Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Listen to me


- Alex?

- Uh, tak?

- Zaraz zmiażdżysz mi rękę, kochanie – szepnął sarkastycznie John, a światła scenicznych reflektorów rzucały miękki cień na jego twarz. Mimo to, uśmiechał się delikatnie, niemal w pocieszający sposób.- Lubię ją, jest całkiem przydatna, wiesz?

Alexander zaczerwienił się wściekle, puszczając dłoń narzeczonego, by swoją wytrzeć nerwowo o spodnie, choć wiedział, iż w zaledwie kilka następnych chwil znów zleje się potem. Zajęli swoje miejsca zaledwie pół godziny temu, a już odnosił wrażenie, że temperatura w – jakby nie patrzeć klimatyzowanym – pomieszczeniu podskoczyła o co najmniej dziesięć stopni.- Oh, pardon.

Laurens jedynie pokiwał głową, a miękkie czekoladowe loki okalające jego twarz podskoczyły energiczne na ten nagły ruch.- Nie przepraszaj, po prostu przestań się stresować. Spójrz – rozglądnął się po tłumie spokojnie słuchającym recytacji.- wszystko jest w jak najlepszym porządku.

Mężczyzna wziął głęboki oddech, gdy młoda dziewczyna w okularach o czerwonych oprawkach dygnęła z gracją na zakończenie swojego występu, aby w ułamek sekundy czmychnąć ze sceny, znów widownia nagrodziła ją uprzejmymi oklaskami. Jeżeli Alexander się nie mylił, została tylko jeszcze jedna osoba przed wyjściem jego syna.

- Czy to nie Pip ma się denerwować?- zapytał prześmiewczo Laurens, dyskretnie szturchając go łokciem.- W końcu to jego wielki wieczór.

Alexander jęknął pod nosem na wspomnienie o synu. Supeł ciążący mu na żołądku zacieśnił się jeszcze mocniej. Oczywiście, że John miał rację. To Philip, nie on, wygrał konkurs poetycki i to dla niego w dużej mierze, nie Alexandra, całe dzisiejsze wydarzenie zostało zorganizowane.

Powinien był się cieszyć. I Bóg jeden wiedział, jak wielka radość go rozpierała w niemalże przytłaczający sposób.

Jednakże nic nie mógł poradzić na gorzkie uczucie stresu wymieszanego ze zwykłą rodzicielską troską. Tak wielkie osiągnięcie otwierało przed nim nowe, mogące mieć wpływ na dorosłe życie furtki. I zamykało stare, pełne naiwnego, lecz słodkiego niczym miód dzieciństwa.

Mimowolnie zaczął podrygiwać nogą w nerwowym tiku, gdy niski, na oko siedemnastoletni rudzielec recytował swoją prozę, której Hamilton nawet nie raczył poświęcić choć odrobinę uwagi, zbyt zagubiony we własnych myślach.

- Przekaż, że jeśli zaraz nie przestanie to własnoręcznie unieruchomię mu tą nogę, a ostatnio zaczęłam pakować na siłowni – Alexander wzdrygnął się na ostry ton głosu swojej byłej żony.- I przy okazji zamknijcie się w końcu.

Elizabeth właśnie w niezbyt dyskretny sposób szeptała na ucho Johnowi. Kwiecista, luźna sukienka, którą miała na sobie kontrastowała z, delikatnie mówiąc, poirytowanym wyrazem twarzy.

Laurens odwrócił się do niego, by przekazać mu tą jakże radosną nowinę, jednakże jego słowa zostały zagłuszone przez salwę oklasków. Alexander z przerażeniem spoglądnął na wychowawcę wychodzącego na scenę.

- A teraz, drodzy państwo, chciałbym przedstawić wam być może nie najnowsze, jednakże zdecydowanie obdarzone niezwykłym talentem odkrycie komisji zajmującej się konkursami literackimi – Hercules Mulligan zamilkł na moment, wzrokiem przebiegając po zebranych. Alexander z niesmakiem zauważył jak kuriozalne połączenie tworzył grafitowy garnitur nauczyciela z dziwacznym beretem.

- Ten młody człowiek, uczeń dwunastej klasy, muszę również dodać, że niezwykle dojrzały jak na swój wiek, został pierwszym od ponad dekady laureatem państwowego konkursu poetyckiego – wśród widowni rozległy się pomruki aprobaty.- Po tylu latach posuchy na tym polu, możliwość kształtowania takiego umysłu pod naszymi skrzydłami jest wielkim wyróżnieniem dla nas jako placówki. Panie i panowie, Philip Hamilton!

Alex odruchowo sięgnął z powrotem po dłoń ukochanego, gdy zobaczył jakże znajomą sylwetkę wchodzącą luźnym krokiem na scenę. Nie zważając na siłę splótł palce ich dłoni, lecz ku jego zdziwieniu John równie mocno odwzajemnił uścisk, nim zaczął kciukiem gładzić knykcie Hamiltona.

Ten kątem oka spojrzał na mężczyznę. John gapił się nieruchomo na scenę, uśmiechając się szeroko w oczekiwaniu wymieszanym z ekscytacją. Wydawał się cieszyć równie mocno, co sama Eliza, która już zdążyła włączyć nagrywanie w telefonie, choć wcale nie musiał.

Nie był spokrewniony z Philipem w żadnym stopniu, ba, właściwie mógłby go z łatwością nie cierpieć za niejednokrotnie równie zuchwałe co bezczelne zachowania małolata, a jednak. Siedział tutaj, zaraz obok i najwyraźniej przeżywał wszystko równie mocno, nawet jeśli starał się tego nie okazywać. Cholera, Hamilton nie miał zielonego pojęcia czym sobie na niego zasłużył.

Szybko zwrócił swoją uwagę na gwóźdź dzisiejszego programu, rzucając w zapomnienie tą krótką chwilę miłosnego sentymentu.

Philip wydawał się czuć niczym ryba w wodzie. Jego osoba emanowała pewnością siebie, a na usta przybrał drobny, zachęcający uśmiech. Chociaż zawsze na jego głowie wydawał się panować nieokrzesany bałagan, dzisiaj zdecydował się upiąć niesforne loki. Prosty czarny garnitur jedynie dodawał mu powagi.

- Dobry wieczór. Nazywam się Philip, jestem poetą.

Alexander zagryzł uśmiech cisnący mu się na usta.

- Czuję się zaszczycony mogąc państwu zaprezentować moje opus vitae*. Spędziłem nad nim wiele tygodni i śmiało mogę powiedzieć, że jestem z niego ogromnie dumny. Sam utwór ma dla mnie wielką wartość emocjonalną, można by rzec, że jest skrawkiem duszy przelanym na papier. Dedykuję go swojej byłej dziewczynie.

Zaraz potem zamknął na kilka sekund oczy, znów gdy je otworzył słowa wylały się falą z jego ust.

„O sutku tarmoszonym"

Wstajesz rano, Co widzisz?

Suta.

Podejdź i zassij mi go, proszę.
Mocno ciągnij,

Niczym kot tarmoszący włóczkę.

Ciągnij. Mocno.

O, ciągnij.

Wyssij mi z niego esencję życia.

Proszę nie przestawaj,
Rób to dalej.

Nagle stop!

Mleko się wylało.

Coś Ty zrobiła?

Sut mnie piecze.

Ratunku, pomocy.

Nie chcę Cię znać.

Uciekaj.

Zamknij drzwi.

Zbieram się i wychodzę,

I co widzę?

Kolejnego suta.

Nie!

Uciekam,

Zamykam drzwi.

Nie patrzę się za siebie,

Lecz myślę:

Czy jutro znów będę musiał tu wrócić?

Mam nadzieję, że nie.

Philip skończył łamiącym się głosem, a w całej sali zapanowała cisza. Po dłuższej chwili wybuchły szaleńcze oklaski. Rząd za rzędem zaczął podrywać się ze swoich foteli, zalewając nastolatka gromkimi brawami. Niektórzy mieli łzy w oczach, inni już dawno się rozkleili i chlipali podczas klaskania.

Alexander czuł obezwładniającą radość, której nie da się zawrzeć w najpiękniejszych określeniach.

Dołączył do wiwatującej reszty, wciąż będąc przytłoczonym genialnym fragmentem prozy, którego dane mu było usłyszeć. W głowie zaczynało mu się kręcić, policzki zdrętwiały, dłonie bolały od nieprzerwanego klaskania, a na język cisnęło mu się jedno słowo.

Duma.

----------
*opus vitae – (z łaciny) dzieło życia artysty

no heloł,
krótki szot, ponownie w kolaboracji z panem z dedykacji, wbijajcie na jego profil i obczajcie nowatorską twórczość, w której owy pan się lubuje.

+ chciałam życzyć wesołych świąt Wielkiejnocy, smacznego koszyczka i zjedzcie sobie jakiegoś niewinnego zajączka *serce*

I rEgReT nOtHiNg vol.2

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro