Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Przedemną stali oni. Poznałam ich. Członkowie TGS-u. Podchodzili do mnie powoli z nożem w ręku. Wiedziałam co mają na myśli. Mieli tajemniczy uśmieszek na twarzy. 

Zerwałam się do biegu. Robiło się coraz ciemniej. Biegłam ile sił w nogach. Niestety towarzysze byli zabójczo szybcy. Dogonili mnie i od razu złapali mnie za rękę mocno. Próbowałam się im wyrwać, ale na próżno. Czułam się jakby wyściskali ze mnie sok.

- Już nam nie uciekniesz gwiazdeczko - odparł z chytrym śmiechem jeden z nich.

- Czyżby? - odparł z dala znajomy głos. Zauważyłam 3 postacie stojące naprzeciwko mnie. Ze światła wynurzyli się rodzice i James.

mój bohater! - pomyślałam o brunecie.

Podczas zachłannej walki, Jamiego powalił jeden z TGS-ów. 

- James!- krzyczałam i wyrywałam się z całej siły. Niepochamowana siła wyszła ze mnie i powaliła 2 osiłków na drugą stronę ulicy. Natomiast z resztą rozprawiliśmy się z rodzicami
Ojczym szybko ich wpakował do wozu policyjnego. 

Ja z mamą wezwaliśmy karetkę. Ostrożnie wnieśli Jamesa na noszach. Był nieprzytomny. Pojechaliśmy z nim do najbliższego szpitala. Strasznie płakałam. Modliłam się żeby nic poważnego się nie stało.

~W szpitalu~

Czekam już od godziny, a czuję jakby to była wieczność. Oby był zdrowy. Ja chciałam dawno wejść na sale i go przytulić, dodać otuchy. Chodziłam z niespokojna w kółko. 

Po jakimś czasie wyszedł lekarz z sali. Spytałam się od razu jaki jest jego stan zdrowia. Lekarz uspokoił mnie tą wiadomością. 

James jest trochę osłabiony, ale można go jutro wypisać ze szpitala. Musi teraz odpoczywać jak najwięcej. Poprosił abyśmy wchodziły pojedynczo i na krótko. Mama oznajmiła, żebym weszła pierwsza. Nacisnęłam klamkę i z głębokimi oddechami weszłam do środka. 

Mimo tak małych obrażeń, był podłączony do wielu urządzeń. Podeszłam do niego i usiadłam na pobliskim krześle. Obserwowałam jak spokojnie śpi. Być może mnie usłyszy.

- James - szepłam dotykając jego ręki. - myliłam się co do Ciebie. Jesteś najbardziej kochającym i troskliwym mężczyzną jakim kobieta mogła sobie wymarzyć. Gdy Cię poznałam nie sądziłam, że będziesz taki wyjątkowy. Kocham Cię i nie chcę Ciebie stracić. 

Spojrzałam na zegarek. Musiałam już wychodzić, lecz jedno mnie powstrzymało. Jamie mocniej ścisnął mi rękę. Chciał żebym przy nim została. Tak właśnie zrobiłam. Nie pamiętam nawet kiedy usnęłam.

~Następnego dnia ~Oczami Jamesa~

Śniło mi się, że jest koło mnie Claire. Mówiła, że jestem wyjątkowym. Wyznała mi miłość. 

Obudziłem się rano. Jak szybko otworzyłem oczy tak samo zamknąłem. Musiałem się przyzwyczaić do światła. 

Gdy już się udało, spojrzałem na bok. Claire spała na krześle. Widocznie towarzyszyła mi przez całą noc. Spojrzałem na siebie. Miałem wiele kabelków przypiętych. Czułem się zdecydowanie lepiej, jak nowonarodzony. 

Nagle wszedł lekarz. Zbadał mnie i stwierdził, że można mnie wypisać. Gdy wyszedł Claire zbudziła się.

- Cześć kochanie. Jak się czujesz ?- spytała zaspanym głosem.

- Dobrze, a ty mon soleil?

- eh- uśmiechnęła się - ważne, że ty jesteś cały i zdrowy. 

Po paru minutach mogliśmy spokojnie wyjść. Wróciliśmy do pokoju.

~Oczami Claire~

Zadzwoniłam do mamy oznajmić czy wszystko w porządku. Po rozmowie z moją rodzicielką spojrzałam na balkon. 

Zobaczyłam, że blat jest pęknięty. Wyglądał jakby ktoś przepiłował. Miałam złe przeczucia.

Jimmy podszedł do mnie. Objął mnie ramieniem. Bał się, że znowu spadnę. Podejrzewałam, że ktoś z TGS-u mógł to zrobić. Tylko czego mogą chcieć od mojej rodziny? 

Usiadłam na łóżku i przypominałam sobie powoli całe zdarzenie. Dostrzegłam twarze, lecz było zbyt ciemno aby dostrzec szczegóły. Z moich przemyśleń wyrwał mnie James

- O czym tak myślisz?

- Powiedz mi. ... czy ja jestem normalna? - spytałam ze smutkiem.

-Cóż to za pytanie? - spytał marszcząc czoło.

-A jaka ja jestem? Nie rozumiem .. Wciąż nie potrafię pojąć to co się ostatnio dzieje. Wszystko mnie przerasta. - mówiąc to rozpłakałam się znowu. 

Jamie bez słowa mnie przytulił. Tego mi ostatnio brakowało. James jest osobą, która mnie rozumie jak nikt inny. Emocję opadły po tym jak pocieszył mnie robiąc głupie miny czy łaskocząc mnie. 

Stwierdziliśmy, że możemy zabrać się za nasz trening. Przebrałam się i zaczęłam szkolenie. W trakcie rozmaitych ćwiczeń , miałam ubaw z niektórych trików. Były tak nietypowe. Gdy ćwiczyłam zwisającego banana, to za każdym razem się przewracałam. 

- Nie mam aż tak giętkiego ciała, żeby taką pozycję wykonywać - odparłam do mego ukochanego.

- Skup się na swej mocy i skoncentruj się - odpowiedział mi w ciszy medytując.

- Czy ja jestem Jedi czy raczej agentką? - spytałam ze śmiechem.

-Od naszych praprzodków Jedi bierzemy siłę i energie do działania. To ona pozwala nam racjonalnie podejmować decyzje, nawet w stresujących sytuacjach - odparł James ze stoickim spokojem. Spróbowałam zastosować się do jego rad, ale na próżno. 

- Dużo ćwiczeń musisz wykonywać, aby w głąb siebie zajrzeć.

Po całodniowym treningu byłam tak padnięta, że szybko Morfeusz zabrał mnie do swojej krainy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro