Call me when you get over it.
ROZDZIAŁ XXXIV
- Jaki jest w łóżku? - zapytała Charlotte, gdy Ann wróciła od ojca.
- Mój ojciec? - zdziwiła się Wolf.
- Sherlock cymbale. - Charlotte załamała ręce.
- Skąd wiesz, że my...
- Ann. Znam cię. Jesteś doskonałym przykładem mojego powiedzonka : Niezłe ruchanie, to lepsze spanie. Od pewnej nocy przestałaś dzwonić, żebym cię uspokoiła przed snem. Mogłam to tłumaczyć na wiele sposobów, jednak w momencie, gdy przestałaś narzekać na Holmesa, zrozumiałam, że musicie ze sobą sypiać. Ponawiam więc moje pytanie. Jaki jest w łóżku?
To nie było wygodne pytanie. Musiałaby odpowiedzieć na nie z pikantnymi szczegółami, które tak bardzo uwielbiała jej przyjaciółka, a o których Ann wolała nie mówić.
- Jest... dobry. - powiedziała w końcu. Charlotte spojrzała na nią i uniosła brew. Wolf oblała się rumieńcem.
- Ohohoh - zaśmiała się Charl. - Czyli jest boski. To musi być demon seksu. Jest przystojny jak diabli, a o jego kości policzkowe, to się chyba można skaleczyć - zagwizdała. - Jak to jest chodzić z celebrytą?
- Nie jest jakiś bardzo popularny. Właściwie, to nie odczuwam jego sławy prawie wcale. Tylko raz dostałam liścik z pogróżkami od jakiejś napalonej fanki, ale to zignorowałam - zamilkła na chwilę - Naprawdę, to jest twoje pierwsze pytanie po moim powrocie?
- Musiałam wybadać twój humor. Masz dobry, bo na mnie nie warknęłaś, tylko odpowiedziałaś spokojnie, a więc rozmowa przebiegła pomyślnie. - uśmiechnęła się do Ann.
- No tak. Zapomniałam, że studiowałaś psychologię. - mruknęła, wstawiając wodę na kawę.
- Nie za późno na kawę? - przyczepiła się. Ann wzruszyła ramionami. Nagle przypomniał jej się zakład, który wygrała z Sherlockiem. Wydawał się być wieki temu. Postanowiła zadzwonić do detektywa. Wzięła kawę i poszła na taras. Usiadła na kafelkach i wystukała jego numer.
- Ann?
- Hej, masz chwilę?
- Nie bardzo, ale dla ciebie zawsze. Jak tam? - rzucił przesłodzonym głosem, po czym dodał. - Byłaś u ojca?
- Tak. Pogodziliśmy się.
- To super! - nagle dobiegł ją skrzek mewy.
- Gdzie jesteś? - zapytała.
- W podróży, gonię za Mary. Dowiedziała się, że ten gość z A.G.R.Y chce ją zabić, więc postanowiła odciągnąć go od nas. Jest to misja samobójcza, dlatego pojechaliśmy za nią.
- My?
- Ja i John.
- Rosie z panią Hudson?
- Dokładnie.
Nastała cisza. Zaczęła wsłuchiwać się w oddech Holmesa. Tak bardzo chciała być teraz przy nim.
- No nic - mruknęła. - Uważaj na siebie i wróć w jednym kawałku.
- Zawsze to robię. - rozłączył się. Ann dopiła kawę i weszła do mieszkania.
Następnego dnia miała spotkać się z mamą. Nie obawiała się za bardzo tej wizyty. Mama była do niej podobna w wielu rzeczach, między innymi w naiwnej wierze w ludzi i żałosnym wybaczaniu wszystkiego. Nie martwiła się, że kobieta ją odtrąci, bo to po prostu nie wchodziło w grę. Jak zakładała, tak się stało. Z początku było trochę niezręcznie, jednak gdy się rozkręciły, nie mogły przestać rozmawiać i Ann postanowiła zostać na noc u matki. Napisała do Charlotte, że nocuje u Eleanor, żeby się nie martwiła.
- Lampka wina? - zapytała mama z kuchni.
- No nie wiem, możesz?
- Daj spokój, jedna mi nie zaszkodzi. - kobieta machnęła ręką i zaczęła nalewać napój do kieliszków.
Kilka lampek później rozmowa zboczyła na dość osobliwe tematy. Obie miały, to do siebie, że nie poruszały zwykłych, codziennych przyziemnych spraw. Jeśli już musiały, to przyprawiały je żartem, aby rzeczywistość nie wydała się tak nudna i przygnębiająca.
- W ogóle, to niezłą masz chatę. - czknęła Ann. Zaśmiały się z tego, jak głupie.
- A no mam. - odrzekła, uśmiechając się tajemniczo. - Nowa praca, lepsze pieniądze.
Dziewczyna pokiwała głową.
- No dobra. Późno już, położę się. - Wolf wstała chwiejnie i skierowała się w stronę swojego tymczasowego pokoju. Otworzyła drzwi i opadła na łóżko.
No nie mogę iść spać bez wzięcia prysznica.
Wstała ociężale. Na drodze do łazienki, minęła pokój mamy. Rozmawiała z kimś przez telefon. Ann zerknęła na zegarek.
2:42. Trochę za późno na normalne rozmowy.
Oparła się o ścianę przy drzwiach, z zamiarem podsłuchania podejrzanej rozmowy.
- 48 gramów? Na jutro? Adres? Okay, mam kartkę. No dobra. Zapłacone, czy muszę ścigać? Dobra. Nie ma problemu. Tak mam. No nie pójdę bez gnata, chyba cię coś. Jasne.
Cholera jasna. Narkotyki? Aż tak ma przesrane?
Ann nie mogła wyrzucić tej rozmowy z głowy. Długo nie mogła przez nią zasnąć, a i rano nie dawała jej spokoju
Może, to nie były narkotyki, a gnat, to jakiś slang? Dobra Ann stop. Nie możesz być aż tak głupia.
Postanowiła ją obserwować. Jej matka, no cóż, była jej matką, więc nie przyznałaby się bez twardych dowodów. Rano przy śniadaniu przyglądała się jej uważnie. Kobieta pospiesznie szykowała się do ,,pracy".
- Nie powiedziałaś mi wczoraj, gdzie pracujesz. - rzuciła luźno Ann. Eleonor spięła się, co uświadomiło dziewczynie, że miała rację. - Sprzedajesz, czy bierzesz?
- Co, skąd? - zapytała zdezorientowana.
- Jestem asystentką Holmesa. Sądzę, że to pytanie jest zbędne. - warknęła. - Sprzedajesz, czy bierzesz? - spojrzała jej agresywnie w oczy.
- I to, i to.
- Odezwij się jak naprawdę się ogarniesz. - Ann zgarnęła płaszcz i wyszła z mieszkania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro