Rozdział 19 cz. 4
Miasto Hendersonville. Godzina 20:45
Było już późno. Słońce powoli zaznaczało swą nieobecność na niebie. Mimo uprzedzeniom Marca, udaliśmy się w dalsze poszukiwania. Miałam przeczucia, ze tym razem Go zobaczymy.
Nagle mój telefon zaczął wibrować. Wskazał pewną nieznaną mi lokalizację. Czym prędzej pobiegłam w żądanym kierunku. Marc był zaskoczony z jaką prędkością biegam. Coś zaburczało za mną. Po chwili obok mnie znalazł się Marc na elektrycznej desce. Wsiadłam i złapałam mojego chłopaka od tyłu. Gibbs natomiast śmigał na elektrycznej hulajnodze. Po paru minutach dotarliśmy pod wskazany adres. Był to ten sam jaki wskazał Mans. Staliśmy przed starą elegancką chatką. Gdy przeszliśmy przez jej wnętrze do ogrodu, byłam w szoku. Odbywał się festiwal. Wiele ludzi było zgromadzonych. Każdy uczestnik miał na sobie kowbojski kapelusz. Bardzo spodobało mi się to miejsce.
- Witamy na Mystics Festival! Oto państwa kapelusze. Proszę je założyć. Są jak bilet wstępu. - przywitał nas blond młodzieniec, kłaniając mi się i ściągając kapelusz.
Założyliśmy od razu. Poczułam się jak na Westernowskiej Fieście. Widzieliśmy wiele występów tanecznych w stylu country. Roześmianych ludzi nie było końca. Wszystko dobrze szło dopóki nie zgasło światło. Od razu byłam czujna na czające się ryzyko. Rozbłysły reflektory na główną scenę. Wszedł główny prowadzący tego wydarzenia. Był to ten sam blondyn co rozdawał kapelusze.
- Witajcie jeszcze raz na Mystic Festiwal! Jak się bawicie?- spytał z radością .
Publika odpowiedziała ogromnym hałasem jak na prawdziwych koncertach
- Moi drodzy, nie przedłużając przywitajcie naszego gościa honorowego. Naszą gwiazdę! - grupa Flying Cowboys! - odparł głośno a publika zaklaskała. Na scenę wyszło czterech mężczyzn.
(koniecznie włączcie teraz tą muzykę!)
https://youtu.be/gKUxSf1ILMs
Podeszłam bliżej, żeby im się przyjrzeć. Jeden z nich wyglądał znajomo. Tańczył zjawiskowo a wokół były porostawiane drewniane próżki z ogniami. Całość prezentowała się magicznie i tajemniczo. Główny tancerz mrugnął mi oczkiem. Zastanawiałam się skąd mnie zna a może zawsze do każdej kobiety tak mruga? Grupa kowboi wykonała świetne show. Nie mogłam uwierzyć do jakich akrobacji jest zdolny człowiek. Wszelakie przeskoki, przewroty zadziwiały publikę. To był niezapomniany występ. Po nim publika udała się do różnych stoisk. Ja wciąż badałam okolicę, gdy nagle ktoś zaciągnął mnie na bok. Od razu zasłonił mi usta.
- Qué haces aqui?(4) - spytał mężczyzna o zamaskowanej twarzy. Mój instynkt podpowiadał mi, że już słyszałam ten głos.
- Conocemos?(5) - spytałam, a on odsłonił maskę zorro.
- Teraz mnie poznajesz? - odparł już w swoim języku
- Mäns? -szepnęłam- a co ty tu robisz?
- To samo chciałam Ciebie spytać, ale znam już odpowiedź.
- Jak to?
- Spójrz na GPS- odparł spoglądając na mój smartwatch. Lokalizacja rudego lisa była dosłownie ta sama gdzie staliśmy. W tym momencie uświadomiłam sobie jedno. On jest tajemnym rudym lisem.
- Ależ jesteś sprytny! - odparłam po dłuższej chwili z uśmiechem.
- Jak to mają lisy w swej naturze. To świetne zwierzęta i dobrzy obserwatorzy.
Po chwili podbiegł do mnie Marc.
- Hej, wszędzie Cię szukałem. Normalnie rozpłynęłaś mi się w tym tłumie. A to kto? - odparł spoglądając na mężczyznę- Mäns? - spytał po chwili zastanowienia, a ten pokiwał głową.
- Poszukiwaliście mnie, więc słucham. Co was sprowadza w te strony?
- Jakbyśmy mogli na osobności, to pilna prywatna sprawa. - odpowiedziałam
- W porządku, lecz zaczekajcie do końca festiwalu. Teraz roi się od niechcianych podsłuchiwaczy. - dodał brązowowłosy i odszedł ponownie zakrywając się maską niczym Zorro.
Po 2 godzinach ogród był już opustoszały. Weszliśmy czym prędzej do środka. Chatka była skromnie przystrojona, lecz czułam się w niej przytulnie. Usiedliśmy na przeciw Mänsa na brązowej sofie. Mam nadzieje, że dowiemy się coś nowego w sprawie tajemniczego przedmiotu.
- Słucham, w takim razie co Was sprowadza do Henderson-ville?
- Mäns, przysłał nas do Ciebie wódź Seanis z Malezji. Otrzymaliśmy diament z następującym napisem
Wszystko przed drogą zawarte, tajemnicze i wszystkiego warte
W ten sposób trafiliśmy do Ciebie. Liczymy na Twą pomoc. Możliwe, że poszukujemy jakiś przedmiot, lecz nie wiemy nic o nim. Cytat również za dużo nam mówi. Wszystko jest owiane tajemnicą. Mamy nadzieje, że rozjaśnisz nam drogę w tym pokręconym labiryncie. Nie bez powodu zwą Ciebie Rudy Lis.
Agata wygłosiła długi monolog tłumaczący całą sprawę. Mężczyzna był lekkim szoku.
Milczał przez chwilę, lecz ona trwała długo jakby czekali na odpowiedź wiekami. Po dłuższej chwili wyjaśnił o jaki tajemniczy przedmiot mowa.
- Diament jest większą częścią układanki.- jest jakby puzzlem do diamentowej drogi. Według legend diamentowa droga prowadzi do kamienia przeznaczenia. Podobno ma moc godnej władzy nad światem. Jednakże w niepowołane ręce stanowi ogromne niebezpieczeństwo. Wielu śmiałków próbowało i próbuje się do niej dostać, lecz trudno ją odnaleźć. Legenda głosi, że stworzył ją król, który podarował swej ukochanej duży klejnot. Jednakże źle podziałał na królową. Nie mogła narodzić następce w królestwie. Żyła przez to w wiecznym cierpieniu. Król wściekły na owy kamień, wyrzucił go w miejsce gdzie trudno się dostać. Z myślą, aby nikt nie zaznał podobnego cierpienia jakie zaznał on i jego ukochana. Stąd do dziś nie wiadomo gdzie się znajduje. Obecnie każdy jest zainteresowany w posiadanie tego klejnotu, nawet archeolodzy.
Po dłuższym wyjaśnieniu Agata czuła się zmieszana.
Jak posiąść rzecz praktycznie nie wykrywalną. - pomyślała blondynka.
Wydawało się to niemożliwe do osiągnięcia, lecz oświeciło ją w pewnym momencie. Przypomniała sobie, iż w Europie w pewnym muzeum widziała wiele klejnotów i kamieni drogocennych.
- Wiesz co Marc? Przypuszczam, gdzie powinnyśmy dalej szukać.
Towarzysz jedynie na nią spojrzał z zainteresowaniem.
- Jest pewne muzeum, które wskaże nam drogę. - kontynuowała kobieta. Była z siebie zadowolona.- W każdym razie Mäns, bardzo Ci dziękuje za pomoc i legendę. Myślę, że ona pomoże nam nakierować.
- Nie ma za co. Cieszę się, że mogłem pomóc! - odparł z uśmiechem. Każdy z zebranych podał sobie dłoń na pożegnanie. Po spotkaniu Rudy Lis zatelefonował do Pani Blueberry raportując przebieg misji.
- Musimy uważać Blue, ktoś obserwuje nas krok za krokiem. Musimy być czujni. - odparł z powagą Mäns. Tymczasem Stefan okrążył obiekt uważnie się przyglądając młodej parze. Uczynił parę kroków dopóki nie odjechali do domu swoją elektryczną deską.
- Szefie, mamy trop. Golden Eye w zasięgu naszej ręki.- odparł cichuteńko przez telefon podwładny
- Bardzo dobrze. w takim razie śledź ich dalej. Nic nie może nam umknąć
- Oczywiście. - odpowiedział i jako pierwszy zakończył rozmowę. Tak bardzo chciał się poczuć wartościowy chociaż dla jednej osoby. Nie miał nikogo. Rodzina szybko odeszła z tego świata, a znajomi poszli w różne strony świata. A on pozostawiony sam na pastwę losu. Jedynym promykiem nadziei pozostał Pan.
Henderson-ville godzina 3:20
Wróciliśmy zmęczeni po festiwalu i rozmowie z Mänsem. Ten człowiek podsunął mi niezły trop. Przynajmniej wiemy co szukamy a to konkretny ślad. Wystukałam w laptopie agencji muzeum. Akurat wyświetliła mi się wystawa rzadkich kamieni szlachetnych w ... Polsce. Muzeum Bursztynu było jej organizatorem. Za 2 dni odbędzie się wydarzenie otwierającą światową wystawę. Czym prędzej powiedziałam o tym Marcowi. Był zdumiony oraz zdziwiony moim tropem. Widocznie nie spodziewał się obranego kierunku. Wobec tego zmęczeni, udaliśmy się do krainy Morfeusza. Jutro czekał nas lot do kraju północy.
Lotnisko w Nashville godzina 7:00
Znajdowaliśmy się już na lotnisku z Gibbsem. Mimo tajemniczości zauważyłam w jego oczach ciekawość. Może jest zainteresowany owym krajem? Inną kulturą? Czy może wreszcie dowiemy się jakie myśli się w nim głębią? Podczas przemyśleń ktoś mnie szturchnął.
- Agata, chcesz lecieć z bagażem? - spytał Marc. Ocknęłam się a bagaż przeszedł już odprawę.
Uśmiechnęłam się i wzięłam walizkę z taśmy. Skierowaliśmy się we właściwe miejsce. Gdy wsiadłam do samolotu nigdy nie sądziłam, że pozornie pierwsza misja będzie tak dużym wyzwaniem. Wiedziałam jedno-że mieć oparcie w moim chłopaku. Cokolwiek by się nie działo, zawsze mogę liczyć na pomocną dłoń. Od razy słuchawki na uszy. Zadurzyłam się w pierwszych nutkach muzyki Imagine Dragons. Dzięki temu mogłam poczuć, że unoszę się jak wiosenny ptak.
https://youtu.be/vOXZkm9p_zY
Oczami Marca
Gdy ma ukochana zasnęła, zacząłem się zastanawiać nad misją. Ile jeszcze będzie nas kosztowało? Przecież miało to być banalne ćwiczenie-zdobycie czegoś. Tyle podróży i zagadek..
Niech ktoś tylko powie ile to nerwów nie schodzi na takie wyzwania. Musimy przetrwać abyśmy byli silni. Wiem, że to trening długotrwały naszej podświadomości, bo tak naprawdę kto nami kieruje podczas owej nietuzinkowej misji. Czy każdy człowiek zgodziłby się na takie szaleństwo i rzucił się w wir przygody i niespodziewanych wydarzeń.
Z taką myślą, żeśmy dotarli do celu naszej podróży. Gdańsk- miasto morza, które rządzi się swoimi prawami. Tam każdy ruch ma swoją hierarchię. Gdzie się nie spojrzysz tam wszystko ma swój powód. W takim razie nic się nie dzieje bez powodu. Odchodząc od mych dotychczasowych przemyśleń, obudziłem Agatę. Początkowo była lekko zdezorientowana, lecz po chwili wyczuła gdzie jest.
Oczami Agaty
Obudził mnie Marc, gdy już byliśmy w stabilnym stanie. Gdzie ja jestem? Wychyliłam się przez okno i zaiskrzyło. Poczułam woń mojego kraju. Wzywał mnie jak jakiś duch. Wzięłam czym prędzej bagaże i wysiadłam z lotniska. Marc ledwo co za mną nadążył. Wzdychnęłam znajomy woń miasta jakbym tu żyła od lat. Spytałam ukochanego czy już pójdziemy do zamówionego hotelu. W drodze poczułam zapach lokalnych pierogów, na które od razu miałam ochotę. Hotel Plebania był niedaleko lotniska, także po odstawieniu bagaży czym prędzej udałam się do lokalu wymarzonego.
Zanim wyszłam z pokoju, poczułam lekkie wciągnięcie.
- Gdzie się tak szybko wybierasz sarenko? - odparł znajomy głos.
- hm... - oparłam przyjmując minę myśliciela. - na nieznane wody. - dodałam z uśmiechem.
- w porządku my lady. - odpowiedział Marc- uczyń mi zaszczyt i udaj się ze mną do wspaniałej restauracji.
- Sir, a czy będą pierogi? - spytałam z brytyjskim akcentem.
- Of course. - dodał, po czym prędzej udaliśmy do wymarzonego lokalu.
Restauracja Balbetta mimo swej nazwy prezentowała różnorodne dania i desery od wegańskich burgerów do fois gras czy nawet pysznych szarlotek. Gdy już mieliśmy wchodzić, wejście zabarykadował nam jakiś osiłek.
- Przepraszam, ale jakiś problem ?- spytał mój chłopak owego mężczyznę.
- Nie mogą państwo wejść. Nie są państwo dostatecznie elegancko ubrani. Przykro mi.- odpowiedział z całkowitą powagą osiłek
Zdenerwowana z głodu odeszłam, lecz Marc pozostał w miejscu i zażarto z nim dyskutował. W pewnym momencie mężczyzna odsunął się. Kiwnął głową na znak, że możemy wejść. Marc podszedł do mnie i ujął mą dłoń delikatnie jakbym była z porcelany.
- Follow Me ma chérie. - szepnął mi do ucha aż mnie przeszły przyjemne dreszcze. Poprowadził mnie do środka. Gdy usiedliśmy do stolika od razu podszedł do nas kelner z kartami menu. Marc od razu zamówił to co chcieliśmy oraz herbatę. Gdy kelner odszedł, spytałam ukochanego w jaki sposób rozprawił się z tym osiłkiem.
- To już tajemnica państwowa my lady. Nie zaprzątaj sobie tym głowie. - szepnął mi czule na uszko. Nic nie odparłam tylko niewinnie się uśmiechnęłam. Myślałam, że zaraz spalę buraka tutaj. Przeprosiłam ukochanego i udałam się do toalety. Pewien typek przyglądał mi się, lecz nie zwracałam na niego uwagi.
Od urodzenia, znam naturę Polaków i wiem jacy są, co chodzi im po głowach. Poprawiłam sobie włosy i lekko się odświeżyłam. Powróciłam do stolika a tam już czekały zamówione dania, Przysiadłam i wspólnie delektowaliśmy się jedzeniem.
Oczami autorki
Agata wraz z Markiem spokojnie zajadali wręcz delektowali się smakiem lokalnej kuchni. Nie byli świadomi, iż grupa potencjalnych mężczyzn normalnie wyglądających śledziła ich krok za każdym razem- od momentu przylotu. Takie zadanie dostali od swego Pana. gdy ukończyli swój posiłek, uzgodnili między sobą plan działania. Po czym wyszli niedawno po nich. Dowiedzieli się, że czeka ich wyjątkowy wieczór. Nie mogą tego zaprzepaścić! Nie tym razem! Rozdzielili się między sobą scenariuszem planu. Po czym każdy poszedł w swoją stronę... do pewnego wieczoru...
Oczami Agaty
Powolutku dzień ustępował miejsca ciemnistej nocy pełnej gwiazd. Marc czekał na mnie na samym dole. Założyłam ciemno zieloną kreację koronkową.
Dodatkowo odziałam się w podobnym kolorze bolerko. Odświeżyłam się perfumami Coco Channel. Po czym szybko się ogarnęłam, biorąc wszystkie rzeczy.
Na dole czekał on w smokingu niczym James Bond przygotowany do akcji. Gdy już prawie byłam na dole, prawie bym się przewróciła na obcasie, lecz dłonie silnego mężczyzny zamortyzowały mój upadek.
- Nie sądziłem, że już tak prędko będziesz mdlała na mój widok. - odparł z śnieżnobiałym uśmiechem. Wciąż wpatrywałam się w jego piwne oczy jednocześnie, będąc wciąż w jego ramionach. Uśmiechałam się i podniosłam się.
- Coś w tym musi być mój drogi Mareczku. - odpowiedziałam po chwili. Brunet chwycił mą dłoń i poprowadził do wynajętego samochodu.
- Pani pozwoli. - otworzył jak dżentelmen drzwi pojazdu. Wsiadłam do środka uważając na kreację. Marc zamknął szybko za mną drzwi i od razu przeszedł na drugą stronę wsiadając- zajmując miejsce kierowcy. Marc jechał że stoickim spokojem. Między nami była cisza, gdyż nie chciałam mu przeszkadzać w prowadzeniu pojazdu. W pewnym momencie puścił muzykę romantyczną, która koiła dwie dusze. Jedną ręka chciał dotknąć mej dłoni, lecz od razu zwróciłam mu uwagę aby skupił się na drodze. Ten z zniesmaczoną miną położył z powrotem ową rękę na kierownicy.
Po jakimś czasie naszym oczom ukazał się ogromny budynek organizatora. Muzeum Bursztynu bardzo dobrze się wyróżniało na tle zachodzącego już słońca. Wyróżniający się napis odcinał się od spokojnego tła miasta. Brunet tak samo jak przy hotelu,szybko podbiegł i otworzył mi drzwi podając dłoń. Chwyciłam delikatnie a drugą kreację mą. Poczułam się jak na gali rozdania nagród Grammy. Piękny długi czerwony dywan ciągnął się do samego wejścia głównego muzeum i jeszcze dalej. Podążaliśmy powoli trzymając się za ręce jak pary światowych gwiazd. Podaliśmy Panu nasze zaproszenie. Przywitał nas ciepło zaznaczając naszą obecność. Po czym podążyliśmy dalej.
Sala była piękna, wyjątkowa w swym rodzaju i jednocześnie ogromna aż poczułam lekki lęk. Lecz brunet zapewniał mi poczucie bezpieczeństwa. I tym razem również je okazał obejmując silnym ramieniem moje filigranowe ciało- jakbym była zrobiona z porcelany.
- Nie martw się. Przy mnie nic Ci nie grozi ma chérie. - szepnął czule do ucha Marc, aż dostałam przyjemnych dreszczy. Doszliśmy do głównej sceny gdzie zgromadziło się wielu sympatyków kamieni szlachetnych z całego świata.
W pewnym momencie publika zacichła gdy przy mównicy pojawił się mężczyzna o wysokiej posturze, ubrany elegancko jak przystało na daną okazję. Powitał serdecznie gości oraz podziękował za przybycie na ową wystawę. W wielkim skrócie opisał jakich perełek można się spodziewać oglądając wystawę. Zaciekawienie publiki wzrosło gdy mężczyzna wspomniał o głównym klejnocie, lecz owiał go tajemnicą jako niespodziankę dzisiejszego wydarzenia. W pewnym momencie zostanie ona ukazana prezentując swój blask w pełni, ociemniając pozostałe kamienie. Przypuszczałam o który klejnot wodzi z zaciekawieniem wśród potencjalnych posiadaczy. Publika wodziła wzrokiem w każdym kierunku aby zaspokoić zmysły. Po tym czasie przemówień inauguracyjnych publika rozeszła się w różne strony świata.
Wraz z mym partnerem udaliśmy się do głównej sali wystawowej. Wystawa byłą bardzo ogromna. Na każdym piętrze budynku znajdowało się przynajmniej trzy sale wypełnione przeróżnymi kamieniami. Począwszy od półszlachetnych- agatu, jaspiru czy malachitu aż po kamienie szlachetne- akwamarynu, topazu, cymofanu czy rubinu.
W głównej sali połowa przestrzeni była przeznaczona na pozostałą część wystawy wraz z tajemniczym miejscem honorowym. Miejsce to przypominało jak oddzielone dzieło Leonarda Da Vinci'ego(Monalisa) od innych nietypowych poprzedników. Pozostała część sali była pusta. Była przepasana grubymi wstęgami, aby nikt nie przedostał się na jej część. Zorganizowano również miejsce na rozmowy bądź tańce.
Marc po długim zwiedzaniu każdego piętra i analizie pociągnął mnie nagle na środek parkietu. To było jego swoiste weź chodź na chwilę się rozerwać.
- Marc, czemu teraz? - spytałam lekko się kołysząc do muzyki.
- Because you are my lady i mą powinnością jest się Tobą zająć. - odparł brunet uwodzicielskim tonem przybliżając się do mnie. W tym momencie muzyka zwolniła tempo. Brunet oficjalnie zaprosił mnie do tańca. Położyłam swą dłoń na jego ramieniu, a on wziął mą drugą dłoń. Nasze dłonie zjednoczyły się w delikatnym uścisku.
https://youtu.be/MtF2Z7avO9g
Swobodnym, lecz zdecydowanym krokiem tańczyliśmy. Brunet delikatnie prowadził mnie a ja dotrzymywałam mu kroku. W pewnym momencie odchylił mnie w łódkę i obrócił o 360 stopni. Podniosłam się do poprzedniej pozy. Czułam, że ktoś nas śledzi, ale możliwe, że jestem przewrażliwiona. Brunet zaskakiwał mnie coraz lepszą techniką tańca.
- Gdzie się nauczyłeś takich ruchów, monsieur ?- spytałam z uśmiechem.
- To moja tajemnica madame. - odparł. Widząc moje zaniepokojenie w oczach dodał. - Nie myśl o tym co Cię dręczy i żyj chwilą, tu i teraz. - rzekł spokojnym i troskliwym tonem.- Wsłuchaj się w muzykę. - posłuchałam jego rady i wsłuchałam się w jej rytm.
Delikatność i swobodna a zarazem dzikość i odpowiedzialność za drugą osobę-takie emocje towarzyszyły mi mi podczas tanga. Czułam się jak zwiewny ptak na niebie. Taka chwila mogłaby trwać wiecznie. Brunet wykonał niespodziewany ruch- podniósł mnie i obrócił o 360 stopni łapiąc mnie jedynie za nogi. Te emocje były nie do opisania.
Niespodziewanie ktoś zaczął strzelać. Publika się przestraszyła a światła zgasły kończąc nasze show. Szybko podniosłam się mówiąc aby się schowali gdzieś. Szybko udałam się na inne piętro. Weszłam do pomieszczenia tajemniczego gdzie przechowywano różne rzeczy i coś mną zszokowało. Przed moimi oczyma stał w pełnym blasku w całej swej okazałości, oczko programu i tej wystawy. Zapatrzona w pewnym momencie poczułam nóż przy mej skroni.
- Pójdziesz ze mną Panienko. - odparł mężczyzna o niższym tonie niż Marc. Ja zahipnotyzowana poddałam się. Nie wiem czemu moja samowola nie chciała walczyć. Miałam zasłonięte oczy czarną opaską z baldachimu. Dodatkowo nie mogłam wykonać żadnego ruchu rękami, gdyż również mi je zawiązano. Gdy mieliśmy już prawie wychodzić z budynku, usłyszałam znajomy głos.
- Zostawcie ją! - krzyknął odważnie brunet.
Oczami Marca
- A któż się stawił? kogo my tu mamy? - spytał zadziornie mężczyzna.
-Steve? -spytałem nie dowierzając. Wydawało mi się, że mam zwidy.
- Proszę proszę...Marc. Kopę lat mój przyjacielu... kopę lat. -odparł drwiąco z uśmieszkiem.
Pewnie zastanawiacie się kim jest i skąd go znam? Był bowiem w mym życiu pewien epizod. W szkole średniej zorganizowano wymianę z uczniami z Moskwy. Jako, że na zewnątrz panowała dobra pogoda a brakowało mi kompana. Wobec tego zgłosiłem się do wymiany. Nie wiedziałem wtedy kto będzie mym szczęśliwcem. Steve był dobrym przyjacielem. Gdy od razu go poznałem między nami wytworzyła się synergia. Mieliśmy bardzo podobne poglądy w różnych obszarach życia- zdrowie, muzyka, sport. Byliśmy świetnymi partnerami do wspinaczki wysokogórskiej. Rozumieliśmy się bez słów. Jakbyśmy się znali od lat. Niestety jego osobowość uległa zmianie gdy spotkaliśmy się w Moskwie po roku od jego przyjazdu.
Zmienił się nie do poznania. Nie chodziło jedynie o ubiór. Zauważyłem podczas tygodnia, że przebywał wśród niewłaściwych ludzi. Gang Tambov jako jedna z karteli narkotykowych- to było jego ulubione środowisko. Okazało się, że po zdradzie jego dziewczyny, załamał się i wstąpił w wspomniane szeregi. Oddalił się od rodziny. Możliwe, że widnieje w niej obecnie.
- Dawno temu i nie prawda. - odparłem stanowczo, spoglądając z wściekłością na byłego przyjaciela, a obecnie wroga. Niesamowite jak ludzie mogą się dynamicznie zmienić.
- Nie wypieraj się przeszłości, mój drogi przyjacielu. Już zapomniałeś te czasy? Mam Ci je przywołać?
- Nie ma co wspominać. Co jest przeszłością to taką zostanie. - powiedziałem w jego ojczystym języku
- Da przyjacielu.
- Nie masz prawa mnie tak nazywać. - wycedziłem przez zęby
- Po co te nerwy? -odpowiedział niewinnie podchodząc do mnie- radziłbym uważać na słowa.-dodał z uśmieszkiem na twarzy kładąc rękę na mym ramieniu. Cwaniak chciał mnie sprawdzić. Szybko z gracją strzepnąłem jego rękę z mego ramienia.
- Cóż, nic tu po mnie. Czas na mnie. -odparł po dłuższej ciszy, która trwała jak wieczność- chodź Agato. Szybko podbiegłem i zagraciłem drogę.
- Stop! - odparłem stojąc na przeciwko. - A gdzie się wybieracie?
- To nie jest Twoja sprawa Marc. To sprawa między mną a Agatą. Więc zjeżdżaj z łaski swojej. -dodał z nutą agresji
- Wow, elementy savoir-vivre'u udało Ci się zachować.- odparłem z przekąsem. Steve zdenerwował się, gdyż wyciągnął pistolet i przyłożył do skroni mej dziewczyny. - powiedz coś jeszcze, a Twoja ukochana będzie miała nieprzyjemności. - powiedział blondyn spoglądając mi prosto w oczy. Widocznie chciał z nich odczytać mój kolejny krok. Agata zadrżała od zimnej lufy.
- To zastrzel ją. Nie należy mi aż tak na niej. - odpowiedziałem obojętnie.
Specjalnie przyjąłem taką postawę, aby chronić mą ukochaną. Wiedziałem, że nie odważy się na dany krok. I tak się też stało po mojej myśli. Lecz w ostatniej chwili zabrał ją szybko do samochodu. Zwiał w takim tempie, że nie zdołałem ruszyć na pościg.
Co ze mnie za agent, który nie posiada własnego ścigacza
Pomyślałem ze smutkiem. Sytuacja w środku została opanowana, lecz moja wewnętrzna osobowość została naruszona. Wrze jak wulkan, który obudził się z letargu.
- I gdzie jesteś ma chérie? - spytałem w myślach jadąc z towarzyszami z organizacji. Żałowałem, że nie udało mi się jego powstrzymać i uratować mą ukochaną z rąk tego osobnika.
(4)Que haces aqui?- (hiszp.)Co robisz tutaj?
(5)conocemos?- (hiszp.)znamy się
Witam wszystkich czytelników po bardzo długiej przerwie! Życie bywa jak nieoczekiwana księga, bi nigdy nie wiesz co na niej zapiszesz i co Cię spotka. Wracam z nutką świeżości dla Was :) dajcie znać jak Wam się podobał ten rozdział. Jest to już ostatni nawiązujący do przeszłości rozdziców Claire. Następny będzie powrotem do naszych głównych bohaterów, lecz nie martwcie się.. Z rodzicami Claire i tą całą sprawą się nie rozstajemy :) C.D.N..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro