Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Date day.

ROZDZIAŁ VIII

Sherlock wstał z mieszanymi uczuciami. Nie czuł do dziewczyny nic. To pewne, ale jednak było coś w tym spotkaniu, co go niepokoiło. Twierdził, że uczucia nie są nikomu potrzebne. Wyzbył się ich już dawno, zastępując je obsesyjnym rozwiązywaniem zagadek. Jednak teraz było inaczej. Na myśl o tym, że spędzi z nią czas w całkiem przyjemny sposób, odczuwał łaskotanie w jamie brzusznej. Pani Hudson zidentyfikowała to jako ,,motyle w brzuchu". Sherlock nie mógł znaleźć bardziej profesjonalnej nazwy, więc to potoczne stwierdzenie musiało mu wystarczyć.

Zaczęły przez jego głowę przelatywać jedne z durniejszych myśli, typowe dla zakochanych nastolatek, którymi szczerze gardził.
Po kilku chwilach idiotycznych rozmyślań stwierdził, iż czas najwyższy wziąć się w garść i zacząć się szykować. Umówiona godzina zbliżała się nieubłaganie, a Sherlock wciąż siedział w szlafroku. Był to jeden z tych dni, gdy potrafił w nim przesiedzieć cały dzień i nikt nie mógł nic na to poradzić.

Tymczasem Ann gorączkowo zastanawiała się, co powinna założyć. Nie chciała wyglądać zbyt ładnie, gdyż mogłoby to być podejrzane, lecz także nie miała zamiaru wyglądać źle. Chciała się trochę zabawić jego kosztem. Zawsze podobała jej się adoracja ze strony mężczyzn. Lubiła być przez nich pożądana, jednak nigdy nie dawała się ujarzmić. Lubiła być w centrum ich zainteresowania i udawała, że nie widzi ich lubieżnych spojrzeń.

Po kilku minutach rozmyślań nad kreacją na wieczór spojrzała na zegarek. Miała pół godziny do niby-randki. Stwierdziła, że włoży błękitną sukienkę na ramiączkach, lekko rozkloszowaną wzdłuż tali. Włosy postanowiła delikatnie zakręcić i upiąć wsuwką na lewym boku. Pomalowała się delikatnie i dziewczęco, co dodało jej niesamowitego uroku. Ponownie spojrzała na zegar. Jej przygotowania zajęły dwadzieścia pięć minut. Pozostałe pięć postanowiła przeznaczyć na uprzątnięcie powstałego bałaganu.

Punktualnie o osiemnastej do jej drzwi zapukał Sherlock. Spojrzał na nią przelotnie. Nie mogła odgadnąć, czy jej ubiór przypadł mu do gustu. Mężczyzna nic nie odpowiedział, tylko wyciągnął w jej stronę dłoń. Poczuła się dziwnie, bo to w końcu Sherlock. Nie potrafiła tego wytłumaczyć. W jej głowie odbywała się właśnie ogromna bitwa myśli. Z jednej strony był to tylko jej przyjaciel i nie widziała się w związku z nim, ale trzymając jego dłoń nie czuła by było to coś dziwnego, czy też niecodziennego. Jej rozmyślania nie trwały długo, gdyż Holmes delikatnie musnął jej dłoń ustami, odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wyjścia.

- No, dalej. Pospiesz się. Taksówka na nas czeka. - poganiał ją. Nie była w stanie racjonalnie wytłumaczyć tego, co się właśnie wydarzyło. To zachowanie w zupełności nie przypominało Sherolcka. Nie chciała tego przyznać sama przed sobą, ale bardzo jej się ono spodobało.

Siedząc w taksówce, nie odezwali się do siebie ani słowem. W końcu jednak detektyw przerwał panującą ciszę.

- No dobrze. Co teraz.

- W sensie? - zapytała wyrwana z zamyślenia Ann. - A tak. Racja. Jak na razie idzie ci bardzo dobrze. Wydajesz się tajemniczy, intrygujący, kobiety to lubią. - zaczerwieniła się lekko mówiąc to, lecz zauważyła, że i na twarzy detektywa pojawił się delikatny, prawie niewidoczny rumieniec. Dodało jej to odwagi. - Jednakże musisz okazywać swojemu obiektowi uczuć, trochę więcej uwagi i sympatii. Wtedy w domu wydałeś mi się oschły. Niejedna kobieta po tak chłodnym przywitaniu, odeszłaby nie odwracając się za siebie.

- Jednak ty zostałaś. - zauważył detektyw. - Nie upomniałaś mnie wtedy. Spodobało ci się to? - dociekał. Już miała coś odpowiedzieć, jednak dobiegł ich cichy chichot zza kierownicy. Zapomnieli zasunąć szybki, a kierowca taksówki najwyraźniej dobrze się bawił, słuchając ich rozmowy. Sherlock z trzaskiem odgrodził ich od mężczyzny, który tylko zaczął śmiać się głośniej.

Ann nawet pasował ten obrót sytuacji, ponieważ Sherlock nie zapytał już o nic więcej podczas ich podróży.



Dojechali do przytulnej restauracji. W środku Sherlock pomógł Ann zdjąć płaszcz, odsunął jej krzesło i podał kartę dań. Dziewczyna była zszokowana zachowaniem przyjaciela, lecz nie komentowała go. Spojrzała dyskretnie na niego. Jego naturalne loki były dzisiaj w wyjątkowym nieładzie, jednak prezentowały się dobrze. Jeden z nich bezczelnie opadał mu na oczy, pomimo ciągłego odgarniania go przez mężczyznę. Jego rysy twarzy w tym świetle wydawały się ostrzejsze. Dziewczyna ze zdumieniem zaczęła zauważać w nim te wszystkie cechy, które przyciągały do niego kobiety.

- Na co masz ochotę? - zapytał nie podnosząc oczu znad karty dań. Dopiero gdy nic nie odpowiedziała zerknął na nią. - Tak wiem, że jestem niesamowicie przystojny, jednak wolałbym, gdybyś opanowała swój ślinotok i mi powiedziała co mam zamówić. - uśmiechnął się chytrze.

- Ugh. Jak zwykle skromny. - mruknęła. - Może numer 7?

Sherlock pomachał przyjaźnie do kelnera i złożył zamówienie. Ann z dumą zauważyła, iż mężczyzna zachował się kulturalnie, nie pstrykając na niego.

Kolejny punkt dla niego. - pomyślała z uśmiechem.

Podczas czekania na posiłek, jak i w jego trakcie sporo rozmawiali. Pomimo ich zaledwie kilkumiesięcznej znajomości, miała wrażenie, że zna go od zawsze. Był nieziemsko elokwentny, inteligentny, oraz czarujący. Co chwilę wybuchali śmiechem lub dzielili się swoimi zabawnymi przeżyciami. Mówiąc wprost, bawili się ze sobą doskonale. Rozumieli się bez słów i aż dziwne, że dopiero teraz zaczęli naprawdę się dogadywać.

Po kolacji stwierdzili, że wrócą do domu na piechotę. Londyn nocą wygląda wyjątkowo cudnie, a nie mieli aż tak daleko do domu. Idąc wstąpili po jakieś dobre wino. Kupili dwie butelki, każdy dla siebie, ponieważ nie mogli dojść do porozumienia.

Pili je prosto z butelek idąc wesoło ulicą. W pewnym momencie Sherlock chwycił jej dłoń. Ann spojrzała na niego zdezorientowana.

- Spójrz. - detektyw wskazał na panoramę miasta. Stali akurat na moście, więc widok był przepiękny.

- Taak. Londyn nocą to zupełnie coś innego niż w dzień. Nie jest interesujący i przytulny, tylko tajemniczy, romantyczny. W tym mieście zdecydowanie można się zakochać. Niby miasto, to nie tylko kupa kamieni, a ludzie którzy je tworzą, ale jednak uważam, że Londyn poradziłby sobie bez naszej ingerencji. - zamyśliła się.

- Zgadzam się. - detektyw uśmiechnął się delikatnie.

Jednak nie jest taka głupia jak myślałem. Jest w niej coś szczególnego co przyciąga mnie do niej i nie pozwala odejść.

Przez resztę spaceru szli w przyjemnej ciszy. Wciąż trzymali się za ręce, ponieważ Sherlock upierał się, że na prawdziwej randce ludzie tak robią, a Ann nie protestowała. Gdy zbliżali się do Baker Street byli już mocno wstawieni (nawet Sherlock, którego genialny umysł trzeba o wiele mocniej otumanić niż każdy inny). W zasadzie wszystko było zabawne. Wchodzenie po schodach do ich mieszkania wydawało się wspinaczką górską, jednak i to sprawiało im sporo frajdy. Kiedy już każde z nich miało pójść do swoich pokoi Ann spojrzała Sherlockowi w oczy. Nie bardzo wiedziała, czy to jej uczucia, czy też ilość wypitego alkoholu, lecz miała nieodpartą ochotę pocałować mężczyznę.

Ann, ogarnij się jesteś pijana jak bela.

Sherlock przyglądał się asystentce z zaciekawieniem. Obserwował każdy jej ruch.

A co gdybym ją pocałował? Co by wtedy zrobiła? Przecież nie łamię żadnych zasad między nami, mogę powiedzieć, że to w ramach eksperymentu.

Wzrok mężczyzny mimowolnie opadł na różane usta Ann. Dziewczyna pochyliła głowę i schowała wypadający kosmyk włosów za ucho. Wszystko wydawało się jakby trwać wieczność. Nie był do końca pewny co zamierza zrobić, ani jakie będą tego konsekwencje. Jednego jednak był pewny. Musiał to zrobić.

Ann patrzyła na niego zamglonym wzrokiem. Ich twarze były na razie jeszcze w dużej odległości od siebie. Panowała dziwna atmosfera między nimi. Przełknęła ślinę i podniosła głowę. Jej wzrok napotkał parę cudownie niebieskich oczu. Wpatrywali się w siebie nawzajem przez dłuższą chwilę. Napięcie rosło z sekundy na sekundę. Wolf zaczęła ciężej oddychać. Stwierdziła, że nie wytrzyma tego dłużej.

Chrzanić to. Najwyżej zwalę to na wino.

Stanęła na palcach i delikatnie musnęła ustami usta Sherlocka. Mężczyzna nie poruszył się. Bał się ją spłoszyć. Powoli odsunęła się od niego.

- Em... To ja już pójdę do mojego-.

Nie zdążyła dokończyć, ponieważ Holmes ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją. Początkowo powoli i delikatnie, jednak z czasem ich pocałunki stawały się namiętne, pełne pasji. Oderwali się od siebie po dłuższej chwili, oboje zaczerwienieni, łapiąc oddech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro