Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Evan kontuzjowany, lecz uśmiechnięty wrócił do domu, by zdobyć na temat pięknej brunetki więcej informacji. Chciał tę resztę dnia spędzić w swoim apartamencie, lecz w firmie wybuchła prawdziwa bomba, a pracy było co niemiara. Nie był z tego faktu zadowolony, ale obiecał sobie to odbić w najbliższym czasie. Ubrany w elegancki garnitur, wszedł do swojego przestronnego biura, od razu odbierając masę telefonów. Zasiadł w wygodnym fotelu, prowadząc piąta już z kolei rozmowę, kiedy do biura przystojnego mężczyzny wszedł jego najlepszy przyjaciel i jednocześnie wspólnik.

- Jesteś wreszcie imprezowiczu cholerny! - krzyknął od progu o rok starszy mężczyzna.

- Jutro zadzwonię, potwierdzić naszą umowę, do zobaczenia - powiedział do słuchawki, szybko zakańczając połączenie. Spojrzał na wysokiego mężczyznę, oparł plecy o wygodny zagłówek fotela, a następnie głośno westchnął, zasłaniając dłońmi zmęczoną twarz.

- Jestem wypompowany - wyszeptał, kręcąc głową na boki. Liam, bo tak miał na imie przyjaciel Evana, uśmiechnął się szeroko, a następnie podszedł bliżej dużego biurka, przysiadając pośladkiem na jego krawędzi. Założył dłonie na piersiach, po czym intensywnie wpatrywał się w bruneta.

- Gdzie tym razem wylądowałeś, po bankiecie u Declana? - zapytał, po czym szturchnął go w ramię.

- W domu - odburknął, uśmiechając się szeroko. Liam już wiedział, że musiało się coś wydarzyć na tym przyjęciu, na którym sam nie mógł się pojawić, podpisując umowę z innym klientem poza miastem.

- W domu? Powaliło cię? - zapytał z niedowierzaniem, po czym dodał. - Nie wierzę człowieku, musiałbym cię nie znać, no powiedz, gdzie balowałeś, bo chyba mi nie powiesz, że po bankiecie wyglądasz jak zwłoka. Co prawda Declan zawsze słynął z tego, że przyjęcia w jego domu były wytworne i z klasą, jednak teraz, kiedy powiększyła mu się rodzina, nie sądzę, żebyś wyglądał tak po tym właśnie bankiecie? - Evan na wspomnienie wczorajszego wieczoru i rozmowie z piękną Leną oraz dzisiejszym bardzo bliskim spotkaniu z nią w ogrodzie, uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Miałem ciekawy, cholernie ciekawy wieczór - powiedział, wstając z fotela. Podszedł do dużego okna, wsadził ręce do kieszeni granatowych garniturowych spodni, a następnie pokręcił głową na boki. - Poznałem tam kogoś i mówię ci, jest taka seksowna, że nie wytrzymam. - Na słowa przyjaciela Liam zrobił zszokowaną minę, a następnie szybkim krokiem podszedł do niego, stając z nim ramię w ramię.

- Musi być dobra w łóżku, skoro tak wyglądasz i jeszcze jawnie o niej mówisz - stwierdził, przyglądając się mu uważnie.

- Nie spałem z nią i ledwo co pocałowałem, ale człowieku ta lalka jest gorąca jak lawa, a jej cięty język i rosyjski akcent działa na mnie jak płachta na byka. Dziś, kiedy byłem u Declana, ona ćwiczyła z Joshuą w ogrodzie, a jak siadła mi cipką na twarz, to myślałem, że tam wybuchnę!

- Że co ci zrobiła? - zapytał podniesionym głosem, otwierając szeroko usta. - Czekaj, czekaj, bo zupełnie nic nie rozumiem! Co ona robiła w jego domu i to jeszcze w jego ogrodzie z Joshuą? Kim ona jest?

Evan wyszczerzył zęby, spoglądając na twarz przyjaciela, a następnie wrócił w stronę biurka, poprawiając swój krawat.

- Ma na imie Lena, ma siedemnaście lat i jest córką Sergieja Prohova. Mieszka tam, a raczej często przebywa u Declana. Na przyjęciu była z córką Jacoba, też fajna foczka, ale zdecydowanie Lena bardziej wpadła mi w oko. Człowieku, żałuj, że cię nie było, bo może zakręciłbyś się obok tej drugiej. - Liam patrzył na przyjaciela i sam nie wierzył w to, co słyszy. Od zawsze Evan był niegrzeczny i miał głowę pełną głupich pomysłów, ale tego się po nim nie spodziewał. Przyjaźnili się kupę lat, ale to Liam zdecydowanie bardziej był rozważny i ułożony.

- Czy ty siebie słyszysz?! - krzyknął, nerwowo pocierając nasadę nosa. - Wiesz, kim jest Sergiej Prohov? - zapytał nerwowo.

- Wiem i co z tego? - Evan wzruszył ramionami, po czym wyjął z szafki butelkę whisky oraz dwie małe szklanki. Nalał bursztynowego płynu do obu, a następnie podał jedną przyjacielowi. Liam wypił zawartość szklanki jednym haustem, robiąc przy tym kwaśną minę.

- Po pierwsze to jeszcze dziecko, a po drugie - Nie zdążył dokończyć, gdyż brunet zaśmiał się w głos, przerywając mężczyźnie.

- To dziecko ma zajebiste cycki, twarz diabełka, a ciało jak marzenie. Jak mi Joshua powiedział, że ma siedemnaście lat, to nie mogłem w to uwierzyć. Zresztą, co ty taki sztywny jesteś? - zapytał, dolewając koledze alkoholu. - Od zawsze byłeś sztywny, ale teraz to już przesadzasz! Przecież, kiedy skończy osiemnastkę, to będzie pełnoletnia i nawet jej ojciec może sobie pogadać. Liam, nie wiem, co się z tobą zrobiło, od kiedy zostawiła cię Larysa, to odwaliło ci na głowę. Zrobiłeś się porządny i nudny!

- Powiem ci coś przyjacielu. Z tego, co mówisz, jeszcze nie ma osiemnastu lat, a jej ojciec urwie ci fiuta, jak zrobisz jej krzywdę. Może masz rację, że panny dziś się szybciej rozwijają i można się łatwo pomylić, ale ty już przerzedzasz, a do tego nie jesteś stały w uczuciach.

- Liam, co ty pierdolisz? Jesteś tylko rok ode mnie starszy, ale ja się naprawdę zastanawiam co z tobą nie tak? Jesteśmy młodzi i trzeba korzystać z życia, bo potem nawet ci fiut nie stanie, jak zdecydujesz się z kimś być!

- Ja fiuta na śmietniku nie znalazłem, ale ty proszę bardzo, rób, co chcesz - odpowiedział zrezygnowany, machając dłonią, kierując się w stronę wyjścia.

- Zmienisz zdanie, kiedy zobaczysz tę małolatę, mówię ci! - krzyknął za przyjacielem z szerokim uśmiechem na ustach, robiąc sobie kolejnego drinka.

Siedział w swoim biurze, próbując zająć swe myśli pracą, czymkolwiek, byleby nie myśleć o Lenie, lecz nie potrafił się skupić, bo w jego głowie siedziała ona.

- Mam dla ciebie robotę - powiedział do słuchawki, zakładając nogi na biurko.

- Zamieniam się w słuch - wyszeptał nieznajomy mężczyzna po drugiej stronie aparatu.

- Potrzebuję informacji na temat Leny Prohov. Spotkajmy się u mnie w mieszkaniu wieczorem, a wszystko ci dokładnie powiem.

- Będę - powiedział mężczyzna, po czym zakończył połączenie.

Evan uśmiechnął się do siebie i popijając drinka, wyobrażał sobie ich kolejne spotkanie, które miało nastąpić bardzo szybko, a którego już nie mógł się doczekać.

***

Lena cały dzień spędziła na męczących ćwiczeniach z Joshuą, który na jej prośbę uczył jej także strzelać. Wykorzystała ten czas, kiedy jej ojca nie było w pobliżu, chcąc się czegoś nauczyć. Po meczącym dniu pełnym wrażeń nastolatka wróciła do domu skonana i zmęczona. Joshua wyglądał znacznie gorzej, ale był w końcu szczęśliwy, móc czegoś jej nauczyć.

- Dzwonił tata - powiedziała Natalie podczas wieczornej kolacji w domu państwa Halle.

Lena spojrzała na nią zmęczonymi powiekami, a następnie zapytała.

- Kiedy wraca? - Natalie spojrzała na nią z szerokim uśmiechem, a następnie odpowiedziała.

- Za jakiś tydzień, ale spokojnie nie powiedziałam mu, że Joshua uczy cię strzelać. Prosił, byś do niego zadzwoniła przed powrotem do szkoły - dodała, spoglądając w stronę Jacoba, który słysząc jej słowa, momentalnie spojrzał na Lily, a następnie na Joshuę, który dosłownie zasypiał podczas kolacji.

- Mam nadzieję, że ciebie nie uczył strzelać, kiedy byłem z Seliną u lekarza?

- Nie tatku, nie uczył, ale chętnie bym się od niego czegoś nauczyła - odpowiedziała znudzona, podpierając się łokciem na białym obrusie dużego stołu. Jacob zakrztusił się winem, kasłając głośno, podniósł się z krzesła. - Co robisz tatku? - zapytała, zdziwiona jego dziwnym zachowaniem.

- Jedziemy do domu! - warknął, palcem wskazując na drzwi. Selina zaczęła się śmiać, co udzieliło się pozostałym, a co niekoniecznie spodobało się jemu. - Co cię tak śmieszy skarbie? - zapytał żony, spoglądając tym samym na roześmianą Holly, która nie potrafiła ukryć rozbawienia.

- Jest późno, a dziewczyny jutro wracają do szkoły, koniecznie chcesz teraz jechać do domu? - zapytała, próbując zapanować nad swoim zachowaniem. Chciał coś odpowiedzieć, ale wtedy do rozmowy wtrącił się Joshua.

- Spokojnie Jacob, nie zamierzam więcej bawić się w trenera. Ta małolata mnie dziś mało nie zabiła, a ja mam rodzinę na utrzymaniu. Koniec z trenowaniem kogokolwiek. - Korzystając z okazji, że Jacob na niego nie patrzy, mrugnął do Lily, dając jej tym samym do zrozumienia, że żartuje, a następnie uśmiechnął się szeroko do dużego mężczyzny, który usiadł na swoim miejscu, głośno wzdychając.

- Jacob, co ty jesteś taki rozdrażniony? - Selina przybliżyła się do męża, szepcząc mu do ucha, na co ten uśmiechnął się do niej, układając dłoń na widocznym, okrągłym brzuszku, ale nie odpowiedział.

Kolacja minęła w dość miłej i spokojnej atmosferze, a następnie Declan zaproponował Jacobowi i Joshule drinka w ogrodzie. Miley, Holly, Natalie i Selina zajęły się damskimi sprawami, chcąc zabrać ze sobą nastolatki, lecz te chciały zostać w towarzystwie panów.

Lily uśmiechnęła się do dziwnie spiętego Jacoba, wspięła się mu na kolana, po czym zarzuciła ręce na szyję. Ucałowała go w szorstki policzek, a kiedy ten uśmiechnął się do niej, wyszeptała.

- Kocham cię tatku.

Jacob cieszył się jak mały chłopiec, lecz w tym samym momencie jej słowa wywołały w nim dziwne odczucia. Lily otworzyła się przed nim i mieli świetny kontakt, jednak nigdy nie zachowywała się w ten sposób i w obecności innych wyjawiała swoje uczucia. To oznaczało tylko jedno, coś się święciło i tylko czekał, kiedy wypali z odpowiednim tekstem w jego kierunku.

- Co chcesz kokietko mała? - zapytał wprost, łapiąc ją w pasie. Brunetka parsknęła śmiechem, a kiedy chciała powiedzieć, o co chodzi, Lena ją uprzedziła.

- Wujku, Lily chciałaby zrobić prawko i mieć swoją wypasioną furę!

- Zaczyna się - powiedzieli jednocześnie Declan z Joshuą, spoglądając z uśmiechem na King Konga.

- Lily to prawda? - zapytał nieco zszokowany Jacob, wpatrując się w twarz córki.

- Chciałabym, żebyś nauczył mnie jeździć - powiedziała niepewnie.

- No pewnie, że cię nauczę promyczku mój! - oznajmił, szczerze się uśmiechając, po czym dodał - Już myślałem, że powiesz, że mam ci kupić gnata.

- O to poprosimy kogoś innego - wypaliła Lena z szerokim uśmiechem na ustach, spoglądając ukradkowo w stronę Joshuy.

- Ty mała cholernico, jak ci dam broń, to zobaczysz! - krzyknął Jacob, po czym zerwał się na równe nogi i z Lily na rękach zaczął biec za Leną w stronę domu.
Lily trzymała ojca kurczowo za szyję, a Lena śmiała się głośno, uciekając przed wielkim mężczyzną.

Jacob dogonił Lenę na schodach, prowadzących do sypialni, łapiąc ją w pasie, podniósł do góry. Z jednej strony trzymał Lily, z drugiej Lenę i dysząc jak parowóz, szedł w stronę ich pokoju. Drzwi od ich pokoju były lekko uchylone, więc Jacob otworzył je nogą, po czym rzucił obie na łóżko, krzycząc jak goryl. Lena piszczała, Lily śmiała się w głos, a Jacob udawał złego, wymachując szybko rękami. Po krótkich wygłupach, wrzaskach i piaskach, powiedział.

- Do łóżek moje panny. Jutro odwiozę was do szkoły i pogadamy na temat prawo jazdy. - Ucałował najpierw Lily, potem Lenę, chcąc wrócić do ogrodu, kiedy Lena powiedziała ostatnie słowo.

- Czyli o broni też porozmawiamy?

Jacob wciągnął mocno powietrze do płuc, obrócił głowę w stronę uśmiechniętej nastolatki, a następnie powiedział.

- Tak Lenko porozmawiamy, ale jak Sergiej wróci z Rosji. Na pewno porozmawiamy i o tym, że Joshua uczy cię strzelać, także porozmawiamy, a teraz dobranoc słoneczka moje. - Uśmiech z twarzy nastolatki momentalnie zszedł i nie było już jej tak wesoło, jak przed kilkoma chwilami. Nakryła się kołdrą, mamrocząc coś pod nosem i teraz Jacob zadowolony z siebie opuścił pokój dziewczyn.

- Smarki małe, niedojrzałe - wyszeptał do siebie, zamykając za sobą drzwi.

- W tym domu zwariować można dosłownie! - warknęła Lena, kiedy zostały same.

- Daj spokój, chyba nie myślisz, że mój ojciec powie twojemu, że Joshua uczył cię strzelać? - zapytała Lily, po czym wskoczyła do łóżka brunetki, układając się obok niej. Lena przytuliła twarz do jej szyi, obejmując ją w pasie, a następnie głośno westchnęła, szepcząc.

- Nie o tym myślałam akurat, bardziej chodziło mi o to, że w tym domu zawsze kręci się ktoś z zewnątrz. Wujka odwiedzają różni ludzie, jedni fajni, inni mniej, ale największym idiotą jest ten cały Arta!

Lily na słowa brunetki, przekręciła się w jej stronę i robiąc duże oczy, zapytała.

- Nie mów, że on tu dzisiaj był?

- Jakbyś nie spała cały dzień, to byś wiedziała, że był i do tego wszystkiego doprowadził mnie znowu do szału! - Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale się zapowietrzyła, na co Lily parsknęła śmiechem. - Z czego ty się śmiejesz głupolu, że go zamorduje w końcu, a sama trafię do domu bez klamek?

- Podoba ci się, widzę to! - powiedziała, po czym pocałowała jej zaróżowiony policzek. Lena delikatnie zmieszana próbowała jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji, ale nie potrafiła. Odetchnęła głośno, a następnie wyszeptała.

- Owszem podoba mi się, bo jest naprawdę przystojnym mężczyzną, ale zachowuje się jak idiota i jest zbyt pewny siebie! Lily, ja nie mam doświadczenia z facetami, a jak patrzę na niego, to mam wrażenie, że chce się mną tylko zabawić. Zresztą, co ja wygaduję?! - uderzyła się dłonią w czoło.- Pewnie już go nawet nie spotkam, jutro wracamy do szkoły, a on już pewnie nawet nie pamięta jak mam na imię. Tacy jak on skaczą z kwiatka na kwiatek.

- Myślę, że go jeszcze nie raz spotkasz, wiem, co mówię - Zaśmiała się, a następnie przytuliła drobne ciało brunetki, dodając szeptem. - Śpijmy już wariatko moja.

***

Dziewczyny wróciły do szkoły, a Evan wciąż kombinował, jak spotkać się z Rosyjską pięknością, o której bezprzerwy myślał. Sam się sobie dziwił, że zainteresował się siedemnastolatką w dodatku córką groźnego gangstera. Jak to miał w swoim zwyczaju, nie zamierzał się w nic angażować, a jedynie świetnie bawić. Pragnął jej ciała, niczego więcej, ale nigdy w życiu żadna kobieta nie zawładnęła jego myśli na tak długo, jak ona. Przeszkadzało mu to, bo nie potrafił się skupić na żadnej wykonywanej czynności, a w firmie miał tego dnia kilka ważnych spotkań. Siedział w swoim gabinecie, próbując przeanalizować kilka dokumentów, których potrzebował na spotkanie z klientem, kiedy zadzwoniła jego komórka.

- Halo? - odebrał połączenie, nie zerkając nawet, kto dzwoni.

- Mam wszystkie informacje, o które mnie prosiłeś. - powiedział mężczyzna po drugiej stronie słuchawki. - Pojechałem pod willę Declana i akurat wpadłem na moment, kiedy dziewczyny szykowały się do drogi. Pojechałem za nimi i mam wszystko. Twoja Lena mieszka i uczy się w akademiku niedaleko Las Vegas, jakieś cztery godziny jazdy samochodem.

Evan na wiadomość od swojego kolegi, aż podskoczył na krześle, poprawiając kołnierzyk śnieżnobiałej koszuli.

- Zaraz wyśle ci dokładny adres - dodał i zakończył tę jakże krótką rozmowę.

Kiedy na ekranie telefonu pojawiła się wiadomość tekstowa z adresem szkoły, mężczyźnie zaświeciły się oczy.

- Masz wszystko przygotowane na naszą rozmowę? - Do gabinetu wszedł Liam, a widząc uśmiechniętego przyjaciela, gapiącego się w ekran komórki, zapytał.- Evan, dobrze się czujesz?

Ten spojrzał na niego, na papiery, które przeglądał wcześniej, to znowu na ekran telefonu. Zerwał się z fotela, chowając do kieszeni spodni komórkę, chwycił w dłoń papiery i jak torpeda, podbiegł do przyjaciela.

- Wszystko mam, chodź, załatwimy to szybko, a potem musisz mi pomóc - warknął do mężczyzny, popychając go w stronę wyjścia, prosto do sali konferencyjnej, gdzie odbyć się miało owe spotkanie.

***

- Nie ma mowy! - krzyknął Liam, kiedy Evan powiedział mu, co chce zrobić.

- Człowieku, bądź, że przyjacielem i pomóż mi, przecież wiesz, że ja nie wyjdę z samochodu, bo hieny mnie zjedzą.

- Mnie też i co mam zrobić? Ty jesteś walnięty na łeb! Co ty sobie wyobrażasz? To małolata i dajże już spokój, znajdź sobie inną cizię, za którą nie będziesz musiał się uganiać jak debil.

- Ty nic nie rozumiesz?! - Evan zły uderzył przyjaciela w ramię. - Nie chcę innej, bo ona mnie kręci i nie odpuszczę! Nie pomożesz mi, to zrobię to sam, ale wtedy wszystkie gazety będą o tym wiedziały. Proszę cię tylko o małą pomoc, czy to tak wiele? - Liam westchnął głośno, załamując ręce na jego pomysły, ale wiedział, że on nie odpuści, więc w końcu się zgodził, choć zdawał sobie sprawę, że będzie tego żałował.

- Zbieraj dupę i widzimy się na parkingu! - powiedział do zadowolonego bruneta, po czym wyszedł z pomieszczenia, gdzie chwilę wcześniej zakończyło się spotkanie biznesowe. Evan czym prędzej popędził do swojego gabinetu, zmienić elegancki garnitur na coś luźniejszego, a następnie wybiegł z firmy, prosto na podziemny parking.

Przy czarnym Mercedesie z przyciemnianymi szybami czekał na niego Liam, więc nie chcąc tracić czasu, podbiegł w jego kierunku.

- Ładuj się do tyłu - warknął, po czym wsiadł do pojazdu, zapalając silnik. Spojrzał na zadowolonego mężczyznę, a następnie wyszeptał. - Obym tego nie żałował.

Kiedy dojechali na miejsce, Evan poprawił się na tylnym siedzeniu, a następnie po raz ostatni poinstruował przyjaciela, co ma robić. Mężczyzna zaparkował samochód na parkingu obok dużego budynku i upewniwszy się, że nie ma dookoła żadnych dziennikarzy, wysiadł z auta. Zapiał guziki w marynarce, poprawił dłonią lekko dłuższe włosy u nasady, a następnie ruszył w głąb szkoły. Kiedy szedł długim korytarzem, szukając kogoś, kto mógłby powiedzieć mu, gdzie mieszka Lena, denerwował się coraz bardziej.

- To idiotyczny pomysł, a mi się pewnie za wszystko oberwie. Debil jeden, kiedy ten człowiek w końcu dorośnie? - mówił do siebie, czując potworną gulę w gardle.

- Przepraszam, mogę zająć ci chwilkę? - zapytał przechodzącego obok czarnoskórego nastolatka.

- Co jest kolo? - zapytał go chłopak, przystając przy ścianie.

- Szukam jednej dziewczyny, ma na imię Lena i jest z Rosji, wiesz może, w którym pokoju mieszka? - zapytał, mając nadzieję, że chłopak będzie wiedział, o kogo chodzi. Młody zamyślił się na chwilę, a następnie z uśmiechem na ustach zapytał.

- Chodzi ci o te Rosyjską dupeczkę Prohov?

- Tak, tak o nią właśnie mi chodzi. - odpowiedział, uśmiechając się sztucznie.

- To ten, no... drugie piętro, korytarzem na lewo pokój 305.

- Dziękuje za pomoc. - powiedział wysoki mężczyzna, a następnie w pospiechu ruszył w tamtym kierunku.

Stanął pod odpowiednimi drzwiami, a kiedy miał już zapukać, zawahał się, kręcąc głową na boki.

- Jeden debil to wymyślił, a drugi jeszcze większy się na to zgodził - wyszeptał, po czym zapukał do białych, drewnianych drzwi.

Serce waliło mu jak oszalałe, dłonie pociły i trzęsły ze strachu, że to, co ma zrobić, się nie uda i oboje wpadną w tarapaty. Po dłuższej chwili drzwi się otworzyły, a w nich stanęła dziewczyna. Była piękna, a jej oczy inne niż wszystkie, jakie kiedykolwiek w życiu widział. Ich barwa przypominała kolor lawendy. O tak, miała piękne lawendowe oczy, pomieszane z odrobiną szarości. Ich kolor cudowny, głęboki i totalnie hipnotyzujący, powalił Liama na łopatki. Dziewczyna miała na sobie krótkie szorty i obcisłą czarną bokserkę, a jej włosy ułożone w niedbałego koka, dodawały jej jeszcze więcej tajemniczości i tego pazura. Była piękna i jednocześnie taka niewinna i skromna. Przez chwile oboje stali i patrzyli na siebie, nie odzywając się słowem. Liam odchrząknął i kiedy miał już zapytać, czy ma przyjemność z Leną, ta się odezwała i wiedział już, że to nie ona, a jej przyjaciółka.

- Pan do kogo?

- Dzień dobry, nazywam się Liam Davis i ja do Leny Prohov - wyjąkał, poprawiając nerwowo krawat przy szyi. Lily przymrużyła oczy, przyglądając się mężczyźnie z uwagą.

- A w jakiej sprawie, jeśli można zapytać?

Weź się w garść chłopie!

- Przysyła mnie jej ojciec, Sergiej, który czeka na dole w samochodzie.

- Do prawdy? - zapytała, wychodząc bardziej na korytarz, rozglądając się dookoła. Przymknęła drzwi od pokoju, a następnie powiedziała. - Jej ojciec jest teraz w Rosji i wraca dopiero za tydzień. - Mężczyzna czuł, że coraz bardziej się pogrąża, ale postanowił brnąć w to dalej.

- Tak, ale zaszły nieprzyjemne okoliczności i musiał wrócić szybciej. Ma małe problemy i nie mógł osobiście przyjść, więc wysłał mnie, abym po nią przyszedł. - Na twarzy Lily pojawił się szeroki uśmiech, bo już wiedziała, że to jest totalna ściema.

- Zawołam ją - wyszeptała, zbliżając się nieco do przystojnego, wysokiego mężczyzny, po czym zniknęła za drzwiami. - Już mi się on podoba, a i kolegę ma fajnego - wyszeptała do siebie, podskakując jak sarenka.

- Kto pukał? - zapytała Lena, która akurat malowała paznokcie u stóp.

- Twój ojciec czeka w samochodzie na parkingu. - powiedziała, próbując się nie zaśmiać.

- Co?! - krzyknął, zrywając się na równe nogi. - O co chodzi, czemu nie może wejść do góry i dlaczego już wrócił, miał przyjechać za tydzień? - Lily wzruszyła ramionami, a następnie z ledwością przyszło jej kłamać, tak by nie parsknąć śmiechem. Wiedziała, że Lena ją za to zabije, ale już było za późno.

- Ma kłopoty i nie może wejść. Prosił, byś do niego zeszła.

- Boże święty, już biegnę! - podskoczyła zdenerwowana, poprawiając rozpuszczone, lekko potargane włosy. Miała na sobie jedynie czerwone majtki w zielone groszki i białą koszulkę na ramiączkach bez biustonosza. Zaczęła biegać po całym pokoju i panikować, co wywołało u Lily śmiech.

- Ubierz, chociaż na tyłek spodenki, żebyś nie paradowała w gaciach po całym parkingu. - krzyknęła, rzucając jej czarne spodenki. Lena w pośpiechu założyła na pupę spodnie, a następnie niedbale związała włosy w kucyk. Poprawiła podkoszulek, a na stopy włożyła japonki, starając się nie zetrzeć świeżej warstwy lakieru do paznokci.

Wybiegła z pokoju, wpadając prosto na Liama.

- Gdzie on jest?! - zapytała, szarpiąc mężczyznę za poły marynarki.

Evan miał rację, mówiąc, że Lena to piękna, młoda kobieta, a jej rosyjski akcent seksownie brzmiał, kiedy wypowiadała każde słowo.

- Na dole, w czarnym mercedesie na ciebie czeka - powiedział, ruchem dłoni wskazując dziewczynie na długi korytarz.

Zaraz za nimi z budynku wybiegła Lily, a kiedy znaleźli się przy samochodzie, spojrzała na mężczyznę, mówiąc cicho.

- Jestem Lily - podała mu dłoń, uśmiechając się szeroko. Miała piękny, zdrowy, równy uśmiech i była naprawdę piękna. Liam ujął jej rękę, także odwzajemniając uśmiech, wyszeptał.

- Liam.

Lena w pośpiechu złapała za klamkę i szarpiąc za nią, otworzyła zamaszyście drzwi, po czym wskoczyła do środka pojazdu. W tym momencie tego bardzo, ale to bardzo pożałowała. W samochodzie siedział uśmiechnięty Evan Arta, a widząc Lenę, chwycił ją za ręce, sadzając ją sobie na kolanach. Nie zdążyła nawet zareagować, bo jego pełne słodkie usta nakryły jej. Kiedy zakończył namiętny pocałunek, złapał ją mocno w pasie, nie dając możliwości ucieczki, po czym wychrypiał w jej usta.

- Witaj moja piękności, mówiłem, że nie dam ci spokoju?

- Aaaa! Zabiję was wszystkich! - wrzasnęła, chcąc wysiąść z samochodu, lecz wtedy Liam zamknął jej drzwi przed nosem, spoglądając na uśmiechniętą Lily.

- Dajmy im trochę czasu, zapraszam na kawę. - wystawił w jej kierunku ramię, a kiedy dziewczyna je przyjęła, odeszli od samochodu, zostawiając parę samą sobie.

- Lena mnie zabije - zaśmiała się słodko do mężczyzny, ale w tym momencie się tym nie przejmowała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro