I wanna ask you same question.
ROZDZIAŁ XXX
- Sherlock? - Ann zaspana weszła do sypialni detektywa. Postanowiła sprawdzić, co u niego. Nie wychodził od dłuższego czasu ze swojego pokoju i zaczęła się martwić. - Przyniosłam ci herbatę - postawiła filiżankę na stoliczku. - Czemu siedzisz tutaj sam?
Sherlock nie odpowiedział, tylko bacznie się jej przyglądał. Po pewnym czasie Wolf poczuła się nieswojo. Mężczyzna to wyczuł i zrozumiał, że wreszcie nadszedł czas na zadanie tego pytania.
- Opowiedz mi coś o swojej rodzinie. - Ann znieruchomiała. Zerknęła na niego i szybko odwróciła wzrok.
- Po co?
- Po co? Hm, no nie wiem. Może po to, żebym wiedział o tobie cokolwiek? - lekko podniósł głos. - Sądzę, że mam prawo wiedzieć, szczególnie iż ty nie dość, że wiesz co nie co o mojej, to na dodatek ją poznałaś. Natomiast ja nie wiem nic. - wstał gwałtownie. Detektyw był wyraźnie wzburzony, co zaniepokoiło dziewczynę.
Dlaczego jest taki dociekliwy? I czemu nagle tak bardzo zainteresowała go kwestia mojej rodziny?
- Wiesz, jak się z tym czuję? Gdy ty, wiesz o mnie praktycznie wszystko, a ja znam tylko twoje imię i nazwisko oraz wiek? Nie wiem, czy masz rodzeństwo, czy miałaś problemy w szkole. Nie opowiadasz o swoich przyjaciółkach, a czasem wisisz godzinami na telefonie. Wiem tylko tyle, ile pozwalasz mi wiedzieć, ale ja chcę więcej. Zależy mi na tobie i uważam, że mam prawo znać twoją historię. - ostatnie zadanie wyszeptał, łapiąc ją za dłoń.
- Czemu tak nagle?
- Hę?
- Czemu tak nagle cię to interesuje. Skąd ta ciekawość? Musiałeś mieć jakiś bodziec zewnętrzny, gdyż sam, nigdy nie zajmujesz się czymś bez wyraźnej przyczyny. Co więc zmieniło się teraz? Ile moich rozmów, tym razem podsłuchałeś, co? Może uszanujesz wreszcie moją prywatność? - wyszarpała dłoń z jego ręki.
- Ann - mruknął w jej stronę. - Ann. Ann spójrz na mnie do cholery! - podniosła głowę i obrzuciła go zadziornym spojrzeniem. - Nie kłóćmy się, proszę. Dlaczego tak bardzo nie chcesz mi powiedzieć? Bo co, uznam cię za dziwaczkę? Hej, sypiasz z wysoko funkcjonującym socjopatą, który trzyma losowe części ludzkiego ciała w lodówce i wypił łyka herbaty z gałką oczną. Nie ma nikogo dziwniejszego ode mnie, a jednak ze mną zostałaś. Sądzę, że skoro jest mi dobrze z samym sobą, to i z tobą wytrzymam. - uśmiechnął się do niej.
- Okay - powiedziała po chwili milczenia. - Po takiej przemowie, chyba byś mnie zabił, gdybym nic ci nie powiedziała - zachichotała. - No dobrze. Jak wolisz. Zaczęło się, gdy miałam sześć lat...
- Jesteś pewna, że chcesz jechać tam sama? - spytał Sherlock następnego dnia. Długo dyskutowali, o tym, co Ann powinna zrobić. Detektyw zmusił ją do pojechania, a i Wolf nie mogła mu się długo opierać, ponieważ miał zadziwiająco dobre argumenty, jak na osobę pochodzącą ze względnie normalnej rodziny.
- Tak. Muszę się z tym uporać sama. - westchnęła, zawiązując szalik. - Przenocuję u Charlotte te kilka dni, w ciągu których postaram się spotkać z rodzicami. Wrócę za około tydzień. - pocałowała go w policzek i przytuliła na pożegnanie.
- No dobrze. Jakby się coś działo, to dzwoń, czy coś.
Potaknęła głową i wyszła z kamienicy. Holmes wyglądał jeszcze chwilę przez okno, podążając wzrokiem za oddalającą się taksówką.
Ann wysiadła na dworcu King's Cross. Uśmiechnęła się na myśl, że gdyby miała jakiekolwiek moce, pierwszego września wbiegałaby na peron 9 i 3/4. Mimo że miała 27 lat, wciąż uwielbiała Harry'ego Pottera i nie mogła przeżyć tego, że jest mugolem.
Wsiadła do pociągu, który zmierzał w stronę jej rodzinnego miasta. Założyła słuchawki i włączyła losową piosenkę.
- Show must go on. Kto by pomyślał. - zaśmiała się. - Zadziwiająco pasuje.
Nie miała pojęcia, jak Freddie Mercury to robił, ale nie ważne, jaką jego piosenkę puściła, zawsze odnosiła się w jakiś sposób do jej życia. Lubiła zdecydowaną większość jego piosenek. Były niesamowite i zawsze podnosiły ją na duchu lub zmuszały do refleksji, wywierały jakieś wrażenie.
Wsłuchała się w głos wokalisty Queen i oparła się o szybę. Nawet nie zauważyła, kiedy zamknęły jej się oczy.
Obudziła się 10 kilometrów od Bath.
Uff, byłoby ciekawie, gdybym przespała moją stację.
Zdjęła walizkę z półki. Postanowiła wysiąść kilka stacji wcześniej i przejść się do Charlotte. Miała przyjechać po nią, gdy ta zadzwoni, jednak postanowiła zrobić jej niespodziankę. Odczekała chwilę i skierowała się w stronę wyjścia.
Wyskoczyła z pociągu. Nie lubiła tych starych gruchotów. Przepastna przestrzeń między stopniami, a peronem wydawała jej się ogromna. Wiedziała, że jest to absurdalny lęk, ale jednak bała się tej przepaści.
Szła dróżkami wsi pod Bath, gdzie mieszkała jej przyjaciółka. Idąc tymi ścieżkami, przypominały jej się wszystkie przygody, które przeżyli, będąc dziećmi. Z utęsknieniem wspominała czasy bez zmartwień, gdy jeszcze wszystko było w porządku. Gdy nikt nie został porwany, nikt nie był z nikim skłócony. Gdy jedynym problemem było znalezienie randki na imprezę.
Kiedy to wszystko się tak pokomplikowało?
Doszła do małego domku z jasnymi, brązowymi drzwiami. W rosnącym dokoła ogródku piętrzyły się kwiaty i krzewy owocowe. Charlotte wprowadziła się do domu swojej babci, zaraz po studiach. Kobieta zmarła na raka płuc. Dziewczyna ciężko to zniosła, bo staruszka była dla niej bardzo ważna.
Zastukała kołatką i postawiła walizkę na ganku. Otworzył Jake, jej starszy kuzyn.
- Ann? Co ty tutaj robisz? - zapytał zaskoczony.
- O to samo miałam zapytać ciebie. - odpowiedziała zdezorientowana.
Hejka :3
Mam do was ogromną prośbę. Widzę, że już sporo was się tu zebrało i naprawdę cieszę się, że ktoś czyta moje wypociny.
Zebrała się was tutaj już niemała gromadka, więc mam do was prośbę. Zostawiajcie coś po sobie. Dla was, to dosłownie chwila, a ja cieszę się jak głupia z każdej gwiazdki.
No, to tyle z żebrania o gwiazdki :3
Dobranoc robaczki <3
_pestka_
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro