Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Thank God it's Christmas

ROZDZIAŁ XXVI

24 grudnia zawsze był dla Ann dość osobliwym dniem. To właśnie wtedy działy się najdziwniejsze rzeczy, które potem wspominano przy kolacji. A to, że ktoś coś przypalił, a to wylał barszcz na biały dywan. Jednym słowem maskara.

Mimo to Ann lubiła ten dzień. Zawsze korzystała z okazji, żeby się z kogoś pośmiać, a złość innych to idealny temat do żartów.

Jednak Wigilia na Baker Street była wyjątkowo spokojna. Przede wszystkim dlatego, że nie spędzali jej w domu, tylko u rodziców Holmesa. Mieli być na kolacji i nocować u nich, a wrócić dopiero następnego dnia rano.

Chwilę przed wyjściem z domu, Wolf siedziała ubrana na kanapie, wyłamując ze zdenerwowania palce. Nie chciała tego okazywać, ale wizja wizyty u państwa Holmes bardzo ją stresowała.

- Hej spokojnie, moi rodzice nie są tacy jak ja - zaśmiał się Sherlock, całując ją w policzek. - Są gorsi. -zachichotał.

Ann pobladła lekko. Wstała z kanapy i udała się wraz z mężczyzną do taksówki.

Pierwsze co zauważyła, wysiadając, to śliczny, schludny domek.

Dobra dedukuj. Dom jest porządny, a więc i jego właściciele są zorganizowani. Sherlock jest w takim razie czarną owcą w rodzinie. Dobrze spokojnie, dasz radę coś jeszcze wymyślić.

Złapała detektywa nerwowo za rękę.Holmes ścisnął ją delikatnie, aby ją uspokoić. Zapukali do drzwi i poczekali, aż pani domu im otworzy.

W drzwiach niemal natychmiast pojawiła się mama Sherlocka. Staruszka zauważyła najpierw swojego syna, lecz gdy Ann wyłoniła się zza jego pleców, a kobieta dostrzegła ich splecione dłonie, na jej usta wpłynął ogromny uśmiech. Ucałowała ją w oba policzki. Ann odwzajemniła uśmiech i dała się poprowadzić kobiecie w stronę kuchni.

Holmes wszedł za nimi do mieszkania. Zabrał od Ann płaszcz i uśmiechając się krzywo, poszedł w stronę ojca i brata siedzących przy kominku.

- Masz? - mruknął do brata.

- Tak, ale nie dla ciebie. - warknął Mycroft. Sherlock domyślił się, że brat wciąż ma mu za złe, to włamanie.

- Jak tam twoja dieta? - zapytał złośliwie.

- O właśnie, Mycroft ile ostatnio zrzuciłeś? - zaciekawił się Timothy Holmes. Sherlock tylko zachichotał i spojrzał na brata, który mierzył go nienawistnym spojrzeniem.

Tymczasem Ann siedziała w kuchni i popijała kawę, zrobioną przez panią Holmes. Kobieta krzątała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu, jak to powiedziała, tego rondelka. Dziewczyna chciała jej pomóc, jednak Wanda Holmes kategorycznie jej zabroniła.

Staruszka była naprawdę kochaną osobą. Ann od razu ją polubiła, a fakt, że i ona przypadła kobiecie do gustu, napawał ją dumą. Nie miała pojęcia, po kim mężczyźni stali się tak chłodni wobec innych, ale była pewna, że na pewno nie wdali się w matkę.

Gdy tylko weszły do kuchni, pani Holmes od razu nastawiła wodę na kawę. Zlustrowała Ann od góry do dołu, stwierdzając z zadowoleniem, że jest śliczna i jej syn ma dobry gust. Spodobały jej się także maniery dziewczyny i chęć do pomocy, czego nie mogła powiedzieć o swoich synach i ich ojcu.

- Ann kochanie, powiedz mi, skąd jesteś? - zapytała, mieszając coś w garnku.

- Jestem z Bath.

- Ojej, to strasznie daleko od Londynu. Powiedz skarbie, co cię tutaj przywiało? - zaśmiała się.

- Pewne komplikacje rodzinne i chęć zmiany. Miałam dość mojego otoczenia, było dosyć toksyczne, więc któregoś dnia spakowałam się i wyszłam, nie mówiąc nic nikomu. Ciągnęło mnie do Londynu, od kiedy pamiętam, toteż postanowiłam tu zamieszkać. Poznałam Holmesów i zamieszkałam z Sherlockiem. - ostatnie zdanie wywołało lekki uśmiech na jej twarzy, który błyskawicznie dostrzegła kobieta.

- Mówię ci, dawno nie widziałam Sherloczka takiego szczęśliwego. Chyba mi go zaczarowałaś. - pogroziła jej palcem.

- Haha, też mnie o to podejrzewa.

Niedługo później rozpoczęła się kolacja i wszyscy zasiedli przy stole. Sherlock z ochotą opowiadał rodzicom najnowsze sprawy. Jego gadatliwość i otwartość zaskoczyła Ann, jednak w pozytywny sposób. Rozumiała, że wśród swoich zawsze czujemy się swobodnie i chcemy im opowiedzieć co się u nas ciekawego dzieje.

Nagle coś posmyrało ją w nogę. Podskoczyła z piskiem na krześle. Pan Holmes roześmiał się głośno, biorąc na ręce puchatego, grubego kota. Był rudy i miał tylko jedno oko. Łypnął ślepiem na Ann, fukając na nią cicho.

- Przestań Rudolfie. Takie zachowanie nie przystoi przy stole, w obecności dwóch znakomitych dam. - napomniał kota Timothy. Zwierzę spuściło łebek i ułożyło wygodnie na kolanach mężczyzny, mrucząc cicho.

Ogień wesoło trzaskał w kominku, wypełniając chwilową ciszę przy stole. Słychać było jedynie dźwięki sztućców, uderzających o talerze i ciche pochrapywanie kota.

- Skarbie - zwróciła się Wanda do Ann. - nie wiedziałam, że przyjedziesz. Oczywiście nie jest to dla mnie problemem i jedzenia też wystarczyło, bo nie jesz zbyt wiele - kobieta pokręciła zmartwiona głową. - jednak przyszykowałam, tylko jedną sypialnię.

- Mogę spać na kanapie. - zaproponował szybko Sherlock.

- Nie, no coś ty. Nie wygłupiaj się. Jestem gościem w waszym domu, nie mam prawa się rządzić. Jeśli Sherlockowi to nie przeszkadza, możemy spać razem. - zaczerwieniła się lekko.

- No jasne, że nie. - posłał w jej stronę łobuzerski uśmiech. Dziewczyna przykryła policzki włosami, aby zakryć rumieńce.

- Mówię ci, będą z tego wnuki. - mruknął Timothy do żony.

Mycroft odkaszlnął, aby zwrócić na siebie uwagę rodziców.

- Jak już mówiłem, ostatnie akcje poszły w górę...



Zaraz po kolacji Mycroft udał się na spoczynek, twierdząc, że musi wcześnie wstać do pracy. Ann podejrzewała, iż między braćmi doszło do jakiegoś sporu i postanowiła wypytać później Sherlocka.

Rozmawiali jeszcze z państwem Holmes o wielu rzeczach. Pani Holmes chciała dowiedzieć się jak najwięcej o dziewczynie, a pan Holmes starał się uspokoić żonę, aby nie narobiła im wstydu. Dziewczynę bardzo bawiła ta sytuacja, natomiast Sherlock miał ochotę zapaść się pod ziemię.

- Muszę wyjść się przewietrzyć. - szepnął, wstając. Podszedł do wieszaka, włożył płaszcz i wyszedł.

Pani Holmes zaczęła ją zasypywać pytaniami, co zaczęło męczyć dziewczynę. Było to zabawniejsze, gdy Sherlock siedzący obok niej się irytował, a teraz bez niego, ta zabawa straciła urok.

- Wie pani co, Sherlock nie wziął szalika - powiedziała, podnosząc się szybko z fotela. - pójdę i go okryję, bo się jeszcze biedaczek rozchoruje.

Dobiegło ją ciche szczebiotanie Wandy i mniej wesołe pomruki Timothy'ego.

Chyba w niego wdali się synowie. - Ann zaśmiała się do własnych myśli.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro