Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

You are sweet.

ROZDZIAŁ XXV

Przyjęcie nie trwało długo, ponieważ John i Mary musieli się zbierać, bo Rosie musiała iść spać, Lestrade miał pracę następnego dnia na dość wczesną porę, a pani Hudson również wolała nie siedzieć do późna. Tak więc o godzinie dwudziestej drugiej salon detektywów całkowicie opustoszał i została tylko ich dwójka.

Ann siedziała w fotelu Sherlocka i sączyła wino. Nigdy się nie zgadzał na to, aby ktoś tam siadał, jednak tym razem, gdy zajęła jego miejsce, jedynie się uśmiechnął. 

Sam Sherlock, zamiast się upijać, grał cicho na skrzypcach. Nie myślał zbytnio nad melodią. Jego myśli krążyły dookoła dziewczyny. Zastanawiał się,  czy może już ją zapytać o porwanie. Nie wiedział jednak, jak ma zacząć temat. Nie chciał, żeby czuła się nieswojo. Jeśli nie chce mówić, to nie zamierzał jej naciskać, ciekawość jednak powoli przejmowała nad nim władzę. Postanowił skupić swoją uwagę na grze jakiejś kolędy. Ann zanuciła cicho, po czym zaczęła śpiewać. Jej głos był przyjemny dla uszu. Był inny niż wszystkie, ale nie był brzydki. Miał w sobie coś takiego, że nie śpiewała po prostu ,,ładnie". Jej głosu aż chciało się słuchać, był interesujący.

Czemu nie słyszałem jej wcześniej? 

Detektyw zaczął rozmyślać nad złożonością barwy jej tonu, przez co pomylił nuty.

- No wiesz co Sherlocku - zaśmiała się. - żeby fałszować podczas grania tak prostego utworu?

- Przepraszam najmocniej. - burknął, przez co dziewczyna zaczęła się głośniej śmiać. Detektyw nie mógł powstrzymać uśmiechu. Odwrócił się do niej tyłem,  żeby nie mogła go rozpraszać i patrząc w dal przez okno, rozpoczął nowy utwór. Był tak zajęty graniem, że nie usłyszał, jak Ann podniosła się z fotela z cichym skrzypieniem mebla. Podeszła do niego i przytuliła się do jego pleców. Z początku wzdrygnął się pod wpływem jej dotyku, bowiem nieczęsto ktoś go obejmował. 

- Jesteś spięty. - zauważyła, stając na palcach, aby złożyć pocałunek na jego szyi. Detektyw przestał grać i odłożył skrzypce. Złapał jej dłonie w swoje, po czym odwrócił się  w jej stronę i przyciągnął ją do swojego torsu. Bez wahania wtuliła się w niego. 

Sherlock poczuł nagle, że nie potrzebuje nic więcej. Ta chwila była tak idealna, że pragnął, aby nigdy nie została przerwana. Trzymał w ramionach najważniejszą osobę w swoim życiu, która go kochała i którą on darzył silnym uczuciem. Czuł się swobodnie w jej towarzystwie i nie chciałby zamienić jej na kogokolwiek innego. Pocałował ją w czubek głowy i zaczął się delikatnie kołysać. 

Poczuł, jak Wolf zaczyna rysować dłońmi kółka na jego plecach. Westchnął i poczochrał jej włosy. Odsunęła się od niego i spojrzała mu ze zdziwieniem w oczy. Cmoknął ją szybko w usta w odpowiedzi.

- No Wolf. Czas spać. Późna już pora. 

Ann obudziła się z krzykiem. Spojrzała na zegarek na szafce nocnej.

3:29. Fantastycznie.

Rozległo się ciche pukanie do drzwi. Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko schowała twarz w dłoniach. Nagle zatęskniła za szpitalem. Była w nim tak naćpana lekami, że praktycznie nic jej się nie śniło, a przynajmniej tego nie pamiętała. Teraz jednak musiała się zmierzyć z własnymi koszmarami, co nie należało do łatwych zadań.

Sherlock wparował do niej do pokoju. Zastał ją skuloną i trzęsącą się na łóżku. Bez chwili namysłu zamknął ją w szczelnym uścisku. Przytuliła twarz do jego klatki piersiowej i rozpłakała się na dobre. Holmes zaczął gładzić ją po plecach, aby chociaż trochę ją uspokoić. Widząc ją w tym stanie, jego serce rozpadało się na miliony części.

- Spokojnie, jestem przy tobie - pocałował ją we włosy. - opowiesz mi, co ci się śniło?

- A jak myślisz - pociągnęła nosem i podniosła głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. - Moriarty. Znowu byłam na tej cholernie zimnej, betonowej posadzce, wykrwawiając się na śmierć. Tak bardzo się bałam Sherlock. 

- Jeśli nie chcesz, to nie musisz mówić. Poczekam, aż będziesz gotowa.

- Teraz jest chyba odpowiedni moment. Nie chcę wdawać się w szczegóły, musisz to zaakceptować. - detektyw pokiwał głową. - Spędziłam tam niecałe trzy dni, jednak dla mnie to trwało wieczność. Nie jadłam prawie nic, jedyne co to suchy chleb i szklanka wody, miało mi to wystarczyć na cały dzień. Byłam słaba, miałam serdecznie dosyć. Inne więźniarki miały gorzej ode mnie. Wydawało się, jakbym pełniła tam główną rolę, a ich życie niezbyt się liczyło. Czułam się z tym paskudnie, że jestem faworyzowana, więc starałam się odgrywać przedstawienia na ich oczach. Dawałam się bić, dzięki czemu one nie dostawały w skórę. Mimo to dalej patrzyły na mnie nienawistnie i gdy wracałyśmy do cel, słyszałam jak wieszają na mnie psy. To było męczące. Oprócz tego, Moriarty lubił przychodzić do mnie późnymi wieczorami.

- On chyba nie... - Sherlockowi nie mogło to nawet przejść przez gardło. Dziewczyna zaprzeczyła szybko, a detektyw odetchnął z ulgą.

- Nie, spokojnie. On tylko przychodził, żeby się pastwić nade mną. Torturował mnie psychicznie. Straszył mnie, że nigdy więcej już cię nie zobaczę. Któregoś dnia powiedział mi, że miałeś wypadek. Nie uwierzyłam mu, jednak gdzieś z tyłu głowy byłam przerażona. Wciąż groził, że coś ci zrobi, a ja nie będę mogła temu w żaden sposób zapobiec. To było straszne. - zatrząsł jej się głos. Detektyw poczekał, aż ochłonie. Wstała nagle i pociągnęła go za rękę. Podniósł się posłusznie i dał się poprowadzić. Weszli do kuchni. Dziewczyna otworzyła lodówkę i wyjęła z niej szkocką. 

Sherlock przypuszczał, że mogła być z czasów, gdy jeszcze mieszkał z Johnem. Wolf otworzyła butelkę i nalała trunek do szklanki. Chciała podać ją mężczyźnie, jednak ten pokręcił głową.

- Te wspomnienia wyzwalają we mnie ludzkie uczucia. A jak wiadomo, człowieczeństwo to stan, który czasem wymaga znieczulenia. - powiedziała, biorąc porządny łyk. Przyjemne palenie w przełyku choć trochę ukoiło jej ból. Odsunęła naczynie od ust i zaczęła przyglądać się jego zdobieniom, obracając nim w ręku.

- Chcesz może powiedzieć coś jeszcze? - zapytał Sherlock, kładąc jej dłoń na policzku. Dziewczyna wtuliła się w nią, uśmiechając delikatnie.

- Chyba tylko to, że powinniśmy przeszukać mieszkanie. Moriarty wspominał o tym, że nas ciągle obserwuje. Ma pewnie gdzieś tutaj jakieś kamery, ale gdyby nie one, nie dowiedziałabym się o twoich uczuciach.

- Co jak to? - zdziwił się Holmes, zabierając rękę z ciała dziewczyny.

- Moriarty powiedział mi, jak się zachowujesz, gdy myślisz, że nie patrzę. - zachichotała, widząc minę Sherlocka.

- A jak się zachowuję?

- Jesteś słodki. - odparła, odkładając szklankę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro