraz się boję w tym momencie i no może jeszcze tego łowcy, ale Scott, Derek i inni wydają się nieustraszeni i na pewno dadzą sobie z nim radę, bo to nasi wybawcy przecież. 

Spojrzałem na zegarek i ze zdziwieniem stwierdziłem, że jest druga w nocy. Czyli dziś jest następny dzień po wczoraj. 

Powoli wstałem i ruszyłem powolnym krokiem do drzwi pokoju. Najciszej jak umiałem otworzyłem je i powoli stąpając cichutko na paluszkach zszedłem na dół. Zatrzymałem się jednak na ostatnim stopniu schodów dostrzegając kogoś nogi, a kiedy wessałem mocno powietrze do płuc, mogę stwierdzić, że to Scott. 

Znaleźli go. 

Odetchnąłem z ulgą i stanąłem na podłodze. Podszedłem do alfy, ale on spał. Siedział na fotelu przy otwartym oknie jak by nasłuchiwał tego, co się dzieje na zewnątrz. Wygląda słodziaśnie jak tak śpi. Wziąłem koc z tapczanu i okryłem nim go. Nie chcę przecież by nasz przyszły alfa stada zachorował, co wydaję się być niedorzeczne, ale no cóż tak bywa.

Wycofałem się do przedsionka domu i założyłem buty oraz bluzę, bo przy oknie było trochę zimnawo. Ostrożnie otworzyłem drzwi po czym cicho je po sobie zamknąłem. 

-Trzeba się w terenie rozeznać.- wessałem powietrze i skręciłem na bok na polną dróżkę. 

Miejmy nadzieję, że mnie za to nie zabiją. 

Chodziłem se po lesie, dróżce nie wiem ile, ale kiedy na ziemi dostrzegłem jakiś zarys i to świeży czyjegoś buta, odbitego w małym błotku przy poboczu ścieżki serce podeszło mi go gardła. Nie to, że się boje. Jestem przerażony. 

Najciszej jak umiałem wycofałem się w tył i idąc plecami do kierunku mojego zwrotu nagłego, wpatrywałem się w ciemność, a jaki, że jestem wilkołakiem widzę lepiej niż ludzie. Dzięki temu dostrzegłem lekkie ruchy jakieś pół kilometra ode mnie. Ta osoba mnie nie zauważyła, bo jest zajęta przyczepianiem czegoś do drzewa. 

Jednak mój instynkt podziałał za mnie, a kroki przyśpieszyły. Teraz zagadka, bo nie pamiętam, czy w prawo, czy w lewo. 

-Wpadła bomba do piwnicy. Napisała na tablicy... -zacząłem szeptać pod nosem, ale w tedy moja noga nadepnęła na suchą gałąź. 

Dźwięk łamanego drzewa rozniósł się po lesie z szybkością kolibra, a nawet szybciej. Zobaczyłem jak ta osoba przechyla głowę w moim kierunku i w tedy postanowiłem. 

Lewo! 

Szybko, ale nadal bezszelestnie starałem się poruszać. Ten osobnik, który nie jest wilkołakiem widocznie wrócił do swojego zajęcia, bo mój słuch mi niczego nie podaje do zagrożenia. 

Zwolniłem tępo i starałem unormować pracę serca w mojej piersi, bo waliło tak mocno, jakbym przebiegł z 10 kilometrów jak struś pędziwiatr. Zacząłem się rozglądać zaciekawiony w okół siebie i przełknąłem głośno ślinę. 

-Zgubiłem się.- jęknąłem sam do siebie i zacząłem się przedzierać przez jakieś krzaki. 

Genialny ja. Nie znam terenu, ale woje iść pozwiedzać w środku nocy, kiedy grasuję łowca w lesie. Dajcie mi za to nobla. Na cześć mojej głupocie. 

Zatrzymałem się jednak, kiedy poczułem zapach alfy. Letni powiew od strony morza wymieszany zapachem kakao i czymś, co kazało mi podejść w tamtą stronę.  Kierowany instynktem tak też o to zrobiłem. 

Zobaczyłem go. 

Chłopak leżał na pniu drzewa twarzą w moją stronę. Księżyc świecił mu na twarz i jedyne słowo co mi przychodzi na myśl to: IDEAŁ. 

Ciemne roztrzepane włosy opadały mu na czoło. Twarz miał spokojną i piękną. Jak nastolatek, ale wiedziałem, że jest starszy ode mnie. Jak z resztą każdy. 

Podszedłem bliżej niego i na chwile odwróciłem wzrok, chcąc spojrzeć na krajobraz, ale kiedy znowu na niego spojrzałem, on patrzył na mnie, swoimi czerwonymi oczyma. 

🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro