You have a genius plan, right?
ROZDZIAŁ III
Elizabeth Frevour siedziała w swoim pokoju na piętrze. Miała mały domek przy Nassington Road. Spojrzała w lustro. Jej włosy były potargane, ramiona mocno zadrapane, a koszulka rozciągnięta. Zza drzwi jej sypialni dobiegały krzyki i wyzwiska pod jej adresem. To był jej mąż. Zaszkliły jej się oczy. Ian Frevour zaczął łomotać w jej drzwi.
- Otwieraj suko! Słyszysz? Otwieraj, bo cię zabiję! - Przeklinał mąż kobiety.
Po jej policzku spłynęła łza. Wiedziała już, że to koniec. Nie tylko jej związku z Ianem, ale także jej życia.
6 godzin wcześniej
Ann wysiadła z taksówki i rozejrzała się wokół. Stali przed Goven Garden Theatre. Ten londyński teatr, jest jednym z ważniejszych i powinien go odwiedzić każdy, kto uważa się za prawdziwego Brytyjczyka. Tak przynajmniej twierdziła babcia dziewczyny.
Sama Ann była w nim zaledwie kilka razy. Bardzo jej się tam podobało, bo od dziecka interesowała się sztuką. Uwielbiała teatr, kino, obrazy. Nienawidziła oper, ale kochała muzykę.
- Ładnie tu - zagadnęła Sherlocka.
- Też tak uważam, aczkolwiek nie mam czasu na chodzenie do teatru, nie mniej jednak bardzo nad tym ubolewam.
- Musimy się tu kiedyś wybrać prywatnie, a nie zawodowo.-mruknęła brunetka.
- Zdecydowanie - przytaknął jej detektyw.
- Ach! Gavin! Co mamy? - ucieszył się Sherlock, oczywiście nie na widok przyjaciela, a ciała wiszącego na sznurze.
- Greg - poprawił machinalnie inspektor - 37-letni mężczyzna - Lee Frevour. Stan cywilny, singiel bezdzietny. Najbliższa rodzina to 56-letnia matka Elizabeth Frevour oraz ojczym Ian Frevour, z którymi mieszka. Poinformowaliśmy ich już o śmierci syna. Był jednym z najwybitniejszych aktorów w tym teatrze. Nie miał wrogów, a przynajmniej tak twierdzi sprzątaczka.
- Wygląda na samobójstwo - zauważyła Ann, powstrzymując wymioty. Po raz pierwszy widzi ciało, nie na ekranie. Na wszystkich pogrzebach, na jakich miała wątpliwą przyjemność przebywać, trumna była zamknięta.
- Gdyby to było samobójstwo, nie dzwoniłbym - odparł lekko poirytowany Lestrade. Nie lubił cywili na miejscu zbrodni.
- Na pierwszy rzut oka można by powiedzieć, że ofiara odebrała sobie życie. Spójrzcie jednak na jej oczy - poinstruował ich Holmes.
- Są szeroko otwarte - odpowiedziała.
- Bardzo dobrze. Co jeszcze? - zapytał Sherlock.
Ann ponownie przyjrzała się denatowi. Sznur zawiązany był na ozdobnej belce. Frevour pod stopami miał krzesło, obecnie przewrócone. Są to dowody na to, że mógł się powiesić, jednak coś tu nie gra. Dziewczyna objęła wzrokiem garderobę aktora. Jej spojrzenie spoczęło na szafie, a właściwie na kulach opartych o nią.
Miał uraz nogi?
- To chyba jest morderstwo - mruknęła po chwili.
- Doskonale. Po czym wnosisz? - pochwalił ją Sherlock.
- Po kulach. Miał prawdopodobnie coś z nogami. Nie mógłby wdrapać się na stołek.
- Kule nie są tutaj ważne. Odszukaj coś innego.
Wolf obrzuciła go nierozumiejącym spojrzeniem. Mimo wszystko wykonała polecenie mężczyzny i wróciła do poszukiwań.
Ofiara wisi za wysoko. Poza tym stołek, ,,upadł'' w złą stronę. Gdyby przewrócił się podczas odepchnięcia się nogami przez Frevour'a upadłby w innym kierunku. Na biurku były dwie szklanki, czyli nie był sam.
- I jak? Jakieś przypuszczenia? - niecierpliwił się powoli detektyw.
- Tak. Kilka. -Ann zerknęła ponownie na szafę. Założyła rękawiczki, które dostała od Lestrade'a. Ostrożnie uchyliła drzwi od mebla. Na podłogę upadł zmięty w kulkę śpiwór.
- Spał tutaj? - spytał zaskoczony inspektor.
- Chyba tak. Może pokłócił się z matką i ta wyrzuciła go z domu - zastanawiał się Sherlock.
- Albo sam z niego uciekł - dopowiedziała Ann.
- Nie dojdziemy do niczego, gdybając tutaj. Czas odwiedzić panią Elizabeth Frevour. - uśmiechnął się Sherlock.
Taksówka zatrzymała się przy Nassington Road 55. Detektyw wraz ze swoją ,,opiekunką'' wysiedli z pojazdu. Sherlock zapukał do drzwi domu Frevour'ów. Po chwili otworzyła im szczupła, blondwłosa kobieta. Gdyby Ann spotkała ją na ulicy, nigdy w życiu nie powiedziałaby, że kobieta ma 56 lat. Wyglądała na 38.
- Tak?
- Pani Elizabeth Frevour? - odezwał się Sherlock.
- Tak, to ja - odpowiedziała zapłakana.
- Mamy do pani kilka pytań odnośnie pani syna.
- Państwo z policji?
- Można tak powiedzieć.
Pani Frevour zaprowadziła ich do salonu. Wskazała dłonią kanapę, sugerując, by jej goście usiedli na niej. Ann skorzystała z zaproszenia, jednak Sherlock wolał stać. Rozglądał się powoli po pomieszczeniu.
- Więc... Jakie relacje łączyły panią z synem? - brunetka zadała pierwsze pytanie.
- A jakie mogły nas łączyć relacje? Jak matka z dzieckiem. Kochałam go nad życie.
- Czy Ian to jego biologiczny ojciec? - zapytał wprost mężczyzna.
Kobieta na chwilę zaniemówiła bezczelnością i bezpośredniością Holmesa.
- Nie - odpowiedziała powoli. - Ale oboje myślą...myśleli, że tak. Skąd pan to wie?
Sherlock nie odpowiedział.
- Czy pani mąż jest wybuchowy?
- Chyba tak. Czasem zdarza mu się krzyknąć, ale nigdy nie podniósł na nas ręki, jeśli o to panu chodzi. - głos kobiety zadrżał. Ann domyślała się, że kłamie.
- Dobrze, już wszystko wiem. Dziękuję za wizytę. - detektyw skierował się w stronę wyjścia z mieszkania.
- Moje kondolencje. - Wolf uścisnęła dłoń kobiety i podążyła za Holmesem.
- Ian zabił Frevoura - oznajmił Sherlock, gdy tylko opuścili dom Frevour'ów.
- Skąd...
- Nawet ty zauważyłaś, że zadrżał jej głos podczas mówienia o mężu. Mógł się po prostu zdenerwować któregoś dnia na pasierba i zabił go w afekcie. Gdy doszło do niego, co zrobił, postanowił upozorować samobójstwo mężczyzny, aby oczyścić się z zarzutów.
- Ciekawa hipoteza. Masz na to jakieś dowody?
- Ani jednego, ale przypuszczam, że w jakiś sposób dowiedział się prawdy o swoim ,,synu'', bo Scotland Yard ustalił, iż przez ostatnie dwie godziny przesiedział w poczekalni w St. Thomas Hospital. Zakładam, że czeka na wyniki testu na ojcostwo. Będą one za około dwie godziny. Ze szpitala do domu przy odpowiednich warunkach na drodze jedzie się 32 minuty. Jednakże o tej godzinie są duże korki, tak więc droga zajmie mu co najmniej godzinę. Czyli za około trzy godziny dotrze do domu, gdzie będzie chciał zabić swoją żonę.
- CO?! Musimy ją ostrzec!
- Nie, wtedy nasz plan nie wypali. Gdy rozmawiałyście, zamontowałem pluskwę z kamerą i dyktafonem. Wszystko się nagra, a my będziemy mieli dowody jego morderstwa. Dookoła domu obstawimy policję, a sami w odpowiednim momencie wkroczymy do akcji. - Ann trochę przeraziły jego słowa. Nigdy nie brała udziału w żadnej akcji policyjnej, ale wiedziała, że trzeba być bardzo ostrożnym. Zazwyczaj są one dość niebezpieczne, a nieodpowiednio przeprowadzone mogą doprowadzić do śmierci. - Co powiesz na herbatę?
Siedzieli od godziny w przytulnej kawiarni. Wewnątrz unosił się delikatny zapach kawy i herbaty. Sherlock wyglądał przez okno. Jakimś cudem obliczył, że Ian powinien przejeżdżać tą ulicą, więc gdy go zauważy, ruszą za nim do jego domu dając znać policjantom.
Ann sączyła herbatę i przyglądała się uważnie detektywowi. Loki lekko opadały mu na czoło, dodając uroku. Koszula miała odpięte kilka pierwszych guzików, a rękawy były podwinięte. Siedział wyprostowany, przez co wydawał się wyższy. Dziewczyna zauważyła tęskne spojrzenia kelnerki, rzucane w jego stronę oraz mordercze w jej.
Chyba myśli, że jesteśmy na randce.
Ta myśl była tak absurdalna, że aż zabawna. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Nie wyobrażała sobie, siebie razem z Sherlockiem. To raczej nie jej typ, a i ona wydawała mu się obojętna. Polubiła go jednak i chciałaby stać się jego przyjaciółką, lecz mężczyzna nie darzył ją zaufaniem.
- Ile ci zaoferował? - zapytał nagle.
Ann zakrztusiła się herbatą. Sherlock spojrzał na nią z dezaprobatą.
- O co ci chodzi?
Czyżby się domyślił? Ale jak skoro my prawie w ogóle nie rozmawiamy?
- Ile Mycroft ci płaci?
- Skąd ty to wiesz?
- Szpiegujesz mnie? - zignorował jej pytanie.
-Co? Nie - zaprzeczyła.
- Zdajesz mu szczegółowe raporty na mój temat?
- Em...nie?
- Ile ci płaci? - wrócił do początkowego pytania.
- 10 tysięcy na miesiąc - odpowiedziała lekko zawstydzona.
- To sporo. W takim razie płacisz za czynsz. Ja będę kupował jedzenie i produkty codziennego użytku - powiedział i ponownie zamilkł.
Dziewczyna przez kilka sekund patrzyła na niego oszołomiona. Nie był na nią zły. Wręcz przeciwnie, widział korzyści z zaistniałej sytuacji.
- Nie jesteś zły?
- Nie, dlaczego? Mamy pieniądze na czynsz, pani Hudson się odczepi.
Ann tylko pokręciła głową z niedowierzaniem.
Dochodziła godzina 21, czyli planowany czas akcji. Ann i jej ,,podopieczny'', siedzieli w firmowym samochodzie Lestrade'a. Sherlock miał na uszach słuchawki, a przed oczami podgląd z kamery. Brunetka wpatrywała się tępo w okno. Czuła się niezręcznie. Nie lubiła ciszy, miała wrażenie, że ludzie wtedy mają czas, aby nas oceniać. Odwróciła się w stronę Holmesa. Był wpatrzony w ekran. Jego wzrok podążał za Ianem Frevour'em. Patrzył, jak podnosi rękę i uderza swoją żonę. Ann zakryła usta ręką. Brzydzili ją damscy bokserzy. Frevour był prawdopodobnie pod wpływem alkoholu, ale to go nie tłumaczyło.
W pewnej chwili mężczyzna zaczął z jakiegoś powodu, gonić Elizabeth. Widok z kamery urwał się.
- Masz jakiś genialny plan, prawda? - zapytała blada jak ściana Ann.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro