Luke robi zamach na moje życie, help
Zbieram ostatnie szklanki po wczorajszej imprezie.
Jestem padnięta, a głowa pęka mi w szwach.
Bezsilnie opadam na kanapę, zaczesuję włosy rękami i biorę łyka wody prosto z gwinta.
Telefon buczy mi w kieszeni, komórka Lucasa gra na drugim końcu stołu, przy którym siedzę, co jeszcze bardziej pogłębia mój ból głowy.
- Luke, wyłącz to, bo umrę - wołam.
Blondyn wychodzi z kuchni z dwoma kubkami w ręku, uśmiechnięty, wesoły i rozpromieniony. Wygląda na wypoczętego jak nigdy, a ja tylko zastanawiam się, jak on to robi.
Ja tymczasem czuję się gorzej niż zwłoki i pewnie tak też wyglądam.
- Kefirek na kaca dla panienki - podaje mi prowizoryczne lekarstwo i odwraca się, by zająć się swoim telefonem.
Widzę jak zamiera, wypluwa picie i klnie pod nosem.
- Nie dostałaś wiadomości, Veronica? - pyta, powoli przenosząc na mnie wzrok.
Dostałam.
Bez słowa wyciągam komórkę z kieszeni i odblokowuję ekran, żeby sprawdzić wiadomości.
Otwieram dwa zdjęcia, które wysłała mi Arzaylea.
Zatrzymajmy się na chwilkę.
Zapytacie pewnie kim jest Arzaylea.
Więc już wyjaśniam.
Arz to ex dziewczyna Luke'a, ponoć całkiem niezła zdzira. Po szkole krąży o niej tyle plotek, że naprawdę biję pokłony temu, kto wszystkie je pamięta.
Hemmings zerwał z nią, bo chciała zaciągnąć Ashtona, najlepszego kumpla, można powiedzieć, że niemal brata, Lukeya, do łóżka.
I chłopak pewnie nie uwierzyłby w tą bajeczkę, bo powszechnie wiadomo, że Ash niecierpiał Arz, ale Mike był przy tym całym cyrku i nagrał go, a video pokazał Lukeyowi.
Skoro już wszystko jasne, wznówmy opowiadanie mojej historii.
- O cholera - klnę pod nosem, patrząc na fotografie imprezy, która odbyła się w naszym domu.
- Uważaj kogo zapraszasz na te amatorskie potańcówki - czyta na głos Luke, ale ja wiem, że nadawca miał w sobie więcej sarkazmu, niż jest w stanie wykrzesać z siebie blondyn. - Mam dla was kilka zadań, które musicie wykonać, bo inaczej wasi rodzice dowiedzą się co robiliście pod ich nieobecność. Xoxo, Arz.
- Co za składnia - prycham, chcąc rozładować napięcie.
Blondyn unosi na mnie wzrok. Jego wyraz twarzy mówi więcej niż tysiąc słów. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak poważnego, nawet na zdjęciu w dowodzie.
- Ronnie. - Po raz pierwszy od "x" czasu nie używa mojego pełnego imienia, co zaczyna mnie niepokoić. - To nie są przelewki. Arzaylea jest bezwzględną suką i zrobi wszystko, żeby zdobyć to, czego chce.
Przesuwam dłonią po twarzy, chcąc ukryć przejęcie.
- A czego chce tym razem? - pytam. - Ciebie?
Potrząsa głową i śmieje się w dziwny, wcale nie wesoły, sposób. Śmieje się tak, że czuję, jak podnoszą mi się włosy na rękach.
- Nie, chce zemsty za ponieżenie. Głównie za to. - Podaje mi swój telefon.
Na ekranie widać całującą się parę.
I chwytając się słowa "całującą" naprawdę bardzo delikatnie określam to, co się tam dzieje.
Dziewczyna oplata nogami biodra chłopaka, wplata ręce w jego włosy i plecami opierając się o ścianę, wręcz przysysa się do chłopaka, którego jedna ręka podtrzymuje jej uda, a druga bładzi pod jej koszulką.
- Nie bardzo rozumiem - przyznaję. - Co ta parka ma do zbrukanej dumy twojej byłej?
- Och, no przyjrzyj się. - Chłopak wywraca oczami.
Serce podchodzi mi do gardła.
Biorę jego telefon i przybliżam twarze ludzi na obrazku.
I...
O cholera...
- Zaraz zwymiotuję - mamroczę, czując, jak kefir, który wpiłam, podchodzi mi do gardła.
- Wczoraj nie narzekałaś - prycha Hemmings.
- Wczoraj byłam pijana! - piszczę. - Pocałowałabym nawet Mitchiego, gdyby mnie sprowokował. Fuj, Luke, ja się z tobą całowałam, fuj fuj fuj.
Blondyn się śmieje, mierzwi mi włosy i wyciąga mi swoją komórkę z rąk.
- Co się stało, to się nie odstanie. A teraz lepiej dowiedzmy się czego chce od nas Arzaylea. Hm?
Kiwam głową i bezsilnie opadam na sofę.
Mam ochotę zabić blondyna gołymi rękami za to, że dałam się namówić na całą tą przeklętą imprezę.
Czuję, jak płoną mi policzki, mogę przusiądz, że dawno nie czułam się tak bardzo zkonsternowana.
Luke wybiera numer naszej przypuszczalnej santażystki.
Ustawia tryb głośnomówiący, więc nawet z tej odległości słyszę trzy sygnały, po których zgłasza się dziewczyna.
- Lukey? - odzywa się słodko. - Czyżbyś odebrał moją wiadomość?
- Czego chcesz, Arzaylea? - pyta w dość agresywny sposób osiemnastolatek.
- Jak tam twoja nowa panienka? - Dziewczyna całkiem ignoruje swojego rozmówcę. - Wiesz, ta drugoklasistka, z którą mieszkasz. Nie jest przypadkiem przewodniczącą szkoły? Jak jej tam? Victoria? Ve... Venus? Veronica? No właśnie.
- Veronica nie jest moją panienką, Arz. - unosi się, równocześnie zaciskając palce na stole, przy którym stoi, tak mocno, że aż bieleją mu kostki. - Przejdź do sedna.
Przyglądam się napiętej szczęce chłopaka, jego ściągniętym ze złości brwiom, zmarszczonemu czołu i zasznurowanym wargom.
Jest tak wściekły, że gdyby podsunąć mu Collinsa pod nos, chłoptaś nie wyszedłby z tego żywy.
Nie wiecie chyba kim jest Mitchie Collins... to brat mojej kumpeli, gej, który zarywa do Ashtona. Amatorsko pali marihuanę i udaje, że jest fajny, ale tak na prawdę pół szkoły widziało jego nagie zdjęcia i nikt raczej za nim nie przepada.
- No już, dobrze, panie sztywny. Za chwilę prześle wam listę rzeczy, które musicie zrobić dla mnie do przyszłej soboty, bo inaczej rodzice dowiedzą się, cośce najlepszego zrobili, dzieciaczki. Trzymaj się, Lukey. Pozdrów Venus.
- Veronica - wymawiam bezgłośnie swoje imię.
Zerkam na listę poleceń, którą już przysłała mi Arzaylea i głośno przełykam ślinę.
Od dawna wiedziałam, że ta dziewczyna jest podła, ale nie sądziłam, że nie ma rozumu.
- Nie jest aż tak źle - próbuję pocieszyć bardziej siebie niż Hemmo, bo doskonale wiem, że właśnie jest aż tak źle.
- Serio? - Unosi na mnie przygnębiająco przygaszone oczy.
- Może masz rację. Jest gorzej niż źle. Wiesz co? Nie wiem jak ty, ale ja muszę się napić, bo na trzeźwo nie jestem w stanie tego przetrawić.
- Spasuję, dzięki. Jest mi już wystarczająco niedobrze.
Zostawiając go samego, zmierzam do swojego pokoju, gdzie w spokoju będę mogła opracować miliony scenariuszy, w których Luke ginie za wciągnięcie mnie w to bagno.
Kładę się na łóżku i staram się znaleźć odrobinę spokoju w sączoncej się z głośników muzyce ukochanego zespołu, ale wtedy pojawia się myśl, że Arzaylea ma bilet na ich koncert, a ja nie.
Jestem święcie przekonana, że Arz jest tylko kolejną sezonówką, której udało się kupić bilet w te czterdzieści osiem sekund, zanim wszystkie się wyprzedały.
Nagle czuję do niej ogromną nienawiść i wściekłość na nią, za to, że na tej cholernej liście śmiała w ogóle umieścić podpunkt o zawiezieniu jej na koncert.
Chwytam bezbronną poduszkę i rzucam nią w drzwi, które, na nieszczęście Luke'a, właśnie się otwierają.
Hemmings, niczego nieświadomy, nie daje rady uniknąć zamachu.
- Przepraszam? - uśmiecham się niewinnie.
- Myślisz, że coś ci dadzą te maślane oczka? - prycha, odrzucając poduszkę w moją stronę.
Bronię się przed atakiem, chowając się pod kocem.
@ Niallspancake o 15.47: Luke robi zamach na moje życie, help 🙊
~
Where is 5sos3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro