Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Are you his spy, or what?

ROZDZIAŁ XIX

Rozmowa zakończyła się.

- Lestrade? - Sherlock zadzwonił natychmiast do inspektora. - Wyślij swoich ludzi, żeby przeszukali Tamizę. Moriarty powiedział, że wyrzuci tam jedną z kobiet. Wezwijcie karetkę. - rozłączył się.

Sherlock zapadł się w fotelu. Schował twarz w dłoniach.

- Sherlocku. Zjedz coś. - do pokoju weszła pani Hudson. Przejechał dłonią po twarzy i zamknął ją w pięść, przykładając do ust i nosa. - Wykończysz się.

- Nie mogę przestać o niej myśleć. Nie poradzę sobie bez niej, ja po prostu nie dam sobie rady pani Hudson. Zapamięta mnie jako dupka i egoistę, a ja potrafię być inny, naprawdę. Chciałbym, żeby mogła to zobaczyć. Przysięgam, że się zmienię, jeśli tylko ona do mnie wróci. Będę lepszy, dla niej. Ja...

- Spokojnie Sherlocku - kobieta położyła mu dłoń na ramieniu. - Nauczyłeś ją wielu rzeczy. Zobaczysz, nie dość, że sama ucieknie, to uratuje te kobiety i rozwiąże sprawę.

- Oby się pani nie myliła. - uśmiechnął się delikatnie, myśląc o Ann. 

Pół godziny później, policja wyłowiła z rzeki krztuszącą się kobietę. Na szczęście nie miała poważniejszych obrażeń, była tylko wychłodzona i osłabiona. Pomimo usilnych zakazów pielęgniarzy, Sherlock przecisnął się do karetki, żeby przesłuchać odnalezioną. Zastał ją siedzącą na noszach, owiniętą kocem ratunkowym, pijącą herbatę.

- Opowiedz wszystko, co pamiętasz - zażądał. - każdy szczegół jest ważny. Pamiętasz, gdzie cię przetrzymywano? Jakieś twarze, głosy, widziałaś ją? - pokazał jej zdjęcie Ann.

- Tak, dostawała w twarz często. Ogólnie mocno ją bili. Miałam wrażenie, że jest ona najważniejszą uprowadzoną, bo wydawało się, że mają dla niej coś specjalnego. Raczej nic przyjemnego. - detektyw pobladł.

- Pamiętasz jakieś dźwięki? Miałaś okno? Widziałaś coś za nim?

- W nocy jeździły pociągi, więc musiało być to gdzieś koło torów. Nie pamiętam nic więcej, przepraszam, chcę odpocząć. - złapała się za głowę.

- Jeszcze tylko kilka pytań. Opowiedz mi o niej. - wskazał ponownie na zdjęcie asystentki.

- Och co tu dużo opowiadać. Była w oddzielnej celi, obok naszej. Płakała kilka razy w nocy, podczas snu. Któregoś dnia słychać było uderzanie w ścianę. Kilkakrotnie przychodził ten ich szef, Motiarky...

- Moriarty?

- Tak, dokładnie. Rozmawiał z nią i ją bił. Nic więcej nie wiem.

- Jak to nic więcej nie wiesz? Przypomnij sobie do cholery! Chcesz mieć ją na sumieniu? - krzyczał. Był rozeźlony. Jak można zapomnieć wydarzenia sprzed dosłownie kilku godzin. - A może ty dla niego pracujesz co? Jak na razie ty jedyna przeżyłaś. - złapał ją za ramiona i zaczął nią potrząsać. - Jesteś jego szpiegiem? Odpowiedz!

- Sherlock! - wrzasnął Lestrade, biegnąc w jego stronę. - Puść ją! - szarpnął mężczyzną, przez co musiał ją puścić.

- Chcesz wiedzieć, co o tym myślę? - krzyknęła kobieta. - Jak dla mnie to ona chce się zabić. Podskakiwała im jak głupia, za wszelką cenę pokazując, że się ich nie boi, ściągając na siebie ich gniew. Może ona chce umrzeć, tylko nie ma odwagi popełnić samobójstwa! Może chce zostawić to komuś innemu? Co o tym myślisz, co? 

- Ann nie jest taka! Jeśli ktoś powinien się zabić, to ty, bo jesteś żałosną, małą... 

- Dość! Sherlocku, wracaj na Baker Street, odsuwam cię od tej sprawy. - warknął wściekły Lestrade. - Nie panujesz nad emocjami i tylko nam przeszkadzasz. Idź do domu, zadzwonię do Marthy, niech się tobą zaopiekuje i nie pozwala ci wychodzić z domu do rozwiązania. Nie próbuj działać na własną rękę, bo odpowiesz za utrudnianie pracy policji, rozumiesz? 

Detektyw nic nie odpowiedział, tylko wykonał polecenie inspektora, złorzecząc na niego w myślach.



Chodził nerwowo po salonie. Bezczynność go wykańczała, a pani Hudson pilnująca go jak Cerber, wyjątkowo działała mu na nerwy. Lestrade informował ją o postępach w sprawie, ale zabronił, mówić cokolwiek Sherlockowi.

- Proszę, zapłacę pani. - błagał zdesperowany.

- Nie potrzebuję twoich pieniędzy, mam wystarczająco swoich. To dla twojego dobra. - podała mu miskę z zupą. Wytrącił ją jej z dłoni, przez co jej zawartość wylała się na dywan. - Doliczę ci do czynszu wymianę dywanu.

- Och zaraz oszaleję. - mruknął. Jego frustracja nie potrwała długo, bo rozdzwonił się jego telefon. 

Jimmie Moriarty prosi o udostępnienie połączenia video. 

- Moriarty. Proszę, oddaj mi ją. Zrobię wszystko. - jego głos załamał się. Usłyszał cichy szloch w tle. - Czy to jej głos? Błagam, daj mi z nią porozmawiać.

- Taki był mój plan. -mruknął Moriarty. Sherlock usłyszał krótką wymianę zdań między mężczyzną, a Ann. Po chwili na ekranie pokazała się zapłakana twarz dziewczyny. Widząc go, jej ciałem wstrząsnął płacz, a i sam detektyw nie mógł powstrzymać kilku łez szczęścia.

- Dzięki Bogu, że żyjesz - uśmiechnął się. - No nie rycz, niedługo się spotkamy.

- Sherlocku - jej głos zatrząsł się. - jedyne co trzyma mnie przy życiu, to piosenka mojej babci o pociągach w zajezdni. 

Spojrzał na nią zdezorientowany. Po czym go olśniło.

Pociągi! Ta kobieta słyszała pociągi! Ann mówi o zajezdni! Są niedaleko niej. Już zapomniałem, jak jest niesamowita.

- Haha. Pamiętam, jak śpiewałaś ją, gdy wybiłaś okno przypadkiem.

- Tak, odpadło nawet kilka płytek, pamiętasz?

Muszę dowiedzieć się więcej.

- Tak, a pamiętasz gdy...

- Dosyć tego. - Moriarty rozpracował ich kod. Masz pięć godzin. Jeśli nie odezwiesz się za pięć godzin, z tym, o co się prosiłem, to znajdziesz ją za tydzień pod ziemią, albo pod drzwiami z wyprutymi flakami. Jasne?

- Moriarty czekaj! - krzyknął Sherlock, jednak na darmo, ponieważ przestępca znowu się rozłączył.

Z tym, o co cię prosiłem. Z tym, o co cię prosiłem. On mnie o nic nie prosił!

Sherlock zaczął się zastanawiać, o co może chodzić Moriarty'iemu. Nagle przypomniał mu się SMS od przestępcy, którego otrzymał cztery miesiące temu, w którym Moriarty chciał plany rządowe na temat najbliższych akcji rozpracowania zorganizowanych grup przestępczych. Holmes mógł dostać je jedynie od Mycrofta, a jako że jego brat straciłby posadę, gdyby się zgodził dobrowolnie je oddać, musiał je mu wykraść.

Nie zwracał na niego uwagi, ale zrozumiał, że teraz, kiedy jest przyparty do ściany, musi wykonać jego żądania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro