Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przy Luke'u śpi się całkiem dobrze

Rano Lukea'a nie było w łóżku, a dźwięk płynącej wody dochodzący z łazienki pomógł mi stwierdzić, że chłopak właśnie bierze prysznic.

Wzięłam do ręki jeden z niemal identycznych telefonów, leżących na szafce przy łóżku, żeby sprawdzić godzinę.

Jest jedenasta siedemnaście, niedziela. Od dawna nie spałam tak dobrze.

@ NajalsPancake o 11:17: Przy Luke'u całkiem dobrze się śpi

Luke wychodzi z łazienki, nadal nie ma na sobie koszulki, a włosy wyciera w biały ręcznik.

Mimowolnie uśmiecham się na jego widok i chowam twarz w pościeli, bo nie chcę, żeby to widział.

- Wstałaś - stwierdza, siadając obok. - Co ty taka zadowolona? - pyta, zdejmując ze mnie kołdrę. 

Pochyla się i delikatnie całuje mój policzek. 

Przysięgam - nie wiem co to miało znaczyć.

- Zamówiłem nam śniadanie. Mam nadzieję, że nie jesteś z tych, co nie lubią pizzy hawajskiej. Jeśli tak jest, nasza znajomość musi się skończyć. Pizza hawajska jest miłością mojego życia i moi przyjaciele nie mogą jej nienawidzić. 

Przyjaciele? 

- Uwielbiam pizzę hawajską - zapewniam. Pizza na kolację, pizza na śniadanie. W porządku, mi pasuje. - Idę się umyć, przesiąkłam twoim zapachem, to odpychające - mówię, uśmiechając się głupio i dźgając go w ramię. 

- Serio? - zabawnie unosi brwi, po czym bierze mnie na ręce, a właściwie przerzuca sobie przez ramię. - Odpychające - powtarza kpiąco. - Pożałujesz tych słów, księżniczko. 

Idzie w stronę łazienki. Nic nie dają moje pięści uderzające go w plecy i powtarzanie próśb, żeby mnie puścił. 

Czuję jak psika mnie swoimi perfumami tak obficie, że właściwie nimi obciekam.

- Nienawidzę cię - śmieję się, kiedy już stawia mnie na własnych nogach. - Wyjdź, chcę się umyć. Teraz naprawdę tego potrzebuję. 

Salutuje i odchodzi, a ja na wszelki wypadek przekręcam kluczyk w drzwiach. 

Wchodząc pod bieżącą wodę myślę o tym, jak wiele twarzy pokazuje mi Luke. Myślę o winie, które wczoraj piliśmy i o tym, że mimo iż zachowałam trzeźwość, powiedziałam kilka rzeczy, których nie powinnam była mówić. To nie była wielka ilość i czułam się naprawdę dobrze i właściwie nie wiem, czy żałuję tego, co chłopak ode mnie usłyszał. Pewnie myśli, że nie byłam do końca świadoma i woli dziś o tym nie wspominać.

I ja chyba też wolę o tym nie rozmawiać.

To było nieodpowiedzialne, całkiem nieodpowiedzialne.

Co jednak nie zmienia faktu, że Luke całuje jak anioł. 

O Boże, nie powinnam o nim myśleć. Był w związku z Arzayleą, a to wystarczający powód by stracić zainteresowanie jego osobą.

***

Arzaylea wysiada pod swoim domem, trzaskając drzwiami samochodu Lukea, a on nawet nie fatyguje się, żeby pomóc jej z walizką. 

- Boże, wybacz mi znajomość z tą suką - mamrocze blondyn, wycofując z podjazdu.

Podgłośniam radio, w którym prezenter mówi o nadchodzącym koncercie One Direction na przedmieściach Sydney. 

Mówi o jakimś konkursie dla świeżych kapel, co całkowicie grzebie ostatki mojej nadziei.

- Co jest następne na tej jej cholernej liście? - pytam, opierając głowę o zagłówek i zamykając oczy. 

Nie mam siły zastanawiać się nad tym, czego chce ode mnie Arzaylea i czy właściwie chce czegoś ode mnie, czy stałam się jej przypadkową ofiarą tylko dlatego, że jestem w trochę bliższej relacji z Lukiem.

W każdym razie po prostu próbuję zacząć rozmowę.

- Coś o zrobieniu projektu semestralnego - mówi obojętnie, wzruszając ramionami. - Mamy czas do środy.

Wydymam usta, zastanawiając się, w jaki sposób pogodzę wszystkie swoje obowiązki z głupim projektem Arz.

I chyba po chwili usypiam, bujana przez samochód, kołysana przez Drag Me Down.

Budzę się w swoim łóżku, za oknem jest już ciemno, a z dołu dochodzą rozentuzjamowane głosy.

Przecieram oczy, widząc niewyraźnie wyglądającą sylwetkę.

- Luke? - mamroczę.

Unosi wzrok znad telefonu i wreszcie rozpoznaję jego twarz.

- Dobrze spałaś? - pyta, wstając z mojego fotela i siada na łóżku. - Twojej mamie sprawa przedłuży się o kilka dni. Dla nas to może nawet lepiej - wzdycha ciężko. - Chociaż  szczerze tęsknię za jej kuchnią. Mam dość chińszczyzna, którą ciągle zamawia mój ojciec.

Śmieje się, rzucając w niego poduszką. Ma rację, mówiąc, że to dla nas dobrze i zgadzałam się, kiedy mówił o jedzeniu.

Naprawdę nie wiem jak przetrwał tyle lat na kartonowych kubeczkach z ryżowym makaronem.

- To kogo ja słyszę na dole? - pytam, wyciągając komórkę spod poduszki, żeby sprawdzić godzinę.

Dziewiąta wieczór.

- A no tak, zapomniałem. Twój brat przyjechał.

Podrywam się i zbiegam na dół, ignorując obecność blondyna.

Biegnę po schodach, niemal zlatując po stopniach. Wchodzę do kuchni, skąd dochodzą coraz wyraźniejsze głosy.

Nawet nie jestem do końca pewna w którym momencie wpadam w jego ramiona i zalewam jego podartą na ramieniu koszulkę łzami. Nie widziałam się z nim od kilku długich miesięcy, a rozmowy telefoniczne nie są tym, co zbliża ludzi. Nie w naszym przypadku. Oboje zawsze mamy coś do roboty.

- Mamy ci tyle do powiedzenia, Cal

- Oj, skarbie, vice versa - mówi ze śmiechem,  całując moje skronie.

-

All the love xx

UPDATE PO 5 LATACH: ostatnio sobie przypomniałam o tym fanfiku i pamiętam, że miałam słodki pomysł na zakończenie, więc może nawet je kiedyś napiszę ;))


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro