Mommy is working.
ROZDZIAŁ XXXVII
- I jak? Lepiej się już czujesz? - Sherlock otworzył okno i spojrzał na skuloną na łóżku dziewczynę.
- A wyglądam, jakbym się dobrze czuła baranie? - warknęła i przekręciła się na drugi bok, przez co detektyw widział teraz jej plecy. Uśmiechnął się pod nosem i podszedł do niej.
- Jeśli chodzi o tę sprawę, to była wyjątkowo nudna, więc oszczędzę ci rozczarowania. Odpocznij, a ja poszperam jeszcze odnośnie tych zaginionych kobiet.
- Wciąż nie odnaleziono wszystkich? - zmartwiła się Ann.
- Niestety. - mruknął i pocałował ją w policzek. Zmarszczył brwi i przyłożył rękę do jej czoła.
- Masz podwyższoną temperaturę ciała o około trzy stopnie.
- Wiem, wzięłam już coś przeciwgorączkowego - odpowiedziała i ziewnęła donośnie. - No wynoś się stąd, bo cię zarażę.
- Martwisz się o mnie? - posłał w jej stronę złośliwy uśmieszek.
- Raczej ci grożę.
- O wstało nasze kochanie. - rzucił zgryźliwie Sherlock, gdy Ann weszła do salonu następnego ranka. Odpowiedziała mu środkowym palcem i zaczęła parzyć herbatę. Dalej chciało jej się wymiotować, ale musiała to zignorować, bo miała na głowie ważniejsze sprawy niż chorowanie. Trzeba jakoś wyciągnąć jej przygłupią matkę z mafii. Dalej załamywała ręce nad jej bezmyślnością, ale nie mogła dać tego po sobie poznać w obecności detektywa.
- Jakaś nowa sprawa? - zapytała, odwracając się w stronę blatu.
- Jak na razie cisza, ale Lestrade mówił, że Scotland Yard skontaktował się z jakimś innym posterunkiem. Mają zamiar połączyć siły i rozpracować ogromny kartel narkotykowy. Nie chciał mi nic powiedzieć, bo to ,,zbyt niebezpieczne" . Też mi coś.
Dobra Ann, spokojnie. Na terenie Anglii na pewno jest więcej gangów i nie chodzi o ten, w którym znalazła się twoja matka.
- No ale na szczęście wykradłem mu akta tej sprawy. Hej posłuchaj tego. Gość nosi kryptonim ,,Święty" , ponieważ za każdym razem, gdy kogoś zabije, zostawia wycięty werset z Biblii.
Ann odetchnęła z ulgą. Przełożonego jej matki nazywano ,, Mańkutem", więc te dwie sprawy raczej nie są ze sobą połączone.
- Muszę zadzwonić do mamy. - mruknęła i zabrała herbatę do pokoju.
Sherlock nic nie odpowiedział, nawet nie podniósł wzroku znad papierów, więc Ann uznała, że może bezpiecznie wykonać telefon, nie bojąc się o to, że mężczyzna podsłucha jej rozmowę.
- Halo? - odezwała się Eleanor.
- Dobra pierwsze co polecam ci zrobić i mówię tutaj jako twój prawnik, a nie córka, masz powiadomić ofiarę, że jest zagrożony.
- Już to zrobiłam.
Dobra, nie jest jednak taka tępa.
- Okay. Dla niego nie zrobisz już nic więcej. Idź do taty i powiedz, że jesteś głupia i masz zatargi z mafią i że on także jest w niebezpieczeństwie.
- Grzeczniej się do matki odzywaj. - warknęła.
- Jak zaczniesz się zachowywać jak ona, to będę - odrzekła. - odezwę się znowu, jak znajdę wam bezpieczny lokal. - rozłączyła się, zanim mama zdążyła cokolwiek dodać.
Sherlock bacznie obserwował swoją asystentkę. Zachowywała się dziwnie, wręcz podejrzanie. Nie lubił, gdy miała przed nim jakieś tajemnice, a działo się to nad wyraz często. Postanowił, się dowiedzieć jak najszybciej co ją trapi. Chciał jej jakoś pomóc. W dalszym ciągu zaskakiwało go jego zainteresowanie tą osobą. Zdecydowanie była jego ulubionym człowiekiem.
Siedział właśnie nad zlewką i analizował jakiś eksperyment z Internetu, mający na celu, przyspieszenie oraz dokładniejsze wykrycie krwi, potraktowanej wybielaczem. Jak na razie wynalazł kilka sposobów, którymi chętnie dzielił się z tumanami ze Scotland Yardu.
Wlał jakąś ciecz do powstałej substancji, gdy nagle jej poziom, zaczął się niebezpiecznie podnosić. Wstał gwałtownie, przewracając krzesło. Otworzył okno i wyrzucił przez nie zlewkę. Pech chciał, że trafił na grządki z pomidorami pani Hudson. Rośliny zajęły się kwasem i po chwili po pomidorach nie było śladu, a z ziemi wystawały jedynie sczerniałe badyle.
Wzruszył ramionami i zamknął okno. Nagle rozległ się pisk pani Hudson, co wywołało na jego twarzy uśmiech. Schował się szybko w łazience, gdyż słyszał jak kobieta z wręcz nieprawdopodobną zręcznością, jak na jej wiek, wbiega po schodach. Zamknął się od środka i oparł dłonie na drzwiach. Odwrócił się i zobaczył wymiotującą Ann z telefonem w ręku.
Odwróciła się w jego stronę, jednak szybko ponownie pochyliła się nad ubikacją i ponownie zwróciła sporą część pożywienia. Oparła się o ścianę i otarła usta wierzchem dłoni.
Sherlock przykucnął przy niej zaniepokojony i położył dłoń na jej policzku. Nagle poczuł, jak coś łaskocze go w palce. Zerknął na jej twarz. Z jej nosa zaczęła lecieć krew.
- Cholera jasna. - mruknęła, strząsając jego dłoń. Poszperała w kosmetyczce i wyjęła tampona. Wsadziła go szybko w dziurkę od nosa, aby zatrzymać krwotok. - Lubiłam tę koszulę. - spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
- Wymiotujesz, masz gorączkę, leci ci krew z nosa, a ty się martwisz o ubrudzone ubrania? - pokręcił głową z rezygnacją. - Jesteś niemożliwa. Powinnaś odpoczywać.
- Daj spokój, to nic takiego. - odparła i umyła ręce i twarz. Krwawienie ustało, więc mogła już spokojnie wyjąć ,, opatrunek".
- Powinnaś iść z tym do lekarza.
- Jeśli nie poprawi się do poniedziałku, to pójdę. A teraz wybacz, ale muszę zadzwonić. Idź, pobaw się w małego chemika czy coś. Mama pracuje. - ścisnęła go za policzek, przez co detektyw zmarszczył brwi z zażenowania. Dziewczyna zachichotała, wspięła się na palce i musnęła ustami jego policzek.
W mediach ,,Mańkut".
_pestka_
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro