Przy Luke'u śpi się całkiem dobrze
Rano Lukea'a nie było w łóżku, a dźwięk płynącej wody dochodzący z łazienki pomógł mi stwierdzić, że chłopak właśnie bierze prysznic.
Wzięłam do ręki jeden z niemal identycznych telefonów, leżących na szafce przy łóżku, żeby sprawdzić godzinę.
Jest jedenasta siedemnaście, niedziela. Od dawna nie spałam tak dobrze.
@ NajalsPancake o 11:17: Przy Luke'u całkiem dobrze się śpi
Luke wychodzi z łazienki, nadal nie ma na sobie koszulki, a włosy wyciera w biały ręcznik.
Mimowolnie uśmiecham się na jego widok i chowam twarz w pościeli, bo nie chcę, żeby to widział.
- Wstałaś - stwierdza, siadając obok. - Co ty taka zadowolona? - pyta, zdejmując ze mnie kołdrę.
Pochyla się i delikatnie całuje mój policzek.
Przysięgam - nie wiem co to miało znaczyć.
- Zamówiłem nam śniadanie. Mam nadzieję, że nie jesteś z tych, co nie lubią pizzy hawajskiej. Jeśli tak jest, nasza znajomość musi się skończyć. Pizza hawajska jest miłością mojego życia i moi przyjaciele nie mogą jej nienawidzić.
Przyjaciele?
- Uwielbiam pizzę hawajską - zapewniam. Pizza na kolację, pizza na śniadanie. W porządku, mi pasuje. - Idę się umyć, przesiąkłam twoim zapachem, to odpychające - mówię, uśmiechając się głupio i dźgając go w ramię.
- Serio? - zabawnie unosi brwi, po czym bierze mnie na ręce, a właściwie przerzuca sobie przez ramię. - Odpychające - powtarza kpiąco. - Pożałujesz tych słów, księżniczko.
Idzie w stronę łazienki. Nic nie dają moje pięści uderzające go w plecy i powtarzanie próśb, żeby mnie puścił.
Czuję jak psika mnie swoimi perfumami tak obficie, że właściwie nimi obciekam.
- Nienawidzę cię - śmieję się, kiedy już stawia mnie na własnych nogach. - Wyjdź, chcę się umyć. Teraz naprawdę tego potrzebuję.
Salutuje i odchodzi, a ja na wszelki wypadek przekręcam kluczyk w drzwiach.
Wchodząc pod bieżącą wodę myślę o tym, jak wiele twarzy pokazuje mi Luke. Myślę o winie, które wczoraj piliśmy i o tym, że mimo iż zachowałam trzeźwość, powiedziałam kilka rzeczy, których nie powinnam była mówić. To nie była wielka ilość i czułam się naprawdę dobrze i właściwie nie wiem, czy żałuję tego, co chłopak ode mnie usłyszał. Pewnie myśli, że nie byłam do końca świadoma i woli dziś o tym nie wspominać.
I ja chyba też wolę o tym nie rozmawiać.
To było nieodpowiedzialne, całkiem nieodpowiedzialne.
Co jednak nie zmienia faktu, że Luke całuje jak anioł.
O Boże, nie powinnam o nim myśleć. Był w związku z Arzayleą, a to wystarczający powód by stracić zainteresowanie jego osobą.
***
Arzaylea wysiada pod swoim domem, trzaskając drzwiami samochodu Lukea, a on nawet nie fatyguje się, żeby pomóc jej z walizką.
- Boże, wybacz mi znajomość z tą suką - mamrocze blondyn, wycofując z podjazdu.
Podgłośniam radio, w którym prezenter mówi o nadchodzącym koncercie One Direction na przedmieściach Sydney.
Mówi o jakimś konkursie dla świeżych kapel, co całkowicie grzebie ostatki mojej nadziei.
- Co jest następne na tej jej cholernej liście? - pytam, opierając głowę o zagłówek i zamykając oczy.
Nie mam siły zastanawiać się nad tym, czego chce ode mnie Arzaylea i czy właściwie chce czegoś ode mnie, czy stałam się jej przypadkową ofiarą tylko dlatego, że jestem w trochę bliższej relacji z Lukiem.
W każdym razie po prostu próbuję zacząć rozmowę.
- Coś o zrobieniu projektu semestralnego - mówi obojętnie, wzruszając ramionami. - Mamy czas do środy.
Wydymam usta, zastanawiając się, w jaki sposób pogodzę wszystkie swoje obowiązki z głupim projektem Arz.
I chyba po chwili usypiam, bujana przez samochód, kołysana przez Drag Me Down.
Budzę się w swoim łóżku, za oknem jest już ciemno, a z dołu dochodzą rozentuzjamowane głosy.
Przecieram oczy, widząc niewyraźnie wyglądającą sylwetkę.
- Luke? - mamroczę.
Unosi wzrok znad telefonu i wreszcie rozpoznaję jego twarz.
- Dobrze spałaś? - pyta, wstając z mojego fotela i siada na łóżku. - Twojej mamie sprawa przedłuży się o kilka dni. Dla nas to może nawet lepiej - wzdycha ciężko. - Chociaż szczerze tęsknię za jej kuchnią. Mam dość chińszczyzna, którą ciągle zamawia mój ojciec.
Śmieje się, rzucając w niego poduszką. Ma rację, mówiąc, że to dla nas dobrze i zgadzałam się, kiedy mówił o jedzeniu.
Naprawdę nie wiem jak przetrwał tyle lat na kartonowych kubeczkach z ryżowym makaronem.
- To kogo ja słyszę na dole? - pytam, wyciągając komórkę spod poduszki, żeby sprawdzić godzinę.
Dziewiąta wieczór.
- A no tak, zapomniałem. Twój brat przyjechał.
Podrywam się i zbiegam na dół, ignorując obecność blondyna.
Biegnę po schodach, niemal zlatując po stopniach. Wchodzę do kuchni, skąd dochodzą coraz wyraźniejsze głosy.
Nawet nie jestem do końca pewna w którym momencie wpadam w jego ramiona i zalewam jego podartą na ramieniu koszulkę łzami. Nie widziałam się z nim od kilku długich miesięcy, a rozmowy telefoniczne nie są tym, co zbliża ludzi. Nie w naszym przypadku. Oboje zawsze mamy coś do roboty.
- Mamy ci tyle do powiedzenia, Cal
- Oj, skarbie, vice versa - mówi ze śmiechem, całując moje skronie.
-
All the love xx
UPDATE PO 5 LATACH: ostatnio sobie przypomniałam o tym fanfiku i pamiętam, że miałam słodki pomysł na zakończenie, więc może nawet je kiedyś napiszę ;))
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro